Rozdział 1

Migające światła. Błękit wszędzie, a potem czerń. Tak jak w moim życiu - wszechogarniający smutek i żałoba - lecz w tamtym momencie nie byłam przygnębiona. Właściwie to nie wiedziałam, co czułam, bo latałam. Unosiłam się nad ziemią, ponieważ na chwilę uwolniłam swój umysł, który więził mnie od lat poprzez wspomnienia. 


I'm too much in my head, did you notice?

Girl, what's wrong with you? Come back down...*

Poczułam czyjeś ręce na biodrach. Przywracały mnie do paskudnej rzeczywistości. Mimo wszystko, starałam się to zignorować i nadal kołysałam się do rytmu piosenki, której nie znałam.

My body's here on Earth, but I'm floating

Girl, what's wrong with you? Come back down...*

Nie chciałam się budzić z tego snu, chociaż zdawałam sobie sprawę, że powinnam wrócić do domu, ale nie miałam na to ochoty. Wiedziałam, że nie czekało mnie tam nic dobrego, jednak nie pamiętałam czemu. Po prostu dałam się ponieść. Spróbowałam zebrać myśli. Jake. Gdzie był Jake? To z nim tu przyszłam. Odwróciłam się i zobaczyłam za sobą dziewczynę, z która chyba wcześniej rozmawiałam, ale nie byłam pewna. Mojego chłopaka nigdzie nie było, dlatego wyplątałam się z objęć nieznajomej i ruszałam na poszukiwania. Jakimś cudem znalazłam się na środku sali otoczona tłumem ludzi mokrych od potu. W powietrzu unosił się wyraźny zapach będący mieszanką alkoholu oraz zioła. Nagle poczułam się samotna, pomimo obecności tylu osób. Przeraźliwie samotna. 

Disconnected, so sometimes, I feel frozen and alone*

Wtedy go zobaczyłam. Siedział przy barze z jakąś brunetką, a jego dłonie błądziły po jej ciele i wsuwały się pod bluzkę. Ich usta zderzały się ze sobą w nienaturalny sposób i doprowadziło mnie to do wściekłości. Robił to na moich oczach. Pieprzony dupek. Musiałam to przerwać, więc podeszłam do niego chwiejnym krokiem. Złapałam tamtą dziewczynę za włosy i odciągnęłam ją od niego, a następnie zaczęłam bić go pięściami po klatce piersiowej, wyzywając przy tym od najgorszych. Chłopak jednak prawdopodobnie nie usłyszał ani słowa, gdyż nie byłam w stanie przekrzyczeć muzyki. Nie obchodziło mnie to, bo nauczyłam się, że wściekłość była dla mnie dobra. To było jedno z niewielu uczuć, które pozwalałam sobie odczuwać i w pewnym sensie mnie napędzało, więc nie miałam żadnego problemu ze zrobieniem sceny w klubie. Waliłam w niego bez opamiętania, aż wreszcie on złapał mnie za nadgarstek i ścisnął tak mocno, że z moich ust wydostało się syknięcie. Jake zaczął coś do mnie mówić, ale nadal nic nie słyszałam, a może wcale nie chciałam słyszeć. Złapałam drinka, który stał na barze i zapewne należał do tamtej zdziry, a potem chlusnęłam mu nim w twarz. Odwróciłam się z zamiarem wyjścia stamtąd, aby nie musieć go więcej oglądać i potknęłam się o własne nogi, lądując na ziemi. Nie zdołałam się podnieść, ponieważ przestałam kontaktować. Ostatnią rzeczą, którą zapamiętałam, były światła błyskające na niebiesko. Wkrótce wszystko pogrążyło się w czerni.

They say my system is overloaded

Girl, what's wrong with you? Come back down...*

Poczułam tępy ból głowy, który wyrwał mnie z błogiego snu. Z trudem uniosłam powieki i zobaczyłam przed sobą czerwień. Przez chwilę byłam pewna, że się zraniłam i krwawiłam tak mocno, że krew zalewała mi oczy. Dopiero gdy się na dobre rozbudziłam, dotarło do mnie, że moją twarz przysłoniła kurtyna farbowanych włosów. Były wszędzie, nawet w ustach, dlatego zaczęłam je wypluwać ze strachu przed tym, że się uduszę, choć szczerze mówiąc, czułam się tak tragicznie, że chyba wolałam umrzeć w ten sposób. Przewróciłam się z boku na plecy i wtedy do pokoju weszli moi rodzice - prawdopodobnie zaalarmowani przez dziwne dźwięki, które wydawałam. Rzuciłam im pogardliwe spojrzenie, ale nie włożyłam w to całej siebie, ponieważ kac wykończył mój organizm.

