2. Sininen

Chris odwrócił się do przerażonego Devina. Niebieski widząc jego twarz nie miał już wątpliwości, że zaraz wydarzy się coś złego. Skulił się mocniej, próbował uciec, tylko nie miał gdzie. Patrzył na niego wielkimi przerażonymi oczami i bezgłośnie błagał, żeby poszedł za nią, żeby zostawił go w spokoju. Chłopak zdawał się jednak nie widzieć rozpaczliwej prośby Devina.-Hej, nie bój się... Przepraszam za nią. Nie wiem co w nią wstąpiło. Nie denerwuj się już. Ja jestem Chris, jak ci na imię?- Sola chciał odpowiedzieć, na prawdę chciał. Jednak nie mógł się odezwać, ani ruszyć. Był sparaliżowany strachem. Jedyne co był w stanie robić, to patrzeć na Chrisa. Czerwony , jak się zdawało,postanowił, ku zdziwieniu Devina, podejść do sprawy jak najdelikatniej. Postanowił potraktować trzęsącego się ze strachu Sono jak małego, przestraszonego kotka. Devin słyszał jak Czerwony mówił powolnym, uspokajającym tonem i wolno przybliżał się, próbując nie spłoszyć go jeszcze bardziej. Zrobiło mu się bardzo miło, był również zaskoczony, że Chris traktuje go jak żywą istotę, a nie jak przedmiot. Kiedy Devin poczuł się trochę pewniej, Chris położył dłoń na jego mokrym od łez policzku i ponownie zaczął mówić. -Już dobrze. Nie bój się. Nie zrobię ci krzywdy. Jest już w porządku. Ona sobie poszła i już nie wróci. Chodź do mnie.- To było miłe. Mimo tego wciąż nie mógł uwierzyć że ktoś tak dobrze go traktuje. Devin poczuł jak Chris oparł się o ścianę obok niego. Uspokajającym mamrotaniem przeprosin i próśb próbował przekonać go, żeby się do niego przysunął. W końcu Devin uległ i oparł głowę o jego ramię. To było niezwykle miłe i komfortowe uczucie. Szczególnie że był wykończony strachem i płaczem. Czuł się jak po przebiegnięciu maratonu. Jego serce biło potwornie szybko, niemal boleśnie obijając się o żebra. Czerwony owinął swoją rękę za jego plecami, przyciskając go mocniej do siebie. Tak, że jakimś dziwnym sposobem Devin siedział bokiem między nogami Czerwonego, z głową schowaną w zagłębieniu między szyją i torsem nastolatka. Nie przeszkadzało mu to zbytnio. Czuł się...dobrze. Po prostu dobrze. -Ciii.... Nie płacz. Już dobrze mały.- Uspokajał go Chris. -J-jesteem o-od cie-bie star-szyy. -wymamrotał Sola. Rocznik nie kłamie, ale Devin nie mógł powiedzieć że czuje się bardziej dojrzały. W tamtym momencie czuł się wręcz jak małe dziecko, które przytula się do mamy. Było to zaskakująco kojące uczucie i pierwsze takie doświadczenie w życiu Devina. Chris roześmiał się i go przytulił.- Jak się nazywasz?- Pytał o to ponownie, jednak wcześniej Devin nie był w stanie odpowiedzieć.-D-devin Sola- wyszeptał Niebieski.- Ja jestem Chris.- W sumie chciał powiedzieć że już wie, ale zrezygnował.-Uroczo się jąkasz - Devin zarumienił się. Nienawidził swojego jąkania. Nie zdarzało mu się to często, tylko kiedy był zestresowany lub przestraszony. Czyli w sumie często... -Słuchaj Dev, jeszcze raz bardzo przepraszam za to co zrobiła moja...była. O której dzisiaj kończysz? Bo wiesz. Może mógłbym... Odwieźć cię do domu?- Zaproponował Chris. Niebieski nie wiedział dlaczego, ale przyjemne ciepło wypełniło jego klatkę piersiową. Pokiwał delikatnie głową i uśmiechnął się. Nie był pewny czy Chris to zobaczył. -W-właściwie...- Przestań się jąkać kretynie, to że powiedział że to urocze nie znaczy, że masz tak gadać cały czas. Uspokój się.- Właściwie to już skończyłem.- Odpowiedział. -Czyli mogę to uznać za "tak"?- Wygląda na to że Chris wołał się upewnić. - Mhm...- Przytaknął Devin i razem wstali z podłogi. -J-jeszcze tylko zamknę kwiaciarnię i możemy iść.- Uśmiechnął się. Zabrał się za zamykanie sklepu, a kiedy skończył, wyszli przed budynek i przyeszli na parking pod szkołą. Chris poprowadził go do samochodu. Jak na dżentelmena przystało, otworzył mu drzwi. Kiedy ruszyli, Devin zobaczył, że Chris przygląda mu się. Po chwili odezwał się -Co ty na to, żebyśmy wstąpili na kawę zanim odwiozę cię do domu?