$Respect me$
~Witam ^^
Dźwięk strzału powoduje, że ciążący nad nieprzytomnym agentem napastnik spogląda na swe zranione ramię. Zaciska we frustracji wargi, po czym przenosi wzrok na strzelca, którego twarz może w końcu ujrzeć bez maski. Przerażające jest mrożące krew w żyłach spojrzenie najgroźniejszego kryminalisty w Korei, jak i Meksyku. Napastnik mierzy wzrokiem twarz przestępcy, którego twarzy nikt poza określonego grona nie ma prawa znać, a kto tę twarz ujrzawszy, żywy prawa nie ma odejść. — Więc tak naprawdę wygląda sławny Criminal Moon — mówi napastnik, który powstaje, a słabe oświetlenie pozwala kryminaliści zidentyfikować mężczyznę, na którego widok parska śmiechem.
— Naprawdę z ciebie uparty agent — mówi prześmiewczo, stawiając pewne kroki ku mężczyźnie, który trzyma w drżącej dłoni nóż. — Ruszyłeś za nami z Paryża. Czy to jest twoje zadanie, aby zgwałcić agenta Kim, czy jednak twój osobisty problem do mnie? — unosi brew.
— Zgadnij!
— Stawiam na opcję drugą. Jednak coś ci się pomyliło, mały zjebie... — przerywa, posiadając w oczach samego diabła. Przerażenie dominuje w agencie Park, który stara się utrzymać w dłoni nóż. — Mojej kruszynki nikt nie ma sprawa dotknąć. Postwarzam Nikt! Mogłeś uciec przed postawionym przeze mnie wyrokiem na twoje marne życie, ale wolałeś uderzyć w mój skarb i wyprowadzić mnie z równowagi... Jestem naprawdę zły agencie Park — przechyla głowę w bok, patrząc na swą ofiarę.
— Zabije to, co jest dla ciebie cenne! To moja zemsta! — wykrzykuje, co spotyka się z drażniącym dla ucha śmiechem Criminal Moona.
— Twoja zemsta? Śmieć, który pracuje dla Bumgyo i mści się za śmierć partnerki, która wraz z tobą zabijała dzieci, pozwala na ich krzywdę, a teraz chce zgwałcić moją kruszynkę, nie ma prawa do zemsty, nie ma prawa, by móc oddychać — oznajmia, a rozwścieczony jego słowami agent Park rzuca się z nożem na kryminalistę, który obrywa nożem w ramię. Nóż nie wbija się głęboko, gdy ciemnowłosy kryminalista zatrzymuje rękę napastnika. Nie boi się bólu, nie boi się spojrzeć śmierci w oczy. Kryminalista bezwspółczucia wyciąga nóż ramienia, gdzie jego własną krew zabrudza podłogę. Ciemne oczy pełne mroku spoglądają na mężczyznę, któremu nie daje szansy na reakcje, gdy bezwzględnie wbija nóż w jego pierś. Spojrzenie przestępcy, jak brzytwa przeszywa cierpiącego agenta, którego bezlitości przytrzymuje za ciemne kosmyki włosów.
— J-Jak nie ja to Bumgyo was zniszczy — wydusza z trudem.
— I tak tego nie ujrzysz — mówi, gdzie ciągnie ledwo żywego mężczyznę w stronę barierek. Chwyta za ramiona agenta, któremu patrzy w ledwo otwarte oczy. — Kończę dziś to, czego nie byłem w stanie wcześniej zakończyć — oznajmia, gdzie decyduje się wypchnąć ciało do morza. Kryminalista spogląda w ciemną wodę, dostrzegając tylko zarysy dryfującego ciała. Oddycha nierównomiernie, gdy opadają emocje. Jednak nim chce odejść od barierek, wyczuwa broń tuż przy skroni, przez co zerka czujnym okiem na otaczających go mężczyzn. Wylicza ich w sumie czterech. Wszyscy są uzbrojeni. Rozpoznaje twarze, które siedziały przy stole z Coyotem, przez co wie, że szef gangu przygotowany był na jego obecność.
