56

Ivan

Kurwa, co tu się odjebało!

Biegałem po domu jak szalony, starając się zlokalizować ludzi, którzy byli dla mnie jak pieprzona rodzina. Oddychałem ciężko. Nigdy tak się nie stresowałem. To ja byłem powodem, przez który ludzie się stresowali, dlatego było mi tak ciężko odnaleźć się w tym, co miało miejsce.

- Nie, to nie może być prawda...

Kiedy usłyszałem głośny huk, na chwilę mnie zamroczyło. Pamiętam, że upadłem na podłogę i uderzyłem głową o kafelki. Łeb mi napierdalał, ale nie mogłem bezczynnie tam leżeć. Musiałem sprawdzić, co było źródłem tego, że niespodziewanie straciłem przytomność. Nigdy bowiem mi się to nie zdarzyło. Byłem okazem zdrowia, choć jeśli chodziło o moją zjebaną psychikę, byłem trochę złamany.

Zbiegłem po schodach do salonu zimowego, w którym zobaczyłem nieprzytomnych Maksima i Nikitę. Obudziłem ich siłą, klepiąc po policzkach i potrząsając ich ciałami. 

- Obudziliście się, kurwa! Co się stało?! Dlaczego wy też straciliście przytomność? 

Nikita rozejrzał się dookoła, jakby nie wiedział, gdzie się znajdował. Przez chwilę bałem się, że doznał amnezji, ale gdy Maksim chwycił go mocno za ramię, dotarło do mnie, że to nie była amnezja, a jedynie chwilowe zamroczenie. Cokolwiek się stało, każdy członek Bratwy stał się ofiarą. Tylko jakim sposobem ktoś wdarł się do naszej siedziby i sprawił, że wszyscy straciliśmy świadomość? 

Nie czekałem na to, aż mężczyźni zaczną mówić. Byli jeszcze zamroczeni, a ja nie miałem czasu, aby im pomagać. 

Przebiegając przez korytarz, dostrzegłem budzących się Fiodora i Biankę. Spojrzałem na nich błagalnie, jednak oni również byli mocno odcięci od rzeczywistości.

Następnie znalazłem Grigorija, Michaiła, Aleksandra i Dymitra oraz jego niewolnicę. Powoli budzili się z wymuszonego snu. Wszyscy znajdowali się w miejscu, w którym za godzinę miało odbyć się spotkanie Bratwy.

W jadalni natomiast obudziłem Victora i Hayesa. Mężczyźni leżeli na podłodze. Bałem się, że uderzyli się w głowę, gdyż w tym pomieszczeniu kafelki były niezwykle twarde, ale na pierwszy rzut oka nic im nie było.

Brakowało mi jeszcze kilku osób. Jednej, na której zależało mi najbardziej oraz dwóch, którzy byli dla mnie nieco mniej ważni, ale i tak należeli do rodziny.

- Nie! Kurwa, nie!

Padłem na kolana przy nieprzytomnym ciele Aleksieia Ivanova. Partner mojej siostrzyczki leżał w holu w kałuży krwi. Przystawiłem policzek do ust mężczyzny i westchnąłem z ulgą, gdy zrozumiałem, że Aleksiei oddychał, ale był nieprzytomny. Odwracając się do przybyłych na miejsce zdarzenia Maksima i Nikity, nakrzyczałem na nich, aby zadzwonili po pieprzonego lekarza. Byliśmy Bratwą i wszyscy uginali przed nami kolana, dlatego nie mielibyśmy większych trudności z tym, aby znaleźć dobrego lekarza, a także szpital, w którym moglibyśmy pomóc naszemu przyjacielowi.

- Aleksiei, stary. Proszę, nie umieraj. 

Nie płakałem od... Chyba nigdy.

Uroniłem jednak łzę nad Aleksieiem. Pokochałem tego skurczybyka. Był najważniejszą osobą w życiu mojej siostrzyczki. Nigdy nie śmiałbym z nim rywalizować o jej względy. Może byłem trochę nadopiekuńczy względem Elodie, ale nikt nie mógł mi tego zabronić. Cieszyłem się, że ją poznałem i udało nam się uratować ją z rąk parszywego skurwysyna, jakim był Alberto Russo.

