Rozdział 16 Wigilia

To już dzisiaj, nastał ten dzień, na który czekałam od kiedy przyjechałam do Krakowa.

Kiedy przebudziłam się ze Zbyszkiem, Pani Halinka zaczęła już całą krzątaninę po domu. Niemal zrzuciła nas z łóżka (oczywiście po tym, jak zrobiła nam zdjęcia).

– Ubierajcie się, ubierajcie! Już dziesiąta, trzeba wszystko szykować, matko bosko kochana! – łapała się za głowę i biegała w kółko na zmianę.

– Pani Halinko, niech się Pani uspokoi – zaśmiał się Zbyszek – Kto się spieszy to się diabeł cieszy, czy jakoś tak. A zwłaszcza w Wigilię. Zrobimy wszystko powolutku, bo inaczej cały rok będzie Pani tak biegać w kółko.

Wszyscy się zaśmialiśmy. Ale mi uśmiech z twarzy po prostu nie chciał zejść. Ten dzień niesamowicie się zapowiadał. Nie było na świecie niczego, co mogłoby mi go zepsuć. Przytuliłam się jeszcze raz do Zbyszka i w samej piżamie pobiegłam do kuchni, aby pomóc trochę Pani Halince.

W całym domu panował już świąteczny nastrój.

Chciałam, żeby ta pierwsza gwiazdka już zaświeciła.

W tamtym momencie naprawdę czułam się jak dziecko, które tak bardzo przeżywa święta.

***

Na dworze było już ciemno. Dom prezentował się wspaniale. Jeszcze raz z Panią Halinką wyszłam z niego i porobiłyśmy wiele zdjęć. W nocy wszystko wyglądało piękniej.

Potem – Podczas kiedy Pani Halinka po raz ostatni poprawiała wystrój jadalni – zaczęłam się przygotowywać. Wyciągnęłam z szafy tę przepiękną suknię, którą kupił mi Zbyszek. Kiedy ją założyłam i przejrzałam się w lustrze naprawdę poczułam się piękna. Nigdy nie miałam tak pięknej sukni. Okręciłam się parę razy przed lustrem. Przypomniała mi się moja studniówka. Wtedy też czułam się jak milion złotych. Gdyby porównać mnie wtedy i dzisiaj, już na pewno nie myślałabym, że ładnie wyglądałam. Ok, może przesadzam. Wtedy też wyglądałam ładnie, ale teraz... Muszę to przyznać, kij ze skromnością. Czułam się jak Kim Kardashian na jakiejś gali, wyglądałam jak wielka persona. Po dopełnieniu tego wszystkiego makijażem, naprawdę wyglądałam jakbym urwała się z pierwszych stron gazet.

Do pokoju wszedł nagle Zbyszek, również w pełni ubrany. Tylko nie miał muszki. Niósł ją w ręce.

Zagwizdał z podziwem, kiedy mnie zobaczył. Okręciłam się dla niego.

– Przepięknie wyglądasz – obejrzał mnie od góry do dołu – Ta sukienka wygląda na tobie znakomicie.

Już miałam mówić, że gdyby nie sukienka wyglądałabym jak głupek, ale powstrzymałam się.

– Dziękuję – uśmiechnęłam się, najpiękniej jak mogę.

– Pomożesz mi z tą muszką? – pomachał nim przez parę sekund, śmiejąc się – Mam takie grube paluchy, że nie mogę sobie jej zapiąć.

Również się zaśmiałam i wzięłam od niego tą niesforną muszkę. Poradziłam sobie z nią w parę sekund.

– Ty też wyglądasz niczego sobie – dodałam, poprawiając kołnierz od jego marynarki.

Wtedy do pokoju wparowała Pani Halinka, oczywiście z aparatem w ręku. Miała na sobie bladoniebieską sukienkę o różnych krojach w różnych miejscach. Zaśmialiśmy się, kiedy zauważyliśmy, że jak jeden mąż wybraliśmy kolor.

– Wyglądacie przepięknie – włączyła aparat i zaczęła robić nam zdjęcia.

Uśmiechaliśmy się ze Zbyszkiem, naprawdę czując się jak na czerwonym dywanie. Błysk fleszu oślepił nas pod sam koniec sesji zdjęciowej.