— Kogo moje oczy widzą... Sam Perdo Mandera syn Pedro Jose Mandery zaszczyca progi mojej ziemi — mówi melodyjnym głosem Włoch, który zbliża się do kryminalisty. Ludzie mężczyzny chwytają Jeona za ramiona, zwracając go siłą w stronę gangstera. Krew kryminalisty kapie na podłogę, gdy ramię nie zaprzestaje krwawić. Wściekłe oczy Criminal Moona patrzą na mężczyznę, który zatrzymuje dwa metry przed nim. Mimo ciemnej nocy posiada założone okulary przeciwsłoneczne, a między palcami podtrzymuje drogie cygaro. — Wiesz, że jesteś właśnie w złym położeniu. Wyrzuciłeś za burtę człowieka, podrywałeś moją żonę i wyciągnąłeś z niej informacje. Przez to muszę szmatę sprzedać — mówi, pokręcając w zawiedzeniu głową. — Nie jesteś w Meksyku, żeby działać w ten sposób na moim terytorium. Tutaj to ja mam władze, Pedro — dodaje, a Jeon marszczy brwi w rozdrażnieniu.
— Dlatego odurzyłeś Taehyunga?! — pyta, rozdrażniony, szarpiąc się z uściskami mężczyzn.
— Nie wiedziałem, że to ty jesteś Pedro Mandrą, ale po tym jak poszedłeś z moją żoną, zacząłem podejrzewać, co się świeci. Mój przyjaciel Bumgyo ostrzegał, że będziesz się panoszył i w razie potrzeby mam cię sprzątnąć — oznajmia. — Co do chłopaka, to wpadł mi w oko. Coyota zawsze inspirują piękne ciała z równie pięknymi buźkami. Samiec alfa zawsze wyczuje ofiarę — dodaje.
— Sukinsyn! — warczy rozwścieczony. — Spróbuj tylko położyć na nim swój palec, a cię kurwa żywcem poćwiartuje — ostrzega, będąc bardzo dosadnym w tym, co zamierza. Coyote śmieje się, nie zamierzając przejmować się pogróżkami meksykanina.
— Groźne twe słowa, Mandera. Jednak dziś to będzie twój koniec. Zrobię przysługę Bumgyo i na naszym spotkaniu pochwalę się swoim osiągnięciem, jakim jest twoja śmierć, a chłopaka mu oddam — oznajmia, a kryminalista stara się panować nad emocjami, jednak nie jest to łatwym zadaniem. Dobrze wie, że utrata kontroli kończy się źle, przez co walczy z wewnętrznym potworem, który rozbudza się na widok nieprzytomnego agenta, którego przytrzymuje dwójka ludzi Coyota. — Piękna buźka — mówi, ujmując dłonią policzek agenta, które koszulka jest poszarpana. Kryminalista gotuje się w sobie na widok brudnych palców Włocha, który śmie dotykać tego, co należy do niego.
— Weź te brudne łapska z niego! — wykrzykuje, a Coyote zwraca twarz ku niemu, uśmiechając się mściwie, gdy swoją dłonią zaczyna sunąć po nagiej klatce piersiowej agenta Kim, pragnąc w ten sposób pomęczyć bezradnego mężczyznę. Głowa kryminalisty pochyla się w dół, gdy bezradność naprawdę go wkurwia. Zaczyna się śmiać, pierw cicho, a zaraz coraz głośniej. Śmiech wprawia wszystkim w zmieszanie, gdyż szaleniec zamiast płaczu rzewnie się śmieje.
— Co ci tak do śmiechu? — pyta Włoch.
— Śmieje się, bo wiem, że dziś morze pokryje się waszą brudną krwią — odpowiada, wpatrując się szaleńczo w oczy Włocha. Ludzie Coyota spoglądają na siebie niepewnymi spojrzeniami, nie potrafiąc zrozumieć, skąd w mężczyźnie odwaga, by grozić ich szefowi.
— Nie przejmujcie się wariatem. Z tego, co wiem, podobno jest świrem — uspokaja ich Coyote. Jednak szeroki uśmiech kryminalisty wzbudza niepewność mężczyzn, którzy tracą z rąk mężczyznę. Jeon upada na kolana, gdzie zmuszony jest wyciągnąć z obuwia scyzoryki, którymi rani w nogi mężczyzn. Coyote otwiera szeroko oczy, widząc, jak ciemnowłosy meksykanin, sztuczkami rani jego ludzi.
— Przeklęty potwór — warczy, wyrzucając za burtę cygaro, by sięgnąć po broń. Kryminalista, okłada kopnięciami mężczyzn, którym nawet głów nie szczędzi. Gdy jego szalone czyny kończą się na stracie przytomności celów, zwraca swe okrutne oczy na Coyote oraz dwójki ludzi, którzy trzymają jego skarb. Rzuca się w stronę gangstera, który zadaje mu strzał w zranione ramię, jednak ból nie powstrzymuje mężczyzny, by ruszyć na pomoc swojej kruszynce. Ból jest chwilą słabości, a zemsta jest motywacją. Wysokim kopnięciem, strąca gangsterowi broń, by pionowym uderzeniem zepchnąć Włocha na podłogę.
