$Stay$

~Witam zabójczy gang Criminalek ^^ 

Jungkook spogląda na pobladłego agenta, nie rozumiejąc, dlaczego przerwał swój monolog. Jednak jego złość zmienia się w troskę, gdy widok mizernego chłopaka naprawdę zaczyna go martwić. — Wszystko w porządku? — pyta, gdzie zmartwiony przykłada dłoń do czoła agenta. Taehyung czując przy czole palce mężczyzny, a w tym obrączkę, agresywnie odtrąca jego rękę.

— Nie dotykaj mnie! — warczy, przepełniony gniewem i rozczarowaniem. Zmieszany kryminalista marszczy brwi, próbując pojąć zachowanie agenta Kim.

— Co w ciebie wstąpiło, agencie Kim? Nie widzisz, że się o ciebie martwię? — pyta, patrząc w tęczówki Taehyunga, który zaciska w bezsilności dłonie.

— Nie potrzebuję twojej litości!

— A ty znowu z tą litością?! — pyta, podirytowany.

— Teraz mam przynajmniej pewność, że łgarz. Kłamca! — krzyczy mu w twarz, po czym mija mężczyznę, czując coś więcej od samego rozczarowania. Gorzki posmak alkoholu, nawet nie równa się z tą goryczą. Sfrustrowany kryminalista przeczesuje nerwowo ciemne kosmyki włosów, by zaraz wsunąć między wargi papierosa.

— Ja kurwa zaraz oszaleje z jego humorkami — mówi do siebie, odpalając papierosa. Dla rozluźnienia zaciąga się nikotyną, jednak nie daje mu żadnej ulgi, wręcz przeciwnie pobudza go jeszcze bardziej. Patrzy rozgniewany w stronę odchodzącego agenta, przez którego humorki, niczego nie potrafi pojąć. — Jebać to — wyrzuca niedopałek, przydeptując go podeszwą obuwia. Pewnymi krokami idzie w kierunku agenta, którego nie jest mu ciężko dogonić, gdy jest osłabiony. Zdenerwowany, chwyta za nadgarstek Taehyunga, którego zwraca ku sobie.

— Co ty robisz?! — zdenerwowany próbuje się wyszarpać kryminaliście, który nie daje mu żadnych szans na wygraną.

— Pierw powiedz, dlaczego uważasz, że jestem kłamcą? — pyta wprost. — Można wiele mi zarzucić, ale nie jestem kłamcą.

— Ale masz tupet — pokręca żałośnie głową.

— No może w pewnych sytuacjach zdarzyło mi odwracać kotka ogonem, jednak w kwestii mojej tożsamości musiałem kłamać. W tej chwili cię nie okłamałem — mówi, jak czuje.

— A może coś ukrywasz, Pedro Mandera? — unosi brew.

— Ja... Jest coś, co ukrywam, ale nie tylko przed tobą. Właściwie przed wszystkimi, tylko Salvador o tym wiedział, bo był tego częścią — wyznaje, a Taehyung ma ochotę rozpłakać się ze zdenerwowania.

— Więc co ukrywaliście?

— Nie mogę tego zdradzić, ale obiecuję...

— Niczego mi nie obiecuj. Wyraziłem się jasno, jeśli chodzi o twoje nic nieznaczące obietnice! — podnosi w zdenerwowaniu głos.

— Wiem! Pamiętam o tym... Jednak chcę ci powiedzieć, że w swoim czasie pokażę ci, co ukrywam. Wierzę w to, że ty bardziej mnie zrozumiesz w tej kwestii niż Salvador — mówi, a Taehyung marszczy brwi, gdy jego słowa w ogóle nie kleją się z ich ślubem.

— O czym ty do cholery mówisz?

— Bądź cierpliwy, agencie Kim.

— Zaczyna mi brakować cierpliwości, Jungkook. Przez ostatnie dwa lata miałem jej naprawdę dużo. Jednak nie rozumiem, dlaczego Salvador miałby nie zrozumieć twojego ślubu, skoro wziąłeś go z nim? — pyta.

— Ślubu? I to z Salvadorem? — pyta, rozbawiony.

— To nie jest zabawne!