Kołysałem Aleksieia w ramionach, prosząc go cicho o to, aby nie odchodził z tego świata. Gdyby umarł, Elodie byłaby załamana. Nie zasługiwała na to, aby tak cierpieć. Przeszła już wystarczająco wiele, a kolejne problemy byłyby jawnym przejawem braku wyrozumiałości ze strony losu.

- Gdzie jest Elodie?! Kurwa, szukajcie jej!

Maksim pobiegł na poszukiwania mojej siostry. Nikita z kolei wyszedł z domu, aby sprawdzić, co tu się odpierdoliło.

- Kurwa mać. 

Na progu domu znajdowało się kolejne nieprzytomne ciało. Był to Leonardo. Człowiek, którego dopiero przyjęliśmy w nasze szeregi. Przez chwilę bałem się, że to on odpowiadał za ten atak, ale skoro sam był nieprzytomny, on również musiał być ofiarą, a nie katem. 

- Co się dzieje? Dobry Boże, co się dzieje?

Powtarzałem to sobie jak mantrę. Kiwałem się w przód i w tył, jakbym miał chorobę sierocą. Płakałem, krzyczałem, modliłem się o jak najszybszy przyjazd lekarza oraz o to, aby Elodie była cała i zdrowa. Znając ją, na pewno schowała się w jakimś bezpiecznym miejscu, gdy zrozumiała, że dzieje się coś niedobrego. Była mądrą dziewczyną. Wierzyłem w jej spryt, a może po prostu sam siebie zaślepiałem tymi myślami, aby nie stracić zdrowych zmysłów.

- Kocham cię, siostrzyczko. Gdzie jesteś?

- Ivan?

Odwróciłem się w tył, słysząc głos Maksima. Szef Bratwy podszedł do nas, patrząc z niepokojem na budzącego się powoli Leonardo. Mężczyzna majaczył, gdy Nikita pytał, co Leonardo pamiętał jako ostatnie. Jego stan był chyba najpoważniejszy, nie licząc Aleksieia, który miał dziurę w głowie.

- Sprawdziłem nagranie monitoringu. Elodie została uprowadzona. 

Myślałem, że świat zwalił mi się na głowę. Przecież to było, kurwa, niemożliwe! Jakim cudem moja siostra została porwana?! Kto był na tyle głupi, aby włamać się do siedziby Bratwy i zabrać stąd niczemu niewinną dziewczynę?!

- Przez kogo? - spytałem, zaciskając pięści na marynarce Aleksieia.

- Przez człowieka, którego powinniśmy zabić, a nie darować mu życie.

Elodie

Ocknąwszy się, pierwszym, co sobie przypomniałam, był widok miłości mojego życia leżącej bezbronnie na posadzce w holu Bratwy. Aleksiei miał wokół głowy mnóstwo krwi, ale oddychał. Tylko to trzymało mnie przy życiu. Gdyby mój pan umarł, moje serce odeszłoby razem z nim. Nigdy nie związałabym się z żadnym innym mężczyzną, gdyż istniał dla mnie tylko on.

Pamiętałam dokładnie, kogo zobaczyłam, zanim straciłam przytomność. Przede mną stał Alessio. Mężczyzna, którego kiedyś uwielbiałam, ale dziś go nienawidziłam. 

Alessio wycelował we mnie pistolet, a gdy skutecznie odwrócił tym sposobem moją uwagę, ktoś zaatakował Leonardo. Kiedy Leo padł na podłogę, zamaskowany napastnik towarzyszący Alessio zaatakował mnie. Chwycił mnie mocno od tyłu. Wierzgałam i próbowałam jakoś się uratować, ale byłam bezradna. Poddałam się, kiedy wbito mi w szyję igłę strzykawki. Ostatnim, co widziałam, był szyderczy uśmieszek chłopaka, któremu naiwnie oddałam swoje serce jako nastolatka.

Gdy się obudziłam, zdałam sobie sprawę, że znajdowałam się w zimnej piwnicy bez okien. Oprócz krzesła, do którego zostałam przywiązana, znajdowało się tutaj łóżko. Oczami wyobraźnio widziałam, co się tutaj wydarzy, gdy odwiedzi mnie mój porywacz.

Opuściłam głowę i rozpłakałam się. Spojrzałam na swoje nagie ciało. Nie czułam bólu między udami, dlatego wiedziałam, że nie zostałam jeszcze zgwałcona. 

