31
Aleksiei
Przyjechaliśmy do siedziby Bratwy. Ojciec czekał na nas przed wejściem do olbrzymiego pałacu. Ubrany był w garnitur, jak to miał w zwyczaju, a ręce trzymał w kieszeniach spodni. Kiedy jednak nas zobaczył, ruszył w kierunku podjeżdżających pod dom samochodów.
Wyszedłem z wozu. Podszedłem do taty, pozwalając Michaiłowi, Grigorijowi, Aleksandrowi i Nikicie zająć się Fiodorem oraz Biancą. Niewinną dziewczyną z Meksyku, która została porwana, aby stać się ofiarą handlu ludźmi.
- Aleksiei, co się dzieje? Co tam się, do kurwy, wydarzyło?
Położyłem rękę na ramieniu Maksima. Podprowadziłem tatę bliżej wejścia do budynku. Nie chciałem, aby jego nerwy udzieliły się Biance. Biedna miała przeżyć szok widząc, w jakim miejscu się znalazła. Wiedziałem jednak, że siedziba Bratwy będzie dla niej o wiele lepszym miejscem niż dom człowieka, któremu miała zostać sprzedana.
- Znaleźliśmy uprowadzoną dziewczynę w samochodzie transportującym narkotyki. Fiodor się nią zajmie.
- Kurwa, co?
Ojciec przeczesał dłonią swoje włosy. Był w dobrej kondycji, ale ostatnie problemy, jakie napotykała nasze organizacja mogły sprawić, że włosy zaczęłyby mu siwieć, czego Maksim za wszelką cenę chciał uniknąć.
- W porządku, synu. Zajmiemy się tą dziewczyną i odeślemy ją do domu. Nie musisz się o nią martwić.
Spojrzałem porozumiewawczo na ojca. Zmarszczył brwi, jakby nie wiedział, o co mi chodziło.
- Aleksiei?
- Możemy zostawić ją na jakiś czas w Rosji?
- Synu, o czym ty mówisz?
- Widzisz, tato. Fiodor stracił Zoję. Wszyscy jej nie znosiliśmy, ale była jego kochanką. Widziałem, jak Fiodor patrzy na Biancę. Nie uważasz, że wyglądaliby razem wspaniale? Nie sądzisz, że Fiodor zaopiekowałby się tą dziewczyną tak, jak na to zasługuje?
Ojciec pobladł. Spojrzał ponad moim ramieniem na mężczyzn wyjmujących ze swoich samochodów torby z narkotykami. Fiodor miał jednak gdzieś transport dragów. Wziął na ręce Biancę i przytulił ją mocno do swojej piersi. Nie mając pojęcia, że go obserwujemy, zaczął kołysać dziewczynę i szeptać jej jakieś czułe słówka do ucha.
Nie umknęło mojemu spostrzegawczemu oku, że Bianca wczepiła palce we włosy Fiodora. Przeczesywała je jednostajnym ruchem. Wtulała desperacko twarz w zagłębienie między szyją i ramieniem Fiodora. Uspokajała się i wiedziałem, że Maksim również to widział.
- Musimy skontaktować się z jej rodziną.
- Fiodor to zrobi.
- Kurwa, Aleksiei! Ta dziewczyna jest nam obca! Nie wiemy, czy nie opowie w tym swoim pierdolonym Meksyku o działaniach Bratwy! Najlepiej byłoby, gdybyśmy wstrzyknęli jej środek usypiający i wywieźli ją z Rosji!
Rozumiałem obawy Maksima, ale były one nieuzasadnione.
Fakt, że istniała organizacja taka jak Bratwa, nie był dla świata tajemnicą. Obnosiliśmy się dumnie z tym, co robiliśmy na co dzień. Nie pojawialiśmy się w mediach, ale ludzie o nas mówili. Mieliśmy tego świadomość, ale nie baliśmy się gniewu społeczeństwa, gdyż to my byliśmy potęgą, podczas gdy inni byli naszymi sługami.
Patrzyłem, jak Fiodor podchodzi do nas z Biancą na rękach. Spojrzał przepraszająco na mojego ojca, jakby już wiedział, że miały czekać go kłopoty. Tata jednak wziął głęboki oddech i uśmiechnął się łagodnie do przestraszonej dziewczyny, która błądziła wzrokiem dookoła siebie. Jakimś dziwnym sposobem Fiodor sprawiał, że nie była tak wystraszona jak w chwili, w której znaleźliśmy ją w furgonetce.