— Ależ jest! Skąd ty w ogóle wytrzasnąłeś pomysł ze ślubem? — pyta, śmiejąc się głośno. — Ja i ślub z Salvadorem? — wskazuje na siebie palcem, gdy agentowi w ogóle nie jest do śmiechu. — Kruszynko, coś ci się pomyliło. Nie wziąłbym ślubu. Nigdy mi do tego śpieszno nie było — dodaje.

— A to?! — wskazuje na obrączkę na jego palcu. Jungkook uśmiecha się, przykładając palce do złotej obrączki.

— To obrączka ślubna — odpowiada dumnie.

— Śmieć — wycedza, nie potrafiąc znieść bezczelności kryminalisty. Rozgniewany odwraca się, chcąc odejść, jednak słowa Jungkooka go zatrzymują.

— Ta obrączka została podarowana przez mojego ojca Pedro Jose Mandere. Dał mi takie dwie... — wyznaje. — Zanim dwa lata temu wyjechałem, chciałem odważyć się poprosić cię o rękę. Mój ojciec chciałby tego, żebym użył tych obrączek — dodaje, a zaskoczony agent zwraca się w stronę mężczyzny.

— Więc dlaczego ją nosisz?

— Bo, jak ją noszę to myślę o tobie i o tym, jak inaczej mogłaby wyglądać nasza przyszłość — odpowiada, jak czuje. Taehyung mięknie, jak zwykle naiwnie, jednak nie może inaczej zareagować, gdy czuje bijącą od kryminalisty szczerość. Mimo jak bardzo podejrzliwa jest ta obrączka, to nie może zaprzeczyć, że powód jej noszenia jest słodki, nawet jak na takiego aroganckiego mężczyznę, jak Jeon Jungkook. — Naprawdę myślałeś, że wziąłbym ślub z Salvadorem? Moja relacja z nim była tylko powodem moich potrzeb, to nic nie znaczyło — zbliża się do agenta, który niepewnie stawia krok w tył.

— Ty i twoje potrzeby... Dlaczego tego w sobie nie zmienisz? — pyta, czując pieczenie w oczach, wywołane silącymi się łzami.

— A dlaczego chcesz, żebym coś w sobie zmieniał? Nie poczułeś do mnie czegoś za to, jaki jestem? — pyta.

— Tak. Jednak to nic zmienia... Nawet jeśli nosiłeś tę obrączkę z myślą o nas, to... to nic nie zmieni faktu, że zastąpiłeś mnie innym, Jungkook. Tym bardziej czuję, że jesteś bezduszny dla naszej wspólnej przeszłości. Zabijałeś nas za każdym razem, będąc z nim... Bezczelnie nosiłeś obrączkę, która ci o mnie przypominała, kiedy go pieprzyłeś. Nie przeczę, że masz serce, bo dla tych, których chronisz, szczególnie dzieci je masz, ale dla mnie go nie masz... Ze świadomością zabiłaś moje serce, naszą miłość — mówi we łzach, a ciemnowłosy pokręca głową, nie mogąc zgodzić się ze słowami młodszego. — I to wszystko robiłeś dla własnych potrzeb. Nie potrafisz, nawet z miłości wygrać z potrzebami seksualnymi?!

— To nie tak! Ja żyłem już ze świadomością, że cię więcej nie zobaczę!

— Ja też tak żyłem, ale nie potrafiłem postąpić w ten sposób.

— Kazałem ci rozpocząć nowe życie, beze mnie. Nie musiałeś czekać i się tym ranić. Tego nie chciałem dla ciebie, więc nie rób ze mnie zabójcy twojego serca! — podnosi w zdenerwowaniu głos, a Taehyung ociera nerwowo swoje policzki, nie potrafiąc nic poradzić na to, jak się czuje.

— Nie potrafiłem rozpocząć nowego życia bez ciebie. Jestem lojalny i naiwny, wiem. Jednak fakt, że nosiłeś obrączkę z myślą o mnie i sypiałeś z Salvadorem, jest zaprzeczeniem tego, co dla mnie chciałeś. Nie widzisz tego, że postąpiłeś okrutnie?! Mówisz mi, że żyłeś ze świadomością, że mnie już nie zobaczysz, jednak nie zaprzeczysz, że byłeś świadomy, czego naprawdę chcesz — wyrzuca mu z żalem. Jungkook opuszcza głowę w zrezygnowaniu, wiedząc, że agent Kim ma rację.

