Rozdział 4.
*Crystal’s POV*
Rozmowa z Ashtonem Irwinem była trudna. Jakakolwiek rozmowa.
Może to przez ten jego arogancki ton, albo sprośne uwagi, albo jego wredne usposobienie. Oczywiście śmiało można również twierdzić, że to cały Ashton jest problemem.
Naprawdę żałowałam, że się na to zgodziłam. Byłam pewna, że Michael tak czy inaczej znalazłby tego gościa, bardziej obawiałam się tego, że zdążył się poskarżyć i teraz na każdym kroku mogą mnie obserwować. Bycie uważną przy Irwinie było ciężkim zadaniem, szczególnie gdy okazało się, że jest jeszcze bardziej irytujący, niż mi się wydawał. Przez cały wieczór próbowałam trzymać nerwy na wodzy i Bóg mi świadkiem, czy coś, że to najtrudniejsze, co przyszło mi zrobić w ciągu tych marnych osiemnastu lat. Moje zaciśnięte usta, pięści i oczy, liczone oddechy w celu uspokojenia się, wywracanie oczami i prychanie na trzy czwarte jego słowotoku zdawały się jedynie podsycać jego wredność i arogancję; z ręką na sercu: ten chłopak był najwredniejszą istotą na ziemi, a jeszcze do niedawna to ja nią byłam. Jego ironiczne uśmieszki i to całe Kryształku, kurwa, skąd on to wytrzasnął? Albo to, gdy wystękał, że chętnie wziąłby mnie do jego mieszkania i się zabawił. Mówiąc wystękał, mam na myśli, że dosłownie, ponieważ chwilę wcześniej przycisnęłam jego twarz do szyby jakiegoś sklepu. Udało mi się to tylko dlatego, że zrobiłam to niespodziewanie i nie zdążył zareagować. Któż by się spodziewał, że jego da się zaskoczyć? Jednak nie trwało to długo, bo był o wiele silniejszy i dwie sekundy później to on przyciskał mnie do szyby, ale kto by się przejmował tym drobnym, nic nieznaczącym szczegółem. Zapamiętać: dowiedzieć się, jakich perfum używa i kupić takie Danielowi.
To naprawdę nic.
Wyobraźcie sobie moje zdziwienie, gdy szliśmy powolnym krokiem po opustoszałej ulicy do jego samochodu, a on w końcu odpuścił sobie jakieś idiotyczne teksty i odezwał się po ludzku.
- Dlaczego jesteś z Parkerem?
Z uniesionymi brwiami spojrzałam na niego. Czy on na serio zapytał się mnie o Daniela? Wzruszyłam ramionami, nie wiedząc, jak mam na to odpowiedzieć.
- To chyba nie jest twoja sprawa – mruknęłam pod nosem, idąc ze spuszczoną głową.
Nikt nie wiedział, dlaczego z nim byłam, nawet ja. Ciekawie, prawda? Nie powiem, Daniel był atrakcyjny i na początku naszej znajomości, czyli jakieś dziesięć miesięcy wstecz, naprawdę dobrze nam się rozmawiało i byliśmy po prostu dla siebie. Teraz nasz związek jest bardziej, jakby to powiedzieć, z przyzwyczajenia. Daniel Parker istniał teraz tylko po to, żeby pokazywać się czasami razem w miejscach publicznych czy po to, aby wyżyć się w łóżku. To smutne, ale taka prawda: ja nie wtrącałam się w jego sprawy prywatne, a on w moje, chociaż był wtajemniczony w całą sprawę śmierci Tessy, oczywiście.
- Tak tylko spytałem – powiedział obronnym głosem Ashton, przywracając mnie do rzeczywistości. – Nie wydajesz się jakoś wyjątkowo szczęśliwa – wyznał; wyczułam szczerość w jego głosie (chyba po raz pierwszy!), przez co uśmiechnęłam się krzywo w jego stronę.
- Powiedzmy, że ten związek już dawno stracił na wartości – stwierdziłam i zmarszczyłam brwi, rozglądając się. Coś było nie tak z tą ulicą, czułam to od momentu, gdy tutaj skręciliśmy, i teraz zorientowałam się, o co chodziło.
Byliśmy jedynymi osobami w miejscu, które zazwyczaj tętniło życiem.
Przełknęłam niespokojnie ślinę i przysunęłam się odrobinę do Ashtona, zarabiając tym jego zadowolony uśmieszek.