- Bardzo się cieszymy, że zdecydowałaś się wstać - rzuciła moja matka na przywitanie. Odwróciłam się do niej plecami, demonstrując tym samym, że nie miałam ochoty na żadne rozmowy.

- Radzę ci, żebyś zaczęła się zbierać - poradził mi ojciec i wyczułam w jego głosie surową nutę. Niby gdzie miałam się zbierać? Były przecież wakacje z tego, co kojarzyłam. Raczej nie przespałam ostatnich dwóch miesięcy, no ale cholera wie, może i tak było. W każdym razie, nie miałam zamiaru nigdzie wstawać, choćby sam prezydent przyjechał mnie odwiedzić.

- Nigdzie nie idę - wybełkotałam zapitym głosem. Swoją drogą, brzmiał całkiem nieźle i nagle zapragnęłam nagrać któryś ze swoich mocniejszych utworów z użyciem tego właśnie głosu. Uznałam, że zrobię to jak tylko wezmę się w garść.

- Fakt, polecisz - sprostował, a ja aż odwróciłam się ze zdziwienia. To ja byłam nawalona czy oni?

- Co wy pieprzycie? - spytałam.

- Język - zwróciła mi odruchowo uwagę matka. - Lecisz na wakacje do babci. Zapomniałaś już?

Prychnęłam rozbawiona. Oh tak, oni znowu to samo. Wymyślili sobie jakoś pod koniec roku szkolnego, że mam lecieć do jakiejś małej wiochy, w której mieszkała moja babcia, bo liczyli na to, że dokona się tam we mnie magiczna przemiana i znowu stanę się dobrym dzieckiem. Zabawne. Na początku po prostu ich wyśmiałam, ale kiedy zaczęli naciskać, wkurzyłam się i byłam jeszcze gorsza niż wcześniej. Złośliwa, pyskata i podła. W końcu odpuścili temat, ale nie spodziewałam się, że ponownie do niego wrócą i to właśnie teraz, gdy zdychałam.

- Aha, dobra, pogadamy o tym za kilka godzin - zakpiłam i zamknęłam oczy, udając, że zasypiam.

- Za kilka godzin będziesz wysiadać z samolotu – Ojciec pomachał mi biletami lotniczymi przed twarzą, dając do zrozumienia, że to nie był żart. Podniosłam się z wrażenia. Czy to miał być jakiś atak z zaskoczenia, kiedy nie byłam na to przygotowana?

- Ale...

- Żadnego ale, Arizona - ucięła natychmiast moja matka. - Wylatujesz do babci i to zaraz. Ostrzegaliśmy cię, że tak się stanie, a to, że nie dotarła do ciebie ta informacja, nie jest naszą winą.

- Mam na imię Aria - warknęłam na nią, lecz ona się tym nie przejęła, tylko stała nade mną z rękami splątanymi na piersi. - I już powiedziałam, że nigdzie się nie wybieram.

- To nie jest twój wybór. Póki masz szesnaście lat, to my będziemy decydować o tym, gdzie spędzasz wakacje - stwierdził ojciec ostro. Cholera, było źle, jeśli też był wkurzony, bo zazwyczaj to on pierwszy odpuszczał, a matka była tą twardą. - Wiedzieliśmy, że polecisz do babci już od tygodni, ale nawet gdybyśmy się wahali, to twój dzisiejszy wybryk by nas w tym upewnił. Nie do wiary, że twoja koleżanka musiała cię tu przywlec jak jakąś menelkę.

- Więc postanowiliście mi udowodnić, że to prawda i wyrzucić mnie z domu? - zapytałam, próbując wywołać w nich wyrzuty sumienia.

- Nie dramatyzuj. Będziesz tam przez dwa miesiące, a nie dwa lata - przypomniała matka.

