$Strange owner rules$
Taehyung zaciska powieki, próbując wydostać się z tego szaleńczego transu, w którym Mandera próbuje przejąć nad nim kontrolę. Jego słowa uderzają w niego niczym grom z nieba, przez co stara się uwolnić z silnego objęcia mężczyzny, który trzyma go, jakby jego ramiona były niewidzialnymi łańcuchami.
— Puszczaj mnie — mówi niespokojnie, a mężczyzna uśmiecha się pewnie za nim, spoglądając na bok jego profilu. — Nie masz prawa czegokolwiek mi zabraniać — dodaje, a jego klatka piersiowa unosi się niespokojnie.
— Pierwszą część formalności mamy za sobą. Powiedziałeś to.. — szepcze, a Kim przeklina samego siebie za powiedzenie tego, czego oczekiwał mężczyzna. — Powiem, że usłyszenie tego z twoich ust, jest czystym balsam dla moich uszu — dodaje z nutką rozbawienia, a Kim w zdenerwowaniu wyrwa się z jego objęć i wstaje z kanapy, gdzie jego pewna dłoń policzkuje zaskoczonego Manderę.
— Nienawidzę takich typów jak ty, Mandera! — podnosi głos, a mężczyzna chwyta się za poczerwieniały policzek.
— Takich typów jak ja? — szepcze i podnosi rozgniewane oczy na zdenerwowanego agenta, który gotów jest do obrony. — Czyli jakich? — unosi brew.
— Zbyt pewnych siebie, próbujących przejąć kontrolę i władczych. Nie jestem jednym z twoich przygód i uszanuj mnie oraz moją przestrzeń. Nie pozwolę na to, żebyś mi rozkazywał i kazał nazywać cię moim "Panem" ani nie pozwolę na takie dotykanie! — mówi w zdenerwowaniu, gdy Mandera przygląda mu się w milczeniu.
— Tylko na razie tego chcesz — mówi z pewnością w głosie, a Kim nie potrafi zrozumieć tego beztroskiego podejścia. — Gdyby ci to tak przeszkadzało, nie byłbyś tak podniecony. Musisz przyznać, że ci się podobam i masz na mnie ochotę tak jak ja na ciebie. Wystarczy tylko poprosić, a dam ci całego siebie, kruszynko — puszcza mu oczko.
— Nie nazywaj mnie tak! — czerwienieje i tupie stopą w panelową podłogę. — I w ogóle mi się nie podobasz — burczy pod nosem.
— Możesz się sprzeciwiać i rzucać, ale siebie nie oszukasz. Rozumiem, że jesteś grzecznym i przyzwoitym modelem, ale każdy z nas ma swoje zachcianki — uśmiecha się pewnie, a jasnowłosy zwilża językiem nerwowo swe wargi i przeczesuje palcami jasne kosmyki włosów.
— Więc jakie są pańskie zachcianki? — pyta go.
— Cieszę się, że pytasz — wyszczerza się. — Moją zachcianką jest bycie twoim panem — oznajmia, a serce w piersi agenta dziwnie przyspiesza bicia, a jego oczy przechodzą po wytatuowanym ramieniu mężczyzny, zatrzymując je na jego dłoniach, które ma ze sobą złączone.
— Nie rozumiem za bardzo, o co chodzi ci w byciu "panem" i co jest w tym tak wyjątkowego, ale radzę ci zrezygnować z tej zachcianki — stara się zachować spokój, po czym podnosi swe oczy w ciemne tęczówki mężczyzny.
— Przypomnieć ci może, jak samego wgapiania się we mnie w Acapulco byłeś mokrutki? — unosi brew i podnosi się na równe nogi, gdzie stawia pewne kroki w stronę agenta, który w niepewnych uczuciach niepokoju, robi kilka kroków w tył.
— Proszę się do mnie nie zbliżać — mówi z ciężkim oddechem. — I proszę nie przypominać tamtej chwili.. Byłbym wdzięczny — dodaje ze wbitym w podłogę spojrzeniem.
— Zrozumiesz moją zachciankę, kiedy odważysz się w końcu mi poddać — mówi z szaleńczym spojrzeniem, a Kim przełyka z trudem ślinę. — Sam będziesz tego pragnął — dodaje.
