3.
Mute, czyli wszystko to, co lubię
Zacznijmy może od tego, że ten kadr strasznie kojarzy mi się z klasykiem sci-fi - Blade Runnerem. I muszę przyznać, że to nie jedyne podobieństwo, ale to w żadnym wypadku nie jest wada tego filmu, ponieważ te podobieństwa, które zauważyłam opierają się raczej na wrażeniach, a nie kalkach. Mute to autonomiczny film, ma własny pomysł na siebie i skutecznie go realizuje.
Mute można określić jako sci-fi noir, mimo że pewne klasyczne elementy czarnego kryminału się tam nie pojawiają. Z tym, że sam klimat filmu i Berlina przyszłości sprawia, że automatycznie czułam się, jakbym oglądała właśnie film noir. Jednak nie jest to tylko obraz skupiający się na zagadce i poszukiwaniach. Jest to też dobrze skonstruowany dramat, który pokazuje jak trudno jest się odnaleźć niepełnosprawnej osobie w świecie, który nie jest w najmniejszym stopniu dla niej przystosowany. I nie mówię tu o klasycznym obrazie, który pojawia się ludziom w głowie, kiedy myśli się o osobie niepełnosprawnej, a o tym, że główny bohater, Leo, jest niemy, natomiast świat, który go otacza, skupia się na głosie. Bohater wszędzie musi nosić ze sobą notes i ołówek, żeby porozumieć się z ludźmi, bo, oprócz jego dziewczyny, nikt nie zna języka migowego, a wszystkie automaty sterowane są głosem. Myślę, że coś takiego jest w filmach (zresztą nie tylko) bardzo potrzebne, bo na świecie jest całkiem sporo niepełnosprawnych osób, a jednak społeczeństwo niezbyt chce ułatwić im życie. Dlatego, moim zdaniem, im więcej dobrze ukazanych niepełnosprawnych osób, tym lepiej.
Pojawia się też tutaj kilka innych całkiem dobrze ukazanych problemów. Chyba najlepiej nakreślona jest pedofilia, ale w filmie osobny wątek jest też poświęcony fałszowaniu dokumentów. Jednak oczywiście najważniejszy jest wątek najpierw poszukiwania, a później zemsty.
Na słowa uznania zasługują też lokacje, które były naprawdę urzekające. Podobnie jak w Blade Runnerze, miasto było wydobywane z mroków za pomocą neonowego światła, jednak, mimo wielobarwnych lamp, doskonale było widać, że Berlin jest brudny i zniszczony. Co warto jeszcze pochwalić to to, że technologia przyszłości opierała się na tym, co mamy już teraz, dzięki czemu wydawało się całkiem prawdopodobne, że niedługo będziemy mogli zobaczyć takie wynalazki na własne oczy, a może nawet z nich skorzystać.
Jednak to, co znajdowało się poza miastem, wyglądało zupełnie tak samo, jak nasze aktualne osiągnięcia. Dawało to wrażenie, że to, co najbardziej się rozwinęło, to miasta, do których wyemigrowała większość ludności. Kiedy bohaterowie pod koniec filmu jechali autostradą na zachód, nie spotkali żywego ducha, tylko na stacji przewinął się jeden pojazd. Myślę, że na podstawie takich scen można wysnuć wnioski o świecie przedstawionym, które są zgodne z tym, co można i teraz obserwować, a mianowicie takie, że ludzie ciągną do miast, bo wszystko mają tam zapewnione i praktycznie nie muszą wychodzić z domu. Podobnie rzecz się miała w "Limes Inferior" Zajdla. Uwielbiam tę książkę, więc film ma u mnie za to podobieństwo kolejny duży plus.
Sami bohaterowie są barwni i ciekawi, można wśród nich przebierać i każdy będzie miał w sobie coś ciekawego. Od czarnoskórego Maksima, przez mojego ukochanego barwnego ptaka Lubę, aż po Leo i jego "przeciwników". Każde z nich ma swoją historię i film bardzo dobrze je rozwija, pokazuje dlaczego działają tak, a nie inaczej. Jednak najciekawsza była dla mnie historia Nadeerah, wokół której kręciła się cała fabuła. I choć pojawiła się osobiście tylko na początku filmu, to Leo ciągle ją wspomina, na każdym kroku znajduje coś, co sprawia, że do niej wraca. W jego wspomnieniach dziewczyna jest wyidealizowana, ale w bardzo uroczy sposób, i mimo że prawda o niej okazuje się ponura, to jego nastawienie do Nadeerah się nie zmienia, pozostaje nadal jedyną kobietą, którą kochał.
Również bardzo podobają mi się wizualne kreacje bohaterów, zwłaszcza Nadeerah, bo była prześliczna. Ale na godnych wymienienia zasługują też Luba, który przewija się co jakiś czas i kradnie show, oraz antagoniści: Cactus, który przypomina mi Hetfielda z okresu Load/Reload i Duck, który tak strasznie przypominał mi Manzarka. Także, jak dla mnie film pod względem wizualnym był świetnie zrobiony.
Myślę, że z mojej strony to tyle. Polecam, jeśli ktoś lubi dobre wizualnie sci-fi z dramatem w tle. Uważam też, że stwierdzenie, że obejrzę go jeszcze raz przy najbliższej okazji, jest bardzo mocną rekomendacją. Zwłaszcza, że raczej nie oglądam filmów po kilka razy.
xxx
Przepraszam, że tyle to trwało, ale szykowanie teczki na studia w dwa miesiące to naprawdę szaleństwo. Mam nadzieję, że notka nie jest zła, bo skończyłam ją po miesiącu i może być trochę nierówna. W każdym razie enjoy
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top