Rozdział VII

Londyńskie bary mają to do siebie, że w środku tygodnia raczej świecą pustkami. Wpadają tylko stali bywalcy, których barman musi albo przegonić miotłą, albo nawet nie musi pytać co nalać. Zawsze biorą to co zwykle. Zaskakujące więc było pojawienie się nowej twarzy w jednym z właśnie takich barów. Do środka wszedł mężczyzna ubrany na czarno po czubki mocno zdartych glanów, nawet długie kłaki miał czarne. 

- Whiskey. - powiedział na dzień dobry do barmana zajmując miejsce przy barze. Zaczął przeszukiwać kieszenie długiego skórzanego prochowca, by wymacać portfel.

"Jakiś motocyklista, albo satanista jakiś" pomyślał barman sięgając po szklankę i alkohol. Ciche parskniecie zabrzmiało jakby nowo przybyły usłyszał jego myśli, chociaż barman był pewien, że nie powiedział ani słowa. Obrócił się, by polać zagadkowemu klientowi.

- Może być całą butelka. - metalowiec położył na stole należność zabierając alkohol i szklankę. Barman patrzył za nim jak zaszył się w najdalej odsuniętym od baru ciemnym kącie. "Dziwaków w tym mieście nie brakuje" to myśląc zajął się czyszczeniem kufli.

Brunet bez ceregieli od razu opróżnił pierwszą szklankę i nawet się nie skrzywił. Jak mu tego brakowało. Czarodzieje mogli sobie mówić co chcą, ale w porównaniu do mugoli byli zacofani. Za bardzo polegali na magii, a za mało byli otwarci na nowinki techniczne. Zapieczętowani w swoim małym podziemnym świecie, w którym czas stanął gdzieś w średniowieczu. Nie żeby nienawidził nacji czarodziejskiej. Jako jej współczłonek czasem odczuwał nawet patriotyczne zapędy wobec swojego gatunku, a dokładniej to czul. Po prostu czerpał pełnymi garściami z obu stron medalu swojego pochodzenia. Chociaż ani jedna, ani druga za dużo dobrego mu nie dała. 

Utkwił wzrok w poznaczonym rysami blacie stolika. Wiedział, że go szuka. Byłby głupcem sądząc, że po tym feralnym spotkaniu wszystko wróci do normy. Spierdolił na całego pojawiając się wtedy w tak obleganym i oczywistym miejscu. Jako ex szpieg powinien to przewidzieć, do stu tysięcy wężogębych! Zamaszystym gestem napełnił drugą szklankę, rozlewając trochę whiskey po blacie.

Zawsze tak było. Jak daleko nie uciekał, jego przeszłość już na niego czekała szczerząc ostre kły. Tak było i teraz. A największym paradoksem był to, że największym lekiem jego życia nie byli najpotężniejsi magowie czarodziejskiego świata, na których usługach pracował, o nie. Jego największym lękiem była upierdliwa Harpia, przy której szlag trafiał wszystkie jego maski. Nigdy nie tracił kontroli nad swoim życiem i samym sobą. Poza każdą sekundą w jej towarzystwie.

Bał się jej, tych uczyć. Najgorszym co mogło być dla Severusa Snape'a był brak kontroli. A to właśnie wiązało się z życiem u boku Turing. Wieczny rollercoaster uczuciowy, który przyprawiał go o większy zawrót głowy, niż kilka głębszych ognistej. Zamknął oczy, gdy mimowolnie wspomnienie jej twarzy wróciło. Ten cholerny kmiot, który teraz sączył nawet nie tłumił jego myśli, co nie znaczyło, że nie będzie próbował pozbyć się tych obrazów. 

Dlatego od tygodnia nie robił nic innego jak tylko zaszywał się w mugolskim Londynie. Za dnia zajmował się swoim hobby i drobnymi interesami pozwalającymi mu wypełnić puste godziny. Wieczory zaś, spędzał w barach topiąc swoje czarne myśli w litrze czystego piekła. Byle jej nie widzieć na żywo. Wystarczająco mocno dręczyła go w snach i teraz zaprzątała jego myśli. Gdyby spotkał ją po raz drugi, był pewien, że nie mógłby się zmusić do odejścia.

Uniósł szkło z trunkiem na wysokość oczu. Płyn miał kolor jej włosów...

--------------------------------------------------------------------------------------------------

Nilme:

Severus:

Nilme:

Severus: Oddaj mi whiskey.

Nilme: Nie.

Severus: Oddaj, mam co świętować.

Nilme: Przecież mówiłeś, że to gówno.

Severus: TO BĘDĘ PIĆ ZA GÓWNO. ODDAJ MI WHISKEY!

Nilme: Dla niewtajemniczonych, "Był sobie Król" jest dziesiąte w #severussnape i ten buc chce mi wypić z tego powodu ostatnią butelkę.

Severus: Tylko nie buc!

Nilme: Bogowie, mogłam cię jednak nie wskrzeszać...

Severus: No nareszcie dotarło!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top