— Masz rację, masz! — w końcu zgadza się z agentem. — Postąpiłem wbrew własnym uczuciom. Faktycznie w środku wierzyłem, że cię jeszcze zobaczę i zrobię wbrew temu, co mi każą. Jednak nawet dla ciebie nie potrafię wyzbyć się moich potrzeb. W moim życiu potrzebny jest uległy — mówi, jak czuje, a Taehyung pokręca słabo głową. — To chore, wiem, ale nie potrafię inaczej. Taki już jestem, Taehyung.

— Nie jesteś taki. Ty sam siebie takiego stworzyłeś, a ja nie będę znosił mężczyzny, który nie potrafi być lojalny — mówi, gdzie zrezygnowany się odwraca. Zaciska wargi, czując silny uścisk na nadgarstku, walcząc z własną wewnętrzną słabością.

— Ale przy to...

— Puść mnie — wyrywa swą rękę, nie chcąc naiwnie łykać zapewnień kryminalisty.

— Taehyung, nie możemy wspólnie działać, kiedy panuje między nami taka atmosfera. Wyjaśnimy sobie wszystko i dojdźmy do porozumienia — mówi spokojnie.

— Wiem. Daj mi się z tym przespać — mówi z chłodem, po czym odchodzi, mając mieszane uczucia, co do ich relacji.

Jungkook postanawia nie iść za młodszym, woląc dać mu spokój, którego teraz potrzebuje. Nabiera spokojnie oddechu, by zaraz wypuścić go ze świstem, gdy emocje przy tej rozmowie przybrały innego poziomu, który nawet jego przytłoczył. Udaje się do domku właściciela, gdzie zasiada do stołu. — Znowu narozrabiałeś? — pyta mężczyzna, który zaraz wlewa do gardła gorzałę.

— A kiedy robię coś dobrze?

— Niech się zastanowię... Kiedy zabijasz — odpowiada, długo nie zastanawiając się nad odpowiedzią. Jungkook pokręca lekko głową, nie potrafiąc się z nim nie zgodzić.

— Dobrze byłoby być dobrym w innych rzeczach...

— Na przykład?

— No na przykład w uczuciach — odpowiada szczerze, gdzie przykłada do czoła dłoń.

— Przyznam, że w tym jesteś do dupy — mówi rozbawiony.

— Nic nie mów. Migreny dostaję przez to wszystko — jęczy sfrustrowany.

— Ten chłopak jest miły, ale ma takiego samego diabła w oczach, jak ty — śmieje się, wyraźnie rozbawiony dwójką. — Nic dziwnego, że drzecie ze sobą koty — dodaje, a Jeon mruży w rozdrażnieniu powieki. — Nie denerwuj się i mnie nie przeszywaj tym chorym spojrzeniem. Dostaje od tego zgagi — wystawia w jego kierunku palec wskazujący. — Żeby być dobrym w uczuciach, trzeba przestać się hamować, a tym bardziej ograniczać jak ty — dodaje przemądrzale starszy.

— Co masz przez to na myśli, Santiago? — unosi brew.

— Każdy wie, w czym gustujesz. Twój świętej pamięci ojciec zwierzał mi się z problemów, jakie z tobą miał. Za szybko rozpocząłeś życie seksualne, Pedro. Do uczuć i szacunku dla osoby, którą darzy się prawdziwym uczuciem, trzeba mieć przede wszystkim szacunek, a do szacunku potrzebna jest dojrzałość — mówi, jak myśli. Jungkook wzdycha głęboko, czując, że meksykanin ma rację. — Powiedz mi, w jakim wieku zacząłeś i jak do tego doszło?

— Co to kurwa? Spowiedź?! — pyta, oburzony.

— Żebym mógł cię oświecić, potrzebna jest spowiedź — mówi z powagą w głosie.

