57|57

Cross

Minęły cztery dni. Gips już dawno został zdjęty, a rana na nodze nie odzywa się przy chodzeniu, ale nadal nie mogę w pełni biegać... Co do rany na klatce piersiowej, dostałem absolutny zakaz teleportacji i wchodzenia do innych AU. Ponoć kiedy Nightmare mnie przedziurawił uszkodził cząstkę mojej duszy i nigdy nie wiadomo, kiedy stanie się coś złego. Wcześniej miałem po prostu szczęście, że nic się nie wydarzyło... Ale przynajmniej wyszedłem ze szpitala. Aktualnie mieszkam z Nightmare'm i Dream'em w domu tego drugiego. Pomysł podsunął sam Dream. Widzę, że chce on poprawić kontakt z Night'em. Mój chłopak chyba też, bo ostatnio nawet go nie obraża! Przynajmniej nie przy nim...

~~ Ta... ta! ~~ uśmiechnąłem się tuląc moją małą księżniczkę. 

─ Bardzo ładnie Lux! A teraz powiedz... wuja! ─ pokazałem palcem śpiącego na moim ramieniu szkieleta. 

~~ Wuwu! ~~ zaśmiała się wkładając swoją małą kościstą rączkę do buzi. 

─ Trochę źle.. ale tak ślicznie! ─ radosny kątem oka spojrzałem na mojego śpiącego rycerza. 

Razem z Nightmare'm postanowiliśmy pójść na spacer, a jako iż moja księżniczka nie lubi opuszczać tatusia to wzięliśmy ją ze sobą. Zostawiłem karteczkę na stole, by w razie czego Dream się nie martwił. Miał dzisiaj pracowity dzień i poszedł spać. 

~~ Tata! ~~ mój wzrok wrócił na moją ślicznotkę. 

─ Lux! ─ uśmiechnąłem się.

~~ Tata! ~~ mała zachichotała.

─ Lux! ─ zaśmiałem się.

Kurwa! ─ co..?

~~ Kulwa! ~~ no chyba żart...

─ Nightmare! ─ spojrzałem na niego zły.

Cross! ─ uśmiechnął się do mnie podnosząc swój łeb z mojego ramienia.

─ Przestań! ─ zaśmiałem się nadal odczuwając lekko złość.

No co? Nie widzisz jak jej się podoba te słowo? ─ ziewnął i spojrzał na Lux.

~~ Kulwa! ~~ Dream nie będzie zadowolony.

─ Nie Lux... Nie mówimy takich słów. Powiedz tata... ─ 

~~ Wuja! ~~ uśmiechnąłem się. 

─ Ślicznie ─ poczułem jak Nightmare łapie mnie w tali ─ To my cie obudziliśmy prawda? ─ spojrzałem na niego.

No tak trochę... ─ westchnąłem ─ Ale i tak powinniśmy wracać, czuję, że będzie dziś piękny dzień... ─ odsunął się ode mnie i wstał. Podał mi dłoń z uśmiechem. Trzymając w jednej ręce Lux przyjąłem jego miły gest i już po chwili stałem na nogach ─ Kocham cie Cross... ─ wyszeptał i złożył krótki pocałunek na moich ustach. 

─ Ja ciebie też Night... ─ uśmiechnąłem się i zaczęliśmy iść w stronę domu Dream'a.

~~ Tata! ~~ Lux patrzyła na mnie tymi swoimi pięknymi oczkami.

Daj mi ją ponieść. To, że zdjęli ci gips z ręki nie oznacza, że możesz od razu ją tak nadwyrężać ─ i mój aniołek został zabrany, przez Nightmare'a...

─ Jest jeszcze lekka, ale jak chcesz ją trzymać... ─ odwróciłem wzrok uśmiechnięty.

Nie chce jej nosić! Robię to dla ciebie ─ prychnął.

~~ Wuja! ~~ spojrzałem na nich. Pomimo tego co mówi jestem pewny, że w jakimś stopniu lubi moją córeczkę!

Jestem twoim koszmarem ty irytująca kreaturo ─ w minimalnym stopniu..?

─ Nie mów tak do niej ─ westchnąłem.

Niech wie kim jest ─

─ To małe dziecko! ─ z daleka widać już dom.

Ale irytujące! ─ on jej nigdy nie polubi...

─ Lux jest grzeczna. To ty po prostu nie lubisz dzieci ─ spojrzeliśmy sobie w oczy.

Nasze będę tolerował ─ zbliżył się i pocałował mnie.

─ Nasze to ty masz kochać ─ odsunąłem się idąc dalej.

Mój limit osób do kochania się wyczerpał ─ prychnąłem śmiechem.

─ A ile ich jest? ─ spytałem lekko ciekawy.

Jesteś tylko ty ─ poczułem rumieńce na twarzy. 

─ Zawstydzasz mnie... ─ wyszeptałem i poczułem na mojej tali jego mackę.

Nie widzę, by ci to przeszkadzało... ─ dobrze, że nikogo tu nie ma...

Zarumieniony spojrzałem na śpiącą Lux. Jest taka urocza jak śpi... Gdybym mógł wziąłbym ją do mojego pokoju w bazie. Miałem tam taką jedną książkę, którą bym jej poczytał. Myślę, że ją zainteresuje... 

Spojrzałem na dom w oddali. Chyba, źle odmierzyłem odległość bo wygląda jakbyśmy byli dopiero w połowie drogi. Albo to po prostu ja tak wolno idę... Sam nie wiem... 

─ Chwila... ─ wyszeptałem sam do siebie. Dlaczego z okien wydobywa się dym? Nawet nie wiem kiedy, ale moje nogi same zaczęły biec w stronę domu. 

Cross kurwa! ─ miałem gdzieś jego wołania, po prostu biegłem... 

─ Nie zdążę... ─ wydyszałem czując ból w nodze. Pomimo słów doktora teleportowałem się do środka domu. 

Ciepło od razu objęło moje ciało, a dym zaczął zapełniać moje "płuca". Jedyne co widziałem, przed oczami to płomienie. Wielkie, gorące płomienie. 

─ Dream?! ─ wykrzyczałem zasłaniając usta i nos rękawem. 

Nie słysząc odpowiedzi zacząłem biec w stronę schodów. Położył się spać w sypialni. 

Czułem ogromne zmęczenie i ból w mojej duszy... Płomienie wcale nie pomagały. 

─ Dream! ─ wbiegłem po palących się schodach cudem unikając większych oparzeń. 

Gdybym tylko nie był tak słaby teleportowałbym się! 

Otworzyłem drzwi od sypialni. W tym samym momencie usłyszałem za plecami wybuch, który spowodował, że podłoga pod moimi stopami zaczęła się kruszyć. Kto to budował?! 

Wbiegłem do pokoju upadając. Wiedziałem, że już się nie podniosę z bólu jaki powodował ogień i moje wcześniejsze rany. 

─ Dream... ─ w momencie wypowiedzenia jego imienia zauważyłem tuż obok łóżka złotą koronę i kupkę prochu ─ Dream..... ─ moje oczy zamknęły się z braku sił, a ból jak i przytomność zniknęły...

***

Oto i trzeci
rozdział na dziś!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top