$I believe$
~Witam w trzeciej części Criminal Moona! ^^/ Dodaję dzień wcześniej od planowanej daty, bo jutro mam egzaminy i w niedzielę, a jeszcze czeka mnie World of hierarchy ^^' Wracamy do Moona! Mam nadzieję, że finalna część również wam się spodoba, co poprzednie. Zaczynajmy! ^^/
Czy normalnym bagażem doświadczeń jest mierzenie się z brutalnym światem, do którego widoku zmuszone są oczy dziecka, od poczęcia? Czy krew zawsze musi zdobić jego niezniszczalną zbroję? Czy wielu musi pragnąć tę zbroję zniszczyć i ujrzeć ulegnięcie najsilniejszego?
Małe dłonie podpierają się podłogi, na której siedzi, walcząc ze stawieniem swego pierwszego kroku w życiu. Zapach perfum kwiatowych dociera do nozdrzy, wiedząc, że kobieta znajduje się za nim. Udaje się mu po raz pierwszy ustać na nogach, nie dając się pokonać równowadze. Dłonie kobiety przytrzymują jego ramiona, a jej usta zbliżają się do narządu słuchowego. — Mama jest dumna, ale nie na tyle, by pozwolić ci cieszyć się pierwszym sukcesem, Jeongguk — wyszeptuje do ucha dziecka. — Od dziś każdy twój krok będzie krokiem ku śmierci. A wiesz, czym jest śmieć? — pyta.
— Czymś strasznym — odpowiada, jak serce mu podpowiada.
— Dokładnie. Strasznym i bolesnym, lecz nie trwa to zbyt długo... sęk w tym, abyś ty potrafił odpowiednio długo przytrzymywać życie, by śmierć nie była łatwa, jak dla niektórych... Sprawiedliwości nie ma, sam musisz ją wymierzyć. Musimy wymierzyć ją twojemu ojcu — mówi z goryczą, co źle oddziałuje na dziecko. — Pierwszą rzeczą, którą musisz potrafić, to bezlitosna brutalność — dodaje, przykładając do dużo mniejszej dłoni nóż. Ciemne oczy dziecka patrzą na narzędzie, po czym przenoszą się na małe zwierzę, które wypuszcza z dłoni kobieta. Jest to mała mysz, która swobodnie czuje się przed nim. Mały Jungkook przenosi oczy raz na narzędzie, a raz na małą mysz, gdzie bezwahania zabija małe stworzenie, gdy kobieta przygląda się chłopcu z satysfakcją. — Wiesz, co teraz zrobiłeś? — pyta, a ciemnooki chłopiec przenosi wzrok na matkę i jej ciężarny brzuch.
— Zabiłem — odpowiada.
— Zabiłeś, nie tylko bezbronną mysz. Zabijając ją, zabiłeś własną niewinność — oznajmia, a chłopiec beznamiętnie spogląda na swe dłonie, próbując pojąć słowa matki.
Na przestrzeni lat Jungkook staje się odpowiedzialny nie tylko za samego, lecz także za dziesięcioletniego Mujina. Samotnie kroczy ciemnymi ulicami Seulu w najbiedniejszej jego części. W dłoniach trzyma torbę z zakupami, które kazała zrobić mu matka. Dwunastolatek ze smętnym wyrazem, który nie okazuje żadnych emocji, zatrzymuje się, gdy słyszy zbliżające się kroki, przez co przybiera wrogości, a także czujności. Niepewny wsuwa dłoń do kieszeni, chwytając za scyzoryk, jednak widok podbiegającego Mujina powoduje, że puszcza narzędzie, wysuwając dłoń z kieszeni spodni. Jego wyraz twarzy również się zmienia na pogodniejszy i bardziej emocjonalny. — Hyung, jesteś — przemawia chłopiec, zatrzymując się przed starszym bratem.
— Coś się stało? — pyta niepewnie.
