Rozdział 2

Kobieta, która pojawiła się przed nami, nie wyglądała jak osoba z moich wyobrażeń. Spodziewałam się grubej staruszki z szydełkiem w ręce, ale jakby nie patrzeć, nie widziałam jej od lat. Coś mi świtało, że kiedyś byłam u niej na wakacjach, ale miałam z osiem lat, a potem jakoś tak się złożyło, że więcej się nie spotkałyśmy z wyjątkiem jednej rodzinnej okazji, ale wówczas nic do mnie nie docierało. Nie byłam w nastroju do oglądania wszystkich przybyłych na tą żałosną uroczystość.  

Moja babcia wydawała się być niezbyt babcina. Miała na sobie jeansy i koszulkę z napisem ,,Wolę, żeby ludzie mnie nienawidzili niż ignorowali", a w dodatku jej figura była delikatnie mówiąc, boska i sama chciałabym taką mieć na starość. Co do jej wieku, to można było zauważyć, że nie była już nastolatką, jednak nie nazwałabym jej staruszką. Twarz kobiety była pokryta licznymi zmarszczkami, ale jej zaraźliwy uśmiech i tryskające radością niebieskie oczy to maskowały. Blond włosy przeplatały się z siwymi, lecz były spięte w koka, który również odciągał od nich uwagę. Dostrzegłam ogromne podobieństwo między nią a moją matką. Były niemal identyczne z tą różnicą, że moja matka była młodsza i jej oczy były bardziej błękitne. Uderzyło mnie wtedy, że ja też mogłabym tak wyglądać na starość, bo również miałam podobny kolor oczu i kształt twarzy, tylko moje tęczówki prawie wpadały w odcień szarości. Najwyraźniej to była taka przypadłość naszej rodzinki, że nasze oczy stawały się jaśniejsze z pokolenia na pokolenie.

- Aria, skarbie, jak dobrze cię widzieć! - przywitała się i natychmiast porwała mnie w ramiona, podczas gdy ja stałam zszokowana jej zachowaniem. Nie takiego powitania się spodziewałam. Liczyłam na coś innego, bardziej surowego.

- Aria? - spytałam zdziwiona. Byłam pewna, że usłyszę swoje pełne imię na dzień dobry. Nie znosiłam go, ponieważ moi rodzice mieli dziwny fetysz, żeby nazywać swoje dzieci po stanach, w których je spłodzili, jednak obecnie tylko jedno dziecko musiało się z tym faktem męczyć.

- Wolisz Arizona? - zapytała, wypuszczając mnie z objęć. - Twoja mama mówiła, że nie, z tego, co pamiętam.

- Nie, Aria jest okej - wymamrotałam nieco zdezorientowana.

- Też tak sądzę, bo jeśli mam być szczera, to twoje pełne imię jest odrobinę za długie, poza tym mama opowiadała mi, że chcesz się dostać do branży muzycznej, więc myślę, że Aria brzmi dużo lepiej. Wielu artystów nadaje sobie nowe imiona sceniczne, więc mogłabyś być jak Rihanna. Swoją drogą, to trochę niesprawiedliwe, że rodzice wybierają ci imię, gdy jest się niemowlakiem i nie ma się na to wpływu. Uważam, że każdy człowiek powinien sam sobie wybierać to jak chce się nazywać, kiedy tylko podrośnie.

Kobieta nawijała bez przerwy, a ja wgapiałam się w nią z szeroko otwartymi ustami. Spojrzałam na matkę z pytaniem w oczach: Czy ona była pijana albo chora na głowę? Może to miała być taka zemsta ze strony rodziców, że wyślą mnie do jakiejś wariatki na lato, żebym spokorniała albo coś takiego.

- Mniejsza z tym, co u Petera? Wieki go nie widziałam, podobnie zresztą jak ciebie, córko marnotrawna - zwróciła się z wyrzutem do mojej matki. Ta uśmiechnęła się do niej ze zmęczeniem.

