60
Aleksiei
Biegnąc do celi, w której Elodie znajdowała się z Alessio, czułem wściekłość.
Wylądowaliśmy helikopterem na lądowisku znajdującym się na statku pięć minut temu. W ciągu tego czasu zdołaliśmy złamać kod, wejść w labirynt korytarzy, a także zabić pięciu członków załogi, którzy współpracowali z tym popierdolonym sukinsynem z Chicago.
Przed dwoma minutami na kamerze znajdującej się w pokoju monitoringu zobaczyłem Elodie, która klęczała na podłodze i obciągała zapchlonemu Włochowi. Zacisnąłem dłonie w pięści, wyobrażając sobie, jak pieprzę sztucznym penisem jego gardło.
Zabijając człowieka, który zajmował się obserwowaniem obrazu z kamer, ruszyliśmy długim korytarzem do znajdującej się na końcu celi. Byliśmy cicho. Działaliśmy tak niemal zawsze, gdyż to gwarantowało nam sukces. Jako Bratwa, latami współpracowaliśmy i wypracowaliśmy swój system, dzięki któremu wdzieranie się na terytorium wroga opanowaliśmy do perfekcji.
Gdy Nikita i Maksim wynieśli wierzgającego Alessio na korytarz, padłem na kolana przy Elodie. Nie czułem się godny, aby jej dotknąć, ale musiałem ją poczuć, aby się upewnić, że była żywa. Nie miałem wątpliwości co do tego, że Włoch ją skrzywdził. Nie byłem pewien, jak wiele krzywd Elodie doznała z jego ręki, ale przeczuwałem, że mocno ja poturbował.
Nie byłem pewien, czy Elodie będzie w stanie wziąć udział w torturach Alessio, ale moja dziewczynka zaskoczyła mnie już niejednokrotnie.
- Kochanie, im szybciej tu będziemy, tym lepiej. Statek zostanie wysadzony za pięćdziesiąt minut. Do tego czasu musimy opuścić pokład.
Elodie spojrzała na mnie załzawionymi oczami. Poczułem ciernie wbijające mi się w serce na jej widok. Moja księżniczka nie zasługiwała na to, aby cierpieć, a przez to, że nie dopilnowałem bezpieczeństwa mojej niewolnicy, ona została zniszczona.
- Elodie, ja...
- Nie dobijaj się, mój panie - wyszeptała, chwytając mnie za rękę. - To nie twoja wina. Dziękuję, że mnie znalazłeś i uratowałeś.
- Kurwa, nie uratowałem cię na czas - wychrypiałem, odwracając wzrok, nie ufając sobie, że się nie rozpłaczę.
Dziewczyna przysunęła się do mnie mocniej. Wsunęła palec pod moją obrożę. Uśmiechnęła się przez łzy. Wyglądała jak najpiękniejszy cud na świecie.
- Nic nie szkodzi. Cieszę się, że zdążyliśmy się kochać po raz pierwszy zanim Alessio mnie zgwałcił.
- Zgwałcił cię? Boże, Elodie...
Schowałem twarz w dłoniach. Westchnąłem ciężko. Zasługiwałem na karę. Jakakolwiek kara byłaby dla mnie jednak zbyt łagodna.
Moja ukochana pocałowała mnie w czubek głowy. Przytuliła mnie tak, jakbym to ja potrzebował pocieszenia, a nie ona.
- Zabijemy go, niewolnico. Alessio umrze. Dam ci wybór. Możesz patrzeć na jego tortury, lub nie. Nie zmuszę cię do tego, kochanie. Jeśli jednak zechcesz przyłożyć rękę do jego śmierci, umożliwię ci to. Przeprowadzę cię przez ten proces. Boję się jednak, że zostawi to na twojej duszy krwawe rany, które nigdy się nie zagoją. Nie mam prawa decydować za ciebie, ale...
- Nie chcę być tego świadkiem, panie.
Uszanowałem jej decyzję, czując się tak, jakby kamień spadł mi z serca.
- Dobrze. W takim razie przysięgam, że dam mu karę odpowiednią do tego, co ci zrobił. Z kim chciałabyś zostać? Mam zawołać Nikitę?