- Zapytał patrząc na swojego towarzysza. Nie dostrzegł żadnego znaku protestu, więc wyjeżdżając z parkingu pod budynkiem szkoły zjechali w mniejszą ulicę. Szczerze mówiąc, Devin był wyczerpany i najchętniej wróciłby do domu i poszedł spać. Chciał odmówić, ale nie mógł. Bo prawdę mówiąc, miał również ogromne problemy z asertywnością i odmawianiem. Właśnie dlatego, pomimo że nie chciał nigdzie iść, nie odmówił, gdy Chris zaproponował mu kawę. Resztę drogi do niewielkiego budynku przebyli w ciszy. Zaparkował kilka metrów od wejścia i wysiedli. -Chodź, to świetne miejsce! Kawa jest zdecydowanie lepsza niż w tych wszystkich sieciówkach.- Niebieski zauważył, że Chris jest strasznie podekscytowany, zaczął się zastanawiać, czym. -Mhm...tylko... Ja zazwyczaj nie piję kawy...- to również prawda. Devin był zdecydowanym zwolennikiem herbaty. Mógł pić każdy jej rodzaj, smakową, zieloną, czarną, czerwoną, z cukrem, z miodem, z cytryną... Nie ważne. Każdą. A kawa... No cóż, nie smakowała mu, nie chodzi o to że jest gorzka czy coś, można ją przecież posłodzić. Po prostu nie. -Och...w sumie, herbatę też tam mają- Chris uśmiechnął się i wziął Devina za rękę. Ogarnij się, To nic nie znaczy, nie dorabiaj do tego ideologii. Po prostu chce się upewnić że nie spierdolisz gdzieś za rogiem a on nie wyjdzie na kretyna. -No i jesteśmy. Bardzo często tu przychodzę. Brat mojego kumpla prowadzi tą kawiarnie, no i jako że to mój znajomy, mam zniżki. Poza tym trzeba wspierać znajomych i ich plany. Plus muzyka tu jest zajebista nie to co we wszystkich innych tego typu miejscach.- Chris z promiennym uśmiechem na twarzy otworzył Devinowi drzwi i ponownie biorąc go za rękę wprowadził do środka. To wszystko było cholernie miłe, to całe otwieranie drzwi, trzymanie za rękę, przytulanie. Devin musiał przyznać, że mógłby się do tego przyzwyczić. -Hej, Motionless! A ty przypadkiem nie byłeś z tą lalą...jak jej tam było, Gaia?-Zawołał zza "baru" jakiś chłopak. Na wspomnienie dziewczyny Chrisa, Devin wyraźnie się zestresował. Nie umknęło to uwadze Czerwonego, który natychmiast delikatnie przytulił go do siebie. -Byłem. Ale jak raczyłeś zauważyć Balz, byłem. Już nie jestem.- Szary nazwany Balzem spojrzał uważnie na Devina. -Więc teraz umawiasz się z tym oto przeuroczym chłopcem, tak?-Zapytał przekręcając głowę jak ciekawski kot. A mówiąc o kotach... Chwilę później na blacie pojawił się przeuroczy Sfinks. Devin jako miłosnik kotów zmusił się aby nie zapiszczeć i nie rzucić się na zwierzaka. -Nie...nie do końca.-Ręka oplatająca Devina w pasie nagle zniknęła. -Więc...Jak masz na imię słodziaku?-Niebieski zaczął rozglądać się desperacko próbując uciec przed spojrzeniem różnobarwnych tęczówek. -Josh,twój wewnętrzny gej wydostaje się na powierzchnię.-Zaśmiał się Chris. -Pfff... mówisz tak, jakbym go kiedykolwiek ukrywał. Ale czekaj, ja wciąż chcę się dowiedzieć jak to cudo stojące obok ciebie ma na imię.- Chłopak wyszczerzył się, a jego uśmiech poszerzył się gdy policzki Devina pokryły się czerwienią. W ułamku sekundy kaptur chyba-płaszcza zniknął z jego głowy, a łysy kot lizał go po równie łysej czaszce.-Nie teraz Pia, próbuję znaleźć ci drugiego tatusia! Doceń to!- Kiedy Szary kłócił się z kotem ( którego Devin wyjątkowo mocno chciał posmyrać po pleckach), Chris pociągnął go do stolika stojącego możliwie jak najdalej baru za którym urzędowali Balz z Pią. - Chciałbyś zostać kocią mamą?- Zachichotał Chris odsuwając mu krzesło.-N..nie wiem. Kotki są urocze... I miłe.