- Wszystko w porządku. Kazał cię pozdrowić i przeprosić za to, że nie mógł przylecieć, ale pracujemy teraz nad ważnym projektem i któreś z nas musiało zostać. Ja także nie zatrzymam się u ciebie na długo. Prześpię się tylko i rano jadę z powrotem na lotnisko - No tak, oni zawsze mieli jakiś ważny projekt, ale musiałam przyznać, że na myśl o zostaniu sam na sam z tą nakręconą babą było mi słabo. Zastanawiałam się czy nie udałoby mi się jeszcze przekonać matki do tego, żeby zabrała mnie ze sobą.

- Dobrze, poślij mu buziaczki od jego ulubionej teściowej i powiedz, że jeśli następnym razem się wymiga od przyjazdu tutaj, to rzucę na niego klątwę - powiedziała babcia poważnym tonem. W sumie chciałabym zobaczyć moją matkę grożącą ojcu klątwą babci. - No co tak stoisz, Emmo? Rusz tyłek, bo w moim wieku każda sekunda się liczy, więc mi ich nie marnuj.

Nie byłam w stanie się powstrzymać i wydałam z siebie zduszony śmiech. Nikt nie miał prawa zwracać się w ten sposób do mojej matki, ale najwyraźniej babci to nie obchodziło. Pomyślałam, że mogłabym ją nawet polubić.

Moja matula z lekkim rumieńcem na policzkach wyciągnęła z bagażnika moje rzeczy i wszystkie trzy poszłyśmy do domu kobiety.

- Nic by ci się nie stało, gdybyś mi pomogła - stwierdziła moja matka, patrząc na mnie chłodno.

- Nic by się nie stało, gdybyś nie była taką zołzą - odparowałam, a ona zacisnęła usta.

- Pożycz mi swój telefon - rozkazała i wyciągnęła przed siebie rękę. - Muszę zadzwonić do taty.

- Dlaczego z mojego? Znowu zgubiłaś ładowarkę? - zapytałam z kpiną w głosie. Matka była najbardziej uporządkowaną osobą na świecie, o ile nie chodziło o jej ładowarkę, której nigdy nie miała, gdy jej potrzebowała. Bezmyślnie podałam swojej rodzicielce urządzenie, myśląc, że chciała jedynie skontaktować się z ojcem, aby poinformować go o bezpiecznym przyjeździe do babci. Ona jednak schowała moją komórkę do torebki i pokazała mi, żebym wyszła z przedsionka do środka.

- Co ty wyprawiasz? - zdziwiłam się. Czy wszystkim w tym domu odbijało? Może to powietrze tutaj było jakieś szkodliwe.

- Odzyskasz go po powrocie do domu - odparła matka. Zaśmiałam się głośno, ale zobaczyłam jej minę, która sugerowała, że mówiła poważnie.

- Zwariowałaś? Dwa miesiące bez telefonu? Nie wystarcza ci, że wysłałaś mnie na to odludzie? - wściekłam się. Przecież to było chore. Nie mogła mi tego zrobić.

- Crystal Lake ma jakichś dwustu mieszkańców, więc bez przesady - odezwała się babcia gdzieś z kuchni, ale zignorowałam ją.

- Co ja mam tu robić, jeśli odetniesz mnie od znajomych? Nie mam zamiaru siedzieć i gapić się przez okno całe wakacje - zwróciłam się do niej rozzłoszczona.

- Przyda ci się odpoczynek od nich. Możesz pisać piosenki, ewentualnie babcia znajdzie ci coś do roboty - odrzekła, jakby naprawdę wierzyła, że będę spędzać czas na robieniu jakichś głupot. - Gdybyś chciała się skontaktować z nami czy też swoimi przyjaciółmi zawsze możesz użyć telefonu stacjonarnego, który ma babcia.