– Ja też chcę mieć z wami zdjęcia – uśmiechnęła się i podeszła do nas. Stanęła pomiędzy nami i odwróciła aparat – Jak to się mówi? Zrobimy sobie Selfie, tak?

Zaśmiałam się.

– Tak, tak – powiedział Zbyszek z równie wielkim uśmiechem na ustach.

– Dobrze, za chwilkę jeszcze porobimy zdjęcia, teraz trzeba się już powolutku zabierać za Wigilię, bo pierwsza gwiazda na niebie już świeci – powiedziawszy to, wybiegła z pokoju, aż za szybko. Tak samo jak wpadła, tak wypadła.

– Wesołych Świąt – powiedziałam do Zbyszka.

– Wesołych Świąt – powtórzył i pocałował mnie.

– Chodźcie! – zawołała nas zniecierpliwiona Pani Halinka.

To już... Niemożliwe, człowiek czeka na Wigilię cały rok, a kiedy ona nadchodzi, po prostu nie może uwierzyć, że to już ten czas.

Zeszliśmy po schodach do salonu, gdzie mieliśmy czytać Pismo Święte, a następnie łamać się opłatkami i wymieniać prezentami.

– Zbysiu, zacznij proszę czytać – powiedziała Pani Halinka, kiedy już stanęliśmy obok niej, przed krzyżem.

Zbyszek tak zrobił. Odmówiliśmy modlitwy, a następnie przeczytał fragment o narodzeniu Jezusa. Pani Halinka zmówiła modlitwę za swoją rodzinę, zawtórowałam jej. Przeżegnaliśmy się i Pani Halinka podała nam opłatki.

– Ja zaklepuję Paulinkę, Zbysiu, czekaj na swoją kolej – uśmiechnęła się Pani Halinka i podeszła do mnie – Paulinko, kochana, chciałabym Ci życzyć wszystkiego, co najlepsze! Żebyś jak najdłużej została z nami w Krakowie, żebyś zawsze była taka piękna, samych cudownych chwil w towarzystwie Zbysia. I oczywiście dużo pieniążków, zdrowia, szczęścia i pomyślności – mówiła jak najęta. Ona chyba najbardziej ekscytowała się Świętami z nas wszystkich. Ucałowała mnie w oba policzki.

– Ja Pani życzę, aby przede wszystkim zawsze była taki taką pozytywną osobą, jaką Pani jest teraz. Dużo zdrowia, szczęścia i czego Pani tylko zamarzy – uśmiechnęłam się.

Wtedy Pani Halinka wręczyła mi prezent. Pudełeczko w czymś w środku. Potem to otworze. Ja jej też wręczyłam ten ode mnie.

Jeszcze raz przytuliłyśmy się i ucałowałyśmy z Panią Halinką, po czym poszła ona do Zbyszka. Dużo rzeczy mu życzyła, a on strasznie głośno się śmiał. Ciekawe, co takiego jej mówił. Po ich życzeniach, Pani Halinka powiedziała:

– Pójdę rozlewać barszczyk, a w tym czasie wasza kolej – uśmiechnęła się i pognała do kuchni.

Zbyszek podszedł do mnie z prezentem, ja również. Na wstępie się wymieniliśmy, po czym Zbyszek mnie złapał w pasie.

– Paulinko, czego ja Ci mogę życzyć – uniósł jedną brew w górę i lekko się uśmiechnął. W jednej sekundzie przechylił mnie do tyłu i pocałował. Poczułam na nas błysk fleszy, ale nie zwróciłam na to uwagi – Poza tym dużo szczęścia, zdrowia, pieniędzy i żebyś ze mną jakoś wytrzymała – zaśmiał się.

Nie mogłam być mu dłużna i również go pocałowałam.

– Żebyś zawsze był takim dobrym i kochanym człowiekiem, Zbysiu. Jesteś najlepszym prezentem, w całym moim życiu – przytuliłam się do niego – Dziękuję ci za wszystko.

– Kochani, barszczyk! – zawołała nas po raz kolejny Pani Halinka.