— Potwór chce odebrać, co do niego należy — oznajmia, idąc pewnymi krokami w stronę Coyote, który krzyczy, cofając się na klęczkach przed mściwymi zamiarami kryminalisty.
— Uwolnijcie chłopaka, już! — krzyczy w stronę swoich. Kryminalista jednak się nie zatrzymuje, idąc wciąż ku gangsterowi, który śmiał nadepnąć mu na odcisk. Dwójka zostawia nieprzytomnego agenta, ruszając z ratunkiem szefowi. Rzucają się ku kryminaliście, który spokojnie zwraca się w ich kierunku, wymierzając bronią w ich głowy. Krew zabitych otula twarz przestępcy, którego szereg białych zębów obdarzają przerażonego Coyote. — N-Nie zabijaj mnie!
— Criminal Moon, nie zna litości — oznajmia, nie zamierzając słuchać próśb gangstera, który zderza się z drzwiami, nie mając, gdzie uciec. Kryminalista zatrzymuje się, gdzie przerażony gangster spogląda w nieposkromione oczy mściciela.
— Powiem ci wszystko! — wykrzykuje w ostateczności.
— Więcej niż twoja żona? — pyta, a mężczyzna przytakuje, badając wzrokiem twarz kryminalisty, która pokryta jest krwią jego ludzi. — Mów!
— B-Bumgyo, o-on nie chce poprzez ten narkotyk, tylko się wzbogacić i zdobyć władze...
— A niby czego chce?!
— Zniszczyć cię i twoją rodzinę. Ma obsesję na twoim punkcie, a zniszczenie twojej dumy jest czymś, co go w pełni zadowoli. Wie, że chłopak jest twoją słabością... — mówi, a oczy kryminalisty mrużą się, zaczynając powoli rozumieć, do czego dąży. — Pamiętaj, że nie masz z nim szans, a dłuższe próby sprzeciwu skończą się dla ciebie ostatecznym wyrokiem. Wyrokiem śmierci, a dla chłopaka zniewoleniem. Bumgyo nie jedno dziecko kochał, a ty jeste... — niedane jest mu skończyć, gdy kryminalista w szale strzela, wykorzystując wszystkie naboje.
— Koniec tego pieprzenia! — wykrzykuje w szale, nie chcąc słyszeć o pieprzonej chorej miłości Bumgyo. — Nie śmiej mówić o jego chorej miłości w mojej kurwa obecności! — opętany gniewem kopie martwe ciało gangstera. Krew zalewa go na myśl o słowie "kocha" gdy jest ono związane z Bumgyo, dla którego to słowo jest obsesją. Dyszy ciężko nad ciałem, czując, że zwariuje. Uderza bezmyślnie głową o drzwi, chcąc wyrzucić z głowy wspomnienia, które rozrywają mu duszę. — Nie pozwolę... nie pozwolę mu zranić osoby, którą tylko ja mogę kochać, nie on...
~
Ból głowy przebudza agenta, który powoli rozchyla powieki. Dostrzega, że znajduje się w pokoju, jednak wspomnienia z wczorajszej nocy powracają do jego myśli, przez przestraszony podnosi się do siadu. Przerażony spogląda na swoje ciało, które pokrywa piżama, przez co staje się spokojniejszy. Pamięta, że poczuł się źle i ktoś go chwycił, jednak dalsze wydarzenia nie są mu wiadome. Przenosi wzrok w stronę drzwi od łazienki, które się otwierają, mogąc ujrzeć kryminalistę w czarnej bluzie z długimi rękawami. Na widok mężczyzny powracają wspomnienia ze zdrady, której się dopuścił kryminalista w jego obecności, przez co rozgniewany wstaje z łóżka, patrząc na niego wrogo. Mimo widoku bladej twarzy Jungkooka i zranionego czoła stara się nie mięknąć na wzgląd być może złego samopoczucia mężczyzny. — W końcu się obudziłeś — mówi, a agent marszczy brwi.
— Obudziłem, ale nie myśl, że zapomniałem!
— O czym ty mówisz? — pyta.
— O tym, jak pieprzyłeś kobiety tego Włocha! — wykrzykuje rozżalony, a ciemnowłosy pokręca głową.
