41

Aleksiei

- Muszę jechać do Fiodora. Proszę, czy możecie zaopiekować się Elodie pod moją nieobecność?

Chwilę temu otrzymałem okropny telefon. Serce zabiło mi szybciej. Nie wiedziałem, co się ze mną działo, skoro na co dzień moja praca wyglądała w podobny sposób. Kiedy jednak Fiodor powiedział mi, że rodzice Bianki najprawdopodobniej nie żyli, musiałem wziąć sprawy w swoje ręce.

- Nie ma problemu - powiedział Victor, opierając się ramieniem o ścianę. Nogi skrzyżował w kostkach i spojrzał na naszego ojca.

- Oczywiście, że się nią zajmiemy, synku - oznajmił Maksim, poklepując mnie po plecach. - Elodie może nawet tutaj nocować, jeśli tego zechcesz. Victor z nią zostanie, więc nie musisz się o nic martwić.

Skinąłem na Matve. Mężczyzna wziął do ręki kluczyki samochodu i poszedł za mną. Byłem tak zdenerwowany telefonem Fiodora, że dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że jeszcze nie powiedziałem o tym Elodie.

Moja ukochana stanęła przede mną z pytającym wzrokiem. Zwiesiłem ramiona i westchnąłem ciężko. Dając znak Matve, aby poszedł już do samochodu i przygotował go do podróży, zbliżyłem się do mojej dziewczynki. Położywszy dłonie na jej ramionach, pochyliłem się, aby pocałować ją w czoło.

- Muszę jechać do Fiodora.

- Coś się stało?

Nie miałem nawet czasu, aby opowiedzieć Elodie o Biance, którą znaleźliśmy w samochodzie transportującym narkotyki. Nie mogłem teraz jej o tym wszystkim opowiedzieć, gdyż Fiodor potrzebował mnie na już.

- Opanuję sytuację, ale mogę wrócić późno. Zaczekasz na mnie z moją rodzinką, dobrze?

Pokiwała twierdząco głową. Pocałowałem ją w czoło i uśmiechnąwszy się, odszedłem w stronę drzwi.

- Uważaj na siebie, Aleksiei.

Moje serce znów zostało złamane. Elodie była dla mnie zbyt dobra. Pokochała mnie, choć na to nie zasługiwałem.

Wyszedłem z domu. Wsiadłem do samochodu i kazałem Matve ruszyć. Mężczyzna bez słowa wykonał moje polecenie. Do siedziby Bratwy mieliśmy dojechać już za piętnaście minut. Nie byłem pewien, jak wiele czasu spędzę z Fiodorem i pozostałymi, ale biorąc pod uwagę, jak załamany był głos mojego wspólnika, gdy rozmawiałem z nim przez telefon, mogłem przypuszczać, że był w złym stanie. Nie chciałem, aby tak się czuł.

Nie było dla mnie zdziwieniem to, że Meksykanie mieli podłożyć bomby pod domy rodzin, którym uprowadzono córki. To była częsta technika, którą posługiwały się szajki zajmujące się handlem ludźmi. Uprowadzonych kobiet najczęściej nie odnajdywano, a jeśli tak się działo, odnajdywały się one po latach, i to martwe.

Nienawidziłem tego aspektu swojej pracy, który jednak był nieodłączną jego częścią. Porywanie dziewczyn, aby później te służyły swoim panom seksualnie, było powszechną praktyką. Mężczyźni u władzy myśleli, że należało im się wszystko, dlatego nie wahali się, aby po to sięgnąć. Wystarczyło spojrzeć na moich znajomych z Bratwy, jako doskonały przykład podając chociażby Dymitra. Ten człowiek był moim wspólnikiem, ale to, jak traktował swoje wystraszone, młodziutkie niewolnice, nie pozostawiało wątpliwości, jakim był zwyrolem.

Mnie również można było zaliczyć do tego grona jako, że porwałem Elodie, jednak nie byłem dla niej potworem. Owszem, może na początku zachowywałem się w stosunku do niej trochę nie fair, ale potrzebowałem ją w pewnym stopniu od siebie uzależnić. Udało mi się to. Moja dziewczynka się we mnie zakochała, a ja wcale nie pozostawałem jej dłużny.