Wzruszyłam ramionami i poszłam ze Zbyszkiem w stronę jadalni. W pokoju było ciemno, świeciły jedynie lampki na ścianach i na choince oraz świeczki na stole. Panował piękny nastrój. Na stole leżały już wszystkie ozdoby, sianko i talerze z barszczem . Obowiązkowi trzy oraz jeden dla niespodziewanego gościa.

Pani Halinka pozwoliła nam jeść dopiero po tym, jak zrobiła zdjęcia. Włączyliśmy kolędowanie z Polsatem i zaczęliśmy.

Barszcz z uszkami był przepyszny. Podczas jedzenia dużo rozmawialiśmy, znajdywaliśmy temat we właściwie wszystkim. Kulka i Misiek siedzieli na parapecie przy oknie, obserwując padający śnieg.

Pani Halinka co chwilkę przynosiła nam nowe potrawy, których już po prostu nie mogłam zjeść. Zatkałam się po drugim daniu... A tutaj jeszcze to i to, dwanaście potraw, ciasta. Postanowiłam jeszcze wcisnąć gdzieś to płonące ciasto, ale myślałam, że po tym pęknę.

– Przyzwyczaj się, że Pani Halinka zachowuje się jak każda ciocia, do której jedziesz na imieniny. Musisz zjeść wszystko i jeszcze więcej – śmiał się Zbyszek, kiedy zobaczył moje zmaganie z jedzeniem.

Za to nasze psy nie protestowały i chętnie kosztowały wszystkiego.

Pani Halinka i Zbyszek zjedli jeszcze karpia. Tego to już musiałam odmówić. Nawet nie dlatego, że byłam zapełniona wszystkim. Tu chodziło o to, że nigdy nie lubiłam ryb i nawet dzisiaj nie mogłam się do niego przekonać.

Wznieśliśmy jeszcze toast za nasze zdrowie. Napiliśmy się pysznego, białego wina.

Kiedy dochodziła dwudziesta, Wigilia powoli się kończyła. Teraz z kolei rozpierał mnie smutek. Powtórzę – człowiek czeka cały rok, a trwa to parę godzin. I trzeba znowu czekać na kolejne święta.

Pani Halinka zaczęła powoli znosić wszystko z powrotem do kuchni. Zbyszek jeszcze złapał mnie za rękę, dziękując mi, za to, że z nimi jestem.

Kiedy wszystko zniknęło ze stołu, rozpoczęliśmy uroczyste odpakowanie prezentów. Dostałam od Pani Halinki zestaw kosmetyków z Sephory oraz śliczny sweterek w reniferki. Od Zbyszka... Nowy telefon.

– Zbyszek, czy ja nie mówiłam czegoś o wydawaniu dużych pieniędzy na mnie? – zwróciłam mu ze śmiechem uwagę.

Patrzyłam dalej na złotego iPhone'a 6 Plus. Zbyszek ma takiego samego, tylko czarnego.

– Są Święta, a ja nie wiedziałem, co ci kupić – zaśmiał się.

Zaczęłam konfigurowanie jeszcze w jadalni. Pierwsze, co zrobiłam (a raczej, co zrobił Zbyszek) było strzelenie sobie Selfie. Pani Halinka nawet ujęła się w tle.

Wszystko było już posprzątane. Kolędy dalej grały.

Patrzyłam na mieniącą się białą choinkę. Uśmiech zagościł na mojej twarzy, kiedy zdałam sobie sprawę, jakie mam niesamowite szczęście, że spędziłam Wigilię w tak niezwykłym towarzystwie. Nieświadomie, Zbyszek ucałował mnie w rękę.

– Nad czym tak myślisz? – zapytał mnie.

– Nad problemami ludzkiej egzystencji – zaśmiałam się – Po prostu się cieszę.

Przytuliłam się do niego, a on ujął moje nogi. Zawisłam mu w ramionach. Znowu poczułam flesz... Ach, ta Pani Halinka.

Poszłam na górę z zamiarem przebrania się w piżamę i powspominaniu tego pięknego dnia. Pomyślałam wtedy o Ani. Dokładniej w tym momencie, kiedy zobaczyłam ją w oknie. Stałam przy tym samym oknie, z którego machał do mnie Zbyszek w pierwszy dzień, kiedy tutaj byłam. A Ania stała na moim miejscu. Spojrzała na mnie w tym samym momencie, kiedy zrobiłam to ja. Z nią miałam spędzać ten dzień. Nie wiedziałam, co robić. Po prostu się na nią patrzyłam. Trochę smutno mi się zrobiło, że ja spędzam Wigilię w tak wspaniałym miejscu, a ona jest tam sama...