- Cześć, kochanie. Jak masz na imię?
Głos Maksima pełen był uczucia. Patrzyłem na Biancę, która nieco się rozluźniła.
- Bianca Alvaro - wyszeptała, wtulając się mocniej w Fiodora. Mój wspólnik uśmiechnął się łagodnie, ale ten uśmiech nie trwał długo.
- Posłuchaj, Bianco. Za kilka dni odeślemy cię do Meksyku. Teraz zaproszę cię do domu. Nie musisz niczego się obawiać. Nie skrzywdzimy cię. Powiesz mi, jak znalazłaś się w Rosji i zdradzisz wszystkie szczegóły. Fiodor się tobą zaopiekuje. Nie spuści cię z oka ani na chwilę. Będziesz z nami współpracować, księżniczko?
Ojciec miał w sobie taki urok, że nawet dwudziestoletnie dziewczyny patrzyły na niego jak na jakiegoś boga seksu.
Brunetka pokiwała twierdząco głową. Maksim posłał jej łagodny uśmiech i pogłaskał ją delikatnie po policzku. Bianca przymknęła oczy na ten pełen ciepła gest. Patrzyłem na nią z uśmiechem. Była cudowna i delikatna. Nie dziwiłem się, że Meksykanie wybrali właśnie ją na potencjalną seksualną niewolnicę. Takie dziewczyny szły jak ciepłe bułeczki.
- Świetnie. W takim razie wejdźcie do środka. Aleksandr, Michaił i Grigorij, wy wnieście towar do piwnicy. Aleksiej, ty i Nikita możecie już jechać. Wiem, że czeka was dzisiaj coś bardzo ważnego.
Przełknąłem ślinę. Nikita skinął głową, a w jego oczach widziałem wesołe ogniki. Ja z kolei denerwowałem się i okropnie frustrowałem, choć przecież nie miałem prawa tak się zachowywać. Nikita był ojcem Elodie, a ja byłem dla nich kimś obcym. Może Nikita nie miał kontaktu z córką od jej urodzenia, ale był jej pieprzoną rodziną, a kim byłem ja?
Panem Elodie. Mężczyzną, który się w niej zakochał i który gotów był udawać jej podnóżek, jeśli tylko by sobie tego zażyczyła. Facetem, który stracił głowę dla dziewczyny, która wydawała się być dla niego zakazana.
Nikita poklepał mnie po plecach. Wskazał na nasze stojące na ogromnym parkingu samochody. Gość nie mógł się doczekać spotkania z córką, a ja nie miałem prawa mu tego utrudniać.
- Jesteś gotowy, Aleksiei?
Wziąłem głęboki oddech i zmusiłem się do posłania Nikicie uśmiechu.
- Jasne. Możemy jechać.
Elodie
Przejrzałam się w lustrze i westchnęłam ciężko.
Ubrałam żółtą falbaniastą sukienkę. W połączeniu z obrożą widocznej na mojej szyi sukienka wyglądała dziwacznie, ale nie zamierzałam próbować zdjąć tej ozdoby z szyi.
Obroża, którą Aleksiei założył mi w dniu, w którym stałam się jego niewolnicą, była symbolem mojego oddania jego osobie. Początkowo byłam na niego wściekła za to, że oznaczył mnie w tak ostentacyjny sposób, ale z czasem dotarło do mnie, że dzięki tej obroży czułam się przywiązana do Aleksieia. Chciałam nosić ją tam już na zawsze, jednak wiedziałam, że prędzej czy później będę musiała ją zdjąć. Nie mogłam przecież przez całe życie chodzić w obroży.
- Mogę wejść, słoneczko?
Cofnęłam się pod ścianę, gdy usłyszałam głos Matve dobiegający do mnie zza drzwi sypialni.
Położyłam dłoń na piersi, aby uspokoić rozszalałe serce. Za każdym razem reagowałam na niego właśnie w taki sposób. Matve nie był już tym współczującym i pełnym chęci do niesienia pomocy człowiekiem, którego poznałam jeszcze w swoim domu rodzinnym. Po "zabawie" w salonie letnim przestałam go lubić. Bałam się go.
Gdyby w domu był Aleksiei, nie martwiłabym się obecnością Matve za drzwiami, ale mój pan pojechał na akcję. Za kilka godzin miał przyjechać z powrotem do domu, jednak nie miał być sam.
