Rozdział 25
Wróciłam do domu około czwartej nad ranem. Po tym jak Pacyfika wpuściła tłum na imprezę, ta nieźle się rozkręciła. Myślałam, że rozwalimy willę Północnych, po tym, jak Mabel znalazła całą paletę halunków. Sama zjadłam chyba pięć paczek, ale to Candy pobiła wszystkich, zjadając ich aż pięćdziesiąt. Potem było jeszcze lepiej. Grenda całowała się z tym swoim Mariusem, czy jak mu tam, a Pacyfika zrobiła im parę fotek. Od razu poleciały do netu. Padłam wycieńczona na łóżko. Miałam gdzieś, że mam na sobie ubrania. Zależało mi tylo na tym, by się wyspać.
Byłam w laboratorium. Bardzo znanym mi laboratorium. Usłyszałam czyjeś kroki. Obróciłam się w tamtą stronę. Do pomieszczenia wszedł Stan Pines. Wiedziałam, że to sen ale i tak przeszły mnie ciary. Wkroczył do środka i usiadł na fotelu. Coś tam majsterkował, nie wiedziałam co. Po chwili włączył ukryty przycisk. Przeszedł mnie lodowaty dreszcz. Wiedziałam już, co uruchomił ten przycisk. Poczułam znajome swędzenie w okolicach karku. Znikąd napłynęły do mnie noe siły. Z każdą sekundą coraz więcej i więcej napływało ich do mnie. Chciałam by to trwało wiecznie, jednocześnie jednak odczuwając potrzebę natychmiasyowego przerwania tego procesu. Kiedyś czułam coś podobnego, a było to ponad trzydzieśći lat temu. A oznaczało to, że międ,ywymiarowy portal znów został uruchomiony. Usłyszałam cichy, ledwie słyzalny szept: "to się dzieje...nareszcie wolność" i okrutny, zimny śmiech. Obudziłam się z krzykiem. Cały czas u iekałam przed rzeczywistością. A teraz to ona mnie dopadnie. Spojrzałam na zegarek. Był środek nocy. Przespałam cały dzień. Wyskoczyłam z łóżka i pobiegłam w stronę łazienki. Szybko ogarnęłam się i przebrałam. Uczesałam włosy, umyłam twarz i wpadłam do kuchni, magią pdzywołując potrzebne rzeczy. Poczułam, jk na chwilę zanika grawitacja. Wzdrygnęłam się. Te wstrząsy to dopiero początek. Z czasem będą coraz silniejsze. Wyciągnęłam jakieś przypadkowe, w miarę jadalne rzeczy i pakowałam je sobie do ust. Jednym hałustem wypiłam butelkę soku pomarańczowego i wybiegłam z domu. Rozejrzałam się, czy teren jest czysty. Po upewnieniu, że nikt mnie nie widzi, zaczęłam lewitować. Uniosłam się jakieś piętnaście metrów nad ziemię. Skierowałam twarz w stronę Tajemniczej Chaty.
-Czeka mnie mała przejażdżka- mruknęłam do siebie pod nosem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top