— Mama i tata bardzo się kłócą — zdesperowany, chwyta za dłoń starszego. — Pomóż, tylko ty jesteś w stanie ich uspokoić, hyung — dodaje, patrząc zlęknionymi oczami na Jungkooka, którego wyraz przybiera wrogości, gdy nie może znieść ciągłej sytuacji w domu, która opiera się na ciągłych kłótniach i agresji.
— Chodź — mówi, nie puszczając dłoni młodszego, z którym biegnie w stronę domu, a raczej campingu. Gdy docierają na miejsce, słychać dochodzące krzyki matki dwójki. — Zostań tu — Jungkook zwraca się do brata, podając mu torbę z zakupami, gdy całym sercem nienawidził ojca.
— Ale, hyung...
— Mówię, żebyś został! To niebezpieczne, nie pozwolę, żeby coś ci się przez nich stało! — podnosi głos, po czym wyciąga scyzoryk, udając się do środka, w którym zatrzymuje się, gdy widzi dużo silniejszego ojca, który przytrzymuje kobietę za szyję.
— Nie pozwolę, żebyś ich skrzywdził! To nasze dzieci, śmieciu! — wykrzykuje kobieta, ledwo nabierając oddechu.
— Ty tylko urodziłaś, a ja jestem ich właścicielem — mówi bez skruchy. Dwunastoletni Jungkook marszczy we wściekłości brwi, gdy słowa ojca są ciosem. — Z Mujinem nie ma problemów, to potulny i łatwy dzieciak, poradzi sobie, ale Jungkook?! Ty w niego wpoiłaś całą nienawiść i jest trudnym do pokonania bachorem, ale jak razem pójdą za dobrą cenę, to i tam sobie z nim poradzą — dodaje, a strach, który ogrania Jungkooka powoduje, że wycofuje się o krok. Jednak myśl o Myjinie, nie pozwala mu na strach.
— Nigdzie nie pójdziemy! — wykrzykuje, zwracając uwagę ojca.
— Jungkook zabieraj Mujina i uciekajcie! — wykrzykuje kobieta, która próbuje się wyszarpać, jednak nienawistny Jungkook, nie waha się ojca, który gotuje się w sobie, widząc znienawidzone spojrzenia syna.
— Znowu patrzy na mnie w ten sposób, przeklęty bachor!
— Przeklęty to akurat ty jesteś — mówi, po czym w krzyku biegnie w stronę ojca, mierząc scyzorykiem w niego, gdy ostrze wbija się w ciało, a skóra na twarzy dwunastolatka splamiona jest krwią, ciemnowłosy otwiera szerzej oczy, widząc, że jego scyzoryk nie trafił w ojca, lecz w matkę, którą stała się tarczą mężczyzny. W oczach chłopca pojawiają się łzy, gdy po raz pierwszy zabija człowieka i jest nią matka. Przerażony wycofuje się, czując, jak nogi odmawiają mu posłuszeństwa.
— Już taki pewny nie jesteś, głupi bachorze. Myślałeś, że mnie się pozbędziesz?! — pyta, rzucając ciało kobiety, by ruszyć w stronę osłupiałego Jungkooka.
— N-Nie podchodź! — podnosi w drżeniu głos, będąc oblanym potem.
— To ja tu rządzę! Pozbędziemy się ciała twojej matki i razem z bratem pójdziecie do nowego domu — mówi, a Jungkook pokręca w sprzeciwie głową, zdobywając się na wyjście z campingu. Podbiega do Mujina, którego chwyta za dłoń, gdy niepewnie zerka w stronę wejścia do pojazdu.
— Hyung, co się stało? Dlaczego jesteś taki blady i masz krew na twarzy? — pyta młodszy.