— Niby dlaczego miałbym tego pragnąć? — pyta z niezrozumieniem.
— Bo potrzebujesz ostrego rżnięcia i przede wszystkim kogoś takiego jak ja, który może cię spełnić w przeciwieństwie do tego twojego lamusa — odpowiada wprost.
— Ten lamus jest moim byłym i nie jest zły, a mi nie zależy na rżnięciu, jak tobie. Najwidoczniej moja dupa jest teraz dla ciebie wyzwaniem, ale w końcu powinno panu przejść. Wynajmie pan sobie swoje dziwki i będzie bardzo zadowolony. Ja nie jestem zainteresowany twoją zachcianką — oznajmia ze spokojem, gdy brwi mężczyzny marszczą się w niezadowoleniu. — Miło się oglądało, a przynajmniej chwilę... Pójdę jednak spać i zapomnimy o tej sytuacji, jakby jej w ogóle nie było — oznajmia, po czym odchodzi od poddenerwowanego mężczyzny, który zaciska szczękę.
— Uparty agencik. Jeśli chcesz się w ten sposób bawić, to doprowadzę cię do szaleństwa i uświadomię, jak pragniesz być moim uległym...
~
Światło słoneczne przechodzi przez pokój leżącego na łóżku Taehyunga, który przez nocną sytuację nie był w stanie zmrużyć oka. "M-Mój panie" — słyszy te padające z jego ust słowa, które doprowadzają go do wewnętrznego szału. Chwyta się za końce jasnych włosów, kuląc się na materacu łóżka, gdy kołdra swobodnie okrywa jego ciało.
— Boże — jęczy żałośnie, przyciskając twarz do miękkiej poduszki. Wszystkie słowa Mandery nachodzą jego wszystkie myśli. Z westchnięciem odwraca się plecami na materac, gdzie wbija wzrok w sufit, a opuszki jego palców przechodzą na różowe wargi. Zamyka swe oczy, sunąc opuszkami po strukturze warg. — Ciekawe, jak jest poczuć jego usta.. — szepcze sam do siebie, a przez wyobrażenie tych warg, które czuć mógł w nocy na swojej skórze, zaciska nerwowo uda, czując przerażające uczucie podniecenia na samą myśl poczucia jego ust i byciu jego.
Wypuszcza niespokojnie powietrze, gdzie wsuwa wolną dłoń pod kołdrę, dostając się nią pod swoją bieliznę. Dotyka swego penisa, gdzie palcami ujmuje go długość. Zamyka oczy, gdzie zagłębia tył swojej głowy na miękkiej poduszce, pozwalając sobie wyobrazić przystojnego Manderę nad sobą. Zagryza wargę, sunąc palcami po całej długości w dół i w górę, by przy silnych emocjach i pragnieniu przyspiesza rączką, która swoim dotykiem daje mu namiastkę tego, czego w prawdzie potrzebował. — Oszaleje, chcę być dla niego mokry.. — mruczy w podnieceniu, gdzie spomiędzy jego warg uchodzi przyjemny pomruk.
Pukanie do drzwi powoduje, że wstrzymuje oddech, gdy oblany potem na czole przenosi wzrok w stronę drzwi, które otwierają się bez jego zgody, a on szybko wysuwa dłoń spod swej bielizny, gdy widzi Manderę jedynie w spodniach dresowych. — Co pan tutaj robi? — pyta go, podnosząc się do siadu, lecz dociskając kołdrę do swego ciała, by ukryć niepożądaną erekcję.
— Wpadłem tak na chwilę. Dziś wieczorkiem robię sobie małe noce party i chciałem cię tylko przed tym ostrzec, abyś nie dziwił się obecnością innych osób w domu — oznajmia mu ze spokojem, lecz jego oczy intensywnie przyglądają się mu, przez co Kim staje się niespokojny, obawiając się tego, że mężczyzna zauważy jego gorączkę.
— Okej. Dzięki, że ostrzegasz — przytakuje głową, mając nadzieję, że Mandera już sobie pójdzie.
— Ciebie w sumie i tak nie będzie, bo idziesz na tę randkę z byłym lamusem — zauważa, udając niewzruszonego. — Więc z kociakami będziemy mogli być dzisiaj naprawdę głośni. Podoba mi się to — uśmiecha się głupio, gdy Kim patrzy na niego z irytacją.
