2.
– Popcorn i „Star Trek"? – Przez chwilę Tony obawiał się, że skręcił nie w tę przecznicę. W końcu dzieciaki w tych czasach raczej nie przepadały za tego typu filmami. A nawet jeśli, to data produkcji zazwyczaj wystarczyła, by je ostatecznie zniechęcić.
Ale nie tym razem.
– Uwielbiam „Star Treka"! – zawołała dziewczynka w bluzie mocno zainspirowanej amerykańską flagą. – A ty, Katy? Też lubisz? Lubisz, prawda? – pytała podekscytowana, szarpiąc za rękaw ciemnowłosą koleżankę z łukiem niebezpiecznie przypominającym prawdziwą broń.
– Naprawdę chce nas pan zaprosić? – zapytał podejrzliwie jeden z maluchów.
– Pewnie, czemu nie – zgodził się Tony pospiesznie. – To chyba nie problem? Mój dom jest przecież na końcu ulicy, zrobiło się zupełnie ciemno, nigdzie już chyba nie idziecie? – Wyrzucał z siebie słowa jak karabin naboje. Jedyną reakcją było jednak narastające przerażenie w oczach żołnierzyka. Z każdą literą Stark był coraz dalej od upragnionego celu i nic nie wskazywało na to, by miał się do niego zbliżyć.
– Nie, to chyba nie najlepszy pomysł – zaoponował nieśmiało nieznajomy. – Nie możemy się tak panu narzucać.
– Nie, nie, nie! Tylko nie „panu". Tony Stark. – Tony odruchowo wyciągnął dłoń, poniewczasie uświadamiając sobie, że wciąż była naoliwiona i pachnąca drzewem sandałowym. Cholera, jeśli przez to...
– Steve Rogers, miło mi.
Mężczyzna w przerobionym na kostium superbohatera mundurze bez wahania uścisnął dłoń Tony'ego. Choć jego odpowiedź wydawała się jedynie grzecznościową formułką, szeroki uśmiech sugerował zupełnie coś innego. Zupełnie jakby w jakiś magiczny sposób Stark zdołał przełamać pierwsze lody. Przez chwilę stał osłupiały, z dłonią tonącą w silnych palcach mężczyzny, nie wiedząc specjalnie, co powinien zrobić dalej. Jeszcze nigdy nie poszło mu tak łatwo (o ile wcześniej nie zapłacił).
– To oglądamy tego „Star Treka" czy nie? – zniecierpliwił się zielono-srebrny maluch, szarpiąc swojego opiekuna za nogawkę.
– Będę musiał zadzwonić do waszych rodziców. – Steve powiedział to z wahaniem, ale w jego głosie dało się wyczuć, że był już niemal przekonany. Uśmiechnął się ponownie i zmierzwił brzdącowi włosy. Stark poczuł na ten widok dziwne ukłucie w okolicy mostka. Nigdy nie lubił dzieci. Nie znosił samego przebywania w ich towarzystwie. Ten beztroski i czuły zarazem gest przypomniał mu Jarvisa, który rozpaczliwie próbował wychować Tony'ego na dobrego człowieka, i ojca, który nigdy nie wysilał się, by chociaż spróbować... – Nikt nie ma nic przeciwko? Tony?
Tony odetchnął głęboko, słysząc swoje imię. Byli na „ty", naprawdę byli na „ty". Cóż za bezpośredni chłopiec! Stark uśmiechnął się szeroko na samą myśl o tym, jak wynagrodzi to swojemu żołnierzykowi.
– Gdybym miał cokolwiek przeciwko, w ogóle bym was nie zapraszał. Dalej, nie sterczcie tak pod drzwiami, bo stoję w przeciągu. Nie chcecie chyba mnie przeziębić.
– To zalezy, cy jest pan złocyncom.
– Taki zamach na moje życie? – Tony zaśmiał się mimowolnie, wpuszczając wszystkich do środka. Nie umknęło przy tym jego uwadze, że Rogers wykorzystał nadarzającą się okazję, by musnąć dłonią szlafrok. Nie, nie było mowy o przypadku. Owszem, miał cudownie szerokie barki, ale bez trudu mógłby minąć Tony'ego z zachowaniem bezpiecznej odległości. Nie zrobił tego jednak. – I cóż ja biedny pocznę? Kto stanie w mojej obronie?
