46
Aleksiei
Gwałtownie ruszyłem przed siebie, ale ręka Nikity mnie powstrzymała.
- Co tutaj robisz, sukinsynu?! - krzyknąłem, widząc w drzwiach Alberto Russo. Za jego plecami stał uśmiechający się szyderczo młody ochroniarz. Może nigdy wcześniej go nie widziałem, ale doskonale wiedziałem, kim był. To był ten pojeb Alessio. Facet, któremu moja Elodie oddała serce, a on ją za to wyśmiał.
- Przyjechałem zobaczyć się z moją córeczką. Elodie, jak się miewasz?
Moja ukochana przylgnęła do moich pleców. Czułem, jak jej palce zaciskają się na materiale mojego płaszcza. Potrzebowała mojej ochrony, ale również opieki Nikity i Ivana. Wiedziałem, że mężczyźni ofiarują ją Elodie, dlatego mój strach o nią częściowo uleciał, choć nie stał się niewidzialny.
Alberto Russo stał w lodziarni tak pewnie, jakby to miejsce należało do niego. Ubrany był w garnitur, a na to narzucony miał płaszcz. Uśmiechał się z wyższością. Gdyby nie moja chęć obrony Elodie, wyglądałbym na pewniejszego siebie, ale bałem się, że ten skurwiel, który niszczył jej życie od urodzenia, nie zawaha się, aby znów to zrobić.
- Elodie nie jest twoją córką - warknął Nikita, prawowity ojciec mojej ukochanej. - Mieliśmy spotkać się na bezpiecznym gruncie.
- Lodziarnia nie jest bezpieczny gruntem? - spytał z kpiną Alberto, prychając na biologicznego ojca Elodie.
- Dobrze wiesz, że to miejsce należy do nas, dlatego wypierdalaj stąd, skurwielu z Chicago - warknąłem, przekrzywiając głowę na bok.
- Ach, jaki niewychowany. Cieszę się, że Elodie wychowywała się ze mną, a nie z Nikitą. Przynajmniej nauczyłem ją manier, bo widzę, że wy, ruskie gnidy, nie potraficie się zachować.
Ivan chwycił mnie za ramię w ostatniej chwili. Gdyby mnie nie złapał, wyciągnąłbym zza paska pistolet i strzelił prosto w mordę Alberto. Wiedziałem jednak, że gość przyleciał do Rosji w jakimś konkretnym celu i musiałem dowiedzieć się, o co chodziło.
- Wyjdźmy na zewnątrz - zarządził Nikita, próbując załagodzić wyczuwalne w powietrzu napięcie. - Zakładam, że przyjechaliście tutaj samochodem. Pojedźmy więc do parku znajdującego się pięć kilometrów stąd. My będziemy jechać pierwsi, a wy podążycie za nami. Jeśli spróbujecie nam zagrozić, skończy się to dla was śmiercią, dlatego oddajcie nam broń.
Alberto, ku mojemu zdziwieniu, wyjął broń i odłożył ją na stół. Alessio postąpił podobnie. Jeśli myśleli, że byłem taki naiwny, to byli w błędzie.
Podszedłem najpierw do Alberto, każąc mu unieść ręce nad głowę. Wiedziałem, że Nikita i Ivan mieli go na celowniku, więc nie martwiłem się o to, że ta szuja przeszyje mi głowę kulą. Dlatego na spokojnie i dokładnie przeszukałem Russo. Nie omieszkałem dotknąć okolic jego krocza. W czasie swojej wieloletniej pracy dla Bratwy zrozumiałem, że mężczyźni lubili i w majtkach chować broń. Obrzydzało mnie to, gdyż uważałem, że było to żałosne i tylko pizdy tak się zachowywały, ale ten świat pełen był męskich kurew.
Oczywiście, jak przypuszczałem, Alberto miał jeszcze jedną broń schowaną za paskiem spodni. Wyjąłem ją i odłożyłem na stół. Kiedy facet był przeszukany, zbliżyłem się do Alessio.