— Mój pierwszy raz... Kiedy to było? — zamyślony przykłada do podbródka palce. — To chyba było, jak zacząłem dziesiątą klasę. Po tym tych incydentach w szkole zostałem wyrzucony — śmieje się, a Santiago w ogóle nie jest do śmiechu, posiadając kamienny wyraz twarzy, przez co ciemnowłosy odchrząka wyraźnie, zaprzestając się śmiać. — Odpowiadając na twoje pytanie, mój pierwszy raz był w wieku szesnastu lat. Zanim zacząłem doznawać rozkoszy, przyczyniałem się tylko do przemocy. W szkole się mnie bali i na każdym kroku unikali. Z jakiegoś powodu byłem z tego dumny, bo nikt nie śmiał mnie poniżyć — opowiada.

— A jak do tego w końcu doszło?

— Miałem dobrych kolegów, z którymi do tej pory utrzymuje kontakt. Diego Romero z okazji rozpoczęcia szkoły średniej wykorzystał fakt, że nie było jego rodziców w domu. Zaprosiliśmy całą klasę. Był alkohol i jak to w średniej szkole, dobre dupy. Do naszej klasy chodził Nicolas Moreno. Straszny pyskacz, zawsze do nas szczekał i jako jedyny nie bał się powiedzieć, co myśli. Jednak wyjątkowe w nim było to, że był cholernie ładny. Na tamtej imprezie upiłem się i po raz pierwszy poczułem władzę, która dominowała nad moją agresją. Nicolas mi uległ i nasza relacja po tym przybrała pikantności. Wiesz, jak to jest, kiedy spróbujesz czegoś dobrego i nie masz ochoty z tego rezygnować, co nie? — pyta. — W tamtym okresie mojego życia zatraciłem się w seksie i kontroli nad drugą osobą.
Pieprzyłem Nicolasa przez dobre tygodnie, zdobywając przy tym doświadczenie i chęci na więcej udogodnień. Uważałem, że Nicolas sprosta moim wymaganiom i będzie mi towarzyszył jako uległy oraz partner.

— A potem doszło do najgorszego — pokręca głową mężczyzna, przez którego słowa dłonie Jungkooka się zaciskają w rozgniewaniu.

— Widzę, że resztę wydarzeń już znasz, jednak z mojego punktu widzenia było to etapem, w którym straciłem kontrolę. Nie uznawałem Nicolasa tylko za zabawkę do ruchania, ale za partnera, który jest w stanie mi dogodzić i poradzić sobie z trudnościami, jednak się przeliczyłem. Prawie wszyscy z ostatnich klas go rżnęli i robili z nim, co chcieli w szatni, a potem to mnie jego rodzice oskarżyli o gwałt, kiedy w sieci było pełno nagrań z nim. Myślę, że jego zapotrzebowania nie były najgorszym, czego doświadczyłem, a to oskarżenie, żeby sobie dupę uratować. Nie mogłem być litościwy, kiedy moje wewnętrzne ja kazało go ukarać... musiałem go zlinczować — mówi z mrokiem w oczach, przypominając sobie czasy szkolne.

— Ciesz się, że Pedro Jose ci dupę uratował. Poszedłbyś siedzieć, gdyby jego rodzice nie dali się przekupić — mówi, pokręcając nerwowo głową. — Już wtedy mu mówiłem, że z tobą jest coś nie tak. Dla mnie byłeś po...

— Potworem. Wiem, pamiętam, co mówiłeś — piorunuje go spojrzeniem. Mężczyzna odchrząka wyraźnie.

— Masz dobrą pamięć w takim razie.

— Nie jestem takim staruchem, jak ty, który ukrył się w Paryżu, żeby uciec przed gangiem północnych wilków. Ja mam jeszcze jaja, żeby pomścić ojca i mojego brata — mówi z pewnością w głosie. — Zresztą, co wywnioskowałeś z mojej krótkiej opowieści?

— Wywnioskowałem to, że nie masz w sobie współczucia. Po tym, jak mi o tym opowiadałeś z takim rozbawieniem i zadowoleniem, wiem, że ani trochę się nie zmieniłeś. Wciąż jesteś takim samym potworem, dlatego dla uniknięcia krzywdy tego chłopaka, zostaw go w spokoju — mówi, jak czuje.

— Ale ja go kocham, Santiago — mówi.

— Myślisz, że jesteś w stanie kogoś kochać, skoro siebie nie potrafisz? Jeśli ten chłopak cię zdradzi, dasz rękę uciąć, że go nie zabijesz, nie ukażesz brutalnie?!

