Rozdział 13 Tego już za wiele

Ostatnie dni były najgorszymi, jakie pamiętam. Spędzałam je w większości w swoim łóżku, słuchając smutnych piosenek, co właściwie było całkiem głupie, bo umyślnie o tym myślałam. Ale inaczej nie potrafiłam, sama sobie chciałam wygarnąć, że tak łatwo ufam ludziom. Przejechałam się na tym i nie chcę tego robić nigdy więcej. Teraz wiem, żeby nie ufać tak od razu ludziom, których dopiero co poznałam. Sama jest sobie winna.

Do Ani nie przychodził Arek. Wolała siedzieć ze mną. Nie wypominała mi, że byłam głupia, bo zaufałam Zbyszkowi. Na szczęście mało co o nim wspominała.

Po raz kolejny siedziałam w łóżku w tej samej piżamie, słuchając tej samej smutnej piosenki przez telefon. Pamiętam jak ją odkryłam. To nie ma nic związanego z tematem, ale chcę się rozluźnić, więc opowiem Wam arcyciekawą historię. Oglądałam sobie funny moments z Rezim na youtube. W pewnym momencie, kaczka tudzież kura (albo jakiś inny ptak) wpadł do ciemnej przestrzeni, tak sobie o, oczywiście w grze, ale Rezi i tak strasznie się wzruszył i przy montażu dodał tam smutną piosenkę, zwącą się Sad Violin Song. Chciałam przypomnieć sobie, jak śmiałam się z tego głupiego ptaka, ale kiedy tylko słyszałam tę smutną muzykę, wykonaną w większości przy użyciu skrzypiec miałam przez oczami tylko i wyłącznie Zbyszka. Jak mnie całował, jak mówił, że mnie kocha, jak całował inną, jak bezczelnie kłamał.

Nie chciałam przestać o nim myśleć. Sprawił, że wszystko mi o nim przypominało. Zawsze mówiłam, że wydawało mi się, że nasze spotkanie to przeznaczenie. Teraz tego żałuję, bo naprawdę w to wierzyłam. Więc czemu to przeznaczenie tak mnie skrzywdziło.

To miał być Świąteczny cud. A co wyszło? Świąteczna klapa, świąteczne łzy. Za niedługo Wigilia, czas radości, a ja siedzę w łóżku, tuląc wielkiego psa, zamiast mojego ukochanego.

Ania wyciągnęła mnie w końcu z łóżka, zmuszając do jedzenia. Posadziła mnie na kanapie w salonie i podstawiła talerz. Zrobiła hiszpańskie danie. Od razu się rozpłakałam. Zbyszek i ja jedliśmy hiszpańskie dania.

– Paulinka, skończ! On nie jest warty żadnych twoich łez – jęknęła Ania.

– Dlaczego to tak boli? – wykrzyknęłam nagle – Dlaczego to tak bardzo boli?! Czuję się, jakbym się rozrywała od środka.

Ania to przemilczała.

– Czy to normalne, że pomimo tego, jak mnie okłamał, ja dalej chciałabym, żeby trzymał mnie w ramionach? – zapłakałam.

To była prawda. Kochałam go, to jego wina. Gdyby nie był taki szarmancki i kochany, nigdy bym się w nim nie zakochała. A teraz muszę cierpieć. Muszę zmuszać swoje serce, żeby przestało go kochać, a ja po prostu nie mogę tego zrobić.

– To nie jest normalne – pomasowała mnie po plecach – Znałaś go niedługo, tak samo szybko o nim zapomnisz.

– Kiedy ja nie chcę o nim zapominać! – warknęłam – Ja chcę, żeby tu był. Ze mną.

– Ale on tu nie będzie... Słuchaj on ma cię głęboko w czterech literach. Chcesz cierpieć dla takiego chama, któremu wisi to, czy będziesz płakać??

– Nie rozumiem... – rozpłakałam się na nowo, jeszcze mocniej – Kiedy był ze mną, był zupełnie inną osobą.

– Był dobrym aktorem, to chciałaś powiedzieć.

Kontrargumenty. Wolałabym, żeby Ania się zamknęła, a nie gadała mi takich głupot, bo przez nie mam ochotę jeszcze bardziej płakać. Jednak jakaś część mnie, wiedziała, że to prawda. Że on był tylko dobrym aktorem, który znalazł sobie zabawkę, którą pobawi się przez chwilkę.

Ale naprawdę, to jak na mnie patrzył, to jak mnie dotykał... Nie zaprasza na pewno do siebie każdej... I to jak opowiadał mi Pani Halince... Czy to wszystko były kłamstwa, żebym bardziej uwierzyła? Żeby potem rozstanie bolało bardziej? Z chęcią zarzekłabym się tego, powiedziałabym, że nie! On taki nie jest, na pewno nie bawiłby się cudzymi uczuciami. Teraz sama nie wiem.

– Dalej go kochasz? – zapytała Ania, trochę murowym tonem.

