Rozdział 7

Kiedy tylko Dipper położył się na obrysie, przeszły mnie dreszcze. Poczułam się źle i naprawdę chciałam stamtąd wyjść. Padło zasilanie. Nagle Tambry zniknęła i pojawiła się w telewizorze. Zaraz po tym Thompson przeteleportował się do gry, w którą grał. Po chwili Mabel wyleciała zza lady. Otaczała ją świetlista łuna, a oczy wyglądały jak latarki.

- Witajcie - powiedziała grubym głosem.

Cofnęłam się trochę. Dipper przetrząsał dziennik w poszukiwaniu jakiegoś sposobu na pokonanie ducha. Wendy i pozostali zaczęli panikować.

- Witajcie w godzinie swojej okrutnej śmierci! - zaśmiało się to coś. Zaskoczyło mnie to, że zwracało się w kierunku reszty bandy, a mnie zupełnie ignorowało, mimo, że stałam tuż obok. Nagle coś mi się przypomniało. Naszyjnik od braci! Chociaż nawet bez niego duchy nie mogłyby mi nic zrobić Ale reszcie tak. A tylko młodszy bliźniak mógł to odkręcić (nie pytajcie, demoni zmysł). Skoczyłam w jego stronę.

- Hej, co ty wyprawiasz?! - krzyknął, kiedy siłą włożyłam mu zawieszkę na szyję.

- Ja sobie poradzę, a tobie się przyda - odparłam w odpowiedzi. W tym samym momencie grawitacja uległa... hmmm... powiedzmy, że odwróciła się. Przestraszyłam się, po czym zaczęłam lewitować. Wendy i Dipper schowali się do kredensu, także nikt mnie nie widział. Poleciałam do szybu wentylacyjnego i upchałam się tam. Zaczęłam też niwelować skutki zabawy ducha, ograniczając jego moc (nawet nie wiecie, jakie to jest wyczerpujące). Zobaczyłam jak Dipper wychodzi z tej szafki, czy co to tam było.

- Ej, duchu!

Rzeczona osoba odwróciła głowę w jego stronę, jednocześnie śmiejąc się złowieszczo i łapiąc chłopaka w magicznym uścisku. Wtedy udało mi się opanować latające wokoło przedmioty i opuścić je na ziemię.

- Muszę się do czegoś przyznać! Ja nie jestem nastolatkiem!

Zamarłam. Duch z resztą też. Przestał walczyć o władzę z rzeczami które opanowałam. Mabel przestała się świecić, a jej oczy stały się na powrót normalne. Wtedy duch, a raczej duchy, ukazały swoje prawdziwe postacie. Była to para staruszków. Mężczyzna trzymał Mabel za włosy, a kobieta lewitowała tuż obok niego. Duch faceta odezwał się.

- A czemu dopiero teraz mówisz? - jednocześnie puścił dziewczynę która spadła na stos rzeczy, który gorączkowo utworzyłam pod nią.

- To ile masz lat, słodki chłopczyku?

- Jaa... Eee... no dwanaście... czyli wcale nie jestem nastolatkiem.

Kobieta doszła do głosu.

- Kiedy jeszcze żyliśmy, nienawidziliśmy nastolatków.

Zaczęli rozmowę, a ja nie przysłuchiwałam się dalej. Ostrożnie wyszłam z szybu. Nagle duch mężczyzny się wściekł.

- No dobra, spokojnie! - krzyknął Dipper - Ja... ja znam taki jeden owieczkowy walc. Ale bez przebrania nie bam rady, bez przebrania będzie klops.

Mężczyzna, a raczej duch, pstryknął palcami i brunet był już w stroju owieczki. Zrezygnowany chłopak zaczął taniec. Odwróciłam się i zatkałam uszy, nie mogąc na to patrzeć. Bałam się, że wybuchnę śmiechem i nie przestanę do końca świata. Po chwili poczułam jak normalna grawitacja powraca. Wszyscy spadli na podłogę. Duchy odczyniły również czary i paczka znowu była w komplecie.

- Uhh... nigdy w życiu już nie zjem nic, co jest różowe, bąbluje i ssie - oświadczyła Mabel. Jej brat podszedł do niej, z ocalałą paczką halunków.

- Patrz, została jedna torebka!

Mabel wytrząsnęła mu ją z dłoni, mówiąc "Prosiak!". No nie wiem czy efekt tej różowości już minął. Miałam tylko nadzieję, że nie były po terminie. Wtedy tygodniowy efekt halunków murowany.

- Możecie powiedzieć mi co tu się stało? Kompletnie nic nie pamiętam - doszło do moich uszu.

- Normalnie odjazd, nie uwierzycie! - Wendy mnie ubiegła - Pojawiły się straszne duchy i Dipper musiał... - wtedy spojrzała w jego stronę - No eee... A Dipper wziął taki wielki kij, i wal w te duchy, bił je, okładał, a duchy tak się normalnie wystraszyły, że ja cie kręcę! - dalej już nie słuchałam. Wendy obróciła się w stronę chłopaka i pokazała taki gest, jakby zapinała usta. Dipper go odwzajemnił. Podeszłam do niego.

- Mogę, co moje? - spytałam się.

- Co? A tak naszyjnik. Swoją drogą, skąd wiedziałaś, że coś się stanie?

- Emm... bo widzisz, ja wiem o tych wszystkich anomaliach w Gravity Falls.

- Że co?!

- Kiedy indziej opowiem, teraz muszę iść do domu, pa! - wybiegłam z tego nawiedzonego sklepu, kierując się w stronę domu.

Jeszcze nie czas na wyjaśnienia, Dipper. Jeszcze nie czas - pomyślałam.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top