— Nie zrobiłbym mu tego! Moje uczucia do Taehyunga są inne, pierwsze, wyjątkowe i tylko on potrafi zamknąć tego potwora, którym jestem. Tylko on potrafi mnie zatrzymać. Tylko on sprawił, że powiedziałem, kocham... Nigdy bym go nie skrzywdził, nawet jeśliby mnie zdradził. Zresztą nie raz to zrobił i nie raz ja mu to zrobiłem. Mimo tych doświadczeń te ręce nigdy by go nie skrzywdziły — mówi, patrząc na swoje dłonie, które dopuściły się wiele zbrodni. Santiago patrzy sceptycznie na Pedro, którego w żaden sposób nie jest pewien.

— To się okaże. Jednak mimo wszystko uważam, że nie zasługujesz na tego chłopaka. On nie może być twoją pokutą za twoje uczynki, których nie żałujesz! — uderza pięścią w stół, a Jeon pochyla w bok głową, gdzie w karku mu coś strzela, a jego spojrzenie wydaje się obsesyjne. Wstaje z krzesła, pochylając tułowie, ku siedzącemu mężczyźnie, który spina się przy zbliżeniu kryminalisty, którego aura jest zabójcza.

— Wiem, że mną gardzisz. Od zawsze mnie nie lubiłeś, ale nie zamierzam żałować tych, którzy nie zasłużyli na współczucie. Obudź się i nie bądź naiwnym starym durniem — mówi nisko i groźnie, przez co Santiago przełyka niespokojnie ślinę.

— Ty nie masz serca, by móc kochać... Nie zasługujesz na to!

— Wciąż masz mi za złe ukaranie twojej córki? — unosi wysoko brew, a szczęka mężczyzny zaciska się w gniewie przez wspomnienie jego córki. — Dobrze wiesz... — patrzy szaleńczo w jego oczy. — że na to zasłużyła — dodaje, wyszczerzając się.

— Ty sukinsynie! — rozwścieczony wstaje, zamachując się pięścią na kryminalistę, który spokojnie robi unik.

— Tylko tyle potrafisz? — pyta, gdzie przykłada do warg dłoń, ziewając drażniąco.

— Nie lekceważ mnie bękarcie! — wykrzykuje, chwytając za oparty o ścianę pogrzebacz, którym wymachuje w stronę kryminalisty. Jeon robi uniki, gdy zawzięty meksykanin niszczy wszystko, pragnąc zemsty.

— To jest zabawne — mówi rozbawiony, przytrzymując nadgarstek mężczyzny z narzędziem. — Podobnym pogrzebaczem zakatowałem mojego biologicznego ojca — zaczyna śmiać się histerycznie, przypominając sobie chwilę pierwszego triumfu. Santiago pokręca nerwowo głową.

— Mówiłem Pedro Jose, że jesteś złem wcielonym! — wykrzykuje, próbując wyrwać nadgarstek z uścisku kryminalisty, jednak ten nie pozwala mu na to, wyrywając spomiędzy palców pogrzebacz. Mężczyzna przygląda się z lękiem Jeonowi, który spogląda z zafascynowaniem narzędziu, po którym zaraz sunie językiem.

— Metal... a brakuje tu czegoś...

— Czego?

— Twojej krwi — odpowiada z pełnym uśmiech, by zaraz unieść rękę z narzędziem, kierując go na meksykanina, który zakrywa głowę rękoma. Ręka Jungkooka zmierza ku mężczyźnie, jednak czyjaś dłoń chwytająca za nadgarstek kryminalisty, zatrzymuje go przed popełnieniem zbrodni. Rozgniewany przenosi wzrok na czekoladowe tęczówki agenta, które biją pewnością siebie.

— Nie rób tego, Jungkook — mówi.

