Rozdział 93
Jednym ruchem odtrąciłam ją i wzleciałam w powietrze.
-Naprawdę tak sądzisz?
Jej głos był dziwny. Zwykle pewna siebie, całkowicie opanowana, a teraz? Głos jej drżał i był lekko piskliwy. Wydawałoby się nawet, że moim wcześniejszym stwierdzeniem, uraziłam ją do żywego. Ale to drobne wachanie zniknęło i zastąpił ją wredny uśmieszek.
- Giń- z jej ust wydobyło się coś na wzór syku. Znikąd pojawiło się mnóstwo czarnych kryształów, które skierowały się w moją stronę. Stworzyłam zieloną tarczę. Przyjęła ona cios po czym rozpadła się w drobny mak. A kryształów było coraz więcej i nie chciały one być nową, modną kolią, niestety. Miały bardziej...mordercze zamiary.
Cięły powietrze z ogromną prędkością i bez trudu rozbijały moje kolejne tarcze, przez co zmuszona byłam zaprzestać tego procederu i bardzo odważnie umykałam niczym królik przed strzałami. Ale odważny królik. No dobra, może nie aż tak.
-Gdzie tak ucieksz, złotko?- jej głos był przesycony nienawiścią. Z każdą chwilą jej ataki przyspieszały, a mi nie dane było ominąć wszystkich pocisków. Dwa wbiły mi się w plecy. Syknęłam z bólu. Czułam, jakby te czarne strzały (pozdro dla kumatych~ autor.) wysysały ze mnie moc. Nie to, że miałam jej zbyt wiele, choć może tak trochę, ale nie zamawiałam tak ostrego i niezbyt przyjemnego masażu pleców. Już szkockie bicze byłyby lepsze od tego.
Następny pocis rozciął mi policzek. Twarz eksplodowała bólem, a z mojego oka mimowolnie poviekła samotna łza.
- I gdzie teraz jest ta twoja miłość, co? Gdzie ona teraz jest?
Nie odpowiedziałam. Nie miałam na to chęci. Bądź co bądź, ale Kate miała rację. Teraz jestem sama. I nikt mi nie pomoże. Oni są zajęci bitwą ze sługusami Kate i nie mogą pomóc mi, bo nawet nie wiedzą, że potrzebuję pomocy. Pewnie nawet sami jej potrzebują.
-Przestań podążać za błędami i przyjmij w końcu moją pomoc. Nie widzisz, że oni mają cię gdzieś?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top