— P-Potem ci powiem. Uciekajmy stąd. Ojciec jest nieobliczalny, mnie może upokorzyć, ale ciebie nie pozwolę — mówi, spoglądając w oczy wystraszonego Mujina, który zostaje pociągnięty przez starszego w ciemne uliczki. Jungkook stara się zapanować nad emocjami, jednak przez fakt, że zabił matkę, nie jest w stanie myśleć racjonalnie. Biegnie wraz z Mujinem przez uliczki, czując, że zaplątuje się w obranych przez siebie kierunkach. Wbiegając w ślepy zaułek, przeklina głośno, zwracając oczy ku przerażonemu dziesięciolatkowi. — Musimy iść inną drogą — mówi, odwracając się, jednak nie stawia żadnego kroku naprzód, gdy drogę ucieczki blokuje im ojciec, któremu towarzyszą nieznajomi mężczyźni.
— Myślałeś, że uda ci się uciec? — pyta kpiąco mężczyzna, a dwunastolatek marszczy brwi.
— I nie zamierzam wątpić, że to mi się nie uda. Z Mujinem nie będziemy się słuchać takiego głupca — mówi ostro, a towarzyszący ojcu mężczyźni śmieją się głośno, przez co pewność ojca chłopców maleje, tym bardziej, gdy czuje dłoń trzeciej osoby, która opiera się na jego ramieniu. Lęk ogarnia Jungkooka, widząc przy ojcu starszego mężczyznę, który wywołuje lęk samym spojrzeniem. Niepewny zamiarów mężczyzny, osłania swym ciałem młodszego brata, nie chcąc ulec presji.
— Jisung, wychowałeś pyskatego syna. Nie ma wobec ciebie żadnego szacunku — mówi prześmiewczo, a ojciec chłopców opuszcza głowę.
— Proszę mi wybaczyć. Jednak to nie było łatwe dziecko do wychowania — tłumaczy.
— Nieważne — unosi dłoń, nie chcąc, aby mężczyzna się tłumaczył. Nieznajomy zbliża się do dwójki, patrząc w oczy zaciekłego Jungkooka, który nie traci wrogości.
— H-Hyung, boję się — szepcze młodszy, trzymając się starszego brata, który nigdy nie pozwala go skrzywdzić.
— Dzieciaku, jesteś naprawdę odważny, jak na twój wiek. Jeszcze żaden dwunastolatek nie odważył się obdarzyć mnie tak wrogim spojrzeniem. Spodziewałem się strachu... strach takich dzieciaków mnie podnieca — mówi, oblizując usta.
— Nie obchodzi nas, co się panu podoba. Macie puścić nas wolno albo...
— Albo co? — unosi brew. — Myślisz, że dasz mi radę? Wiesz, kim ja jestem, głupi bachorze?!
— Nie obchodzi mnie to, kim pan jest! Nie oddam naszej wolności bez walki — mówi zdecydowany, wywołując śmiech u starszego, który zaskakuje Jungkooka, gdy chwyta z brutalnością za jego włosy. Krzyk Jungkooka przedostaje się do uszu wystraszonego Mujina, który patrzy ze strachem na zmuszonego do klęknięcia brata. Widok opierającego się dwunastolatka powoduje, że łzy opuszczają oczy Mujina.
— To, że twojemu ojcu nie udało się ciebie wychować, nie oznacza, że mnie się to nie uda. Utemperuję cię i będziesz posłuszny — mówi ostro, gdy dwunastolatek zagryza się do krwi na wardze, próbując znieść zadany ból.
— P-Proszę go zostawić, proszę! — wykrzykuje przez płacz Mujin, który upada na kolana, zwracając uwagę brutalnego mężczyzny. — N-Nie rób krzywdy mojemu hyungowi — płacze, nie mogąc znieść tego widoku.
— Nie ulegaj mu — warczy Jungkook, który zostaje rzucony na ziemię, gdzie leży bezwładnie, zaciskając zakrwawione wargi, gdy spód buta mężczyzny zaciska się brutalnie na jego głowie.