"Jeszcze" było tutaj słowem kluczowym. 

Nie rozumiałam, dlaczego Alessio mnie porwał. Domyślałam się, że może chciał się na mnie zemścić, ale przecież go nie skrzywdziłam. Dzięki temu, co do niego czułam, Alessio został oszczędzony. Mógł cieszyć się życiem, podczas gdy Alberto i Birdie ten dar został brutalnie odebrany.

Kiedy usłyszałam od Aleksieia, że darował Alessio życie, ulżyło mi. Byłam szczęśliwa, mając nadzieję, że Alessio się nawróci i stanie się lepszym człowiekiem. Naiwnie w to wierzyłam, gdyż uważałam, że skoro Alberto nie żył, Alessio nie miał dłużej swojego mentora, za którym mógłby podążać. 

Moje nadzieje były kłamstwem. Alessio skrzywdził Aleksieia, a teraz miał zamiar zniszczyć również mnie.

Ciężkie drzwi zostały otwarte. Moje nagie ciało pokryło się gęsią skórką. Kiedy zobaczyłam przed sobą buty Alessio, uniosłam lekko głowę. Spojrzałam w oczy człowieka, który był jednym z filarów mojego upadku.

- Witaj, motylku. Jak się czujesz? 

Alessio wszedł między moje siłą rozkroczone nogi. Zostały przywiązane w kostkach do nóżek krzesła, a moje ręce zostały wykręcone za oparcie i spięte kajdanami. Stałam się więźniem Alessio, co kiedyś byłoby spełnieniem moich fantazji, a dziś było moim największym koszmarem. 

Mężczyzna chwycił w dłoń mój podbródek. Uśmiechnął się z wyższością, gładząc kciukiem moją dolną wargę. 

- Nic nie powiesz, Elodie? Dlaczego milczysz? Czy nie spełnia się właśnie twoje najbrudniejsze marzenie?

- Dlaczego mi to robisz, Alessio? Przecież cię nie skrzywdziłam. 

Zaśmiał się głośno, patrząc na mnie z politowaniem. Pokręcił głową, jakby podziwiał wyjątkowo naiwną i głupiutką istotę. Przy nim tak się właśnie czułam. 

- Oczywiście, że mnie nie skrzywdziłaś, skarbie. Nie uważasz, że to, iż wyrwałem cię z Bratwy, jest przejawem dobroci? Spójrz na to w ten sposób. Alberto i Birdie nie żyją. Leonardo dołączył do organizacji. Twój facet nie obudzi się przez najbliższych kilka dni. Nie zabiłem go, choć mogłem to zrobić, ale uznałem, że skoro darował mi życie, sam zrobię dla niego coś dobrego. 

- Przecież ty mnie nie znosisz.

Nachyliwszy się nade mną, Alessio pocałował mnie zaborczo w usta. Chwycił mnie za kark, zmuszając mnie do odwzajemnienia pocałunku.

Nie chciałam tego. Czułam się brudna. Dla mnie ten pocałunek był równoznaczny ze zdradą Aleksieia. Nie powinnam czuć wyrzutów sumienia, bo nie całowałam Alessio dobrowolnie, ale zdrada to zdrada. 

- Masz rację - wychrypiał, odrywając się od moich ust po to, aby oprzeć swoje czoło o moje. - Oboje jesteśmy popierdoleni, Elodie. Dorastaliśmy razem. Wiemy o sobie wiele. Nie czuję do ciebie sympatii, bo jestem na ciebie wkurwiony za to, że zakochałaś się we mnie i chodziłaś za mną jak zagubiony szczeniak szukający uwagi. Nigdy jednak nie pragnąłem twojej śmierci.

- Dlaczego więc to robisz? Po co mnie porwałeś? 

Mój głos był płaczliwy. Było mi przykro, że nie potrafiłam nad sobą zapanować, ale to było silniejsze ode mnie. Czułam się przytłoczona i bezbronna. Alessio był niebezpiecznym człowiekiem. Mimo, że znałam go od lat, nie ufałam mu. Ochraniał mnie tylko dlatego, że Alberto mu za to płacił, lecz teraz, gdy mężczyzna już nie żył, nikt nie mógł ochronić mnie przed moim ochroniarzem. Co za hipokryzja.