— Świetnie — wysila się na uśmiech. — Skoro skończyłeś, to idź gdzieś indziej się podniecać — burknął niemiło.
— Nie zaprzeczam, że jest czym się tu podniecać — śmieje się głupio i opuszcza część jego pokoju, gdy agent w zdenerwowaniu uderza pięściami w materac łóżka.
— Skurwiel — warczy pod nosem.
Wieczorem szykujący się do wyjścia blondyn, usłyszeć mógł w korytarzu śmiechy chłopaków oraz właściciela, który prawdopodobnie robi mu po złości. Perfumuje się ulubionym flakonem, po czym przygotowany do wyjścia, wstaje i zabiera wszystkie swoje rzeczy, by zaraz opuścić pokój, gdzie spotyka w korytarzu Manderę, siedzącego na krześle przy stoliku, a jego osobę otaczają napaleni chłopcy.
Mandera widząc go, uśmiecha się głupio i zaciąga papierosem, nie potrafiąc oderwać wzrok z pięknego agenta, który wyszykował się na swoją randkę.
— Widzę, że nie szczędzisz sobie dziwek — mówi wprost, gdy piątka chłopaków płaszczy się nad nim, jak nad jakimś władcą. — Miłej zabawy, panie Mandera — wysila się na uśmiech, po czym zbliża się do schodów, jednak głos mężczyzny zatrzymuje go.
— Żaden z nich i nawet wspólnie tobie nie dorówna — mówi, a agent zwraca swoje oczy na jego osobę. — Oni nie są moją zachcianką — dodaje z mrokiem w głosie, gdy przez plecy chłopaka przechodzą dreszcze.
— Nie rozumiem, po co mi pan to mówi? — pyta.
— Żebyś chciał poznać tę zachciankę i był przygotowany na moje zasady — odpowiada.
— Jest pan nienormalny — pokręca głową. — Baw się dobrze — dodaje, po czym odchodzi, a kryminalista zaciska swe dłonie, czując potrzebę zatrzymania go i ukarania za to lekceważenie.
— Spokojnie, policz sobie do dziesięciu criminalów.. — szepcze pod nosem, gdzie nabiera niespokojnie powietrza i zwraca swoje oczy na napalonych chłopców. — Spieprzajcie stąd, póki jestem miły — warczy w ich stronę. — Jeśli zostaniecie, potraktuje was, tak jakbym go miał karać — ostrzega ich, czując potrzebę prawdziwego wyładowania swej frustracji. Pragnął ukarać agenta i w sposób dosadny okazać mu swą frustrację na jego udawane sprzeciwy. Jego dłoń zatrzymuje się na skórzanym pasku, gdzie odchrząkuje wyraźnie na mroczne myśli w swej głowie.
Taehyung przekracza próg restauracji, w której umówiony był z Seho. Dostrzega siedzącego mężczyznę przy stole i z zadowoleniem zasiada naprzeciw niego, gdzie wita go krótkim słowem. Sam nie wie, dlaczego w ogóle postanowił tutaj przyjść, jednak zachowanie Mandery nieco go w tę stronę popchnęło.
— Wyglądasz pięknie — kompletuje go Seho.
— Dziękuje — uśmiecha się delikatnie.
— Cieszę się, że jednak przyszedłeś. Bałem się, że zrezygnujesz w ostatniej chwili. Wiem, że twoja praca jest dla ciebie najważniejsza, a tym bardziej ten kryminalista, którego tak bardzo chcesz złapać — wyjaśnia mu, a Taehyung wlepia swoje oczy w stojącą solniczkę pośrodku stolika. Wspomnienie o Criminalu przypominało mu jego wszystkie porażki, a sam fakt, że był bez pracy, jeszcze bardziej go dobijał.
— Zawiesili mnie — oznajmia nagle, a chłopak patrzy na niego z zaskoczeniem.
— Dlaczego? — pyta.
— Spieprzyłem wszystko, a Criminal mi zwiał. Totalnie to schrzaniłem i teraz nie wiem, kiedy mnie przywrócą — wzdycha ciężko. — Namjoon mówi, że może to potrwać kilka miesięcy bądź rok. To ma być dla mnie kara od rady — mówi z nutką kpiny, a Seho chwyta za jego dłoń.