Zanim przystąpiłem do przeszukiwania tej kurwy, uderzyłem go z całej siły w twarz. Głowę Alessio odrzuciło w bok. Usłyszałem za plecami stęknięcie Elodie. Uśmiechnąłem się kącikiem ust widząc szok malujący się na twarzy ochroniarza. Uniosłem prowokująco brwi, ale wiedziałem, że facet mi nie odda. Zacisnął dumnie wargi i uniósł ręce, zezwalając mi siebie przeszukać. U niego nie odkryłem żadnej broni i nie zauważyłem żadnego nadajnika ani urządzenia podsłuchującego.
Gdy obaj byli czyści, pokazałem Ivanovi, aby schował broń mężczyzn z Chicago do swojej sportowej torby. Ivan, jak to Ivan, wyciągnął z bagażu swoje brudne majtki. Powąchał je ostentacyjnie i z troską owinął bielizną broń Alberto i Alessio. Zaśmiałem się, widząc krzywe miny naszych drogich gości z Chicago.
- Idźcie przed siebie i nie odwracajcie się. Jedźcie za nami do parku. Tylko bez żadnych sztuczek.
- Mam lepszy pomysł, Aleksiei.
Spojrzałem pytająco na Nikitę, wodząc wzrokiem między nim a pieprzonym Chicago.
- Pokażmy tym skurwielom naszą rosyjską gościnność. My pojedziemy samochodem, a oni pójdą za nami pieszo. Jeśli tak bardzo zależy im na rozmowie z Elodie, będą w stanie zrobić wszystko.
Alberto nie protestował. Kiedy więc wyszliśmy z lodziarni i wsiedliśmy do samochodu, oni kroczyli pokornie jak pieski obok naszego wozu. Jechaliśmy kurewsko wolno, co doprowadzało mnie do szału, ale to i tak była niewielka kara jak na przewinienia Alberto i Alessio.
- Kochanie, jak się czujesz?
Byłem tak zaaferowany tym, co się stało, że dopiero teraz zdałem sobie sprawo, jak kurczowo Elodie zaciskała palce na moim przedramieniu. Ivan siedzący z przodu samochodu trzymał w dłoni broń gotową do użycia w razie, gdyby Alberto i Alessio spróbowali coś odjebać.
- Boję się, panie. Tak bardzo się boję.
Moja dziewczynka się trzęsła. Pocałowałem ją w czubek głowy i objąłem obiema rękami, aby dać jej poczucie bezpieczeństwa.
- Nie martw się. O cokolwiek chodzi, szybko się z nimi rozprawimy, a gdy wrócimy do domu, pozwolę ci wziąć mnie na smycz, dobrze?
Elodie lekko się uśmiechnęła, ale nie było to szczere. Bolało mnie to, jak bała się tych dwóch sukinsynów. Gdybym mógł, zajebałbym ich od razu, ale wpierw musiałem uzyskać na to zgodę ojca.
Nikita, jakby czytał mi w myślach, podłączył telefon do zestawu głośnomówiącego i wybrał numer Maksima. Tata odezwał się już po dwóch sygnałach. Dobrze, że idący obok samochodu jak na skazanie goście z Chicago nie mogli nas usłyszeć, bo gdyby dowiedzieli się, z kim rozmawiamy, bez wahania przypierdoliliby nam w łby.
- Co się dzieje?
- Alberto naszedł nas w lodziarni - wyjaśnił Nikita, a ja byłem mu wdzięczny, że to on rozmawiał z Maksimem. Gdybym bowiem to ja dorwał się do rozmowy, zacząłbym rzucać kurwami i innymi brzydkimi słowami, za co dostałbym potem od Elodie po dupie. - Przyszedł ze swoim ochroniarzem. Zabieramy ich do parku, aby tam z nimi porozmawiać. Mamy nadzieję, że zmęczą się marszem.
- Idą pieszo, a wy jedziecie autem?
Nie widziałem twarzy taty, ale oczami wyobraźni widziałem na niej dumę.
- A jak, szefie - zaśmiał się Nikita.
- Będę na miejscu za piętnaście minut. Akurat jestem w pobliżu. Nie zaczynajcie rozmowy, dopóki mnie tam nie będzie.
Z tymi słowami Maksim się rozłączył.
Ivan odwrócił się, aby spojrzeć na swoją załamaną siostrę. Elodie wtulała twarz w moją pierś, ale gdy zobaczyła brata, podała mu rękę. Ivan posłał dziewczynie słaby uśmiech, po czym wrócił do celowania bronią w idących obok samochodu naszych skazańców.