- Możesz - wyszeptałam, jednak Matve i tak mnie usłyszał.
Mężczyzna wkroczył do pokoju. Rozejrzał się, a jego wzrok w końcu skupił się na mnie. Matve uśmiechnął się kącikiem ust.
- Wyglądasz ślicznie. Żółty ci pasuje.
Nie byłam pewna, czy miałam obowiązek podziękować mu za ten komplement. Postanowiłam jednak nic nie mówić.
Usiadłam na parapecie wyściełanym poduszkami. Spojrzałam za okno. Śnieg znowu padał. Rosyjska pogoda mnie dobijała, gdyż byłam przyzwyczajona do dni spędzonych w słońcu. Miałam nadzieję, że lato potraktuje mnie tutaj lepiej. Jeśli słońce nie przedrze się przez chmury w ciągu kolejnego miesiąca, będę zmuszona poprosić Aleksieia o to, abyśmy wyjechali do ciepłych krajów.
Wiedziałam, że był to żałosny, niemożliwy do zrealizowania pomysł. Koniec końców byłam przecież niewolnicą Aleksieia. To, z jaką ochotą poddał mi się, gdy odgrywałam rolę jego pani, było tylko zabawą. Starałam się przekonać samą siebie co do tego, że Aleksieiowi naprawdę na mnie zależało, ale z każdą kolejną chwilą spędzoną w tym miejscu docierało do mnie, że mogłam mu się szybko znudzić.
Przez to, że Alberto Russo, którego od urodzenia uważałam za ojca, co tydzień sprowadzał sobie do domu nowe kobiety, przestałam wierzyć w miłość. Widziałam tylko pożądanie malujące się na twarzy tego człowieka, gdy flirtował z pięknymi, wymalowanymi kobietami. Ojciec nie był dla mnie wzorem wierności, więc prawdopodobnie dlatego tak bardzo się obawiałam, że nigdy nie będę w stanie w pełni potrafić zaufać mojemu panu.
- Denerwujesz się?
Nie odwróciłam się do Matve. Obrażanie się na niego jak mała dziewczynka było bezsensowne, ale nie potrafiłam powrócić do porządku dziennego po tym, jak kazał mi sobie obciągnąć.
- Elodie, popatrz na mnie. Nie skrzywdzę cię.
Odwróciłam głowę. Matve zajął miejsce obok mnie na parapecie. Spojrzał mi w oczy i westchnął ciężko.
- Wiem, że jesteś na mnie zła, ale nie możemy wiecznie żyć w nienawiści, piękna. Nie jestem człowiekiem, któremu zależałoby na twojej krzywdzie. Jesteś niesamowitą dziewczyną i cieszę się, że dzięki tobie Aleksiei znowu się uśmiecha. Nie widziałem jego uśmiechu od lat, więc chciałem ci podziękować za to, że go uszczęśliwiasz. Jeśli jesteś na mnie zła, przepraszam cię za to, czego się dopuściłem, ale proszę, nie skreślaj mnie. Trudno żyje się pod jednym dachem z kimś, do kogo pała się niechęcią.
Matve miał rację i doskonale o tym wiedziałam.
- Przyjmuję twoje przeprosiny.
- Naprawdę?
Mężczyzna uniósł brwi w geście zaskoczenia, na co ja pokiwałam głową.
- Masz rację. Życie w nienawiści jest trudne. Poza tym, powinnam się cieszyć. Wszystko układa się dobrze, ale boję się tego, że dzisiaj poznam swojego ojca.
Zacisnęłam dłonie w pięści. Nie chciałam tak się denerwować, ale to było silniejsze ode mnie.
Chciałam wywrzeć na swoim prawdziwym tacie dobre wrażenie. Pragnęłam, aby mnie zaakceptował. Nie musiał od razu mnie kochać, bo przecież wcale mnie nie znał, ale byłabym szczęśliwa, gdyby mógł być częścią mojego życia.
- Znam Nikitę. To dobry człowiek. Świetny zabójca i nieugięty negocjator. Na pewno się dogadacie.
- Tak uważasz?
Matve chwycił mnie za rękę. Nie spodziewałam się po nim tego gestu. Chyba to zauważył, bo w pewnym momencie chciał cofnąć dłoń, ale nie pozwoliłam mu na to, zaciskając na niej palce.