- Dobrze wiesz, że nie znam ich numerów na pamięć - odpowiedziałam. Moja matka uniosła zwycięsko jedną brew, dając mi do zrozumienia, że po raz kolejny odniosłam porażkę.

- Ależ to przykre - rzuciła sucho, czym całkowicie podniosła mi ciśnienie.

- Pierdol się - odpyskowałam jej, ponieważ brakło mi argumentów. Złapałam swoją torbę i walizkę, a potem ruszyłam przed siebie. Nagle wpadłam na babcię, która pojawiła się znikąd.

- Gdzie mój pokój? - warknęłam na nią, ale ona nie wyglądała na przejętą. Na jej twarzy malował się spokój.

- Schodami na górę i pierwsze drzwi po lewej - poinformowała mnie z chłodnym opanowaniem. - Łazienka znajduję się obok twoich drzwi, gdybyś potrzebowała. 

Pobiegłam na górę, nie zawracając sobie głowy ostatnim spojrzeniem na matkę. Pragnienie, żeby została tu dłużej wyparowało. Chciałam, żeby jak najszybciej stamtąd zniknęła i nie wracała. Nie miałam ochoty jej dłużej oglądać.

Prędko znalazłam przydzielony mi pokój i wrzuciłam tam bagaże, nie przejmując się rozpakowywaniem ich. Nie miałam do tego głowy. Jeden dzień wykończył mnie tak bardzo, że nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Schowałam twarz w dłoniach, ale nie zapłakałam. Byłam po prostu sfrustrowana i bezradna. Wszystko mnie przytłaczało. W pewnym momencie dostrzegłam na nadgarstku siny ślad i do mojego umysłu zaczęły napływać wspomnienia z poprzedniej nocy. Jake i tamta brunetka przyklejona do jego ust.

Now this is getting fun
I saw you kissing someone else's tongue
You said that I'm the only one you love
Baby, this is getting fun*

Niewiele myśląc, wyciągnęłam z torby swój nieco zużyty notes wypełniony różnymi zapiskami. Miałam w nim zapisany ostatni rok swojego życia. Otworzyłam go na pierwszej piosence. Doskonale ją pamiętałam i mogłam ją zaśpiewać nawet bez czytania, ale mimo to i tak przesunęłam wzrokiem po literach.

Once upon time, a few mistakes ago
I was in your sights, you got me alone
You found me...**

Konkretniej mówiąc, było to na jednej imprezie, na którą wyciągnęła mnie Avril. Było to rok temu, kiedy dopiero zaczynałam się buntować. Miałam wtedy bardzo słabą głowę, więc dwa piwa i drink sprawiły, że byłam już mocno nawalona. Wyciągnęłam przyjaciółkę na parkiet i tańczyłam z nią, śmiejąc się głośno. W pewnej chwili do salonu dziewczyny, która urządzała ową imprezę, wszedł on. Od razu jego wzrok spoczął na mnie. Zielone tęczówki chłopaka przesunęły się po moim ciele w dość lubieżny sposób. Dostrzegłam to i sama popatrzyłam w jego kierunku. Nasze spojrzenia się spotkały i rozpoczęliśmy walkę. Nie miałam zamiaru pozwolić mu się speszyć, więc wpatrywałam się w niego bezwstydnie. Zauważyłam, że jacyś jego znajomi próbowali go zagadywać, jednak on kompletnie ich ignorował i skupiał się wyłącznie na mnie.

I guess you didn't care
And I guess I liked that**

Wyglądał jak typowy zły chłopiec, przed którym ostrzegają rodzice. Długie blond włosy, szmaragdowe oczy i cholernie gorący kolczyk w wardze, po którym non stop przejeżdżał językiem. Wygląd to było jedno, ale on miał coś w sobie, co sprawiało, że natychmiast w głowie zapalała się czerwona lampka. Ten chłopak zwiastował kłopoty.