Ale sama jest sobie winna. Gdyby się zachowywała jak cywilizowany człowiek, teraz mogłaby spędzać Wigilię razem ze mną, a nawet Zbyszkiem i Panią Halinką.

Podszedł do mnie Zbyszek. Zobaczył, że patrzę w stronę Ani.

– Nie przejmuj się nią – powiedział, spoglądając na nią, krzątającą się po całym domu – Sama sobie zasłużyła na spędzanie świąt samotnie.

Wiedziałam, że Zbyszek się nie myli, ale... Trochę mi się głupio zrobiło, jak zaczęłam o niej myśleć.

Zauważyłam wtedy, że Ania zniknęła nam z pola widzenia.

– Gdzie ona poszła? – zapytałam się Zbyszka, ale on tylko bezradnie wzruszył ramiona – Pewnie poszła do kuchni – dokończyłam swoją myśl.

Już miałam iść do pokoju, kiedy nagle z dołu zaczęła krzyczeć Pani Halinka:

– Paulinka! Zbyszek! Ta cała Anna tutaj idzie!

Popatrzyliśmy na siebie ze Zbyszkiem zdziwieni. Idzie tu? Po co?

Pognaliśmy na dół. Stanęliśmy przed drzwiami dokładnie, jak zadzwonił do nich dzwonek. Naprawdę tu przyszła?

– Wiem, że raczej nie chcecie mnie widzieć, ale wpuścicie mnie na chwilkę – przekonywała nas zza drzwi.

W końcu ją wpuściłam. Nawet nie myślałam nad tym długo. Pomyślałam o niej przez chwilkę, jak o osobie, która była mi przez długi czas tak bardzo blisko.

Ania spojrzała na mnie ze zniewagą. Spojrzała na moją lśniącą suknię. Dotknęła się materiału swojej, przetartej. Poszła w kąt pokoju i głośno westchnęła. Stanęłam za nią.

– Ja mogę tutaj czekać cały dzień – powiedziałam.

Wiem, co chciała zrobić. Pewnie chciała prosić nas o wybaczenie, ale kiedy tylko mnie zobaczyła, od razu te słowa nie chciały jej przejść przez gardło. Ponownie westchnęła i głośno wypuściła powietrze z ust. Odwróciła się w moją stronę i rzekła:

– Paulina, strasznie cię przepraszam – wydawała się mówić szczerze, ale niczego nie byłam pewna – Zachowałam się jak ostatnia idiotka... – plątała się trochę w słowach – Wiedz, że nie jestem na ciebie zła, że jesteś ze Zbyszkiem.

– Jak miło – powiedziałam trochę ironicznie.

Wiedz, że nie jestem zła ... To ja jestem zła na nią, a nie ona na mnie.

– Kurczę, znowu źle się wysłowiłam – stuknęła się w czoło – To, co łączyło mnie ze Zbyszkiem... A raczej, to co myślałam, że nas łączy, to... To już przeszłość. Przepraszam cię z całego serca za wszystkie moje kłamstwa, naprawdę nie wiem, co we mnie wstąpiło, że zachowałam się tak kretyńsko. Paulina, nie chcę cię stracić, jesteś moją najlepszą przyjaciółką, nie wyobrażam sobie, żeby było inaczej...

Westchnęłam. Święta to czas przebaczenia, kiedy nie powinno się żywić do kogoś urazy... Byłam na nią wściekła, to, co powiedziała, to najprawdziwsza prawda. Tak, zachowała się skandalicznie. Musiała się bardzo postarać, że aż tak dobrze jej to wszystko wyszło.

– Wybaczam ci – powiedziałam szybko. Chciałam mieć to za sobą.

Wtedy Ania otworzyła ramiona, chcąc mnie przytulić, ale od razu się uchyliłam.

