$Ruth$
~Kochani udało się! Był to jednak problem z wattpadem, wybaczcie, że tak późno dodaję T.T
Słowa kryminalisty są w stanie, choć trochę uspokoić agenta, którego bardzo cieszą słowa: — Tylko ty i ja. Unosi wzrok na twarz mężczyzny, którą zdobi maska. — Możesz mnie już postawić — szepcze, czując się na siłach, by móc iść o własnych siłach. Kryminalista zwraca swą zamaskowaną twarz na agenta, widząc, że jest pewny swojej decyzji, dlatego stawia go na ziemi. — Dziękuje — mówi, ocierając dyskretnie mokre policzki.
— Przyjechałem stopem i nie mam czym nas zabrać. Jednak musimy się pośpieszyć. Człowiek Bumgyo tu biegnie — mówi z powagą w głosie, poszukując wzrokiem wyjścia z sytuacji. Taehyung przygląda się mężczyźnie, który jak szalony rzucił się mu z pomocą, w dosłownym znaczeniu słowa "rzucił". Agent uchyla wargi, chcąc coś zaproponować, jednak padające strzały powodują, że ręka kryminalista zmusza jego ciało do padnięcia na ziemię. — Idź przodem. Schowaj się gdzieś i na mnie czekaj — mówi pośpiesznie, wyciągając z własnej torby broń. — Trzymaj i użyj jej, jeśli będzie trzeba — podaje agentowi rosyjską broń, którą przyjmuje do rąk.
— Nie zostawię cię tu samego — szepcze, pokręcając słabo głową.
— Zrobisz mi przysługę, jeśli się mnie posłuchasz, Taehyung — mówi dosadnie. Taehyung patrzy z zawahaniem na pewnego siebie kryminalistę, który nie boi się stanąć oko w oko ze śmiercią. Nie chce go denerwować i stawać się powodem jego niepowodzenia, przez co bezpiecznie odchodzi od kryminalisty, który daje mu możliwość ucieczki, strzelając w stronę wroga. Taehyung pośpiesznie wbiega na parking za hotelem, mijając pojazdy. Nie zna okolicy, jednak widzi, że nie ma tu obszaru, w którym możliwe jest ukrycie. Z bronią w dłoni wbiega w ciemne paryskie uliczki, mogąc jedynie usłyszeć własny przyspieszony oddech i kroki zderzające z mijającymi kałużami. Obraca głowę za siebie, nie dostrzegając niczego poza ciemnością. Przez własną nieuwagę potyka się o coś na drodze, przez co boleśnie zderza się z chodnikiem, po którym jego ciało turla się trzykrotnie. Syczy boleśnie, czując pieczenie własnych dłoni, łokci i kolan oraz policzka, który przy upadku zetknął się z betonem. Nim udaje mu się zareagować na upadek, zwija się w bólu, gdy otrzymuje bolesne kopnięcia w żebra. Lampa uliczna, która znajduje się okolicy, nie pali się, przez co agent nie jest w stanie dostrzec twarzy napastnika, który nie przestaje go kopać. Jednak, gdy zepsuta lampa postanawia się zapalić, cierpiący z bólu agent jest w stanie dostrzec twarz napastnika, którego wręcz od razu rozpoznaje. Gdy napastnik ponownie zamachuje się nogą na jego leżące ciało, przechwytuje nogę chłopaka, którego ostatkami siły sprowadza do parteru.
— Przeklęty! — krzyczy, a rozwścieczony Taehyung, nie zważając na obrażenia, wchodzi na chłopaka, którego chwyta za szyję.
— Nie masz wstydu, żeby leżącego kopać! — warczy rozgniewany, patrząc w oczy młodego meksykanina.
— Złaź ze mnie!
— Nie ma mowy! — podnosi w rozdrażnieniu głos. Salvador patrzy na twarz agenta, której część twarzy pokryta jest krwią. Zaciska wargi, próbując zdjąć z siebie ciało Taehyunga, który nie pozwala mu na to, zaciskając boleśnie uda na bokach. — Co to ma w ogóle znaczyć?! Dlaczego mnie zaatakowałeś?! — pyta, nie puszczając szyi meksykanina, który parska śmiechem.
— Nie zamierzam się tłumaczyć takiemu zeru jak ty!
— Będzie dla ciebie lepiej, jeśli zaczniesz gadać albo w inny sposób to z ciebie wyciągnę! — rozdrażniony, zwiększa nacisk na szyję chłopaka, który kasła głośno, nie mogąc oddychać.
— Powiem! — poddaje się, a Kim zmniejsza nacisk na szyję Salvadora. — Chciałem cię kurwa zabić! — wyznaje, a oczy agenta otwierają się szerzej.
— Dlaczego?