Pokiwała energicznie głową. Pocałowała mnie w usta, po czym oparła swoje czoło o moje. Palcami gładziła mnie po szyi, zahaczając co jakiś czas o obrożę, którą nosiłem z dumą.
Elodie była moją kochanką, partnerką, niewolnicą i panią. Była całym moim światem. Za nią bym umarł. Wziąłbym na siebie wszelkie cierpienia, które ją spotkały. Gdybym mógł cofnąć czas, nie dopuściłbym do tego, aby została uprowadzona przez Alessio i przez niego zgwałcona. Gwałt był dla kobiety jednym z najtrudniejszych przeżyć. Niszczyło to jej psychikę i postrzeganie świata.
Jako pan Elodie, czułem się jak śmieć. Gdybym naprawdę był jej panem, obroniłbym ją przed krzywdą, ale nie mieliśmy czasu, aby teraz nad tym dywagować. Już za czterdzieści osiem minut statek miał zamienić się w pył. Zniknie z tego świata razem z Alessio i jego wspólnikami.
- W takim razie idź po Nikitę, Hayes.
- Jasne, szefie.
Hayes pobiegł do pokoju, który wcześniej wybraliśmy na tortury Alessio. Gdybym miał więcej czasu, rozpierdalałbym tego sukinsyna dłużej, ale po co miałem marnować energię na kogoś, kto był już jedną nogą w grobie?
Gdy Nikita do nas dołączył, podniósł nagą i przestraszoną Elodie. Wziął ją na ręce, przytulając do piersi i płacząc. Nigdy wcześniej nie widziałem tego mężczyzny w takim stanie. Nikita był silny, niezależny i dominujący, co upodabniało go do mnie, jednak obaj przepadliśmy dla Elodie Popov, która w najbliższej przyszłości miała się stać Elodie Ivanov.
- Idźcie do helikoptera i na nas zaczekajcie - rozkazałem, całując Elodie w czoło.
- Uważaj na siebie, panie. Będę na ciebie czekać.
Zmusiłem się do posłania jej uśmiechu. Kiedy Nikita i Elodie zniknęli mi z oczu, przeszedłem do pokoju, w którym czekali na mnie Maksim, Victor, Hayes i Alessio.
Ten mały skurwiel leżał na podłodze. Był nagi i miał zakrwawioną pierś, a także twarz. Mój ojczulek musiał się nim już zająć.
- Dzięki, tato. Będę miał mniej pracy.
- Dla ciebie wszystko, synku.
Maksim wiedział, w jakim byłem stanie. Po upadku w holu czułem się ociężale i najchętniej położyłbym się do łóżka. Victor podał mi jednak zastrzyk, który na kilka godzin był w stanie postawić mnie na nogi. Już niebawem miałem opaść z sił, na powrót stając się snującym się bezsilnie duchem, ale wtedy będę już pod opieką Elodie. Mojej pani, a także mojej niewolnicy, którą kochałem całym swoim brudnym umysłem.
Ukucnąłem przy Alessio. Spojrzałem mu w oczy. Starałem się doszukać w nim choć odrobiny człowieczeństwa, ale nie znalazłem w tych ślepiach nic.
- Zgwałciłeś Elodie?
- Tak, kurwo.
Zaśmiałem się, kręcąc głową z politowaniem.
- Kurwą nie jestem, ale ty mógłbyś się nią stać. Wiesz, w Bratwie mamy harem. Są tam nie tylko kobiety, ale również mężczyźni. Seksowni, przystojni bruneci. Są podobni do ciebie, więc wpasowałbyś się tam, ale twój kutas na pewno by ich brzydził, dlatego nie będę marnować czasu i pieniędzy.
- Elodie nigdy cię nie pokocha. Nie jesteś jej prawdziwym panem.
Uniosłem z zainteresowaniem brew, walcząc z tym, aby nie wybuchnąć lekceważącym śmiechem.