- Nawet nie pozwolicie mi się spakować? - dopytywałam urażona z nadzieją, że zyskam trochę czasu na rozbudzenie się i wymyślenie dobrych argumentów.

- Już to zrobiliśmy - Matka pokazała mi walizkę i torbę podróżną, które stały w kącie. - Nie chciałaś zrobić tego sama, to musieliśmy ci pomóc. Spakowałam ci najpotrzebniejsze rzeczy, ale jeżeli masz ochotę zabrać jakieś konkretne drobiazgi, to masz jeszcze dwadzieścia minut, żeby je wziąć i doprowadzić się do porządku.

- Tato - popatrzyłam na niego błagalnie. Był moją ostatnią szansą, lecz on odwrócił wzrok. Przegrałam...

- Dwadzieścia minut - powtórzył, a potem oboje opuścili pokój. Byłam w takim szoku, że naprawdę zaczęłam łapać różne rzeczy i wrzucać je do walizki, mimo, że nadal wierzyłam w to, iż przekonam ich do zmiany zdania. Jak nie prośbą, to groźbą.

Otworzyłam szafę, w której miałam lustro i aż się wzdrygnęłam z obrzydzenia. Wciąż byłam ubrana w ciuchy z wczoraj, Czarną, obcisłą sukienkę do połowy uda i pończochy, tylko, że jedna z nich zsunęła mi się do kostki. Na twarzy widać było pozostałości po moim wczorajszym makijażu. Rozmazany tusz przy kącikach oczu i odrobina szminki na ustach. Szybko starałam z siebie to gówno i przebrałam się w coś wygodniejszego. Zeszłam na dół do rodziców, którzy również byli gotowi do wyjazdu.

- Wiecie co? Ja zrozumiałam wszystko i więcej nie będę się tak upijać, dlatego możecie przestać się wygłupiać. Naprawdę będę grzeczna - obiecywałam fałszywie.

- Nie nabierzesz nas - zamknęła mi usta matka i prawie, że zawlekła mnie do auta. Wgapiałam się w palmy, będące jednym ze znaków rozpoznawczych LA i starałam się powstrzymać odruch wymiotny. Ciągle miałam nadzieję, że to wszystko był jakiś koszmar. Niestety, trwał nadal, gdy dojechaliśmy na lotnisko.

Siedziałam w hali odlotów z twarzą ukrytą w dłoniach i słuchałam jak moi rodzice się żegnali. Rzygać mi się od tego chciało... No, może nie do końca od tego, ale tak czy siak, bawiło mnie to, że zachowywali się tak, jakby matka miała zostać tam ze mną na wakacje, a ona jedynie chciała podstawić mnie pod drzwi jakiejś staruszki i zwiać. Pewnie się bała, że w przeciwnym wypadku mogłabym się zgubić i wysłać jej pocztówkę z Vegas, informując ją o tym, że od tej pory będę śpiewała w jakimś barze, udając Katy Perry. W sumie słusznie.

Zerknęłam na mojego ojca, ściskającego matkę. Miał kasztanową burzę loków oraz oczy o tym samym odcieniu. Odziedziczyłam po nim ten kolor włosów, podobnie jak ktoś inny, ale mało kto o tym wiedział, bo ja od lat je farbowałam, a ta druga osoba... Policzki ojca pokrywał kilkudniowy zarost, przez co wydawał się nieco starszy niż zwykle. Kiedyś zawsze był ogolony, ale od jakiegoś czasu o to nie dbał i golił się tylko, jeśli miał jakieś oficjalne spotkanie w planach. Prowadził razem z matką całkiem nieźle prosperującą firmę, ponieważ obydwoje byli architektami. Mogłam się założyć, że mieli nadzieję na to, iż kiedyś ją przejmę, jednak ja ich zawiodłam, gdyż miałam raczej artystyczne plany i nie spieszyło mi się do tego. Z tym zdołali się pogodzić, ale z innymi rzeczami nie. Ogólnie miałam wrażenie, że gdyby nie wydarzenia z przeszłości, to może mielibyśmy niezły kontakt, a na pewno lepszy niż z matką, ponieważ on zawsze dążył do kompromisu i starał się zaakceptować to, że ktoś myślał inaczej niż on, natomiast moja rodzicielka musiała postawić na swoim, nawet kiedy nie miała racji. Rzadko przyznawała się do błędu, a jeżeli to już się zdarzało, to była to zasługa taty, który powtarzał jej, że powinna odpuścić. Czasami się zastanawiałam jak to się stało, że ta dwójka się zeszła i miała... dziecko.