— Bo jesteś kurwa problemem! Nie widzisz tego?! — pyta, zdenerwowany. — Osłabiasz Jungkooka, sprawiasz mu tylko problemy i on dobrze to wie, ale lituje się nad twoim losem, bo mu jest cię żal — oznajmia z goryczą.
— Nie prawda! — poruszony uderza chłopaka w twarz, oddychając niespokojnie. — J-Ja... nie chcę tego!
— Może i nie chcesz, ale to robisz. Sprawiasz, że jesteś pieprzonym problem — wykrzykuje mu twarz, a Taehyung w bezsilności zaciska powieki, pokręcając głową, nie chcąc słuchać Salvadora, który wywołuje w nim poczucie winy i rozczarowanie samym sobą. — Chcę cię również zabić, dlatego, że nie chcę pozwolić na to, aby za tobą lgnął. Skoro ja nie mogę go mieć, to ty również! — wykrzykuje, gdzie siłą woli zrzuca z siebie agenta, który boleśnie ląduje na chodniku. Spanikowany szuka na oślep dłońmi broni, która przy upadku wyleciała mu z dłoni. Gdy udaje mu się zauważyć leżącą broń przed nim, próbuje się do niej doczołgać, jednak krzyk opuszcza jego usta, gdy stopa Salvadora bezlitośnie staje mu na palcach. — Nie pozwolę ci na obronę — mówi, schylając się po broń.
— N-Nie umrę w taki sposób — szepcze osłabiony, spoglądając na broń, gdy z wycieńczenia wyciąga drugą dłoń ku broni, którą udaje mu się jako pierwszemu przechwycić. Zaciska wargi, gdzie w obronie własnej zadaje strzał Salvadorowi, który obrywa w pierś. Osłupiony chłopak przykłada dłoń do rany, spoglądając na krew, którą posiada na palcach.
— Ty śmieciu! — wykrzykuje, gdzie strzał nie działa na tyle, by powstrzymać chłopaka przed działaniem. Kopie bezmyślnie agenta, który stara się ochronić głowę rękoma. Kolejny strzał jednak zatrzymuje chłopaka, z którego warg ulatuje krew, a bezwładne ciało upada na leżącego agenta. Taehyung czując na sobie ciężar, oddycha nieopanowanie, nie rozumiejąc, co się właśnie stało. Widzi czyjąś postać, która zdejmuje z niego Salvadora.
— Nic ci nie jest? — pyta kryminalista, który chwyta za jego dłoń, pomagając młodszemu wstać. Taehyung wykrzywia w bólu usta, nie czując się najlepiej.
— Mogłoby być lepiej — odpowiedział szczerze, a zamaskowany kryminalista patrzy na martwe ciało meksykanina.
— Zasłużył sobie. Nie sądziłem, że będzie miał czelność cię zaczepić.
— To wszystko moja wina — mówi agent, który chwyta się za głowę. — On dla ciebie chciał mnie zabić.
— Tym bardziej zasłużył na taki koniec. Nawet nie wiesz, co zrobił, żeby mnie powstrzymać przed przyjściem do cieb...
— Nie potrzebuję twojej litości! — przerywa kryminaliście krzykiem.
— Co ty pierdolisz?!
— Mówię, jak jest. On miał po części rację. J-Ja cię osłabiam, a t-ty przez moją nieporadność litujesz się nade mną, bo jest ci mnie żal. Nie chcę tego — mówi, pokręcając w szale emocjonalnym głową.
— To nie prawda! Nie słuchaj kogoś, kto chciał cię do chuja zabić. Czy ty siebie słyszysz, Taehyung?! — zdenerwowany chwyta chłopaka za ramiona, widząc, że traci zdrowy rozsądek. — To, co wychodziło z ust Salvadora, było zazdrością. Nie bierz do siebie jego słów, ja nigdy nie robiłem niczego dla ciebie z litości. Nigdy! — zapewnia chłopaka, który nie chce go słuchać.
— Zostaw mnie! — odpycha od siebie kryminalistę, czego od razu żałuje, gdyż nierozsądny ruch sprawia mu ból w żebrach. Chłopak chwyta się w okolice bólu, mając ochotę umrzeć, niż to znieść, a tym bardziej litość kryminalisty.
— Nie przemęczaj się, bo zrobisz sobie krzywdę — mówi troskliwie.
— Nie lituj się nade mną, poradzę sobie!
— Przestań kurwa dramatyzować i odstawiać sceny. Chodźmy, póki nikt nie stoi nam na drodze — mówi srogo, musząc postąpić z agentem, jak z dzieckiem.
— A co zrobiłeś z Miseokiem i tym człowiekiem w masce? — pyta.