Brunet posłał mi pełen wdzięczności uśmiech. Nie wiedziałam, dlaczego tak bardzo zależało mu na tym, aby utrzymywać ze mną dobre stosunki, ale doceniałam to. Cieszyłam się, że on, jak i Nathaniel i Zavier nie traktowali mnie dłużej jak tymczasową zabawkę swojego pana. Polubili mnie, a ja polubiłam ich. Nie było to łatwe i byłam zmuszona do przełamania się, ale było warto.
- Oczywiście. Nie denerwuj się. Wszystko będzie dobrze.
Miałam taką nadzieję. Strach nie opuścił mojego ciała, ale uspokoiłam się trochę.
Nagle do pokoju weszli Zavier i Nathaniel. Czułam się dziwnie, będąc z nimi sam na sam.
W czasie mojego pobytu w tym miejscu nie zdarzyło się jeszcze, abym została z tą trójką sama. Nie powinnam się bać, gdyż wiedziałam, że żaden z nich nie podniósłby na mnie ręki, ale nie czułam się przy nich swobodnie. Niemniej postanowiłam zrobić dobrą minę do złej gry. Uśmiechnęłam się więc do obu mężczyzn i gestem ręki zaprosiłam ich do środka.
- Wchodźcie. Nie gryzę.
- Ja za to lubię gryźć - odparł Nathaniel, puszczając mi oczko.
Może nie znałam tych mężczyzn długo, ale wiedziałam, że lubili perwersję i fetysze. Każdy miał swoje upodobania i postanowiłam nie ingerować w to, co ich kręciło, dopóki nie spełniali swoich fantazji na mnie.
Już nigdy miałam nie zapomnieć tego, jak zrobiono ze mnie kotkę. Było to poniżające i już nigdy więcej nie chciałam nosić na głowie kocich uszek, a w tyłku korka analnego z pluszowym ogonem kota.
Nathaniel i Zavier zajęli miejsce na łóżku. Spojrzeli po sobie, a ja zmarszczyłam brwi, jakby czując, że coś się święciło.
- Czy coś się stało?
- Postanowiliśmy powiedzieć ci coś o Aleksieiu.
Boże.
Moje serce zabiło szybciej. Krew pulsowała. Obraz przed oczami mi się zamazał, ale dzięki temu, że Matve chwycił mnie za rękę, nie zwariowałam.
- O co chodzi? Czy on ma jakiś sekret?
- To nic złego, kotku - wyjaśnił Nathaniel, uśmiechając się pogodnie. - Po prostu chcieliśmy, żebyś miała świadomość o pewnej sprawie. Domyślamy się, że Aleksiei z własnej woli nie powiedziałby ci o tym, dlatego postanowiliśmy wkroczyć do akcji. Jeszcze przez chwilę go nie będzie, więc możemy wyjaśnić ci wszystko krok po kroku.
Coś musiało być z nim nie tak. Wiedziałam, że Aleksiei Ivanov nie mógłby być tak doskonały, na jakiego wyglądał.
- Cóż, kochanie. Chodzi więc o to, że...
Wypowiedź Zaviera przerwał dzwonek do drzwi. Nie byłam pewna, czy dźwięk ten był błogosławieństwem czy moim koszmarem.
- Powiecie mi o tym później, dobrze?
Matve pomógł mi zejść z parapetu. Gdy stałam już na podłodze, spojrzałam na każdego z osobna.
- Oczywiście. To może poczekać. W końcu nie ma nic ważniejsze niż spotkanie z twoim ojcem, prawda?
To był ten moment. Już za chwilę miałam spotkać Nikitę Popova. Człowieka, z którym mama zdradziła Alberto Russo. Mężczyznę, o którego istnieniu nie wiedziałam przez całe swoje życie. Kogoś, kto miałam nadzieję, że mnie polubi.
Wczoraj umówiliśmy się z Aleksieiem, że gdy ten wróci z misji, zadzwoni do drzwi dzwonkiem. Chciał, abym osobiście otworzyła drzwi i powitała mojego ojca. Byłam podekscytowana i wystraszona, ale ekscytacja zdecydowanie brała nade mną górę.
Zbiegłam na dół po schodach. Nathaniel, Matve oraz Zavier podążali za mną. Kiedy byłam już przy drzwiach, nabrałam powietrze w płuca i przywdziewając na twarz najładniejszy z uśmiechów, uchyliłam wrota do lepszej przyszłości.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top