- Devin jest zdecydowanie kocią osobą. W domu posiada dwa futrzaki i nie pogardziłby również takim łysym stworkiem. Według Devina, każdy kot jest piękny. Poza tym codziennie rano, wychodząc do pracy zostawia jedzenie dla wszystkich bezdomnych kiciusiów w okolicy (łącznie w trzech miejscach). I o dziwo nie robi tego charytatywnie. Koty wiedzą kto je karmi i w czasie zimy "przypadkiem" zostawia otwarte drzwi do klatki schodowej. Są wdzięczne. Za każdym razem, kiedy Devina zaczepił ktoś na osiedlu ma już za sobą cały szwadron obserwujących go szarych, zielonych, niebieskich i brązowych par bystrych, podejrzliwych oczek. -Niestety muszę się z tym nie zgodzić. Psy są bardziej urocze i miłe. Mam na to argumenty.- Devin nie zamierzał dyskutować. Kochał wszystkie zwierzątka. -Psy też są fajne... O-ogólnie lubię zwierzątka.- Bo nie ranią tak jak Sono i nie zostawiają swojej rodziny na pastwę losu. Są wierne, oddane i potrafią okazać miłość. Nie to co my. Jesteśmy dla siebie najgorszymi potworami, a nazywamy tak zwierzęta, które w przeciwieństwie do nas doceniają podstawowe wartości. Powszechnie znany jest fakt, że zwierzę nie da skrzywdzić swojego młodego, a niektórzy Sono robią to własnoręcznie porzucając i....-Hej! Devin, słuchasz mnie?- Chris umieścił palce pod brodą Devina i uniósł jego głowę patrząc mu w oczy. -T-tak. O co pytałeś?- Niebieski uśmiechnął się niezręcznie.- A jednak nie słuchałeś. Pytałem, jaką chcesz tą herbatę, bo ja się nie znam...- Czerwony zaczął wachlować się trzymaną w rękach kartą z napojami.- Z-zwtkłą.- Odpowiedział Devin.- Ok. Czekaj, zawołam naszą kociarę. BAAAAALZ! CHODŹ TU!- Kiedy Chris wydarł się przywołując swojego znajomego, Devin mimowolnie podskoczył. Nie lubił głośnych Dźwięków, mimo że był fanem rocka i metalu. -Jezu, czego chcesz? Zajęty byłem.- Josh podszedł do ich stolika z kotem na rękach. Kiedy rozmawiał z Chrisem, który składał ich zamówienie i droczył się, marnując czas swojego znajomego, Devin rozważał przygarnięcie na chwilę zwierzaka wpatrujacej się w niego. Po chwili zastanowienia i korzystając z nieuwagi Szarego "ukradł" kotka. Po prostu wyciągnął go zpomiędzy romion kociej mamy Josha i posadził na swoich kolanach. Głaskał kicię i dopiero kiedy zwierzak zrelaksował się i ułożył wygodnie w poprzek ud Niebieskiego, wtedy zaczął przysłuchiwać się rozmowie Chrisa i Baza. -Powiesz mi wreszcie co chcecie zamówić? Serio, mam lepsze rzeczy do zrobienia niż rozmowa z tobą Cerulli.- Przewrócił dwukolorowymi oczami.-Więc,ja poproszę kawę, a ten uroczy kolega siedzący na przeciwko herbatę.- Odpowiedział towarzysz Devina. -Jaką Chris. Konkretniej łosiu!- Z obserwacji Solą wywnioskował że Balz na prawdę musiał mieć coś ciekawszego do roboty. - Więc ja poproszę mrożone latte, tylko żeby było ciepłe, z mleczkiem migdałowym, ale bez sojowego, sosem karmelowym i orzechowym, tylko bez orzechów bo mam na nie alergię, no i z wiórkami czekoladowo-kokosowo-orzechowymi na spodzie i na górze, po środku ma ich nie być, plus bez tych orzechów, dalej mam alergię i absolutnie nie może być tam mleczka migdałowego bo to orzechy. Mam też nietolerancję laktozy, więc musi być mleko sojowe. A Devin chciał zwykłą herbatę.- Josh wyglądał jakby miał rozszarpać Chrisowi jego uśmiechniętą mordkę i podać ja do kawy w ramach przekąski.-Jebnij się w głowę, co? To nie jakiś cholerny Starbucks, więc dostaniesz rozpuszczalną. Poza tym, ja mam nietolerancję kretynów. Więc wyjdź. Herbatę chcesz z cytryną czy bez, słodziaku?- Devin nie odpowiedział. Bo zasnął. Z kotem na kolanach zwinął się w kłębek na fotelu. Był na prawdę zmęczony i wystarczyło mu dwadzieścia minut w trakcie których nikt nie zwracał na niego uwagi i ciepełko wydzielane przez kota, żeby zasnąć. Nie był wymagający. -Awwww, on już chyba nie potrzebuje herbaty, tylko kocyka. Balz ściągaj pelerynkę.

Poprawiłam ten rozdział. Tamten mi się nie podobał. Mam nadzieję, że ten jest lepszy i bardziej się spodoba.
Bye🐬❤

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top