— To oni tracą najlepszego agenta — pociesza go. — Ich strata. Według mnie powinieneś również się na nich wypiąć i choć jeden raz zrobić to, na co zawsze miałeś ochotę — mówi ciepło, a jasnowłosy zamyśla się przez jego słowa.
— Na co zawsze miałem ochotę? — pyta cicho.
— Nie miałeś nigdy czegoś takiego? — unosi brew. — Jak na przykład nasz powrót do siebie? — pyta, a Kim zagryza się na dolnej wardze, myśląc nad słowami Seho. Jego pragnienie zawsze malało w obliczu poświęcenia pracy, a tym pragnieniem było poczucie przynależności, bycie prawdziwym Kim Taehyugiem, który czuje się dobrze w swojej prawdziwej naturze uległości, a pragnął podobać się komuś, ubierać się w swoje ulubione stroje i bielizny, by samym swoim staraniom otrzymać nagrodę za pobudzanie swojego mężczyzny.
— W sumie coś jest — przytakuje delikatnie głową. "M-Mój panie" — te słowa tak bardzo uderzyły w jego myśli, gdy te dwa słowa były drugą częścią jego pragnienia, lecz czy Mandera był odpowiedni? Bo właściwie czym była zachcianka Mandery i jego bycie panem?
— Co takiego? — pyta z zaciekawieniem i nadzieją Seho.
— To już moja sprawa, Seho. Wybacz, ale muszę wracać — mówi, wstając ze swojego miejsca.
— Ale dopiero przyjechałeś — zauważył.
— Wybacz, ale jednak nic z tego nie będzie — tłumaczy chłopakowi, któremu nie jest w stanie dosadnie powiedzieć, że nie jest w stanie zaspokoić jego potrzeb i prawdziwych pragnień. Opuszcza lokal, gdzie zmierza prosto do zaparkowanego samochodu. Wsiada za kierownicą i odjeżdża sprzed lokalu, by ruszyć drogą powrotną do samego Pedro Mandery. Dzwoniący telefon powoduje, że odbiera połączenie przełańczając rozmowe na głośnik, chcąc być skupionym na drodze. — Coś się stało, Chim? — pyta go.
— Chcę tańczyć na rurze — oznajmia nagle, a Kim dławi się własną śliną, przez co kaszle niespokojnie, gdzie w kącikach jego oczu zbierają się łzy.
— Że co?!
— Nie chce być brzydki! — podnosi głos płaczliwie.
— A ty dalej o tym samym? — pyta.
— Nie wiesz, jak trudno jest żyć z takim wrogiem jak funkcjonariusz Min. Dziś jak tankowałem mój skuter, on i jego koledzy z roboty wyśmiewali mnie i skuter, a potem porównywał mnie do tego śpiewającego pokemona — żali się przyjacielowi, który wzdycha ciężko.
— Miałeś do mnie dzwonić, jeśli dowiesz się czegoś nowego na temat Criminala — mówi i zaciska palce na kierownicy.
— Staram się, ale to nie jest łatwe. Namjoon mi nie ufa i podejrzewa, że możesz chcieć działać na własną rękę — tłumaczy mu ze spokojem. — A jeśli chodzi o Criminala, to na razie jest spokój. Coś podobno zrobił w Ilsan, ale nikt nawet nie trafił na jego trop, a policja gówno robi — dodaje.
— Zauważyłem, że małe są starania policji, jednak trzeba patrzeć na to, że mogą czuć się zniechęceni niepowodzeniami od tylu lat — wzdycha ciężko.
— Prawda — przyznaje. — Jednak ktoś z moim zapałem mógłby wiele tam zmienić, niżeli ten leniwy prostak Min — dodaje z przekąsem.