I knew you were trouble when you walked in
So shame on me now**

Kiedy skończyłam swój taneczny popis z Avril, podszedł do mnie i zaczęliśmy rozmawiać, a potem odprowadził mnie do domu. Pod drzwiami pocałował mnie tak, że niemal zwariowałam. To był mój pierwszy pocałunek. Miałam wrażenie, że w końcu poczułam te słynne motylki, lecz wkrótce okazało się, że była to jedynie magia nocy i... alkoholu. Tak czy siak, spotkałam się z nim ponownie, bo był ode mnie starszy o dwa lata, co dla piętnastolatki jest wielkim osiągnięciem. Ta cukierkowa faza jednak szybko się skończyła, ponieważ zanim się zorientowałam, on mnie zdradził, a później znowu i znowu. Zawsze to robił i właściwie to przyzwyczaiłam się do tego, zresztą ostatecznie wracał do mnie na kolanach i błagał o wybaczenie. Chyba przestałam zwracać uwagę na jego niewierność, bo to mnie kochał, a z tamtymi dziewczynami tylko sypiał, poza tym ja sama czułam, że umawiałam się z nim, tylko dlatego, że wkurzałam tym rodziców, no i przywykłam do niego. Byliśmy zatem dla siebie jednocześnie ważni i nieważni. Zdawałam sobie sprawę, że dla Jake'a również byłam głównie zdobyczą, ale jako, że stałam się też częścią jego paczki, to za każdym razem do mnie wracał.

A new notch in your belt is
all I'll ever be**

To nie była miłość, ale pasowaliśmy do siebie, ponieważ byliśmy tak samo zepsuci. Każde z nas było wadliwe i nie nadawało się do związku z kimś innym, chociaż czasem mnie to przerażało. Wydawało mi się, że po pewnym wydarzeniu straciłam umiejętność kochania. To było okropne, bo chciałam być profesjonalną tekściarką, więc powinnam umieć odczuwać emocje lepiej niż inni, aby być w stanie je uchwycić poprzez słowa, ale im dłużej byłam z Jakiem, tym bardziej miałam wrażenie, że oboje tracimy zdolność kochania.

When the saddest fear comes creeping in 
That you never loved me

Or her
Or anyone
Or anything...**


Czy kochał tamtą dziewczynę z klubu? Byłam pewna, że nie. Mogłabym się nawet założyć, że w ogóle mu się nie podobała, lecz zwyczajnie się upił, a ona się akurat napatoczyła. Postanowiłam tego nie roztrząsać, bo miałam dziś ewidentnie za dużo wrażeń, a także wiedziałam, że w końcu i tak do siebie wrócimy. Zawsze wracaliśmy i może to właśnie dlatego z nim byłam. Potrafił wracać, a niektórzy już nigdy mieli do mnie nie wrócić...

Obudziłam się z dłonią pod policzkiem, ubrana w te same ubrania, co wczoraj. Najwyraźniej zasnęłam w takim stanie, w jakim się położyłam. Rozejrzałam się po pokoju, który w świetle dnia był lepiej widoczny. Dominowały w nim biel, czerń i szarość, dlatego musiałam przyznać, że spodobała mi się ta kombinacja, ale tak poza tym nie było w nim nic szczególnego. Łóżko z metalową ramą, komoda, na której stał mały telewizor, szafa i wyjście na balkon. Dobrze wiedzieć, że mogę stąd łatwo zwiać, pomyślałam gorzko, choć doskonale zdawałam sobie sprawę, że daleko miałam do jakiegokolwiek większego miasta. Mogłabym złapać stopa, ale kto miałby przejeżdżać przez tą dziurę? Chyba tylko ci, którzy się zgubili albo planowali tu zakopać zwłoki. Z tymi ponurymi przemyśleniami poszłam się nieco ogarnąć do łazienki, a następnie zeszłam na dół, aby pomarudzić. Szybko i bez problemu trafiłam do sporej jadalni, gdzie siedziała babcia. Na mój widok kobieta uśmiechnęła się jak wczoraj i uniosła filiżankę.

