1.Hyacinthum

Punktualnie o 6 rano Devin przekręcił wiszącą na drzwiach tabliczkę z napisem ZAMKNIĘTE na OTWARTE i otworzył drzwi kwiaciarni. Zanim większość mieszkańców Jaen wyszła na ulicę, albo w ogóle wstała z łóżka Sola zdążył pozdejmować folię z kwiatów, zmienić wodę ciętym i podlać te stojące w doniczkach. Poukładał kolorystycznie wstążki i ozdobny papier, poustawiał doniczki od największej do najmniejszej i zamiótł podłogę. Około godziny siódmej dwadzieścia wokół kwiaciarni zaroiło się od nastolatków zmierzajacych w stronę znajdującej się po drugiej stronie ulicy szkoły. Nic to dla kwiaciarza nie znaczyło. Był bezpieczny wewnątrz budynku. Uczniowie rzadko kiedy kupowali kwiaty, więc młody mężczyzna nie był narażony na kontakt z tym znienawidzonym przez siebie odłamem społeczeństwa. O 8:57 Devin usłyszał dźwięk dzwonka, który oznajmił przybycie pierwszego klienta. Po pięciu minutach Zielona w średnim wieku wyszła ze sklepu trzymając siatkę z odżywką do fiołków. Devin wiedział co robił. Na pamięć znał nazwy wszystkich kwiatów znajdujących się w asortymencie kwiaciarni i wiedział jak zajmować się nimi, żeby były zdrowe i kwitły. Wiedział jakie rośliny będą najlepsze na konkretną okazję, ale nade wszystko interesowało go symboliczne znaczenie roślin i komponowanie ich w śliczne bukiety. Wychodziło mu to wspaniale. I nic dziwnego, miał świetnie rozwinięty zmysł artystyczny i niewiarygodne dobrze dobierał barwy i gatunki. Miał ogromną wiedzę, co w sumie nie jest niczym dziwnym. Od małego cały czas spędzał na czytaniu, nie tylko o florze i jej zastosowaniu, miał też inne, ciekawe lektury. Nie miał rodziny ani znajomych, ale to również nie było niczym dziwnym. Devin był Niebieski. I właśnie dlatego był odtrącany. Prawdę mówiąc oni nigdy nie mieli łatwo. Byli uważani za pesymistów, smutne, nieciekawe formy życia, pechowców z którymi znajomość generalnie nie przynosiła nic dobrego. Urodzenie w rodzinie Niebieskiego dziecka było traktowane jako zła wróżba, omen zwiastujący niepowodzenie. W sumie nie było ich zbyt wielu, prześladowanie przez rówieśników w szkołach, niechęć rodziny, a właściwie jej brak (Niebieskie dzieci były najczęściej porzucane przez rodziców) i lekceważący stosunek społeczeństwa były główną przyczyną 83% samobójstw wśród przedstawicieli tej konkretnej meridiem. Devin miał szczęście, pomimo depresji spowodowanej odrzuceniem przez rodzinę i społeczeństwo, udało mu się. Przeżył już dwadzieścia siedem lat. Aktualnie poza depresją zmagał się z zabużeniami odżywiania, ale lekarz mówił, że wygrywa tę walkę. To wszystko napawało go optymizmem, cieszył się, ale nie robił planów na przyszłość, bo wszystko mogło się zmienić w ciągu kilku godzin. Prawda jest taka, że Niebiescy są swego rodzaju samobójczymi, autodestrukcyjnymi granatami. Wystarczy pociągnąć bardzo wrażliwą zawleczkę, a wybuchną. O 10:15 Devin skończył układać róże i lilie w wazonach. Poza dwoma Żółtymi nie pojawili się żadni klienci, więc wyjął z torby książkę i pogrążył się w lekturze. W ciągu następnych kilku godzin kilkakrotnie mu przerwano, ale profesjonalne podejście Devina sprawiało, że po kilku minutach klienci zadowoleni opuszczali budynek. Po około pięciu godzinach dotarł