Moja matka była taka zimna. Tak, to było dobre słowo. Opisywało zarówno jej charakter, jak i wygląd. W dzieciństwie kojarzyła mi się z Królową Śniegu, przez jej bladą karnację, blond włosy oraz chłodne, przenikliwe oczy w kolorze błękitu. Była niemal wzrostu mojego ojca, ale rzecz jasna, dużo smuklejsza. Kiedyś wydawało mi się, że kryła się w niej miłość, ale to wrażenie zniknęło dawno temu. Teraz powracało jedynie czasami, w chwilach takich jak ta, gdy patrzyła w ciemne oczy ojca z czymś na kształt uczucia. Prawie mogłam sobie wyobrazić, że robiła to zawsze. Cichy i wredny głosik w mojej głowie przypomniał mi, że kiedyś tak było.

Przełknęłam głośno ślinę i z ulgą przyjęłam ogłoszenie, że nasz samolot miał niedługo wystartować, więc wszyscy pasażerowie byli proszeni na pokład. Wstałam, ociągając się i złapałam walizkę.

- Widzę, że w końcu pogodziłaś się z wyjazdem - zauważyła matka. Parsknęłam cichym śmiechem.

- Im szybciej tam się znajdę, tym szybciej wrócę - Naprawdę szczerze w to wierzyłam, bo miałam zamiar doprowadzić babcię do szaleństwa tak, by odesłała mnie z powrotem jak uszkodzoną paczkę.

- Widzimy się za dwa miesiące - powiedział ojciec, niemal ze smutkiem. Ledwo powstrzymałam kolejny złośliwy śmiech. Dobrze wiedziałam, że obydwoje cieszyli się, iż mogli się mnie pozbyć na tak długo. Nie znosili mnie.

- Niech będzie - rzuciłam, ignorując otwarte ramiona ojca. Odwróciłam się na pięcie i poszłam w stronę odprawy. Za mną rozległ się stukot obcasów, informujący o tym, że matka podążyła w tym samym kierunku.

Kiedy tylko znalazłyśmy się w samolocie, mój odruch wymiotny natychmiast powrócił, jednak postanowiłam sobie, że nie dam matce tej satysfakcji i nie udowodnię wszystkim pasażerom jakim śmieciem według niej byłam. Oparłam głowę o szybę i wlepiłam wzrok w chmury, które pojawiały się i znikały. Zupełnie jak ludzie, pomyślałam rozgoryczona i przymknęłam powieki.

Gdy je otworzyłam siedziałam w zupełnie innym samolocie. W rękach trzymałam tablet, na którym puszczałam swoje ulubione piosenki. Chłopiec siedzący obok mnie nie dawał mi spokoju i cały czas ciągnął mnie za rękaw, żebym spojrzała przez okno, ponieważ wszystko za nim go fascynowało. W sumie nic dziwnego, bo miał tylko sześć lat, a wtedy wszystko człowieka ekscytowało. Boże, mówiłam, jakbym była dorosła, a przecież miałam tylko dwanaście lat.

- Co? - odburknęłam, kiedy po raz enty chłopak próbował zwrócić na siebie moją uwagę.

- Patrz - zachichotał i wskazał na siedzenia przed nami. Wyglądał jak mały aniołek i tak strasznie przypominał tatę. Te loczki i ciemne oczka, a także wesoły uśmieszek błąkający się zawsze na jego ustach.

Your face, it haunts my once pleasant dreams

Your voice, it chased away all the sanity in me**

Zerknęłam we wskazanym przez niego kierunku i zobaczyłam obściskujących się rodziców.