- Alessio, doprawdy jesteś zabawny. Nauczyłem się, że dyskutowanie z ludźmi, którzy uparcie upierają się przy swoim, nie ma najmniejszego sensu. Dlatego odpuszczę sobie. Maksim, czy mógłbyś podać mi ten nóż, który zabraliśmy tutaj specjalnie dla naszego gościa z Chicago?
- Proszę, synku. Nie ma problemu.
Ojciec podał mi sprężynowy nóż. Alessio odpłynęła krew z twarzy, ale to chyba nie był problem, skoro jego przystojna buźka pokryta była posoką.
Ustawiłem Alessio na czworaka. Rozwiązałem mu nogi, po czym rozkazałem Victorowi i Hayesowi, aby przytrzymali kostki naszej ofiary.
- Wiesz, że mój braciszek jest gejem? - spytałem, wbijając czubek noża w dół pleców mężczyzny.
- Nie zgwałcę tego brudnego ścierwa, braciszku! - rzucił Victor, krzywiąc się z odrazą.
- W takim razie Alessio będzie musiał nacieszyć się nożem w dupie.
- Nie!
Nie zważając na wicie się więźnia po podłodze, wbiłem nóż w jego tylną dziurę. Pieprzyłem go nim, widząc coraz więcej wypływającej krwi. Nie miałem litości. Traktowałem Alessia gorzej niż szmatę. Lubiłem tortury, jednak zauważyłem, że stając się coraz starszy, znęcanie się nad innymi nie przynosiło mi już takiej rozkoszy, jak dawniej. Torturowałem mechanicznie, jednak przy Alessio poczułem na nowo tą radość. Niszczyłem go tak, jak on zniszczył Elodie.
- Kurwa, dość! Zabijcie mnie już!
- Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem, skurwysynie.
Wyciągając nóż z dupy mężczyzny, wbiłem go w tył jego głowy. Odsunąłem się i podziwiałem z chłodnym opanowaniem swoje dzieło.
Obserwowanie upadku człowieka za każdym razem było fascynującym i niemal ekstatycznym doświadczeniem. Każdy człowiek rodził się na tym pełnym obłudy świecie po to, aby przeżyć swoje życie najpiękniej, jak to możliwe, jednak nie każdy na to zasługiwał. Ludzie czasami błądzili. Sam byłem takim przypadkiem, jednak dopóki miałem wokół siebie ludzi, którzy trzymali mnie na krótkiej smyczy, nie pozwalając zabłądzić, czułem się dobrze i wiedziałem, że zasługiwałem na życie.
Alessio nie musiał umierać. Gdybym posłusznie wyjechał do Włoch i tam zaczął nowe życie, zostawiłbym skurczybyka w spokoju. On jednak miał inne plany. Uprowadził Elodie, zgwałcił ją i chciał wywieźć do Japonii. Jeśli myślał, że ten plan mu się uda, był w błędzie.
- Synu, chodźmy. Zostało dziewiętnaście minut. Musimy się pospieszyć.
Gdyby Maksim mnie nie szturchnął, stałbym tak jak kołek jeszcze przez długi czas. Obserwowałbym ulatujące z ciała Alessio życie. Kiedy umierał człowiek dobry, warto było go opłakiwać i wspominać najpiękniejsze momenty z nim związane, ale czasami zdarzało się tak, że o niektórych ludziach lepiej było zapomnieć.
Maksim i Hayes szli za moimi plecami, a Victor był tuż obok. Czułem, że brat chciał się do mnie odezwać, ale chyba nie wiedział, co powiedzieć.
Wyszliśmy na górny pokład i przeszliśmy na lądowisko helikopterów. W maszynie siedziała Elodie wraz ze swoim ojcem. Za sterami natomiast znajdował się Ivan. Brat mojej ukochanej trzymał ją owiniętą kocem na kolanach. Kołysał ją, jakby była małym dzieckiem. Ten widok mnie rozczulił. Uwolniłem Elodie z piekła, aby w końcu mogła być ze swoją rodziną. Dałem jej piękny prezent, ale tym samym wiele jej odebrałem.
- Siostrzyczko, twój pan przyszedł.