— Co możesz zaproponować, aby uratować starszego brata? — unosi brew. — Jeden mój ruch, a rozwalę mu czaszkę — ostrzega, wywierając na Mujinie presję, z którą w żaden sposób sobie nie radził.
— P-Pójdziemy z panem, jak chciał tata... tylko zostaw mojego hyunga — mówi.
— Nie rób tego... — wyszeptuje słabo Jungkook, który przez zamglone oczy patrzy w stronę klęczącego Mujina, do którego zbliżają się ludzie okrutnego człowieka. Wyciąga słabo dłoń w kierunku Mujina, jednak uderzenie powoduje, że całkiem traci przytomność.
~
Zdruzgotany Taehyung idzie tuż przy Suhyunie, nie potrafiąc zapanować nad łzami, gdy widok wybuchu posiadłości Jungkooka nie potrafi opuścić jego myśli. Wchodzi na pokład samolotu, gdy mężczyzna trzyma go za rękę, ciągnąc w stronę ich miejsc. Zasiadają na miejscach, gdzie Taehyunga siedzi przy oknie. — Będziesz cały czas opłakiwał tego śmiecia? — pyta, spoglądając na jasnowłosego, który przez jego głupie pytanie, zaciska wargi. — Nieważne, nie musisz się odzywać. Zabawka mojego pana i tak nie jest od gadania, a od wyglądania i dawania — uśmiecha się pewnie. Taehyung w bezradności zaciska dłonie na kolanach, patrząc tępym wzrokiem w podłogę, gdy pojedyncze łzy suną się po jego policzkach. — Proszę przygotować szampana dla nas. Mamy co świętować — mówi w stronę stewardessy, która niepewnie spogląda na zasmuconego pasażera oraz jego zadowolonego partnera.
— Po starcie, przyniesiemy pańskie zamówienie — mówi z opanowaniem, po czym odchodzi.
Taehyung milczy przez większość czasu, nawet gdy wystartowali, nie odezwał się słowem. Pijący Suhyun świętuje śmierć osoby, dla której otworzył serce i był w stanie wskoczyć w sam ogień.
— Przestań być taki płaczliwy, Taehyung. Mój pan nie będzie zadowolony, jeśli cię takiego zobaczy — mówi mężczyzna, na którego przenosi oczy Taehyung.
— To może powiesz mi, kim on jest i dlaczego akurat mnie się uczepił, co? — pyta wprost.
— Chyba sam powinieneś wiedzieć, kim jest — odpowiada, a Taehyung opuszcza wzrok, gdy przez wspomnienia zwalnia w piersi jego serce, bojąc się spotkania z człowiekiem, który zmusił go do posłuszeństwa.
— Wiem, ale nie widziałem jego twarzy... nie znam jego tożsamości, więc mi powiedz!
— Nie powiem ci, bo jego tożsamość jest tajemnicą, nawet dla ciebie. Sam będziesz musiał zasłużyć, aby móc go ujrzeć. Jeśli zdobędziesz jego pełne zaufanie i będziesz posłuszną dziwką, to twoje życie z nim będzie znacznie lepsze od tego, w którym byłeś dziwką Jungkooka — oznajmia, a Kim zaciska dłonie w zdenerwowaniu, nie chcąc kontynuować tej rozmowy, wiedząc, że Suhyun nic mu nie powie. Zależy mu na poznaniu całej prawdy o sobie i człowieku, który robi wszystko, aby zatrzymać go przy sobie.
Wstaje z miejsca, zwracając uwagę Suhyuna. — Co robisz?
— Muszę do toalety — odpowiada, a Suhyun niepewnie mruży oczy.
— Masz pięć minut — ostrzega, a Taehyung wywraca oczami, ruszając w stronę toalety. Zaciska dłonie, gdy próbuje wymyślić plan działania. Przymyka lekko powieki, próbując przypomnieć sobie Jungkooka i to, jakby postąpił na jego miejscu.