– To nie znaczy, że od razu będziemy najlepszymi przyjaciółkami – uniosłam przez siebie dłonie – Może kiedyś znowu nimi będziemy, ale... Na pewno nie teraz.

Ania pokiwała ze zrozumieniem głową.

– Ok. Dziękuję – uśmiechnęła się do mnie serdecznie.

Nie wiem, czy mówiła to wszystko szczerze, bo prawdę powiedziawszy, przekonałam się, jaka z niej zdolna kłamczyni. Ale przekonałam się po jakimś czasie do jej słów. Miałam tylko nadzieję, że takiego numeru mi w najbliższej przyszłości nie wykręci.

– Jest jeszcze jedna osoba, którą powinnaś przeprosić – zerknęłam w stronę Zbyszka, który patrzył z zawzięciem na całą tą scenę.

Ania uśmiechnęła się raz jeszcze, kiwnęła mi głową, dziękując i ruszyła w stronę Zbyszka.

Podeszła do mnie Pani Halinka, uniemożliwiając podsłuchiwanie ich rozmowy.

– Wierzysz jej? – zapytała mnie.

– Poniekąd – odparłam – Kiedyś zachowywała się zupełnie inaczej, więc może naprawdę żałuje tego, co zrobiła... – spojrzałam na nią, jak błaga Zbyszka o wybaczenie z dłońmi złożonymi jak do modlitwy – Bądźmy dobrej myśli.

Zbyszek wtedy uśmiechnął się w stronę Ani. Po tym Ania podeszła do nas i powiedziała:

– Jeszcze raz dziękuję za wybaczenie – powiedziała.

Chciałam coś dopowiedzieć, ale wolałam siedzieć cicho.

– To może zostań z nami jeszcze chwilkę? – zaproponowała Pani Halinka – Wprawdzie stół Wigilijny jest już posprzątany, ale to nie znaczy, że nie możesz zostać.

Wszyscy podzieliliśmy entuzjazm Pani Halinki. Już po chwili siedzieliśmy w salonie, ciesząc się swoim towarzystwem. Pani Halinka opowiadała nam historie swojej młodości, była szczęśliwa, mogąc podzielić się z nami opowieścią, podczas której oznajmiła nam, że poznała swojego ukochanego męża właśnie w Święta.

Wtuliłam się wtedy w Zbyszka. To prawie taka sama historia jak nasza.

– Razem z Włodkiem przeżyliśmy tyle wspaniałych lat razem... – wspomniała, a na jej ustach zagościł wielki uśmiech – Wtedy, w tamte Święta czuliśmy się znakomicie, jak nigdy wcześniej.

Czułam, że historia lubi się powtarzać. Czy mnie i Zbyszka czeka również tyle wspólnie spędzonych lat? Przeznaczenie nigdy się nie myliło. Postawiło nas na swojej drodze i połączyło nas w jedno. Ta Wigilia zjednoczyła nas jeszcze bardziej. Oboje byliśmy pewni, że jesteśmy przy swoim boku najszczęśliwsi na świecie.

Nie wierzyłam, że pomyślność aż tak dopisze mi w tym roku. Nigdy bym nie pomyślała, że w te Święta wydarzy się coś takiego. Kiedy zamknę oczy, mam wrażenie, że wszystko nagle zniknie, a to okaże się po prostu zbyt pięknym snem. Ale wtedy otwieram oczy i widzę Zbyszka. Kiedy nasze oczy się nawzajem napotkają, na ustach pojawiają nam się uśmiechy. Wtedy wiem, że to nie jest piękny sen, ale najprawdziwsza prawda.

Teraz, nie pozostało nam czekać na nic innego, jak tylko na kolejne Święta, na których... Kto wie? Może wydarzy się kolejny i być może większy Cud.

22 listopad 2013 – 1 styczeń 2015

KONIEC

____________________________

WESOŁYCH ŚWIĄT, KOCHANI :). Tak jak mówiłam od początku, "Cud" zakończył się wraz z nadejściem świąt, a zaraz my, tak samo jak Paulina i Zbyszek zasiądziemy przy Wigilijnym stole wraz z naszymi najbliższymi :). 

Dziękuję, że byliście ze mną :). Do zobaczenia i raz jeszcze Wesołych Świąt :)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top