Z niechęcią zdjąłem obrożę, którą miałem na szyi. Odłożyłem ją bezpiecznie do schowka, aby tam na mnie zaczekała. Nie miałem nic przeciwko noszeniu takiej ozdoby. Czułem się z nią wręcz doskonale, ale nie mogłem zapomnieć o powadze mojej pracy.

Wcześniej nie miałem dla kogo żyć. Miałem mamę, tata, brata, Hayesa, Matve, Nathaniela i Zaviera, ale nie miałem dla kogo żyć.

Czy samo to nie pokazywało, jakim szaleńcem byłem?

Nie zasługiwałem na miłość, a przynajmniej takie odnosiłem wrażenie. Miałem do siebie żal o to, że byłem mafiosem, choć takie było przecież moje przeznaczenie. Starałem się samobiczować siebie na każdym możliwym kroku, co było pierdolonym błędem. Zdałem sobie z tego sprawę zbyt późno, gdyż dopiero przed trzydziestką. Wolałem jednak obudzić się właśnie teraz, niż gdyby moje życie miało dobiegać już końca.

Kochałem życie. Nie było idealne, ale nie miałem na co narzekać. W szczególności nie teraz, gdy znalazłem kobietę, z którą chciałem być.

Kiedy dojechaliśmy do siedziby Bratwy, wyszedłem z samochodu. Matve podążył za mną. Może nie był członkiem mafii, ale wszyscy tutaj go znali i mu ufali.

Zostawiając Matve w kuchni z Michaiłem i jego niewolnicą, wszedłem na górę. Usłyszałem krzyk dobiegający z końca korytarza. Przyspieszyłem kroku i tam poszedłem.

- Kurwa, nie tego chciałem! To kara dla mnie, tak?! Kara za to, że chciałem ją przy sobie zatrzymać! Ja pierdolę, ale jestem pojebany!

Wszedłszy do gabinetu Maksima, który pod jego nieobecność służył jako pokój zebrać, ujrzałem Fiodora i Grigorija. Mężczyźni siedzieli w fotelach znajdujących się na przeciwko siebie. Na stole standardowo stała otwarta butelka whisky.

Podszedłem do Fiodora. Usiadłem na podłokietniku skórzanego fotela. Położyłem dłoń na ramieniu mojego kolegi, a gdy uniósł wzrok, zobaczyłem ból wymalowany w jego spojrzeniu.

- Rodzice Bianki nie żyją. Lokalni informatorzy dotarli tam szybciej, niż nasi ludzie. Potwierdzili te informacje. Łącznie zginęło pięć rodzin dziewczyn, które zostały uprowadzone. Kurwa, to takie pojebane, Aleksiei. Nie chcę tego.

Nie znosiłem, gdy ktoś próbował mnie pocieszać, dlatego nic nie mówiłem. Pozwoliłem Fiodorowi płakać. Gdy wypłakał już chyba wszystkie swoje łzy, podałem mu do ręki szklaneczkę whisky z lodem. Wypił wszystko naraz.

- Powiedz mi, dlaczego tak ci odpierdala. Przecież nie znałeś tych ludzi, więc dlaczego szalejesz?

Może nie byłem odpowiednią osobą do zadawania takich pytań, ale coś mi w tym wszystkim nie pasowało. Domyślałem się, co działo się w głowie Fiodora, ale musiałem usłyszeć to na głos, aby mieć pewność, że i ja nie zwariowałem.

- Nie jestem gotowy, aby się nią zaopiekować.

Czyli jednak miałem rację.

- Fiodor, posłuchaj mnie. Bianca jest dorosła. Sama potrafi się sobą zaopiekować. Widziałem, jak na ciebie patrzy. Kurwa, każdy z nas to widział, człowieku. Ona się tobą zauroczyła i mimo, że będzie jej smutno, iż jej rodzice zginęli, to dzięki tobie znajdzie ukojenie. Rozumiem, że dopiero co zakończyłeś jeden związek, który skończył się krwawo, ale to wcale nie musi być koniec. Przecież tobie Bianca też się podoba, prawda?

- Oczywiście, że tak, kurwa - warknął, wyrywając sobie włosy z głowy. - Cholernie mi się podoba, ale nie chcę zniszczyć jej życia. To nie jest miejsce dla niej. Przecież to pierdolona mafia!