- Właśnie zrobiłam sobie kawę. Chcesz też? - zaproponowała. - Myślę, że dobrze ci to zrobi po wczorajszym kacu.

Zmierzyłam ją podejrzliwie wzrokiem i nie odezwałam się ani słowem.

- Twoja mama o tym wspominała - odpowiedziała na moje nieme pytanie. - Następnym razem spróbuj pić dużo soku pomarańczowego. Na mnie działa lepiej niż aspiryna.

- Czy ty mi radzisz co mam robić jak się schlam? - zapytałam z niedowierzeniem.

- Wiem, że niektórzy dorośli wmawiają dzieciom, że nigdy w życiu nie zrobili nic szalonego, nielegalnego i tak dalej, ale ja nie jestem jedną z tych osób i jak będziesz miała ochotę, to mogę ci kiedyś opowiedzieć jak upiłam się, żeby wyrwać jednego faceta, ale ostatecznie nie wyszło i potrzebowałam dwóch dni, żeby to odchorować - zaśmiała się chyba bardziej do siebie niż do mnie. Uznałam, że kobieta była całkiem w porządku i zdecydowałam się na minimalnie większą interakcję z nią.

- Babciu, czy moja matka jeszcze śpi?

-Nie, wstała bladym świtem i pojechała na lotnisko. Chciała się z tobą pożegnać, ale przekonałam ją, że to nienajlepszy pomysł, bo po waszej kłótni pewnie nie masz ochoty jej widzieć, a obudzenie cię o tej porze nie poprawi ci nastroju - zrelacjonowała. - Czy mogę mieć do ciebie prośbę? Nie zwracaj się do mnie ,,babciu", wystarczy Cassie. To skrót od Cassandra, ale również uważam, że to imię jest za długie, więc wolę, kiedy ludzie zwracają się do mnie w ten sposób. Ty też możesz. Będę się czuła mniej staro.

- Jasne i dzięki - odparłam, mając na myśli to, że oszczędziłam mi niezręcznego pożegnania z matką. Wtedy dotarło do mnie, co robiła moja babcia czy tam Cassie. Próbowała mnie podejść. Chciała zdobyć moje zaufanie, zachowując się jak nastolatka. Znając życie, była to jakaś nowoczesna metoda na dogadanie się ze zbuntowanym dzieckiem. Zostańcie przyjaciółmi, a potem przekonaj tego dzieciaka, że nie warto się tak okropnie zachowywać.

- Jakieś śniadanie? - spytała, wstając od stołu.

- Nie musisz grać. Widzę, co robisz - stwierdziłam zadowolona, że nie dałam jej się omotać. Ona popatrzyła na mnie pustym wzrokiem.

- Nie do końca rozumiem - przyznała.

- Zgrywasz taką wyluzowaną, żeby przekonać mnie do pogodzenia się z rodzicami - zarzuciłam jej, a ona parsknęła śmiechem, ale nie wydawała się być rozbawiona.

- Posłuchaj, kochana, będę szczera. Twoi rodzice poprosili mnie, żebym przyjęła cię na lato i zgodziłam się, ale sądzę, że jesteś dużą dziewczynką i umiesz się sobą zająć, więc ja nie mam zamiaru tego robić. Możemy spędzić te wakacje miło, starając się szanować siebie nawzajem, ale równie dobrze możesz zamknąć się w pokoju i nie wychodzić z niego przez najbliższe kilka tygodni. Będę ci tylko donosić jedzenie, żebyś się nie zagłodziła, bo moim zadaniem jest tylko pilnowanie, żebyś się nie zabiła i poważnie nie zraniła - powiedziała, wpatrując się we mnie groźnie i zrozumiałam, że nie żartowała. Naprawdę nie obchodziło ją to, co robiłam i niestety, nie podobało mi się to, ponieważ w przeciwnym wypadku mogłabym ją szybko sprowokować, a ona odesłałaby mnie do LA. - Teraz mam zamiar iść do miasteczka po zakupy i możesz ze mną pójść albo zostać tu sama. Co wybierasz? 