— Masz racje — śmieje się. — Muszę już kończyć. Informuj mnie, jeśli będziesz coś wiedział — mówi, po czym rozłącza się i wjeżdża w ciemną uliczkę w lesie, która prowadzi do posiadłości Mandery. Zatrzymuje samochód przed domem, gdzie opuszcza pojazd i udaje się pewnymi krokami do środka domu. Przekraczając próg domu, udaje się prosto schodami na piętro, gdzie po raz ostatni widział Manderę, jednak nie widząc go ani jego chłopców, postanawia udać się kolejnymi schodami na piętro, które całkowicie przynależy do właściciela. Zatrzymuje się zadyszany na korytarzu, gdzie znajdą się wszystkie "zakazane drzwi". Jego oczy zatrzymują się na dwudrzwiowych drzwiach, które należą do sypialni Mandery, przez co rusza w ich stronę. Zatrzymuje się przy drzwiach, gdy jego serce bije niespokojnie w piersi i nie rozumie, co nim w tej chwili kieruje. Jego dłoń styka się z klamką, a wyczuwając czyjąś dłoń na ramieniu, wystraszony odwraca się napięcie, gdzie spotyka Manderę. — Boże.. — szepcze w strachu.
— Wystraszyłem cię, kotku? — unosi brew w rozbawieniu. — Dlaczego tutaj jesteś tak wcześnie? — dopytuje, nie spodziewając się powrotu chłopaka tak szybko.
— Czy to ważne? — pyta, a mężczyzna przytakuje głową.
— Czyżby randka się nie udała? — pyta, a jego oczy patrzą na niego z dzikością, przez co poplątany w swoich uczuciach agent zbliża się do mężczyzny, gdzie jego dłoń umieszcza się na klatce piersiowej Mandery, który przygląda mu się z zaciekawieniem. Dłoń Kima sunie się wzwyż, badając zbudowanie mężczyzny, będąc oczarowanym jego budową, głosem, zapachem i dominującym spojrzeniem.
— Myślałem o tym, co mi mówiłeś i właściwie nasunął się taki temat.. — przerywa, musząc zwilżyć językiem swoje wargi, gdy ciemnowłosy uśmiecha się w oczekiwaniu. — I jestem ciekaw, czy pan je...— przewał, gdy wargi mężczyzny nagle przywarły do jego ust. Łapiąc oddech, jego wargi oddały się posunięciom Mandery, który agresywnie napierał na jego usta, wygryzając się w nie zębami. Przywarty plecami do drzwi, zostaje chwycony za nadgarstki, które Mandera unosi nad jego głową, gdzie jego dominująca aura ciąży nad nim, a jego nogi miękną przy agresywnych pocałunkach. Język mężczyzny sunie się po jego wardze, delektując się jej słodkim smakiem, a Kimowi braknie tchu.
Nagłe zawroty głowy i ogłupienie tą wonią prawdziwego mężczyzny budzą w agencie jego prawdziwą stronę pasywności. — Ach.. — sapie w jego usta, gdy Mandera ssie z głodem jego wargę, będącą dla niego jak najsłodszy cukierek świata. Słodki i truskawkowy raj tej niewinności, którą pragnął dla siebie.
Kim przykłada swe dłonie do klatki piersiowej mężczyzny, którego delikatnie próbuje od siebie odepchnąć, a jego wargi rozchylają się w zamiarze przemówienie, Mandera zaś powstrzymuje je przed tym, wsuwając do jamy agenta wilgotny język, który spotyka delikatny w dotyku język Kima, który przy spotkaniu ich języków pojękuje głęboko, nie potrafiąc bronić się przed mężczyzną. Wypina wprzód swoje biodra, gdy jego nogi z trudem ustają, a struga śliny sunie się po jego podbródku, gdy ich języki rozstają się w niedosycie, uderzając w siebie gorącym oddechem.
Oczy Mandery skanują zarumienioną buźkę agenta, który oddycha płytko i stoi cały roztrzęsiony z nadmiaru emocji. Ten widok jest dla jego męskości słabością, gdyż zwód w jego spodniach sam za siebie mówił. Ujmuje palcami podbródek ledwo stojącego agenta, którego oczy błądzą jak szalone po jego twarzy.
— Rozkoszna z ciebie kruszynka — mówi, będąc podnieconym tą krótką chwilą.
— C-Chcę.. — wydusza z siebie ciężko krótkie słowa. — C-Chcę zrozumieć twoją zachciankę i twoje zasady, m-mój panie...
~
Witajcie ^^
Tae chce poznać zasady Mandery, choć sam nie ma pojęcia, co kryje się za jego zasadami^^
Widzimy się w następnym rozdziele ^^
Zostawcie po sobie
Głosy i Komentarze
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top