58|58
Dream
Otworzyłem delikatnie oczy. Co się stało?
~~ H-Halo? ~~ spytałem rozglądając się. Czy ja umarłem..? Nie.. W niebie nie byłoby tak zimno i mokro... ~~ C-Cross? ~~ zaraz... Już pamiętam!
Kiedy się obudziłem w moim pokoju był szkielet z pękniętą czaszką. Chyba ma na imię Horror. W każdym bądź razie! Pamiętam jak mnie uderzył... A potem... W sumie to koniec moich wspomnień...
— No proszę... Kogo my tu mamy... — wstałem, ale czując ból w głowie z powrotem usiadłem na zimnej ziemi — Aż tak cie znokautował? Mógł być troszeczkę łagodniejszy... — z cienia wyłonił się Nightmare.
~~ Co tu się dzieję..? ~~ spytałem cicho wciąż nie wiedząc o co chodzi...
— Czy to nie oczywiste? Pozbywam się insekta z mojego życia — zaśmiał się w straszny dla mnie sposób.
~~ Dlaczego..? Myślałem, że... ~~ nie dokończyłem, przez łzy gromadzące się w moich oczach.
— Że zaczęło mi na tobie zależeć? Dobre sobie... — to boli...
~~ Więc.. czemu? ~~ poczułem ból na moim policzku.
— Czy to nie oczywiste braciszku? — dotknąłem miejsca gdzie, przed chwilą była jego dłoń — Jak widać nadal jesteś debilem — podparłem się ściany i znów próbowałem wstać, ale na marne.
~~ Gdzie jest Cross? ~~ spytałem. Cross nigdy nie pozwoliłby mu na coś takiego.
— Nadal pokładasz nadzieję w nim? — uśmiech nie schodził mu z twarzy.
~~ Cross nie pozwoli ci mnie skrzywdzić! ~~ kolejne uderzenie, ale tym razem kopnięcie w brzuch.
— Pozwoli. Tak jak reszta twoich marnych przyjaciół — poczułem w moich ustach gromadzi się krew, przez uderzenie. Wyplułem ją prosto na ziemię.
~~ Z-Zrobiłeś im coś..? ~~
— Nie musisz tego wiedzieć — jego wyraz twarzy diametralnie się zmienił.
~~ Musz-! ~~ kolejne kopnięcie, kolejne plucie krwią.
— Tak bardzo chcesz wiedzieć co z nimi wszystkimi? — poczułem jak łamie mnie za nadgarstki i podnosi przygniatając do ściany — W takim razie ci powiem braciszku... Wszyscy nie żyją. Twoi przyjaciele, sąsiedzi, córka... a nawet Cross... — patrzyłem mu w oczy nie wiedząc co zrobić. Cross i Lux... nie żyją..?
~~ Kłamiesz... ~~ po moich policzkach zaczęły spływać słone łzy.
— Czemu miałbym? — jeśli to co mówi jest prawdą... ja... — Taka jest prawda —
~~ Łżesz! ~~ chciałem się wyrwać, ale zbyt mocno mnie trzymał.
— Nie martw się... Zaraz do nich dołączysz — obraz przed moimi oczami się rozmazał, przez łzy.
Zamknąłem oczy. Jedyne czego teraz pragnę to przytulić moją małą córeczkę... i pocałować Cross'a... Chce tego tak bardzo...
— Wiesz co jest w tym wszystkim najlepsze..? — poczułem jak zbliża twarz prosto do mojego ucha — Że jednak żartowałem... — otworzyłem oczy pod wpływem jego słów, chciałem się upewnić, że wszystko z nimi w porządku, ale poczułem ogromny ból w mojej duszy, który mi to uniemożliwił.
Po chwili nie czułem już nic. Moje ciało, zaczęło zamieniać się w pył.
Nightmare
Jego ciało rozsypało się. W końcu. Po tylu latach pozbyłem się tej irytującej kreatury.
— Horror dobrze się spisał... — otworzyłem portal do Dreamtale.
Nie sądziłem, że pójdzie mi z tym tak łatwo. Będę musiał podziękować mojemu przyjacielowi za pomoc. Cały plan polegał na porwaniu Dream'a i podłożeniu prochów potwora na jego miejsce. Następnie wzniecić ogień w kuchni, w piekarniku. Potem wrócenie do domu, by zobaczyć pożar i się załamać po stracie brata.
— Wszystko poszłoby idealnie, gdyby nie Cross... — westchnąłem. Nie spodziewałem się, że wbiegnie do budynku. Przeze mnie znowu jest w złym stanie. Ale przynajmniej teraz wszystko się zmieni. Bez Dream'a będzie o wiele lepiej. Co prawda nadal pozostaje dziecko, ale psychika Cross'a może nie wytrzymać po jej stracie. Myślę, że zostawię ją przy życiu. Póki co...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top