Ta kobieta na pewno nie była opanowana przez cały czas, gdyż nikt nie miał nieskończonych pokładów cierpliwości, więc doszłam do wniosku, że zagram w tą grę na jej zasadach i doprowadzę ją do szału. Byłam jednak pewna, że Cassie będzie twardą zawodniczką.

- Chętnie się przejdę - uznałam z fałszywym uśmieszkiem na twarzy. - Ale najpierw chciałabym się przebrać.

- Oczywiście - odrzekła swoim poprzednim radosnym tonem. - Ja idę zrobić sobie tosty, także jeśli chcesz, to też mogę ci zrobić.

Przytaknęłam jej i poszłam na górę, żeby się przygotować. Postanowiłam pójść na całość i odwaliłam się prawie jak na imprezę. Znalazłam najkrótszą i najbardziej obcisłą kieckę w swojej walizce i ciężkie botki na obcasach. Wszystko było w kolorze czerni, więc do kompletu pomalowałam usta, używając tego samego odcienia. Z dumą zeszłam do babci, która akurat postawiła na stole talerz z jedzeniem. Cassie zerknęła na mnie i było tak, jakby mój wygląd w ogóle nie robił na niej wrażenia.

- Ładne buty, ale nie wiem czy będzie ci w nich wygodnie, ponieważ mieszkam na wzgórzu - skomentowała. - W każdym bądź razie, pasują ci do włosów, które są przecudowne.

Przecudowne? Że co? Moi rodzice prawie umarli, kiedy im się pokazałam po raz pierwszy, a jej się podobały. Większość dorosłych patrzyła na nie ze zdegustowaniem, a moi znajomi wręcz odwrotnie. Jake nawet powiedział kiedyś, że wyglądałam dzięki nim tak buntowniczo. Miałam nadzieję, że był to komplement. Czemu ona nie mogła być taka jak inni dorośli?

Zjadłam razem z nią śniadanie i w ciszy wyszłyśmy na zewnątrz. Niestety, Cassie miała rację. Te buty nie nadawały się do chodzenia po tych wiejskich ścieżkach. Musiałam się bardzo pilnować, żeby moja twarz nie spotkała się z ziemią. Poczułam ogromną ulgę, gdy dotarłyśmy do miasteczka, gdzie drogi były w miarę proste. Nadeszła pora na zrealizowanie mojego planu. Doszłam bowiem do wniosku, że to, iż babci mój wygląd nie przeszkadzał, nie oznaczało, że jej sąsiedzi będą tego samego zdania. Podejrzewałam, że kiedy zobaczy reakcje swoich znajomych, to poczuje się głupio i odeśle mnie do domu. W końcu takie osoby jak ja niekoniecznie wpasowywały się w styl takich mieścin, ponieważ ludzie mieli tam zupełnie inną mentalność.

Cassie zapytała czy wejdę z nią do piekarni, ale odmówiłam. Liczyłam, że spotkam kogoś, kogo ona znała i będę mogła go zaczepić. Stanęłam obok wejścia, jednak nikogo nie dostrzegłam. Crystal Lake wydawało się być martwe. Było to nieco przerażające, bo był środek dnia, a dokoła mnie nie było żywej duszy. Takie rzeczy działy się tylko w horrorach. Odeszłam kawałek od piekarni, żeby się rozejrzeć, lecz wszędzie było pusto. Westchnęłam zmęczona i przymknęłam oczy, starając się wymyślić jakiś sposób na sprowokowanie babci. Wtem poczułam jak coś uderzyło mnie w czoło i to na tyle mocno, że zachwiałam się na swoich botkach, a potem straciłam równowagę i upadłam na ziemię.  

________________________________________

* Conan Grey - Checkmate

** Taylor Swift - I knew you were trouble

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top