- Fuj! - dałam wyraz swojemu zdegustowaniu, na co nasi rodzice oderwali się od siebie z zawstydzonymi minami. Chłopiec przybił mi piątkę, a ja wróciłam do słuchania muzyki, chociaż jednym uchem podsłuchiwałam głosu mamy opowiadającym o atrakcjach, które czekały nas na Hawajach. Miałam przeczucie, że będziemy się tam świetnie wszyscy bawić, a po powrocie do szkoły pochwalę się wszystkim koleżankom swoimi wspomnieniami, jednak nigdy tego nie zrobiłam.

These wounds won't seem to heal, this pain is just too real

There's just too much that time cannot erase**

- Wstawaj, Aria. Jesteśmy na miejscu...

Dotarło do mnie, że przespałam cały lot, ale nie ten, o którym śniłam. Obok mnie siedziała matka, a nie mały chłopiec, natomiast ja miałam szesnaście lat, nie dwanaście. Musiałam się obudzić.

I've tried so hard to tell myself that you're gone

But though you're still with me, I've been alone all along**

Ledwo przytomna wysiadłam z matką z samolotu, a potem w jakiś sposób znalazłam się w wypożyczonym przez nią samochodzie.

- Droga do Crystal Lake zajmie nam ze dwie godziny, więc jeśli masz ochotę, to możesz się jeszcze przespać - poinformowała mnie kobieta takim tonem, jakby mówiła do jednego ze swoich pracowników. I tak odechciało mi się spać ze strachu przed koszmarami, ale po tej uwadze, już byłam pewna, że nie zasnę, tylko dlatego, żeby nie robić tego, czego ode mnie oczekiwała.

- Babcia nie może się doczekać spotkania z tobą, więc postaraj się chociaż udawać, że też cię to cieszy - kontynuowała, nie zrażając się brakiem odpowiedzi.

- Zmusiliście mnie do tego wyjazdu, także nie licz na to - mruknęłam. Moja matka westchnęła pokonana i nie starała się dłużej mnie przekonywać do zmiany zdania. Zrozumiała, że to bez sensu i dobrze. Resztę drogi pokonałyśmy w ciszy. Wreszcie przed moimi oczami pojawił się znak witający nowo przybyłych w tej dziurze, jaką było Crystal Lake. Z tego, co zauważyłam to w pobliżu całej tej wiochy nie było żadnych większych miast. Same wsie i to też niespecjalnie blisko. Największe miasto, Des Moines, w którym byłyśmy po przylocie, jak słusznie stwierdziła moja matka, znajdowało się dwie godziny drogi od tamtego paskudnego miejsca. Gdybym miała auto, to nie byłoby z tym żadnego problemu, ale ja nawet nie zrobiłam jeszcze prawa jazdy, bo nie miałam do tego głowy. Przeklęłam w myślach.

Jechałyśmy uliczkami tej ohydnej mieściny, ale zważywszy na to, że było ciemno, to niewiele widziałam. Kiedy jednak wyjechałyśmy z gąszczu małych domków i ruszyłyśmy jakąś drogą pnącą się w górę, dostrzegłam z oddali ogromne jezioro, od którego jak się domyśliłam, pochodziła nazwa miasta. Jezioro faktycznie wyglądało jak prawdziwy kryształ i z niewiadomych przyczyn skojarzyło mi się z wierszami Roberta Frosta. ,,Popatrz na kałuże, jak błyszczą w gęstwinach i każda z nich niebo bezbłędnie odbija...", przypomniałam sobie fragment jednego z nich. Woda wyglądała jak tafla szkła i wywoływało to naprawdę zapierające dech w piersiach wrażenie. Byłam tak zapatrzona, że nawet się nie zorientowałam gdzie dojechałyśmy. Znalazłyśmy się na szczycie wzgórza, na którym stał całkiem sporych rozmiarów lawendowy dom. Wysiadłam z samochodu i przyglądałam się mu przez chwilę, ale zaraz wróciłam spojrzeniem do jeziora, bo chyba się w nim zakochałam i to od pierwszego więzienia. Już miałam przynajmniej dziesięć piosenek na jego temat. Mój marzycielski nastrój przerwał dźwięk zwiastujący przybycie babci. Drzwi wejściowe zaskrzypiały, a ja napięłam się i przygotowałam do odparcia ataku.

-------------------------------------------------------------

* Ariana Grande - get well soon

** Evanescence - My Immortal 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top