Szyby z tyłu były przyciemniane, dlatego goście z Chicago nie mogli zobaczyć mnie i Elodie. Cieszyło mnie to, gdyż Alberto miał już wystarczająco dużo czasu, aby popatrzeć na swoją córkę. Nie wykorzystał godnie tych chwil. Zniszczył Elodie, odbierając jej rodzinę i dumę. Stworzył z niej posłuszną marionetkę, choć nie zasłużył na to wszystko, co miał pod dachem przed ponad dwadzieścia pieprzonych lat.
Przeczesywałem palcami włosy dziewczyny, chcąc ją uspokoić. Elodie oddychała ciężko i drżała niekontrolowanie. Chciałem obiecać jej, że wszystko się ułoży, ale przecież nie mogłem być tego pewien. Moje życie było tak porąbane, że zdążyłem już przyzwyczaić się do tego, iż co chwila spotykały mnie dziwne zwroty akcji.
Przez resztę drogi do parku milczeliśmy. Udało nam się idealnie trafić na miejsce w ciągu piętnastu minut od zakończenia rozmowy z moim ojcem. Ulżyło mi, gdy zobaczyłem, że Maksim stał przy drzewie, czekając na nas z rękoma wsadzonymi do kieszeni płaszcza.
Gdy zaparkowaliśmy, Ivan wyszedł z pojazdu jako pierwszy. Wycelował pistolet w Alberto. Nikita miał na muszce Alessio. Obaj mężczyźni z Chicago unieśli poddańczo ręce do góry. Nie sprzeczali się, gdy Ivan wbił lufę w plecy Alberto Russo i popchnął mężczyznę do przodu.
- Posłuchaj mnie, kociaku.
Elodie uniosła na mnie wzrok. Boże, w jej oczach było tyle cierpienia.
Objąłem dłońmi jej piękną twarz. Złożyłem pocałunek na czole dziewczyny i uśmiechnąłem się do niej pocieszająco.
- Cokolwiek oni ci powiedzą, będę przy tobie. Nie pozwolę, aby Alberto lub Alessio cię zranili. Maksim jest na miejscu, więc jeśli da mi pozwolenie, zabiję Russo i jego ochroniarza, który złamał ci serce. Nie musisz więc o nic się bać, rozumiesz?
Bolało mnie to, jak niepewnie wyglądała.
- Jesteś moją niewolnicą. Jestem twoim panem, co zobowiązuje mnie do tego, aby o ciebie dbać. Jesteś moim priorytetem i nigdy nie będę się wahał oddać za ciebie życie, jeśli zaistnieje taka potrzeba.
- Aleksiei, nie...
Położyłem kciuk na jej ustach, uciszając ją.
- Oprócz tego, że jestem twoim panem, jestem również twoim pieskiem. Kocham cię, moja pani. Razem podbijemy ten świat i nikt nam w tym nie przeszkodzi, aniołku.
Otworzyłem drzwi. Chwyciłem Elodie za rękę. Pomogłem jej wyjść z samochodu.
Spojrzałem ponad dachem wozu na rozgrywającą się przed nami scenę. Maksim, jak to miał w zwyczaju, kazał Alberto i Alessio uklęknąć na ziemi. Uśmiechnąłem się sarkastycznie, widząc opór mężczyzn, jednak wkrótce ulegli szefowi Bratwy.
Podprowadziłem Elodie pod drzewo. Wokół nie było żywej duszy, ale nie było się czemu dziwić, skoro w tym parku najczęściej dochodziło do brutalnych morderstw. Nieoficjalnie był to park Bratwy, gdzie dokonywano krwawych egzekucji. Sam zabiłem tutaj pięciu ludzi i wierzyłem, że do końca dzisiejszego dnia mój wynik będzie wynosił siedem.
Elodie trzymała mnie mocno za rękę. Ivan i Nikita stali za plecami Alberto i Alessio, a Maksim zajął miejsce na czele, niczym pieprzony Bóg, którym przecież był.
- Mieliście skontaktować się ze mną po wjechaniu na teren Bratwy - rzekł nieznoszącym sprzeciwu tonem mój ojciec. - Powinienem skazać was na tortury, ale cierpliwie zaczekam, aż powiecie, po co tutaj przyjechaliście. Zgaduję, że chodzi o Elodie, prawda?