— Człowiek w masce się wycofał, a Miseok zwiał. Teraz nie warto się tym przejmować. Musimy uciekać. Jak na razie musimy się ukryć, aby ich zgubić. Jak się zaszyjemy gdzieś na jakiś czas, będzie łatwiej opuścić Paryż. Teraz będą wszędzie czekać, aby cię ściągnąć do Bumgyo — tłumaczy. Taehyung odwraca nerwowo wzrok, czując się winnym przez tę całą sytuację, jednak otwiera szerzej swe oczy, czując na zranionym policzku dłoń kryminalisty, na którego przenosi oczy. — Zaufaj mi.
— W tej sytuacji nie mam innego wyjścia — szepcze.
— Opatrzę cię, jak tylko dojedziemy na miejsce — mówi zatroskany.
— Co to za miejsce?
— Nie wiem, czy ci się spodoba, ale no... nie mamy wyjścia — śmieje się nerwowo, gdzie zaraz podaje dłoń agentowi, który przenosi na nią wzrok. — Idziesz dobrowolnie, czy mam cię do tego zmusić? — unosi brew, widząc wahanie w oczach Taehyunga, który przy jego pytanie zmienia całkiem nastawienie, chwytając za jego dłoń, przez co cichy śmiech opuszcza usta kryminalisty.
— Nie śmiej się. Nie będziesz mną rządził — mruczy.
— Oczywiście, agencie Kim. Ty po prostu wolisz mi ulec — wyszczerza się chytrze, co spotyka się z piorunującym spojrzeniem agenta. Jungkook nie chcąc bardziej drażnić agenta, prowadzi go w stronę wyjścia z uliczek, pozostawiając za sobą Salvadora. Obydwoje wychodzą na główne ulice, gdzie przechodzący ludzie przez cały czas spoglądają na pobitego Koreańczyka. Jungkook zatrzymuje się przed zaparkowanym motorem, na który agent spogląda sceptycznie.
— Mamy tym jechać?
— Łatwiej to przejąć — odpowiada, grzebiąc przy sprzęcie.
— Przejąć?!
— A myślisz, że to jest moje? — pyta, rozbawiony.
— Nie wolno kraść, Jungkook — mówi zdenerwowany, a kryminalista pokręca w rozbawieniu głową, słysząc, jak młodszy próbuje mu matkować.
— Nie znamy się od dziś agencie Kim. Ja zgarniam, zabijam i żyję, jak mi się podoba. Tego nie zmienisz — mówi, rozpracowując pojazd, na który zasiada. Jeonowi udaje się przejąć pojazd, co tylko wywołuje u niego uśmiech pełen zadowolenia.
— A moralność?]
— Koteczku, nie zauważyłeś, że sam ją przy mnie straciłeś? — unosi brew, przyglądając się agentowi, który opuszcza wzrok, zagryzając się na dolnej wardze, wiedząc, że mężczyzna ma rację. — Siadaj i trzymaj się mocno — nakazuje. Agent nabiera oddechu, decydując się wsiąść na tył jednośladu. Niepewny pojazdu, przylega klatką piersiową do pleców Jungkooka, oplątując wokół jego talii ręce. Kryminalista uśmiecha się dyskretnie, po czym rusza w drogę skradzionym motorem. Przemieszczają się po ulicach Paryża, gdzie tylko Jungkook wie, dokąd zmierzają. Taehyung opiera policzek na plecach starszego, zamykając spokojnie powieki, gdy muskający jego skórę wiatr przynosi ukojenie. Jednak nie może zapomnieć o słowach Salvadora. Kocha Jungkooka, jednak nie chce jego litości, a tym bardziej być powodem jego niepowodzeń i zmartwień. Możliwe, że powód odejścia Jungkooka naprawdę był uzasadniony, a on przez własny egoizm nie chciał tego przyznać.
Droga trwa trochę czasu, zanim Jeon zatrzymuje pojazd. Taehyung rozgląda się po okolicy, dostrzegając tylko przyczepy kempingowe. — Kemping? — pyta, zdziwiony.
— Na nic lepszego mnie nie stać. Pozostawanie w hotelach będzie ryzykowne. Kemping to idealny nocleg dla uciekinierów — puszcza oczko agentowi, który rozumie powody kryminalisty. Jako agent nie przyszłoby mu do głowy, aby szukać Criminal Moona w biednych okolicach. Schodzi ostrożnie z motoru, rozglądając się po spokojnej okolicy, w której są tylko przyczepy i las. — Mam tu znajomego. Coś dla nas znajdzie — oznajmia, schodząc z motoru. — Poczekaj na mnie. Zaraz przyjdę — zwraca się do młodszego, który przytakuje w zrozumieniu głową, nie mając i tak, gdzie odejść. Spokojnie wyczekuje na mężczyznę, który odchodzi w stronę jednej z przyczep. Widzi brodatego mężczyznę po czterdzieste, który otwiera przyczepę, witając się z Jeonem, jak ze starym przyjacielem.