- O co chodzi, Kryształku? – mruknął uwodzicielsko, zerkając na mnie z rozbawieniem. Zacisnęłam usta i spuściłam głowę, odpychając od siebie ochotę uderzenia go.
- Zauważyłeś coś dziwnego? – zapytałam cicho i widziałam, jak Ashton zmienił tryb na skupienie. Rozejrzał się i westchnął. Objął mnie ramieniem i pochylił głowę, przybliżając usta do mojego ucha, ignorując to, że cała się spięłam.
- Zauważyłem to na samym początku – parsknęłam na jego niezadowolony ton.
- Pospieszmy się – uśmiechnęłam się lekko, starając się wyglądać naturalnie; wiedziałam, że coś jest nie tak i czułam, że to ma coś wspólnego z tym gościem z wczoraj.
Byliśmy dość blisko samochodu Ashtona, gdy z najbliższej uliczki pomiędzy budynkami wyszło dwóch facetów. Ciemne koszulki opinały się na imponujących bicepsach, a śmiertelnie poważny wyraz twarzy kazał mi sądzić, że nie znaleźli się tam przez przypadek. Cholera, zdecydowanie nie przez przypadek. Machinalnie zwolniłam, uważnie obserwując kolesi idących prosto na nas. Irwin miał spiętą twarz, jednak jego postawa była w zasadzie rozluźniona. Chcieliśmy ich wyminąć, miałam nadzieję, że dadzą nam po prostu przejść, jednak oni zagrodzili nam drogę.
- Jakiś problem? – warknął Ashton, wysuwając się trochę przede mnie. W sumie to urocze, w jakiś dziwny sposób, ale doceniam troskę.
- Crystal Hill – mruknął wyższy, blondwłosy facet, kompletnie ignorując Irwina. – Pójdziesz z nami.
Uniosłam brwi ponad ramieniem Ashtona. Już biegnę, panowie.
- Wątpię – mruknęłam, na oni się uśmiechnęli.
- Spodziewaliśmy się takiej odpowiedzi – odezwał się drugi, z czarnymi włosami, i ani się obejrzałam, a oni już lecieli z pięściami na Ashtona. Odsunęłam się, słysząc taką prośbę od Irwina, i z szeroko otwartymi oczami obserwowałam, jak jeden chłopak bez jakiegoś większego problemu radzi sobie z dwoma przeciwnikami. Musiałam przyznać, Ashton potrafił się bić. I tutaj nie chodziło tylko o mięśnie, tutaj chodziło również o myślenie, a w tym Irwin był zdecydowanie lepszy niż tamta dwójka. Tak mnie zastanawia, czy wszyscy mięśniacy, pracujący dla tajemniczego szefa, są tacy tępi. Polegają jedynie na swojej sile i nie używają ani odrobiny logicznego myślenia. Zagryzłam wargę, widząc, jak jednemu z nich udało się uderzyć Ashtona w brzuch. Blondyn odsunął się trochę, oddychając ciężko; widziałam, jak zacisnął pięści, a po chwili jeden z nich leżał z jękiem na ziemi. Irwin sprytnie unikał ciosów tego drugiego, a wtedy ja zorientowałam się, że nie powinnam zignorować tego blondyna na ziemi. W zasadzie to już nie był na ziemi, tylko szedł w moją stronę z bólem wypisanym na twarzy. Zacisnęłam pięści i pochyliłam się, unikając uderzenia w twarz. Zamachnęłam się kilka razy, jednak blondyn odsuwał się z obrzydliwym uśmieszkiem. Złapał mnie za ręce i przycisnął do ściany; przeniósł dłonie na moją szyję, odcinając mi dopływ powietrza. Myśl, Crystal!
- Szef przesyła pozdrowienia – warknął, zaciskając mocniej palce.
To, że byłam parę centymetrów nad ziemią nie pomagało; próbowałam sprawić, żeby mnie puścił, a wtedy przypomniało mi się coś, co kiedyś usłyszałam od Michaela.
Oczy.
Próbując złapać oddech, wyciągnęłam ponownie ręce i przejechałam kciukami po przymkniętych oczach blondyna. Mocno, wzdłuż powiek; oczy są wrażliwe i taki ruch powoduje dezorientację u przeciwnika. Facet odsunął się ode mnie, przecierając twarz i próbując się zorientować w sytuacji. W tym samym momencie Ashton zaszedł go od tyłu i uderzył w głowę, sprawiając, że blondyn upadł na ziemię, tracąc przytomność.
I wtedy poczułam uderzenie, przez które również upadłam i straciłam kontakt, otoczona przez wszechogarniającą ciemność.
