04;
Jego głowa bolała i była ciężka, gdy zaczął się powoli wybudzać. Powoli otworzył jedno oko i gdy zorientował się, że w pomieszczeniu, w którym się znajdował, nie było żadnego mocniejszego źródła światła, które podrażniło by jego czułą soczewkę, otworzył oba. Przetarł je wierzchem swojej dłoni i podniósł się do pozycji siedzącej, słysząc przy tym jak trzeszczą jego kości. Rozciągnął się i rozejrzał się wokół siebie.
Nie rozpoznawał tego miejsca. Był niemal pewny, że pierwszy raz się tu znajdował. Świadomość tego, że był w zupełnie obcym miejscu, zaczęła napawać go strachem. Uspokoił się jednak, gdy jego nerwowo biegające po pokoju spojrzenie spotkało się z ciepłymi, zielono-piwnymi oczami.
Ashton siedział na czerwonej pufie postawionej na drugim końcu pokoju i czujnym wzrokiem przyglądał się Hemmingsowi. Gdy zobaczył, że ten już nie śpi, posłał mu mały uśmiech. - Obudziłeś się - powiedział cicho i podniósł się z swojego miejsca, by przysiąść się tuż koło blondyna.
Luke przełknął nerwowo ślinę. - Gdzie ja jestem? I co się stało? - wydukał.
Irwin poprawił się na swoim miejscu i wzruszył ramionami.
- Jesteś w moim pokoju - odpowiedział. - I co tu wiele mówić, zemdlałeś.
- Och - wydusił z siebie blondyn. Między nimi zrobiło się niezręcznie cicho. Luke'a od wnętrza zjadał wstyd i strach. - To- Czy to się wydarzyło naprawdę? To nie był mój sen?
Lokaty uśmiechnął się smutno i poklepał go w udo, po czym lekko pokiwał głową. W tym małym geście było coś pocieszającego i napełniającego spokojem. Mimo to Luke nadal był przerażony. Nie dopuszczał do siebie myśli, że jego zmarły brat miał mu coś za złe i teraz szukał zemsty. To brzmiało zbyt surrealistycznie. I przerażająco.
Nawet nie poczuł, kiedy jego oczy zaszły łzami, twarz się zaczerwieniła, a dłonie zaczęły drżeć. Ashton natychmiast zauważył jego nagłą zmianę postawy. Szybko objął go ramieniem i znów go pocieszająco poklepał, tym razem w ramię.
- Hej - zaczął - przecież to nic takiego.Pomożemy ci.
Luke, jak na prawdziwego mężczyznę przystało, wziął głębszy oddech, który pomógł mu się rozluźnić i przetarł szybko oczy. Miał być odważny, nie był cholerną beksą. Gdy w końcu w pełni się uspokoił, zerwał się na równe nogi. Spojrzał na Ashtona i wymusił uśmiech.
- Dziękuję za pomoc, ale teraz będę już wracał - wymamrotał. - Ta, dzięki.
Ashton również się podniósł i podążył za kierującym się w stronę drzwi Hemmingsem. W ciszy zeszli na parter. Tam Ashton poczekał, aż Luke ubierze swoje buty. Luke w końcu się z nimi uporał i bez słowa pożegnania wyszedł z domu Irwinów.
~*~
- Luke! - zawołał Ashton, zanim niebieskooki zdążył zniknąć w nieoświetlonej części jego podjazdu. Blondyn obrócił się i wlepił w niego swoje zdezorientowane spojrzenie. Ashton zauważył, że jego niebieskie oczy znów zrobiły się czerwone od gromadzących się w nich łez. - Jakby co, to nie jesteś w tym sam. Mogę ci pomóc - zaoferował.
Luke przez chwilę pusto się w niego wpatrywał, po czym mamrocząc ciche: „Dzięki", udał się w stronę domu.
Ashton westchnął ciężko i wycofał się do środka swojego domu. Przymknął za sobą drzwi i oparł się na nich plecami. Po jego głowie krążyła jedna myśl.
Czy nie posunęli się zbyt daleko?
Oczywiście, to wszystko miało być w formie żartu, najzwyczajniej na świecie chcieli ponabijać się z nowego Australijczyka. Ale Ashton czuł, że trochę wymknęło się im to spod kontroli. Dręczyły go wyrzuty sumienia.
Odepchnął się od drzwi i ruszył do pokoju dziennego. Tam rozwalił się na kanapie i wyciągnął telefon. Wybrał numer do swojego przyjaciela, który już po chwili odebrał.
- Tak? - odezwał się po drugiej stornie Michael.
- Już sobie poszedł - powiedział Irwin.
- I? Jak się zachowywał? - Ashton nawet przez telefon mógł wyczuć w jego głosie ten złośliwy uśmieszek.
- Był przerażony - odpowiedział krótko.
- I dobrze - zarechotał Clifford. - Z tym dzieciakiem jest wiele ubawu. Myślałem, że umrę ze śmiechu, gdy zobaczyłem jego minę dzisiaj wieczorem. A co do tego, nieźle się spisałeś, Irwin. Ukryty talent aktorski.
Lokaty nie zamierzał tego skomentować. Po prostu przewrócił oczami i zmienił temat. - Nie uważasz, że już trochę przesadzamy Mikey? - zaczął niepewnie. - Żarty żartami, ale... Nie powinniśmy sobie tak z niego żartować. Jego brat nie żyje, a my sobie z tego ciśniemy bekę. To nie w porządku, to-
- Ashton, Ashton - przerwał mu czerwonowłosy. - Spokojnie, okej? To tylko żarty, pamiętasz? Nie robimy mu żadnej krzywdy. Po prostu się nim bawimy. To tylko żarty.
Irwin westchnął ciężko i pokiwał głową. Coś w tym było. Przecież nie było w tym nic złego, oni po prostu chcieli się zabawić.
To były tylko niewinne żarty.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top