Alessio odsunął się ode mnie. Przeszedł za moje plecy. Położywszy dłonie na moich spiętych i zmarzniętych ramionach, pochylił się tak, aby ustami dotykać mojego policzka.

Spięłam się. Odruchowo chciałam zacisnąć nogi, ale więzy mnie przed tym powstrzymały. Wiłam się na krześle, walcząc z kajdanami i sznurami, ale musiałam pogodzić się z tym, że byłam na łasce mojego porywacza. 

- Jesteś dla mnie nagrodą za lata służby dla Chicago - wyjaśnił chłodnym głosem, całując mnie w ucho. - Nigdy ciebie nie chciałem, bo nie podobało mi się, jak za mną biegałaś. Byłaś zdesperowana, a ja pragnąłem się tylko od ciebie uwolnić. Wielokrotnie prosiłem Alberto, aby pozwolił mi odejść, ale nigdy nie dostałem na to zgody. Alberto twierdził, że dopóki będę twoim ochroniarzem, będziesz mu posłuszna. Kiedy jednak zostałaś oddana w ręce Aleksieia Ivanova, coś we mnie drgnęło. Zabrakło mi stałego elementu życia, jakim byłaś ty. Poczułem, że nie mam kogo ochraniać, co wywołało nieprzyjemne skutki. Jeszcze nie wiem, co z tobą zrobię, ale dziś będę cię pieprzył.

- Nie! Alessio, błagam!

- Cicho - warknął, ściskając w dłoni moją pierś. - Błagać będziesz mnie dopiero, gdy będę cię rżnął. Chyba nie muszę ci mówić, że najmniejszy sprzeciw skończy się tym, że zrobię twojemu panu krzywdę. 

Na dowód swoich słów Alessio wyciągnął telefon. Spojrzałam na ekran i zobaczyłam nadawany na żywo obraz z siedziby Bratwy. Przez kamerę widziałam Maksima i Fiodora, którzy biegali po domu nerwowo.

- Czy Aleksiei jest cały? 

Alessio zaśmiał się cicho, jakby wiedział, że już się poddałam. 

- Dopóki jesteś grzeczna, jest cały. Nie stawiaj mi oporu, maleńka. To źle się dla ciebie skończy.

Płakałam głośno, gdy Alessio rozwiązywał mi nogi. Rąk mi nie uwolnił. Przełożył jedynie kajdany przez oparcie krzesła. Gdy stanęłam, mężczyzna podprowadził mnie do łóżka. Popchnął mnie na nie tak, że opadłam na materac. Zaciskałam nerwowo nogi, oddychając urywanie. Bałam się, że w Alessio wstąpi demon i zapragnie mnie skrzywdzić. Nie chciałam, aby to się stało, ale musiałam mieć się na baczności. 

Alessio rozkuł mi ręce, ale tylko na moment. Przywiązał do ramy łóżka sznur, a następnie owinął nim moje nadgarstki tak, aby sznur był naciągnięty. Ustawił mnie na czworaka, tyłem do siebie. Klepnął mnie w pośladek, aż syknęłam. Wyrwałam się do przodu, lecz jego dłonie przytrzymały mnie w miejscu.

Moje piersi zostały dociśnięte do materaca, gdy mężczyzna przycisnął mi głowę w dół. Musiałam opierać się policzkiem o pościel.

Kątem oka widziałam, jak Alessio ściąga spodnie. Z bokserek wyskoczył twardy, naprężony penis. Był trochę większy od przyrodzenia Aleksieia, dlatego bałam się, że będzie bolało. Byłam jednak w zbyt wielkim szoku, aby się ruszyć. Strach mnie sparaliżował.

Alessio napluł sobie na rękę. Przesunął dłonią po mojej cipce, kciukiem bawiąc się łechtaczką. Zacisnęłam powieki, koszmarnie się bojąc. 

- Chyba nie jesteś już dziewicą? 

Pokręciłam przecząco głową, co wywołało śmiech u mojego porywacza. 

- Doskonale. W takim razie rozluźnij się i ciesz się z tego, że spełniam twoje marzenie z dzieciństwa, motylku.

To nie było moje marzenie. To był koszmar, z którego obudzić mógł mnie tylko Aleksiei.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top