Rozdział XVIII

Minął pierwszy tydzień w nowej pracy.
Krzątała się w sklepie od rana przygotowując wszystko do otwarcia. Pracowała w miejscu, o którym zawsze marzyła. Sklep zielarski połączony z apteką. Marzyła, by kiedyś otworzyć i prowadzić coś takiego. Ale życie potoczyło się tak, że zrobił to ktoś inny, a ona mogła się skupić na po prostu byciu częścią tego uroczego miejsca. Dlatego dbała o nie i dawała z siebie 200%.
Pierwszy raz od dawna czuła spokój i nawet gdyby chciała nie znalazłaby żadnej rzeczy do narzekania. Robiła to co kochała, czyli pomagała ludziom swoją wiedzą o każdym, choćby najmniejszym źdźble.

Jej twarz na nowo nauczyła się uśmiechać, a kontakt z ludźmi, od którego tak odwykła pomagał jej powoli przypominać sobie... Jak to jest być Mary.

Z ulgą usiadła na czerwonym krześle. Chwilowa przerwa, sklep był pusty. Usiadła bokiem i ułożyła ręce na oparciu krzesła wpatrując za okno sklepowej witryny. Ruch postaci w wróżnobarwnych strojach nie był już tak gęsty jak rankiem. Wybiło południe, wszyscy byli już w pracy lub domach, zajęci swoimi sprawami. Ale o 15 znów wyleją się na ulice, by kontynuować taniec barw.

Ciche westchnienie opuściło jej usta. Ciekawe co u Willa... Jej małego ślizgona. Z listów, które pisał, aż wylewała się ekscytacja nowym środowiskiem. Gdy je czytała sama zaczynała sobie przypominać te szkolne lata, gdy największym zmartwieniem było zdanie egzaminu...
Szkoda, że to minęło.
Zaczęła myśleć o upływie czasu. Pomyślała, że gdyby miała dość dobry zmieniacz czasu chętnie nie dopuściłaby do kilku poważnych błędów w swoim życiu.
Ale szybko odrzuciła tą myśl...

Błędem było spotykać się z wymoczkiem z Munga. Przez niego została porwana i torturowana. To zapoczątkowało rozpad spokojnego życia i przyjaźni z Snape'em.

Ale gdyby nie to nie spotkałaby małego, przestraszonego chłopca, który rozświetlił jej puste życie.

Uśmiechnęła się.
- Może nie wszystko zrobiłam źle...

~<^>~

- Kochanie spokojnie, usiądź. Rozmasuje cię, odpręż się. - mówiła do Blacka, który właśnie wrócił z pracy. Nie trzeba było nawet pytać o jego samopoczucie, jego włosy wręcz elektryzowały od irytacji i złości wydostając się z kucyka zawiązanego na karku.

- Zamorduje go... Gołymi rękami, nie zasługuje na śmierć z mojej różdżki. Pierdolony, szlamowłosy skurwiel...

- Syri język, błagam... - dobrze, że mieli pusty dom. - Aż tak źle?

- To Snape! Z nim nie może być dobrze! - wrzasnął wymachując rękami. Mimo prób masażu przez Kate nie mógł wysiedzieć na miejscu - Gdzie są moje fajki... - wstał rozpoczynając poszukiwania.

- Przecież rano wziąłeś świeżą paczkę... Już wypaliłeś?! Syriusz...

- Nie syriuszuj mi. - powiedział trochę głośniej niż chciał... A sroga mina pani Black w jednej chwili ustawiła go do pionu. - ... Przepraszam.

- No. - odezwała się odsuwając sobie krzesło. - Wiem, że on jest dla ciebie niczym plaga egipska, ale nie wyżywaj się na mnie. - usiadła przy stole.

- Masz rację, przepraszam... - westchnął przecierając twarz. Oparł dłonie na krześle, wolał postać. - Po prostu nie wyrabiam z tym fiutem.

- Co tym razem?

- Sam poszedł do naczelnika z raportami i UWAGAMI do nich. Najlepsze jest to, że wybrał sobie największe ciamajdy i posprawdzał im ortografię. Ale oczywiście, nie dostało się im, tylko mnie. Bo ja jestem za nich odpowiedzialny, ja nic nie robię i pozwalam, by raporty wyglądały jak wyglądały... Za dwa tygodnie zaczynamy szkolenie z ortografii. Jak mi jeszcze kurwa sprowadzą McGonagall to się strzelę avadą. Albo nie, wróć. Strzelę tego skurwysyna, który robi ze mnie idiotę przed całym komisariatem! - znów wrzasnął waląc pięścią w stół.
Oddychał głęboko, by się uspokoić.

- Jeszcze raz przepraszam. Już mi lepiej. - oblizał spierzchnięte wargi i odgarną włosy z twarzy.

- Nie można się go jakoś pozbyć? - wstała z miejsca i przytuliła się do jego pleców. - Skoro jest dupkiem, to nie powinien być problem.

- Problem w tym, że skurczydrań też zdążył się już podlizać naczelnikowi. Jakbym zaczął pod nim kopać wyszłoby, że robię to z zemsty... - odchylił głowę, gdy zaczęła sunąć dłońmi wzdłuż jego torsu.

- Rozumiem... Ale na pewno coś wymyślisz. Jesteś taki mądry mój nadkomisarzu... - przeszła na bardziej mruczące tony trącając nosem płatek jego ucha. - A ja ci pomogę. - zapewniła zaczynając całować jego szyję, a z każdym kolejnym całusem spięcie opuszczało ciało nadkomisarza... Ustępując czemuś dużo przyjemniejszemu czemu ochoczo się poddał.

Dobrze wiedział, że jego gorąca intrygantka ma największy wysyp pomysłów w łóżku. A on uwielbiał łączyć przyjemne z pożytecznym...

-----------------------------------

Nilme: Reszta niech pozostanie milczeniem.

I przepraszam, że trzeba tak długo czekać na kontynuację tej historii. Postaram się to naprawić. Nie obiecuje, że poprawa nastąpi, ale starania to już coś... Prawda?
Dziękuję tym z Was, którzy wciąż tu są i również nowym duszyczkom. Wasze komentarze bardzo pomogły. Dziękuję <3

Do następnego ;)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top