do końca książki i schował ją. Koło godziny 15 zorientował się, że minęła już jego wyznaczona przez dietetyka "godzina na posiłek". Nie miał w prawdzie ochoty na jedzenie ale nie chciał też zawieść swojego lekarza. W związku z tym poszedł na zaplecze żeby zjeść "obiad". Po skonsumowaniu posiłku składającego się z sałatki z tuńczykiem i granatem Devin wrócił do sklepu i stanął za ladą. Przez pół godziny nikt się nie pojawił, więc zaczął ponownie zamiatać podłogę. Kiedy skończył, poszedł odłożyć szczotkę do schowka. Zanim zdążył wrócić, usłyszał dzwonek i rozmowy. Stanął za drzwiami do pomieszczenia i zobaczył dwie osoby. Czerwony około dziewiętnastu lat i Różowa w podobnym wieku. Obecność chłopaka zaniepokoiła go, natomiast dziewczyna nie tylko postawą ale i zachowaniem uaktywniła jego naprawdę niewielkie i głęboko schowane pokłady agresji. Latała po całej kwiaciarni dotykając absolutnie każdej z jego kochanych roślin. Podczas gdy Devin próbował zmusić się do obsłużenia nowych klientów, jego kochana dracena straciła kilka liści. To było dla Soli zbyt wiele. Tej małolacie udało się go na prawdę mocno zdenerwować. -Możesz tego nie ruszać? Kwiaty się ogląda, a nie dotyka.- Wychodząc zza drzwi mógłby uchodzić za seryjnego mordercę. Ciemne włosy opadające na twarz, blada skóra, czarne ubrania i okropnie podkrążone ciemne oczy pogłębiały to wrażenie i sprawiły, że dziewczyna momentalnie schowała się za Czerwonym. Nie odpowiedziała mu, ale nie był tym zaskoczony. Chłopak również się nie odezwał. -W czym mogę wam pomóc?- Nie cierpiał tej formułki, którą musiał wygłaszać obsługując każdego klienta. Znaczy... Zazwyczaj mu to nie przeszkadzało. Ale ta dwójka wprowadzała jego instynkt w zaniepokojenie. Szczególnie ten Czerwony. Był dosyć wysoki, a jego postawa oraz wręcz krwawa meridiem wywoływały niepokój. . Wysoki wzrost dodatkowo podkreślała jego uroda. Devin musiał przyznać, że nieznajomy chłopak jest niezwykle atrakcyjny.-Chciałbym kupić mojej dziewczynie kwiaty.- Oh. Dziewczyna. No tak, przecież ona wciąż stoi tuż obok niego. Nie bądź głupi,on ma dziewczynę, a ty jesteś dla niego tylko żałosny przypadkowo spodkanym, nic nie wartym Niebieskim, który dodatkowo utrudnia mu dokonanie zakupu. Znowu ten głos. Pojawia się czasami w głowie Devina. Jednak on ma rację. Zapomnij o nim Sola. To nie twoja liga. -Jakie? Coś konkretnego czy może...- To również standardowe pytanie. Jeśli dobrze pójdzie, za chwilę oboje znikną i nigdy więcej się nie pojawią. Dziewczyna nachyliła się nad nim i wymamrotała coś, na co on się zaśmiał. -Dobrze skarbie, poproszę kwiaty takie, jak moja dziewczyna.-Pocałowała go a w kwiaciarzu wezbrał odruch wymiotny. Poza tym, w Devinie coś pękło. Był zły i zazdrosny. On nigdy nie miał przyjaciół, rodziny ani tym bardziej szczęśliwego związku. Przestał nad sobą panować, ale nie szczególnie go to w tym momencie zmartwiło. -Bardzo mi przykro, ale szpetnych kwiatów nie sprzedajemy.- Dopiero gdy dziewczyna wydała z siebie oburzony pisk przypominający dźwięk, który usłyszysz nadeptując na chomika, Devin zorientował się co powiedział. Przestraszył się że Czerwony rzuci się na niego, a z jego wzrostem, wiadomo było, że nie ma żadnych szans na zwycięstwo.