***
- Crystal?
Każda moja kończyna była taka ciężka, nie potrafiłam unieść powiek na stałe, jedynie migały mi sekundowe przebłyski. I ciągle słyszałam, jak ktoś mnie wołał. Początkowo był to jeden głos, jednak po jakimś czasie dołączył do niego drugi, wyjątkowo znajomy.
- Crystal.
Otworzyłam szeroko oczy, próbując złapać powietrze. Usiadłam gwałtownie, czując, że moje płuca nie potrafią normalnie pracować. Szok i ból, który przyszedł z rozmytym głosem Tessy był oszałamiający, i to nie w dobrym tego słowa znaczeniu. Moje ręce się trzęsły, rozglądałam się z przerażeniem po pomieszczeniu, w którym się znajdowałam.
I wiecie, co zobaczyłam?
Zdenerwowaną twarz Ashtona Irwina, który właśnie położył dłonie na moich ramionach, próbując mnie uspokoić.
- Spokojnie, Crystal. Oddychaj – mruknął opanowanym głosem, przypatrując się mojej twarzy. Z trudem przełknęłam ślinę, opanowując się powoli. Dlaczego uspokoiłam się po chwili patrzenia się na jego piwne tęczówki? Były takie ciepłe, taki spokojnie, wydawały się bezpieczne. Odgarnął delikatnie włosy z mojej twarzy i z uwagą przyjrzał się czemuś, co miałam na czole. Zmarszczyłam brwi i dotknęłam tego, jednak od razu pożałowałam, gdy poczułam tępy, pulsujący ból. Syknęłam z niezadowoleniem, wywołując tym jego uśmiech. – W końcu się obudziłaś – powiedział. – Michael!
Mike wpadł do mojego pokoju jak burza, od razu skupiając się na mnie.
- Crystal! – zawołał z ulgą, niemal rzucając się na mnie. – Nareszcie! Nawet nie wiesz, jak się martwiłem!
Wywróciłam oczami ponad jego ramieniem i zauważyłam, że Irwin powstrzymał parsknięcie śmiechem. Wstał i wyszedł, nie patrząc na nas już ani razu, ale nie on mnie teraz obchodził.
- Spokojnie, Mike – sapnęłam, odsuwając go od siebie. Usiadł naprzeciwko mnie, zeskanował wzrokiem moją twarz i odsunął włosy, przyglądając się ranie na czole, która nie dawała mi spokoju.
- Spokojnie – prychnął, marszcząc brwi. – Jak mam być spokojny, skoro masz na czole wielkiego siniaka?
Ponownie wywróciłam oczami i wstałam, chwiejąc się lekko przez zawroty głowy. Michael podtrzymał mnie, na co posłałam mu wdzięczny uśmiech. Niepewnie podeszłam do dużego lustra wiszącego na ścianie i jęknęłam żałośnie, widząc małe rozcięcie otoczone sinofioletową obwódką.
- Kurwa – mruknęłam, wzbudzając tym jego śmiech. Spojrzałam na niego ze złością, jednak on nic sobie z tego nie zrobił.
- Wyglądasz groźnie, Hill – zaśmiał się. Trzepnęłam go w ten pusty łeb i dołączyłam do niego. Dlaczego on zawsze to robił? Gdy byłam na niego zła, on po prostu mówił coś głupiego i zaczynał się śmiać, a ja nie mogłam się nie dołączyć.
- Zabawne – prychnęłam i westchnęłam, ponownie zerkając w lustro. Wytłumaczenie tego Danielowi będzie trudne. Zagryzłam wargę, gdy coś mi przyszło do głowy. – Co się stało?
Clifford wstał i podrapał się po głowie, zerkając na mnie ze zmartwieniem. Nienawidziłam tego, gdy tak na mnie patrzył. Rozumiem, to mój przyjaciel, ale nie musiał co chwilę rzucać mi takich spojrzeń, doskonale zdając sobie sprawę, że tego nie lubię.
- Jeden z tych kolesi – zaczął, zaciskając wargi. – Ashton go położył, jednak nie w takim stopniu, żeby się nie podniósł.
- Oh – mruknęłam, przypominając sobie ostatni wieczór. – Ale nic wielkiego się nie stało, więc nie musisz się martwić – stwierdziłam pocieszająco i uśmiechnęłam się do niego lekko.
- Nic się nie stało? – wybuchł, machając gwałtownie rękami. – Nic się nie stało?! Crystal, uderzyłby cię trochę niżej i mogłabyś umrzeć! To nie jest nic!