— Nie wtrącaj się. Idź do przyczepy i mi nie przeszkadzaj! — podnosi głos, gdzie zdenerwowany odpycha od siebie agenta, który boleśnie uderza o stół. Taehyung widząc, że mężczyzna nie zamierza zrezygnować z zadania ciosu starszemu mężczyźnie, sam rzuca się w stronę meksykanina, którego chroni, przyjmując bolesne uderzenie na plecy. Agent zaciska w bólu powieki, gdy jedno uderzenie sprawiło, że jego plecy pokrywają się krwią. Za to kryminalista stoi nieruchomo, puszczając przyrząd, gdy zdaje sobie sprawę z tego, co uczynił agent. — Oszalałeś agencie Kim?! Dlaczego chronisz tego sukinsyna?! — krzyczy rozjuszony, a Taehyung nabiera oddechu, by zwrócić się w stronę kryminalisty.

— To ty oszalałeś, chcąc skrzywdzić tego człowieka! Nie widzisz, jak wyglądasz? Zachowujesz się, jakby cię coś opętało! Nie zgadzam się, żebyś kogoś krzywdził! Tym bardziej teraz!

— Nic nie rozumiesz. Jako mój partner, powinieneś stać po mojej stronie!

— Nie muszę się z tobą ze wszystkim zgadzać. Jeśli tak miała wyglądać twoja ochrona, że szukasz sobie więcej wrogów, to lepiej odejdź! Albo nie... to ja odchodzę! — wykrzykuje, gdzie rozjuszony opuszcza domek, nie zważając na ból pleców. Jungkook oddycha niespokojnie, gdzie przenosi wzrok na Santiago, który jest zadowolony z przebiegu sytuacji.

— Zapłacisz mi za to — wycedza, gdzie zaraz opuszcza domek, biegnąc w kierunku przyczepy, w której agent poszukuje swojej koszulki, posiadając obecnie na sobie T-shirt kryminalisty. Gdy Taehyung opuszcza przyczepę, zatrzymuje się, gdy w drogę wchodzi mu Jungkook. — Taehyung, przykro mi, że to widziałeś, ale... nie powinieneś się wtrącać — mówi niespokojnie, obawiając się tego, że agent odejdzie.

— Nie można przymykać oczu na twoje błędy. Muszę się wtrącać. Jednak nie zamierzam znosić tego, że moje zdanie się nie liczy i nie słuchasz tego, co do ciebie mówię. Nie rozumiesz, że źle postępujesz?

— Ale on...

— Nieważne, co powiedział. On nam pomaga, Jungkook. Dzięki niemu mamy, gdzie się ukryć, a ty chcesz mu podziękować, tucząc go?! — pyta, zdenerwowany. — Mam dość. Miałeś dać mi spokój, a jedynie bardziej wkurwiłeś! Poradzę sobie sam bez ciebie — mówi zdecydowany, chcąc minąć mężczyznę, który w desperacji, zatrzymuje go, chwytając za ramiona. — Jungkook puść mnie! Już raz to zrobiłeś dwa lata temu, więc nie powinno ci to sprawić problemu, żeby pozwolić mi odejść — mówi rozdrażniony, nie mając sił do kryminalisty.

— Błagam cię, zostań, albo...

— Albo co?! Zmusisz mnie?! Przywiążesz do łóżka, bo tego ty chcesz?! — pyta, unosząc w zdenerwowaniu głos. — Nie tak to działa! Nie zawsze będzie, jak ty chcesz. Ja teraz chce od ciebie odpocząć, bo mam dość. Twojej zachłanności, bezczelności i żądzy zabijania, mam dość! — wykrzykuje, a ciemnowłosy pokręca bezsilnie głową, po raz pierwszy nie wiedząc, co robić. Skoro nie może użyć siły, by zmusić agenta do zostania, a prośby nie wystarczają to, co mu pomoże? Zdruzgotany klęka przez agentem, którego obejmuje rękoma w talii, przylegając policzkiem do jego podbrzusza. Zaskoczony agent spogląda na desperację Jungkooka, po raz pierwszy tego doświadczając. — C-Co ty robisz?!

— Zrobię wszystko, żeby cię zatrzymać! Jeśli nic nie pomaga, to mnie ukaż za to, co zrobiłem i za to, co ci zrobiłem, tylko proszę, zostań, kruszynko.

~

Jakie wrażenia? 
Desperacja doprowadza nas do ostateczności, nawet Criminal Moona.
Widzimy się w piątek ^^
Zostawcie po sobie:
Głosy i Komenatrze

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top