Zakrył twarz dłońmi i zaczął przepraszać. Bał się jak cholera, od dawna nie miał do czynienia z przemocą, trzymał się z daleka od sytuacji w których mógłby ucierpieć, więc dlaczego teraz nie mógł trzymać języka za zębami? Czerwony patrzył na niego stojąc nieruchomo przez kilka sekund, po czym zamiast rozszarpać Devinowi gardło zaczął się śmiać jak jakiś nienormalny. To jeszcze bardziej zszokowało i przeraziło dwudziestosiedmiolatka. Skulił się mocniej kiedy dziewczyna warknęła nieludzko i wygadała jakby miała uderzyć swojego chłopaka. Zamiast tego, odwróciła się w jego stronę i rzuciła się na niego przez ladę. Devin nie zdążył odskoczyć i niesamowicie długie pomalowane na czarno i spiłowane na kształt szponów pazury Różowej zacisnęły się na rękach biednego chłopaka rozdzierając i obcierając delikatną, wyniszczoną przez lata głodzenia się skórę. Przyciągnęła go bliżej siebie, a kiedy chorobliwie wystające kości biodrowe chłopaka uderzyły boleśnie o twarde drewno, odepchnęła go sprawiając, że upadł obijając sobie kość ogonową i dolny odcinek kręgosłupa. Wyminęła kontuar i przycisnęła kolanem jego klatkę piersiową chwytając go za włosy. -Co ty sobie myślisz frajerze?! Wydaje ci się że co!? Że jesteś starszy to możesz robić co chcesz?! Posłuchaj ty Niebieska, nic niewarta kreaturo, zapłacisz mi za to! Nie pozwolę nikomu, a tym bardziej czemuś takiemu jak ty mnie obrażać! Ty mały, żałosny...- Devin z całych sił próbował nie rozpłakać się ze stresu i przerażenia. Jednak nie wyszło mu i zanim agresywna nastolatka skończyła wrzeszczeć, całe jego policzki i broda były mokre od łez.- Jesteś kurwa żałosny. Wy wszyscy jesteście, ty mały obrzydliwy śmieciu.- Z każdym kolejnym słowem do umysłu chłopaka napływały coraz wyraźniejsze wspomnienia z każdego momentu kiedy był traktowany w ten sposób, a było tego na prawdę wiele -Gaia, przestań! Co ty wyprawiasz?! Zostaw go!- Niespodziewanie wszystko zostało przerwane, przytłaczający ciężar i palce boleśnie wplecione w czarne włosy Devina zniknęły. Bohaterem Soli był wysoki chłopak, który przestał się już śmiać i teraz patrzył z niedowierzaniem na swoją partnerkę trzymając ją za ramiona. -Co ty odpierdalasz?- Odciągnął ją i przyparł do powierzchni kontuaru, podczas gdy Devin zebrał się z podłogi i siedział na przeciwko tuż przy ścianie z kolanami podciągniętymi pod brodę i głową schowaną w ramionach. -Co ja odpierdalam?! A co TY robisz?! Czemu nic nie zrobiłeś kiedy to żałosne gówno zaczęło mnie obrażać?! Dupa z ciebie nie facet! A może on ci się podoba?! Co Chris?! Wolisz taką bezużyteczną, depresyjną pizdę niż mnie?! Jesteś skończony! Słyszysz?! A ty... Ty nic nie warty śmieciu! Będziesz błagał o śmierć!- Z każdym słowem Devin próbował coraz bardziej wcisnąć się w ścianę, zniknąć, rozpłynąć się byle by nie słyszeć tego co ona mówi. -Opanuj się! Gaia, nie poznaje cię, jak w ogóle możesz mówić takie rzeczy? Nie miałem pojęcia że potrafisz być taka okrutna... Lepiej idź stąd, to koniec. Nie będę spotykał się z kimś kto nie szanuje innego sono. Nie rozumiem jak mogłaś pomyśleć a tym bardziej powiedzieć którą kolwiek z tych strasznych rzeczy...- Chris wyglądał na naprawdę zszokowanego. Dziewczyna, Gaia, wyszczarzyła agresywnie zęby i odepchnęła go. Wstała poprawiając sukienkę, przechodząc koło Devina nadepnęła obcasem na jego stopę. Starszy chłopak zapiszczał z bólu i próbował uciec, odsuwając się w prawo. -Pożałujesz tego! Obaj pożałujecie, pedały!- wychodząc trzasnęła drzwiami tak mocno, że nieomal potłukła szybę. W tym momencie Sola żałował odezwania się wtedy jak chyba niczego w swoim życiu. Nie miał wątpliwości że dziewczyna dotrzyma obietnicy, a chłopak nazwany Chrisem zaraz również zacznie na niego krzyczeć i tym razem, nie będzie miał go kto obronić.

Kilka informacji:
Rozdział będą raczej nieregularnie i w duuuużych odstępach czasu.
Nie wiem czy w ogóle skończę tę książkę, bo mam na nią masę pomysłów i jeszcze nie wiem jak to wyjdzie
Nie zdziwcie się jak rozdziały będą się pojawiały i znikały, bo pewnie będzie dużo rzeczy które będą się zmieniały w trakcie.
Mam nadzieję że się spodoba, bo to coś co uroiło się w mojej głowie kilka tygodni temu moim zdaniem jest ciekawe.
Luv ya🐬❤,
wesołych świąt!
(Wesołego Bezbożnego)
🌨🌬⭐⛄☃❄🎄🎁🎀

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top