Rozdział V
- Widziałam go... - powiedziała gorączkowo rozglądając się.
- Co ty wygadujesz? Niby gdzie? - Kate z obawą próbowała uspokoić szatynkę. Zachowywała się bardzo dziwnie.
- Widziałam... Stał tam, on też mnie widział, musiał widzieć... Znikną za zakrętem. - spojrzała na przyjaciółkę wielkimi oczami, wyglądając trochę na opętaną. - Czy ja wariuje?... - usta brunetki zacisnęły się. W myślach rugała się za zostawienie Turing samej. Według niezawodnej poczty pantoflowej Severus Snape wyjechał za granicę i nic nie wskazywało na to, że zamierzał wracać.
- Spokojnie Mary, nie panikuj. Może to był ktoś bardzo podobny... - ostrożnie położyła dłonie na ramionach kobiety.
- Mówimy o SEVERUSIE SNAPE'ie! Postrachu Hogwartu! Mistrzowi eliksirów, do tego ex śmierciożercy. Jego nie da się pomylić z nikim innym prócz upiornej zmory! - wybuchła odsuwając od niej. Złapała się za głowę zaciskając palce na krótkich włosach, zagryzła wargę, aż do bólu. Opanuj się wariatko... - Popytam w barze, ktoś musiał go rozpoznać. - powiedziała już bardziej ludzkim głosem i spojrzała na przyjaciółkę z nową determinacją.
- Mary... Jesteś pewna, że to dobry pomysł? Skoro sam postanowił odejść, to...
- To był on Katie... - przerwała jej. - Nikt inny. Ja... jestem mu winna przeprosiny. - wyszeptała. - Byłam dla niego okrutna... i nie wdzięczna. Po tylu latach. Może, gdy go przeproszę... - mówiła urywkami zdań, aż spojrzała Black w oczy. - Poczuję się lepiej. - brązowe oczy Kate patrzyły na Mary przez dłuższą chwilę, aż w końcu ta skinęła głową.
- Znajdziemy go. - obiecała. A jak Katherine coś obiecuje, to słowa dotrzymuje.
~<^>~
Stał w łazience nad zlewem i zły prał skarpetki klnąc na nie szpetnie. Do czego to doszło... Pralka zdechła już doszczętnie, a on jak na złość zapomniał zaklęcia. Szlag go trafiał jak pomyślał o tym, że będzie musiał jeszcze wezwać kogoś, by ten przeklęty złom naprawił. Dość tego... cisnął mokre części garderoby do bębna i potraktował je razem z pralką paroma klątwami wściekły na sam siebie, że głupiego zaklęcia piorącego nie pamięta. Gdy z pralki zaczęło się dymić i przestała już przypominać mugolskie urządzenie, albo cokolwiek innego. Jakby nigdy nic poprawił kucyk na włosach, dzięki któremu nie wpadały mu do oczu. Z lekkim uśmiechem wyszedł z łazienki, który znikł, gdy tylko poczuł, że znów coś łupie go w kręgosłupie. Był już trochę po czterdziestce, a lata obrywania cruciatusami nie pomagały. Miało prawo go rwać w korzonkach, ale czemu na wszystkie klątwy akurat dziś?! To dopiero drugi dzień w tym przeklętym mieście, z jego przeklętą pogodą i przeklętymi ludźmi. Co się jeszcze do przeklętego Slytherina może stać?!
- I po cholerę ty tu wracałeś Snape? - westchnął otwierając okno kuchenne. - Było zostać w Niemczech, tam nie pada co piętnaście minut. - świetnie, jeszcze zaczął gadać do siebie. Po prostu cudownie. Harpia jak zwykle straszy na ulicach... Ledwo człowiek wróci po parę gratów, już go taka napadnie. Z drugiej strony, przynajmniej wiadomo, że wróciła do siebie.
Wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów i odpalił jednego od różdżki. Zaciągnął się opierając łokcie na parapet i spojrzał na Londyn. Angielskie lato pełną gębą, czyli słońce raz na godzinę wychyli się zza chmur. To stanowczo nie jego dzień, najpierw przemókł na deszczu, potem święta Turing ganiała za nim jak dzieciak za wróżką, rano pralka, a teraz jego własny, zdradziecki kręgosłup postanowił go jeszcze pomęczyć. Wszystko przeciwko niemu, kolejny argument za tym, że nie powinien wracać. Ale podświadomi chciał.
Wiedział, że ją spotka, prędzej czy później. A jeśli nie ją, to pewnie Blacków, albo małego Gnojka Octobera. Ale nie sądził, że zaraz pierwszego dnia przyjazdu. Wypuścił dym z płuc zamykając oczy. Mimo lat i swoich przeżyć, wciąż miała ten swój urok, którym go ujęła. Otworzył oczy i znów spojrzał na Londyn. Ciekawe co teraz robi, czy będzie go szukać?
- Oby nie... - zamknął okno.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Nilme: Wiem, że musieliście długo czekać, przepraszam. Po prostu jest tyle zamieszania ze szkołą i egazminami, że trudno znaleźć chwilę na sklecenie tych parudziesięciu słów. Mam nadzieję, że siedzicie w domach i jesteście zdrowi.
Severus: *wchodzi do pokoju* Gdzie moje pierogi?
Nilme: To na święta zgredzie.
Severus: Ale ja świętuję już dziś.
Nilme: Twój problem. Wracając moje kochane, na czas kwarantanny najlepsze są książki. Jeśli chcecie się trochę poznać z tego tu obecnego bałwana i jeszcze trzech innych panów, to zapraszam do mojego nowego tworu "Sever i Huncwoci". Polecam też "Bucky x Reader //Talks" autorstwa NiennaValar. Postaram się częściej wstawiać coś na tamtym opku, niż tutaj. *szczerzy się zakłopotana*
Severus: Kolejne głupoty wymyśla, jeszcze mnie obok tych patałachów stawia.
Nilme: Oni też nie są z tego zadowoleni.
Syriusz, Remus i James: Dokładnie.
Nilme: *wzdycha* Mary, chcesz coś powiedzieć?
Mary: Spokojnych świąt kochani.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top