Gdy Jeon wraca do agenta, ten śmiało chwyta za jego dłoń. — Możemy zostać tak długo, jak potrzebujemy — informuje Taehyunga, którego prowadzi w stronę przyczep.
— Dobrze znasz tego mężczyznę? — pyta, spoglądając na zamaskowanego.
— Powiedzmy — odpowiada. Taehyung syczy z bólu, gdzie zatrzymuje się, chwytając w okolice żeber. — Boli? — pyta, stroskany.
— Trochę — odpowiada szczerze. — Dam radę — uspokaja ciemnowłosego, który pokręca głową na boki, decydując się pewnie podnieść chłopaka, który otworzył szerzej oczy w zaskoczeniu. — N-Nie musisz mnie nieść — mówi pośpiesznie i nerwowo.
— To dla mnie żaden problem. Przeze mnie ci się dostało i do mnie należy to, aby się tobą zaopiekować — mówi dumny, a Taehyung patrzy zarumieniony na mężczyznę, który po tej dwuletniej rozłące i ostatnich spięciach, zachowuje się wobec niego troskliwie, jak nigdy wcześniej.
— Czy to nie jest przypadkiem twoja litość? — pyta.
— Przestań z tym w końcu? — pyta, nieco rozdrażniony, drążeniem tego tematu.
— Twój już były kochaś tak mówił. W końcu byliście blisko i z pewnością się mu zwierzałeś... — szepcze, a ciemnowłosy zaciska wargi, tracąc powoli cierpliwość, której nie ma wiele. Stawia agenta przed przyczepą, gdzie zdejmuje maskę, mogąc teraz spojrzeć agentowi prosto w oczy.
— Byliśmy blisko cieleśnie. Co prawda zwierzałem się mu z pewnych spraw, ale nigdy nie powiedziałem mu, że się nad tobą lituję — tłumacz .
— Może sam doszedł do tego wniosku, obserwując cię — zauważa.
— Taehyung, błagam, przestań pierdolić takie głupoty, bo nie wytrzymać — warczy rozdrażniony zachowaniem agenta.
— I co mi zrobisz? Nie mogę już wyrażać swoich przemyśleń?
— Możesz, rób, co chcesz. Żal się do drzewa, do krzaków, czegokolwiek, ale mi nie pierdol o tym — mówi, a Taehyung pokręca nerwowo głową. — Przysięgam, że żałuję zjawienia się zbyt późno, kiedy spotkałeś Salvadora. Zajebałbym go przed powiedzeniem ci tych głupot — zdenerwowany wchodzi do przyczepy, poszukując apteczki. — Rusz tu swoje piękne dupsko, kruszynko — woła z przyczepy, gdy agent stoi wciąż na zewnątrz.
— Wulgarny idiota — mruczy, gdzie wchodzi do ciasnej przyczepy, nie mając trudności ze znalezieniem dwuosobowego łóżka. Jungkook podchodzi do agenta z apteczką, gdzie zasiada tuż obok niego.
— Postaram się być ostrożny — mówi, powoli i ostrożnie zdejmując z agenta bluzkę. Jeon rozlewa na wacik wodę utlenioną, by zaraz przyłożyć go do rany, jednak na ten czyn Taehyung syczy boleśnie.
— Nie wytrzymam tego — mówi, zaciskając w bólu powieki. — Zlituj się! — podnosi głos, gdy kryminalista nie jest czuły przy opatrywaniu.
— Nie umiem inaczej. W Meksyku pijemy rum na znieczulenie, a potem można opatrywać — tłumaczy. — Wytrzymaj laleczko, niestety nie mamy alkoholu.
— Zamknij się — mówi płaczliwie, postanawiając się położyć, by znieść ból. Twarz Jungkooka oblewa się, potem gdy stara się włożyć w to choć trochę delikatności. Taehyung przygląda się na starania mężczyzny, który naprawdę chce ulżyć mu bólu. Po oczyszczeniu ran Taehyung czuje się znacznie lepiej. Taehyung podnosi się do siadu, pozwalając kryminaliście owinąć bandaż wokół żeber. Zagryza się niespokojnie na dolnej wardze, gdy rozmyśla o słowach Salvadora i zaprzeczeniach Jeona. — Mogę cię o coś zapytać, Criminal Moonie? — pyta.
— Już pytasz — zauważa.
— Jeśli nie robisz tego z litości, to...
— Z miłości.
~
Jakie wrażenia?
Następny rozdział już w piątek ^^
Zostawcie dla motywacji:
Głosy i Komentarze
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top