Rozdział 10
Próbowałam domyślić się, dlaczego ten dorito się tak bezczelnie do mnie dostawia. Miałam ochotę znaleść go, gdziekolwiek jest i obić mu mordę. Nie toleruję takich zachowań na codzień, a i tym razem będę bez litości. To moja maksyma.
No mercy. Never again.
Z moich zamyśleń wtrącił mnie Dipper.
-Hej...
-Hej. Co jest, młody?
-Chciałem, no wiesz... Porozmawiać...?
-W sumie teraz nic nie robię, więc czemu nie?
Poklepałam miejsce obok mie na łóżku. Nieśmiało podszedł i usiadł.
-O co chodzi?-spytałam.
-Bo wiesz... Wujek Stanek startuje w wyborach na burmistrza, a ja nie wiem co robić...
No tak. Mogłam się spodziewać, że będą wypytywać się o następne wydarzenia. Pytanie które zadał było wprawdzie niewinne, ale pod spodem kryło się drugie dno. Potrafiłam czytać między wierszami. Tak doszłam do fortuny. Mimo to, chciałam jakoś im pomóc. Oni nie wiedzą, a ja tak. Zastanowiłam się chwilę. Jeśli powiem mu, co ma robić, częściej będzie o to prosił, a ja nie miałam ochoty mówić im o Dziwnoggedonie. Cholera, ciężka decyzja. Pomóc czy nie? No ja pierdole, sama nie wiem. Poza tym, jeszze jedna rzecz się nie zgadzała. Brunet powinien wyżalić się Fordowi a nie mnie. To jest niepokojące. Oni muszą mieć krawat kontrolujący umysł, by kontrolować Stana, który prawie wygra wybory. Zamyśliłam się. Próbowałam znaleść jakieś rozwiązania, ale co drugie to gorsze. Normalnie jedno wielkie gówno. A ja muszę się jakoś z niego wydostać.
Przeznaczenie sie zjebało? Trzeba je kopnąć w dupę, by wróciło na właściwy tor.
-Chodź.
-Gdzie?
-Szóstak ma rozwiązanie-mruknęłam do PineTree. Ten wyszedł za mną. Szybkim krokiem skierowałam się do laboratorium. Jak się spodziwałam, Ford siedział nad czymś przy biurku.
-Masz może jeszcze krawat kontrolujący umysł?-zapytałam wprost. Obrócił się zdziwiony, ale nie zadawał pytań. Podzedł do jakiegoś pudła i zaczął w nim szperać. Po chwili wyjął żądany przeze mnie przedmiot. Wskazałam na Dippera.
-Wytłumacz mu, jak z tego korzystać-powiedziałam mu i wyszłam. Był trochę zdezorientowny. Nic nie mówiąc, poszłam na górę. Weszłam cicho do salonu. Mój boże, co mnie dzisiaj jeszcze czeka?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top