Westchnęłam, przykładając sobie dłoń do czoła, omijając ranę.
- Ale jestem tutaj, stoję przed tobą – mruknęłam, patrząc na niego. – Przestań więc krzyczeć, bo przyprawiasz mnie o ból głowy. Tak czy inaczej, Ashton mnie w pewnym sensie uratował, prawda?
Blondyn niechętnie pokiwał głową, krzywiąc się lekko.
- Niby tak – burknął pod nosem i jęknął, opuszczając bezradnie ręce wzdłuż ciała. – Dobra – warknął i ruszył do drzwi; gdy był w progu przystanął, jednak nie odwrócił się, żeby na mnie spojrzeć. – Calum i Luke czekają w salonie, mają coś dla ciebie.
Zatrzasnął za sobą drzwi z hukiem; warknęłam do siebie, przeklinając jego uraźliwą naturę. Szybko przebrałam się w coś czystego i rzucając ostatnie spojrzenie na swoje odbicie, wyszłam, poprawiając rozczochrane włosy.
Tak jak powiedział Mike, na kanapie przed telewizorem siedział Luke, Calum oraz Ashton. Michael zajął fotel i z zażartą miną stukał w klawiaturę laptopa. Podeszłam bliżej, a wtedy Calum wstał, przerywając rozmowę z blondynami o jakimś samochodzie.
- Crystal, jak się czujesz? – zapytał łagodnie, stając przede mną. Uśmiechnęłam się do niego szczerze. Hood był takim miśkiem. Seksowny i słodki misiek.
- Bywało lepiej – odpowiedziałam i przeniosłam wzrok na Irwina, który mi się przyglądał. – Dzięki – to było naprawdę szczere.
I nie myślałam, że kiedyś mu za coś podziękuję.
Ashton uśmiechnął się łobuzersko i puścił do mnie oczko.
- Zawsze do usług, Kryształku.
Warknęłam w jego kierunku kilka niezbyt miłych epitetów, ignorując śmiech Luke’a i Caluma. Nawet Michael się uśmiechnął. No przezabawne, naprawdę. Usiadłam na oparciu obok Clifforda i spojrzałam na nich z ciekawością.
- Więc o co chodzi?
Luke już otwierał usta, jednak Mike go ubiegł.
- Najpierw ja – wtrącił się, przyciągając uwagę wszystkich obecnych. Telewizor był ustawiony na jakiś kanał muzyczny, czyli tak, jak zawsze. – Elliot Price, tak nazywa się koleś od telefonu – powiedział, wyciągając z kieszeni urządzenie i podając mi je. Obejrzałam je uważnie, a Mike kontynuował. – Teoretycznie powinien siedzieć właśnie w więzieniu za handel narkotykami i morderstwo, jednak magicznym sposobem znalazł się tajemniczy dobroczyńca, który go wyciągnął. Warto wspomnieć, że bez wiedzy policji, dlatego nasz drogi Elliot jest teraz poszukiwany, tak samo jak jego… przyjaciel. Koleś jest sprytny, żadnych numerów w kontaktach, żadnych w spisie połączeń, żadnych wiadomości. To da się oczywiście odzyskać, ale potrzeba mi będzie więcej czasu.
- Masz adres? – zapytałam, przeglądając zawartość telefonu. Właściwie, to nie miałam czego przeglądać, ponieważ nie było tam nic. Mike zaśmiał się, a ja uniosłam brwi, spoglądając na niego.
- Ty tak na serio? – mruknął niezadowolony. – Oczywiście, że mam.
- Mam pytanie – odezwał się Calum. Spojrzałam na niego, pokazując, że może śmiało pytać. – Chcemy wiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi?
Wpatrywałam się w niego przez chwilę z neutralną miną, po czym zorientowałam się, że Michael na mnie patrzy. Zmarszczyłam brwi.
- Co?
- To twoja sprawa – wyjaśnił rzeczowym tonem. – To od ciebie zależy, czy mogą wiedzieć, czy nie.
Westchnęłam i uśmiechnęłam się lekko, wzruszając ramionami.
- Michael może wam kiedyś powie, ja na pewno nie – stwierdziłam, odwzajemniając uśmiech Clifforda.
- Spoko – powiedział Luke; wyciągnął w moją stronę białą kopertę. Niepewnie ją wzięłam, opanowując drżenie dłoni. – Znalazłem to dzisiaj w moim mieszkaniu.