– Wszystko zależy od tego, czy jesteś złoczyńcą – odparł Steve niepokojąco ciepłym głosem. Cholera, Tony wyraźnie poczuł jak coś w nim zaczyna się topić.
– Obawiam się, że nie ma mnie na liście grzecznych chłopców świętego Mikołaja.
– Och, to mocno komplikuje moją pracę.
– Doprawdy?
– Tak się składa, że jestem superbohaterem. Moim obowiązkiem jest rozprawianie się z...
– Szefie, wszystko w porządku?
Tony nie miał pojęcia, czy w tym momencie bardziej ma ochotę nakrzyczeć na Happy'ego za przerywanie rozmowy w najbardziej emocjonującym momencie, czy też wycałować go za przyjście z odsieczą – nic przecież nie stało teraz na przeszkodzie, aby ożenił swojego ochroniarza w opiekę nad dziećmi, a sam zajął się czymś znacznie przyjemniejszym.
– Happy, zaprowadź ten oddział samozwańczych bohaterów do salonu i włącz im moją kolekcję „Star Treka". Odcinki są ponumerowane w kolejności od najwybitniejszych do niestety tylko dobrych, więc nie musisz się przejmować wybieraniem. A, i zrób im jeszcze popcorn!
Happy przyglądał się niepewnie swojemu szefowi. W jego oczach czaił się niepokój; zapewne domyślił się już, co takiego Tony planował i całym swoim poczciwym sercem gorąco to potępiał, ale z drugiej strony perspektywa opychania się popcornem (pomimo diety!) razem z poprzebieranymi dzieciakami musiała prezentować się nadzwyczaj kusząco.
– Jasne, szefie – zgodził się w końcu, przybierając jednak cierpiętniczą minę. – Chodźcie, maluchy. Zaraz zobaczycie największy salon w mieście.
– A cy popcornu tez będzie najwięcej w miescie?
– Pan Stark ma swoją maszynę do popcornu, dokładnie taką jak w kinie. Będziecie mogli sobie zrobić tyle, ile chcecie.
Dzieciakom nie trzeba było tego dwa razy powtarzać. Ochoczo pobiegły za okrąglutkim ochroniarzem i zostawiły swego opiekuna na pastwę gospodarza. Rogers wydał się tym nieco zaniepokojony. Zmarszczył brwi i zmierzył Starka badawczym spojrzeniem.
– Nie tak się umawialiśmy.
– Zaufaj mi. Na pewno dobrze na tym wyjdziesz.
Tony uśmiechnął się szeroko. Wiedział, że jest przystojny. Wiedział, że wielu mężczyzn miało na niego ochotę, bez względu na orientację seksualną. A mimo to przy tym słodkim żołnierzyku czuł się wyjątkowo niepewnie. Zupełnie jakby Steve rozbierał go wzrokiem na czynniki pierwsze, wnikliwie analizował jego seksapil, kontemplował kryjące się pod nim kompleksy. Stark przełknął nerwowo ślinę. Milczenie przedłużało się tak bardzo, że zaczął już oczekiwać odmowy.
Zamiast tego dostał jednak ciepły uśmiech.
– Musisz mi tylko obiecać jedną rzecz – zaczął Rogers bardzo poważnie. Tony poczuł jak dreszcze podniecenia przebiegają mu po plecach. Powoli skinął głową, jednocześnie obawiając się odpowiedzi i nie mogąc się jej doczekać. – Nie wolno ci poplamić ani tym bardziej podrzeć mojego kostiumu.
Tony Stark parsknął śmiechem i rzucił się na żołnierzyka. Musiał stanąć na palcach, by dostać się do jego ust, ale nie miało to większego znaczenia. Usta Rogersa były cudownie miękkie i wygłodniałe, zupełnie jakby od bardzo, bardzo dawna nie miał okazji używać ich do zabawy.
Co za marnotrawstwo!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top