Posłałem Grigorijowi porozumiewawcze spojrzenie. Mężczyzna wyszedł z gabinetu, zostawiając nas samych.

Podszedłem do Fiodora od przodu i przed nim ukucnąłem. Może nie była to najbardziej męska pozycja znana światu, ale mój kumpel był napruty i potrzebował pomocy. Fiodor, oprócz nas, nie miał nikogo, z kim mógłbym porozmawiać. Zawsze był otoczony ludźmi, ale czuł się sam jak palec. Doskonale wiedziałem, jakie uczucia mu towarzyszyły, dlatego byłem odpowiednią osobą, aby mu pomóc.

- Chcesz Bianki?

- Jakie ma to znaczenie? Przecież to jej decyzja.

- Jestem pewien, że ona ciebie pragnie - wyjaśniłem spokojnym głosem, nalewając kolejną szklankę whisky. Obiecałem sobie, że ostatnią. Nie mogłem pozwolić, aby Fiodor zaliczył zgona.

- Kurwa, co z tego, Aleksiei? Ona jest młoda!

- Tylko kilka lat od ciebie młodsza. Rozumiem, że czujesz się przytłoczony, ale musisz spojrzeć na to z jej perspektywy. Bianca niebawem dowie się, że jej dom wybuchł, a rodzice nie żyją. Żadna dziewczyna nie przyjmie takich wiadomości lekko. Musisz być przygotowany na jej rozpacz, ale nie skreślaj jej dlatego, że będzie cierpiała. Ona cię potrzebuje. Potrzebuje czasu, aby się w tobie zakochać. Mojej Elodie wystarczyło kilka dni. Nie porównuję naszych sytuacji, bo to byłoby bezczelne, ale daj jej szansę. Daj sobie szansę. Jeśli każesz jej wracać do Meksyku, nie będzie miała co począć. Zostanie z niczym, a tu możesz dać jej szansę na nowe, lepsze życie. Proszę, przemyśl moje słowa. Nie musisz podejmować decyzji dzisiaj, bo jesteś nawalony w trzy dupy, ale w najbliższym czasie czeka cię poważny obowiązek.

Fiodor schował twarz w dłoniach. Wstałem i usiadłem na brzegu biurka taty. Maksim sprałby mi za to tyłek, ale skoro jego tutaj nie było, to ja byłem szefem tego miejsca.

Nagle Fiodor się podniósł. Ku mojemu zdziwieniu, szedł samodzielnie całkiem dobrze. Myślałem, że uderzy o najbliższy mebel, sprawiając nam kłopot, ale on najwyraźniej nie wypił tak dużo, jak przypuszczałem.

- Gdzie się wybierasz?

- Idę do Bianki - oznajmił, chwytając klamkę.

- Nie jestem pewien, czy jest to dobry pomysł. Jesteś pijany.

- Wcale nie - warknął, wychodząc na korytarz. Szedłem obok niego, uważając na to, aby nie upadł. Nie chciałbym sprzątać truchła z podłogi. - Potrzebuję jej. Muszę się nią zaopiekować i mam w dupie to, co pomyśli sobie o mnie Bratwa. Chcę chronić Biancę. Potrzebuję jej, kurwa.

- Dobrze, będę tam z tobą. Nie spiesz się z powiedzeniem jej prawdy. Nie naciskaj. Niech ona sama zdecyduje, co chce zrobić, ale zaoferuj jej możliwość pozostania w Rosji.

Fiodor prychnął na mnie. Skoro był pijany, postanowiłem mu odpuścić, ale gdyby był w pełni świadom swojego zachowania, uderzyłbym go w łeb za to, że parskał na egzekutora Bratwy. Moje ego jednak wiedziało, kiedy się schować.

Poszedłem za Fiodorem do pokoju, w którym zapewne przebywała Bianca. Dziewczyna siedziała skulona na parapecie. Gdy zauważyła, że ktoś otwiera drzwi, odwróciła się w naszą stronę z uśmiechem. Pewnie spodziewała się samego Fiodora, a nie w prezencie ze mną, ale i tak posłała nam uśmiech i wstała, aby podejść do człowieka, który ją uratował.