- Mam w kieszeni list od matki Elodie.
Moja ukochana zmarszczyła brwi. Spojrzała na Alberto z pogardą. Ja również wyczuwałem tutaj jakiś podstęp.
Nie czekając, aż Alberto sam sięgnie do kieszeni marynarki, sam wsadziłem tam rękę. Faktycznie, wyczułem palcami papier. Kiedy ja ujrzałem, mogłem jasno stwierdzić, że list miał już kilka lat jako, że papier stał się słabszy niż powinien być.
- Mogę? - spytałem Elodie, która patrzyła na mnie prosząco chcąc, abym to ja przejął dowodzenie nad sytuacją, co zrobiłem z rozkoszą.
- Przyleciałeś do Rosji po to, aby dać mojej córce pieprzony list? - spytał Nikita, kopiąc Alberto w kostkę. - Mam uwierzyć w te brednie? Jeśli nas okłamujesz, rozpierdolę ci łeb, sukinsynu.
Elodie odeszła na bok. Zaczekała tam na mnie. Kiedy stanąłem obok, podałem jej kartkę złożoną na cztery części. Moja dziewczyna pokręciła jednak przecząco głową. Nie chciała dotykać tego listu. Bała się, że jego treść go zrani, co było dla mnie zrozumiałe. Mogła również mieć wątpliwości co do prawdziwości listu. Sam nie ufałem Alberto i podobnie jak Nikita, węszyłem tu podstęp, ale Elodie była jedyną osobą, która mogła zweryfikować prawdę.
- Jesteś gotowa?
Gdy skinęła twierdząco głową, nie czekałem już dłużej. Otworzyłem list i zacząłem czytać go na głos.
"Kochana córeczko,
Wiem, że pewnego dnia przeczytasz ten list. Nie wiem, czy stanie się to za rok, dwa lata czy może piętnaście. Mam jednak nadzieję, że wszystko dokładnie zrozumiesz, a ja będę miała czyste sumienie.
Jeśli czytając ten list wiesz, że twoim biologicznym ojcem jest Nikita Popov, ogromnie mnie to cieszy. Chciałabym, żebyś wiedziała, że bardzo go kochałam i wciąż kocham. Nikita był moją pierwszą miłością i byłam gotowa dla niego cierpieć, co zresztą zrobiłam.
Nie poślubiłam twojego ojca z własnej woli, słoneczko. Zostałam do tego zmuszona. Alberto Russo został dla mnie wybrany na męża, a ja nie mogłam się temu sprzeciwić. Aby chronić ciebie, wyszłam za Alberto. Kiedy się urodziłaś, wiedziałam już, że będziesz miała trudne życie.
Bardzo Cię kocham, Elodie. Mam nadzieję, że gdy to czytasz, jesteś szczęśliwa. Wiedziałam, że prędzej czy później umrę, ale cieszę się, że udało mi się Ciebie wychować. Wyrosłaś na piękną, cudowną i wrażliwą dziewczynkę. Jestem pewna, że znajdziesz kogoś, kto Cię pokocha taką, jaką jesteś.
Wiem, że podoba Ci się Alessio, ale to nie jest odpowiedni chłopak dla Ciebie, słonko. Wybierz mądrze. Kieruj się sercem i pragnieniami.
Wczoraj Alberto mi powiedział, że mam napisać do Ciebie pożegnalny list, więc wiem, że dziś umrę. Przykro mi, że nie będzie mi dane patrzeć, jak dorastasz, zakochujesz się i bierzesz ślub z mężczyzną, który każdego dnia będzie sprawiał, że oddech będzie Ci przyspieszał, a nogi będą uginały Ci się w kolanach. Pokochasz go, a on pokocha Ciebie, kiedy ja będę kibicować Wam z nieba.
Kocham cię, Elodie i przepraszam, że odchodzę tak szybko. Aby Ciebie chronić, oddałam własne życie, ale pamiętaj, że to nie Twoja wina. Obiecaj mi, córeczko, że będziesz trzymać się z daleka od Alberto i Alessio. Ucieknij z Chicago i żyj, bo urodziłam Cię po to, abyś odnalazła własne miejsce na ziemi i była szczęśliwa.
Twoja mama"
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top