Na przodzie koperty było moje imię napisane czarnym tuszem. Przyglądałam się chwilę starannie wypisanym literom, trzymając kopertę jak coś, co mogło w każdej chwili wybuchnąć. W mojej głowie pojawiały się liczne pytania, na które nie przychodziły odpowiedzi. Dlaczego mieszkanie Hemmingsa, którego w zasadzie nie znam? Dlaczego do mnie? Co jest w środku? Kto jest nadawcą?
Wstałam i odeszłam kawałek od chłopaków, powoli rozrywając papier. Czułam się dziwnie. Czego miałam się spodziewać? Koperta nie była gruba, więc to pewnie jakaś kartka, czy coś.
To, co wyciągnęłam, przebiło moje najśmielsze oczekiwania.
Patrząc na zdjęcie w moich drżących palcach miałam wrażenie, że ucieka ze mnie całe powietrze. Na moim gardle zacisnęła się niewidzialna ręka, uniemożliwiająca normalne funkcjonowanie. Oczy mnie zapiekły, dłonie zaczęły się pocić, w pokoju zrobiło się nagle niesamowicie duszno. Wiedziałam, że byłam pod ostrzałem czwórki ciekawskich spojrzeń, jednak to nie miało znaczenia.
Ja i Tessa.
Obie byłyśmy przekreślone X wyrytymi ostrym narzędziem, jakby ktoś chciał, żebyśmy zniknęły. Przekręciłam głowę, przyglądając się zdjęciu zrobionemu jakieś trzy lata temu. Zniekształcone uśmiechy na naszych twarzach były ogromne i szczere. Gwałtownie otarłam pojedynczą łzę, słysząc zmartwiony głos Michaela. Spojrzałam na niego nieprzytomnie.
- Co to jest?
- Co pisze na odwrocie? – dodał Ashton, wpatrując się w tył zdjęcia.
Odwróciłam fotografię i przeczytałam niedbale napisaną wiadomość.
Droga Crystal Hill,
Jeśli nie zostawisz tego wszystkiego, skończysz jak twoja siostra
Uniosłam brwi, niedowierzając w to, co widziałam. W końcu cisza panująca w salonie zaczęła mnie przytłaczać; czułam rosnącą złość. Zacisnęłam usta, rzuciłam zdjęcie Michaelowi i założyłam ręce, czekając, aż coś powie. Zaczęłam się jednak niecierpliwić, gdy uparcie milczał, przyglądając się zdjęciu.
- Powiedz coś – poprosiłam; chciałam, żeby mój głos brzmiał twardo, jednak załamał się bez mojego pozwolenia.
- Nie wiem, co mam ci powiedzieć – mruknął w szoku.
- Co to jest? – zapytał się Irwin za moimi plecami.
- Zdjęcie moje i mojej siostry – rzuciłam bezuczuciowo, nie zaszczycając go najmniejszym spojrzeniem.
- I dlaczego to tak tobą wstrząsnęło? – blondyn nie odpuszczał. Odwróciłam się do niego, zaciskając ręce w pięści.
- Ponieważ moja siostra nie żyje, a to zdjęcie teoretycznie nie istnieje już od dawna – warknęłam ze złością. Uśmiechnęłam się krzywo, widząc szok i zmieszanie w jego oczach. Nie powiedział już nic, tak samo reszta. Wróciłam wzrokiem do Michaela i zaczęłam sugestywnie tupać nogą.
- Nie wiem, Crystal – głos Mike’a wydawał się zmęczony, gdy rzucił zdjęcie na stolik przed nim. Przetarł twarz dłonią, przymykając oczy; odchylił głowę do tyłu i westchnął. – Nie wiem, nic nie wiem.
Bezradność wzrastała we mnie z każdą mijającą sekundą; usiadłam na ziemi i oparłam się o fotel za moimi plecami. Co to znaczyło? Kto mógł mieć zdjęcie moje i Tessy?
- Ja mam pomysł.
Wszyscy spojrzeliśmy na Ashtona, na którego ustach pojawił się ponownie ten pewny siebie uśmieszek. Nawet nie miałam ochoty go jakoś obrazić.
- Oświeć nas – mruknęłam; machnęłam na niego ręką, odwracając wzrok.
- Myślę, że powinniśmy złożyć wizytę facetowi od telefonu.
a/n: hej, hej, miałam dodać to w piątek, a jest niedziela, so wybaczcie, jestem leniwym czlowiekiem haha. ciągle nie wiem, czy powinnam to publikować, to jest takie... głupie lol. dzięki za wyświetlenia i głosy i komentarze i w ogóle aw.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top