Fiodor nagle padł przed dziewczyną na kolana. Zdenerwowana Bianca uklękła przed nim. Gdy chwyciła w dłonie jego twarz i spojrzała w jego oczy z uczuciem, wiedziałem już, że nie miałem o co się martwić. Bianca bowiem przepadła dla Fiodora i to samo mogłem powiedzieć o drugiej stronie.

- Co się stało? Czy ty piłeś?

- Słoneczko, stało się coś strasznego.

Bianca wstrzymała oddech. Spojrzała na mnie pytająco, ale odwróciłem wzrok, nie będąc w stanie na to patrzeć.

- Twoi rodzice zginęli w wybuchu domu - wyjaśnił Fiodor, przytulając Biankę do piersi. Położył dłoń na tyle jej głowy i załkał. - Tak mi przykro, maleńka. Dowiedziałem się o tym chwilę temu. Nie wiem, co powiedzieć. Wiem, jak to jest stracić rodziców, dlatego domyślam się, co czujesz. Boże, powiedz coś, słoneczko. Błagam cię, powiedz mi coś.

Brunetka krzyknęła wniebogłosy. Wtuliła twarz w zagłębienie między szyją i ramieniem Fiodora. Zacisnęła palce na materiale jego marynarki.

- Naprawdę nie żyją? O, Boże! To moja wina.

- Nie, laleczko - wychrypiał Fiodor, chwytając jej zapłakaną twarz w dłonie. - To nie twoja wina. Zginęły również inne rodziny, którym uprowadzono córki do niewoli. Tak mi przykro. Błagam, nie gniewaj się na mnie.

- Dlaczego miałabym się na ciebie gniewać?

Fiodor zmarszczył brwi. Nie byłem w stanie patrzeć na ich intymną chwilę, ale było w niej coś magicznego. Coś, co mnie przyciągało. Poza tym, musiałem się upewnić, że pijany Fiodor nie skrzywdzi dziewczyny. Nigdy by jej tego nie zrobił, ale musiałem mieć całkowitą pewność, że się nią odpowiednio zajmie. W razie potrzeby mogłem wkroczyć do akcji, jednak póki co, szło mu całkiem nieźle.

- Nie wiem, kochanie. Ja...

Nagle zdarzyło się coś, co wyglądało jak scena wyjęta żywcem z filmu.

Bianca chwyciła brutalnie Fiodora za kark. Wpiła się w jego usta. Całowała go z pasją i namiętnością na miarę pocałunków Elodie. Błądziła dłońmi po ciele swojego kochanka. Rozumiałem, że potrzebowała bliskości po usłyszeniu takich wieści, dlatego nie ingerowałem. Miałem jednak nadzieję, że Bianca nie zrani serca Fiodora. Było to mało prawdopodobne, ale należało brać taką możliwość pod uwagę.

Fiodor nie pozostał dłużny. Wplótł palce w ciemne włosy Bianki i całował ją żarliwie. Prawie się zjadali, a ja tylko stałem z boku i uśmiechałem się jak perwersyjny podglądacz, którym przecież byłem.

- To nie twoja wina - wydyszała dziewczyna, patrząc w oczy faceta, który był w stanie zrobić dla niej wszystko. - Zrobię, co będzie trzeba, abyś mnie tutaj zatrzymał, Fiodor. Pragnę cię. Może nie powinnam zakochiwać się w mężczyźnie, który jest członkiem mafii, ale... Nie mam już nikogo. Oprócz ciebie, nie mam nikogo.

Brutalna rzeczywistość uderzyła w nią z siłą rozpędzonego pociągu. Rozpłakała się i schowała twarz w dłoniach, pochylając się. Fiodor był jednak tuż obok, aby udzielić jej pomocy. Przytulił Meksykankę i kołysał ją w ramionach, dopóki się nie uspokoiła.

Minęła dłuższa chwila, zanim Bianca unormowała oddech. Kiedy to się stało, spojrzałem w oczy Fiodora i skinąłem mu głową, dając znać, że będę czekał za drzwiami w razie, gdyby mnie potrzebowali.

Było mi szkoda niewinnej dziewczyny, która została uprowadzona w seksualnych celach, ale przynajmniej udało nam się ją uratować. Stało się to w najmniej spodziewanym momencie, ale gdy doszło co do czego, Bianca zyskała dom i mężczyznę, który zrobi wszystko, aby uchronić ją przed złem tego paskudnego, zimnego świata.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top