Kiedy Elodie usłyszała, że drzwi się otwierają, spojrzała na nas. Przebiegła po nas wzrokiem, jakby szukając, czy mieliśmy jakieś rany lub otarcia. Nie znalazła nic nowego.
Nie zważając na to, że koc zsunął się z jej nagiego ciała, zarzuciła mi ręce na szyję. Przytuliła mnie tak, jakby miał to być ostatni raz, gdy to robiła.
Usiadłem z Elodie na tylnym siedzeniu helikoptera. Maksim, Nikita, Victor i Hayes wsiedli do maszyny, usadawiając się na dwóch kanapach znajdujących się z przodu. Chcieli dać nam trochę prywatności, co szanowałem.
Owinąłem moją ukochaną ciasno bluzą znalezioną z tyłu. Wtuliłem się w jej ciało. Popłynęły łzy, ale ich nie hamowałem. Nie wstydziłem się ich.
- Kochanie, co ja zrobiłem...
- Aleksiei, to koniec.
- Koniec?
Przez chwilę bałem się, że Elodie oznajmi, iż ze mną skończyła. Nie przeżyłbym tego. Kochałem ją i utrata jej byłaby dla mnie jak cios prosto w serce. Nigdy bym się po tym nie pozbierał, ale jeśli takie było jej życzenie, nie zatrzymywałbym jej przy sobie siłą.
- To koniec kłopotów, mój panie.
Boże, tak. Czyli jednak nie chodziło o rozpad naszego związku.
- Przepraszam cię z całego serca. Powinienem był o ciebie bardziej zadbać, ale kiedy mnie zaatakowano, nie mogłem się bronić. Na teren Bratwy nikt nigdy wcześniej się nie włamał. Alessio wyłączył kamery i alarmy. Nie mam pojęcia, jakim sposobem do tego doszło, ale Matve wszystko sprawdza i niebawem dostaniemy pełne informacje. Jeśli jednak...
Helikopter wzbił się w powietrze. Elodie wycisnęła na moich ustach soczysty pocałunek, którym mnie zakneblowała. Z ochotą poddałem się tej pieszczocie.
- Nigdy więcej w siebie nie wątp, mój Aleksieiu - powiedziała Elodie dość głośno, aby przekrzyczeć dźwięk maszyny, którą uciekaliśmy ze statku. Już za kilka minut miał wybuchnąć, ale nie chcieliśmy zostać w pobliżu, aby popatrzeć na ten spektakl. - Nikt nie mógł przewidzieć tego, co się wydarzy. Czasami w życiu napotykamy trudności, ale teraz, gdy do ciebie wróciłam, wiem już, jak cenna jest nasza relacja. Kocham cię i chcę spędzić z tobą resztę życia jako twoja księżniczka i niewolnica. Nie myśl sobie, że ci się oświadczam, bo to twoje zadanie, ale daję ci deklarację, panie. Jestem twoja.
- Kurwa, Elodie. Zabijesz mnie swoją miłością.
Uśmiechnęła się uroczo. Pocałowała mnie w policzek i wtuliwszy się w mój bok, zasnęła bezpiecznym i głębokim snem.
Odetchnąłem głęboko. Było po wszystkim. Elodie do mnie wróciła, ale to nie znaczyło, że wszystko będzie tak, jak dawniej. Czekało mnie mnóstwo pracy. Zamierzałem załatwić jej wizyty u psychologa, aby pomógł jej pozbierać się z traumy. Elodie może nie dawała tego po sobie poznać, ale śmierć Alessio na pewno na nią wpłynęła. Był w końcu facetem, w którym się podkochiwała. Ufała mu, a on wykorzystał ją w najpodlejszy z możliwych sposobów.
Patrzyłem za okno, czekając niecierpliwie na powrót do Rosji. Helikopterem mieliśmy dolecieć do domu w ciągu godziny, ale byłem tak pobudzony, że moje nerwy nie dawały mi spokoju.
Modliłem się, żeby to był koniec naszych złych przygód. Teraz mogło być już tylko lepiej. Chyba los nie byłby tak okrutny, aby znów z nas zakpić, prawda?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top