– Tak, wierzę, że jesteśmy sobie przeznaczeni – powiedziałam z nadzieją. Chciałam, żeby mi powiedziała, że w takim razie, skoro tam bardzo go kocham, powinnam o niego walczyć.

Za to usłyszałam te słowa:

– Nie chciałam Ci tego mówić, bo wiem, że cierpiałabyś jeszcze bardziej, ale... Nie mogę, po prostu nie pozwolę, żebyś zawracała sobie głowę nieodpowiednim facetem – chwyciła się za brzuch. Obawiałam się, że wiem, co chce mi powiedzieć – To nie jest dziecko Arka.

Wiedziałam, po prostu wiedziałam! Czego się jeszcze dowiem?! Może, że ma już pięć żon i szóstkę innych dzieci?

– Paulina, proszę nie gniewaj się na mnie, to się stało zanim tu przyjechałaś.

– W to nie wątpię – odrzekłam ponuro.

Chciałam wtedy umrzeć, nie wiedziałam, jak mogłam go kochać?! Dlaczego wciąż go kocham?! Skoro zrobił dziecko Ani, komu jeszcze mógł? Jak to taki podrywacz, to każda kobieta w tym mieście, a nawet poza nim jest być może byłą, obecną lub przyszłą kochanką Wolaka i matką jego dziecka.

– Czemu mi powiedziałaś, że to dziecko Arka? Skoro wiedziałaś, że to nie jego? Czemu od razu nie uprzedziłaś mnie, że jesteś z nim w ciąży?! Wtedy na pewno bym z nim nie była!

– Byłaś tak... – Ania zaczęła plątać się w słowach – Tak w nim zakochana...

– Od początku mnie od niego odwodziłaś, nie mów mi teraz, że chciałaś, żebym z nim była? – coś mi nie pasowało. Ale za bardzo byłam na nich wściekła, żeby o tym myśleć.

– Nieważne! – wykrzyknęła – Możemy o tym nie gadać? Co z tego, ty masz złamane serce, moje dziecko nie będzie miało ojca. Obie jesteśmy pokrzywdzone. Możemy na tym skończyć?

Usłyszałam wtedy przed okno, jak jedzie jakiś samochód. Rozpoznałam go. To odgłos Porsche. Nie znam zbyt dużo osób, które w tej okolicy mają Porsche.

– Skończę jak z nim pogadam – powiedziałam i od razu ruszyłam na dół. Ania próbowała mnie zatrzymać – Daj spokój, muszę z nim pogadać.

– On nic nie wie!

– Mówiłam mu, że jesteś w ciąży! – wykrzyknęłam – Teraz tylko dopowiem, że jest tatusiem.

Powiedziawszy te słowa, narzuciłam jeszcze na siebie kurtkę i wybiegłam z domu. Miałam szczęście, Zbyszek akurat wychodził z samochodu.

– Mam dla ciebie dobre wieści! – krzyknęłam. Wystraszył się takiego nagłego krzyku, bo momentalnie się odwrócił.

– Paulina, ty dalej... – zaczął, ale nie pozwoliłam mu kontynuować.

– Gratulacje! Będziesz tatusiem!! – ryknęłam – Więc może przestaniesz grać Casanovę i zajmiesz się ciężarną kobietą?

– Kto jest w ciąży? Ty?

– Ania – czułam, że za chwilkę zacznę okładać go pięściami. Ułatwił mi to, bo do mnie podszedł. Nie wytrzymałam. Rzuciłam się na niego z pięściami – Już nawet nie pamiętasz, z kim co robiłeś, ty dupku!

– Paulina! – przytrzymał mnie za barki – Nie jestem ojcem jej dziecka, między nami nic nigdy nie zaszło. Tak jak Ci mówiłem!

– Nie wierzę Ci! Jesteś kłamcą! – zaczęłam się szarpać i wyswobodziłam się z jego uścisku.

Jak mógł mi tak kłamać w żywe oczy!? Jeszcze? Na łożu śmierci też by mnie okłamał?

Ale... pomimo tego, dalej czułam, że jednak... Zamiast okładać go pięściami, wolałabym się do niego przytulić.

To przez ten jego urok osobisty. Czemu on nie mógł okazać się podstarzałym, grubym, schorowanym facetem?

– Ostatni raz Ci mówię, to Ania kłamie! Chciała nas rozdzielić! – spojrzał na mnie – I najwyraźniej jej się udało, co się z Tobą stało dziewczyno? Wydawało mi się, że mi ufasz.

– Masz jeszcze czelność kłamać? Wiesz co, wstyd mi za ciebie... Pewnie alimentów też nie będziesz płacić?

– Nie będę, bo to nie moje dziecko! – wrzasnął.

Ostatni raz spojrzałam na niego lodowatym tonem i walnęłam go w policzek. Uciekłam, zanim zalałam się łzami. Nie sądziłam, że mam jeszcze w oczach łzy. Lecz one leciały. Zdawały się nigdy nie mieć końca.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top