— Nikogo nie pieprzyłem — uspokaja chłopaka, który parska śmiechem w niedowierzaniu.
— Myślisz, że jestem naiwny i znowu ci uwierzę?! — pyta, zdenerwowany. — Sam na własne uszy cię słyszałem!
— Słyszałeś, ale nie widziałeś, co z nią robiłem — zauważa, a Taehyung pokręca w rozczarowaniu głową.
— Cokolwiek z nią robiłeś, to sprawiałeś jej przyjemność, a mi w tamtym momencie wbijałeś nóż w serce — mówi rozgniewany, czując cisnące się do oczu łzy. — Miałeś być mi wierny i tego od ciebie oczekuję do cholery! Dopuściłeś się zdrady w mojej kurwa obecności, Jungkook! Dlatego... Dlatego ja nie zamierzam ci tego wybaczyć, dopóki nie zrozumiesz swojego błędu.
— Dramatyzujesz bez powodu — wzdycha ciężko. — Nie robiłem tego, dla własnych potrzeb seksualnych, a dla zdobycia informacji. Zawsze działam w taki sposób, co nie znaczy, że jestem ci niewierny — oznajmia, patrząc w oczy agenta, który unosi wysoko brwi.
— Czy siebie słyszysz?! Nie rozumiesz, że mnie zraniłeś? Nawet jeśli miałeś w tym jakiś cel, nie pomyślałeś o moich uczuciach... jak mnie zranisz. Myślałeś tylko o zdobyciu informacji — mówi rozżalony.
— Nie rozumiem, o co się gniewasz. Ja w taki sposób żyję. Z Salvadorem też tak działałem i on nie miał żadnych pretensji — mówi, a Taehyung zaciska w bezradności dłonie.
— J-Ja nie jestem kurwa Salvadorem! — podnosi głos, który drży przez emocje. — Zastanów się nad tym, czy kiedy mówisz, że mnie kochasz, to jest to naprawdę miłością. J-Ja nie chcę, żebyś w taki sposób działał i mnie ranił. Może i zgodziłem się na bycie uległym, ale ty również zgodziłeś się być mi wierny... jednak zachowanie wierności jest dla ciebie problemem... — płacze bezradnie, a Jungkook zbliża się do agenta. — Nie podchodź do mnie! — krzyczy, nawet na niego nie patrząc.
— Taehyung, wybacz mi. Ja naprawdę nie chce cię ranić, ale z dnia na dzień nie zmienię moich zwyczajów — tłumaczy, a agent pokręca słabo głową. Ociera mokre policzki, czując, że musi być silniejszy, silniejszy od Criminal Moona.
— Uklęknij — przemawia spokojnie, a Jeon marszczy brwi w niezrozumieniu.
— Po cholerę mam klękać? — pyta, nie rozumiejąc, jaki ma w tym cel agent.
— Powiedziałem, uklęknij! — podnosi głos, przenosząc srogie spojrzenia na kryminalistę, który postanawia posłuchać agenta. Klęczy na podłodze, gdzie zaciska wargi, spoglądając na agenta, który zbliża się do niego. — Szczerze żałujesz?
— Żałuję, ale zrozum, że...
— Niczego nie zamierzam rozumieć. Jeśli żałujesz, nie chce słyszeć żadnych wymówek — przerywa mężczyźnie, który nie poznaje agenta.
— Mam dość! — zdenerwowany wstaje, nie czując się dobrze w momencie, w którym musi ulegać. — Żałuję tego, co zrobiłem i przepraszam, jeśli cię zraniłem, ale czasu nie cofnę. Nie zmienię się z dnia na dzień. Nie rozumiem, dlaczego mam przed tobą klękać, kiedy nic się nie wydarzyło między mną i tą kobietą, prócz pocałunków i dotknięć! — podnosi w zdenerwowaniu głos, a rozgniewany Taehyung policzkuje kryminalistę, który w niedowierzaniu chwyta się za policzek, czując narastający w nim gniew, nad którym stara się zapanować.
— Bo zasługuję na szacunek, sukinsynie — warczy, a kryminalista mierzy wzrokiem zdeterminowanego chłopaka, który gotów jest wydrapać mu oczy. — Skoro nie potrafisz z dnia na dzień się zmienić, to dam ci lekcję życia.
~
Jakie wrażenia?
Tae dobrze robi?
Widzimy się w następnym rozdziale kochani.
Błagam tylko o chłód, bo ta gorączka wykańcza T.T
Zostawcie dla motywacji"
Głosy i Komentarze
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top