43|43

Poradzą sobie ─ Nightmare nie wyglądał na przejętego wybuchem ─ Ale ty lepiej gadaj skąd masz taką informacje ─ zbliżył się do mnie.

─ Nightmare to nie tak jak myślisz... ─

Skąd wiesz co myślę?! ─ zły odwrócił się ─ Ale jak nie chcesz mówić to nic. Jak wrócimy ubrudzeni prochami mojego brata to poważnie sobie porozmawiamy... ─ posmutniałem i zacząłem iść zaraz za nim.

Znajdowaliśmy się blisko domu Dream'a, więc nasz spacerek trwał krótko. Co prawda mogliśmy się teleportować, ale Nightmare'owi chyba nie odpowiadałoby takie zwycięstwo jak wejść, zabić, zwycięstwo i jupi. On jest bardziej brutalny i lubi zaskakiwać...

~~ Witam nowych towarzyszy! ~~ w mojej dłoni pojawił się wielki, czerwony nóż. Rozejrzałem się, ale nikogo nie zauważyłem ~~ Nie chcę was zabić jak coś! Bo w końcu wszyscy jesteśmy z tych samych kości! ~~ i ten ktoś się zaśmiał. Nightmare wyglądał na zirytowanego. 

Zajmij się nim... ─ i się rozpłynął... 

~~ Przynajmniej jednego odciągnąłem! Więc ty jesteś Nightmare, nie? ~~ pojawił się kilka metrów ode mnie ~~ Sorki, ale niewiele o was wiem ~~ po jego kurtce wnioskuję iż jest to Outer. Sans z najpiękniejszego dla wielu AU ~~ Jesteś cichy... Może ci język skostniał? ~~ jest podobny do oryginalnego Sans'a... 

Przygotowałem się do ataku i po sekundzie mój nóż leciał prosto w niego. Gwiezdny Sans zgrabnie uniknął atak, ale w momencie jego teleportacji znalazłem się tuż za nim. Mój cios prawie trafił go w głowę, jednak w ostatniej chwili coś na mnie wleciało. 

─ K-Killer?! ─ spojrzałem na przyjaciela, który mnie przykuł do ziemi. 

Nie pozwolę ci go skrzywdzić! ─ mój nóż zniknął, a zamiast tego nasunęło się pytanie, o co tu chodzi?

~~ Killer... ~~ Outer podszedł do nas w momencie uwolnienia mnie z uścisku. 

Czemu ty tu jesteś!? A gdybym nie zdążył?! ─ wstałem odsuwając się. 

~~ Chciałem pokonać Nightmare'a... ~~ Killer go przytulił.

─ Jestem Cross ─ nastała chwila ciszy.

~~ Chcesz... Chcesz powiedzieć, że puściłem Nightmare'a prosto do Dream'a?! ~~ teraz do mnie dotarło... Dream, Nightmare, dziecko... Wszyscy są w tym samym miejscu... 

Ignorując tą dwójkę zacząłem biec prosto w stronę drzwi od domu. Czy to ten moment w którym moje sekrety wyjdą na jaw?

Wbiegłem do budynku i próbowałem namierzyć któregokolwiek z bliźniąt, ale bez skutku. Co jeśli jedyne co znajdę to prochy Dream'a? Albo co gorsza Nightmare'a? Nie! Wyrzuć te myśli z głowy! Trzeba ich najpierw zlokalizować! Na pewno obydwoje żyją!

Wbiegłem na górę i po kolei zacząłem sprawdzać pokoje.

─ Gdzie jesteś... ─ po marnym wysiłku zbiegłem ze schodów prawie przy tym upadając.

Może na zewnątrz? ─ racja! Wybiegłem tylnym wyjściem i już skąd widziałem walczące ze sobą szkielety, jednak nie te których poszukiwałem. 

Nie skupiłem się na nich tylko z całych sił próbowałem sobie przypomnieć jakieś miejsce. Nie minęła minuta, a mój umysł wyszukał pewny pagórek na którym, wraz z Dream'em, pierwszy raz się pocałowaliśmy. Teleportowałem się w to miejsce, a moim oczom ukazała się walka, a raczej jej koniec. Dream klęczał na ziemi trzymając się za brzuch, a Nightmare celował w niego czterema mackami. Patrzyli na siebie z wyraźną nienawiścią. Nie słyszałem o czym rozmawiali. Moje nogi same zaczęły biec w ich stronę.

Żegnaj braciszku ─ wiedziałem, że nie zdążę, więc teleportowałem się pomiędzy nimi. 

─ Nightmare przestań! ─ wykrzyczałem, a on zaprzestał ataku. Teraz pora na najtrudniejszą część... Prawdę...

***

Przepraszam za zmianę
końcówki rozdziału
do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top