— Daj mi znać, co postanowi Suhyun — zaczyna kryminalista, który z trudem rozstaje się z agentem.
— Będę cię informował na bieżąco — oznajmia ze spokojem w głosie.
— Mam taką nadzieję. Jeśli postanowi wyjechać z tobą do Korei, od razu daj mi znać. Nie puszczę cię samego do tego kraju. Z jakiegoś powodu musi mu zależeć na ściągnięciu cię z powrotem do Korei... — mówi z namysłem, a Taehyung w niepewności na niego spogląda.
— Czy ty coś wiesz? Albo coś przypuszczasz, Jungkook? — pyta, a ciemnowłosy przenosi na niego oczy.
— Powiedzmy, że coś przechodzi przez moje myśli, jednak... — zaciska w zdenerwowaniu dłonie. — Mam nadzieję, że to nie jest to, co myślę... bo jeśli tak, to będziesz musiał zobaczyć mnie z najgorszej strony — mówi, a agent może wyczuć w kryminaliście prawdziwy jad. Nienawiść bijąca z jego węglowych oczu mówi sama za siebie
Wspomnienia z ostatniej rozmowy z Jungkookiem powodują, że młody agent posiada więcej pytań, niżeli odpowiedzi. Czy mogło być tak, że Jungkook wiedział, kim jest osoba, która go skrzywdziła?
Pokręca lekko głową, pragnąc nie myśleć o kryminaliście, jak o zmarłym, a zacząć wierzyć, że wciąż żyje. Zatrzymuje się przed kolejką do łazienki, gdzie zerka na chłopaka, siedzącego z nosem w telefonie, przez co do jego głowy przychodzi inny sposób na jakąkolwiek szansę. — Przepraszam — zwraca się do chłopaka, który odrywa oczy z telefonu. — Czy mógłbym pożyczyć telefon? To bardzo ważne i nie mam, kogo prosić o pomoc — mówi, patrząc z desperacją w oczy mężczyzny, który osłupiony, podaje telefon agentowi. Taehyung czuje ulgę, posiadając telefon, z którym wchodzi do kabiny. Drżąc w emocjach, wpisuje numer kryminalisty, przykładając zaraz urządzenie do ucha.
„Osoba, z którą próbujesz się skontaktować, jest poza zasięgiem" — słyszy, przez co zagryza się na dolnej wardze, odsuwając telefon od ucha. Zdesperowany postanawia pozostawić wiadomość do kryminalisty, nie posiadając żadnej pewności czy żyje.
„Jungkook wierzę, że żyjesz. Zostałem zmuszony do powrotu do Korei. Suhyun chce mnie oddać w ręce tego człowieka.... — pisze ze łzami, które suną się po jego policzkach, gdy ogarnia go strach. — Boję się, Jungkook. Przeraża mnie to, co mnie tam czeka.. Nie wierzę, że umarłeś, nie możesz mnie zostawić! Będę walczył i czekał, aż do mnie wrócisz... Nie zostawiłbyś mnie samego, prawda?! Dlatego nie zamierzam tracić nadziei i im się poddać. Dla nas wytrwam wszystko. Ufam twojemu szczęściu, ufam tobie. Wierzę, że mnie ocalisz".
Przykłada do piersi telefon, nie chcąc poddawać się łzom, jednak nie jest w stanie się przed nimi bronić, gdy wie, że szanse na to, że Jungkook żyje, są niewielkie. Wzdryga się, gdy słyszy pukanie i szarpanie klamki. Otwiera szerzej oczy w przerażeniu, gdy słyszy głos Suhyuna. — Pięć minut minęło, wyłaź lepiej!
~
Okej, to jakie wrażenia? Spodziewaliście się, że Jungkook mógł mieć młodszego brata? ^^
Jak na razie planuje dodawać rozdziały w piątki, ale jeszcze to rozpracuję ^^
Zostawcie po sobie:
Głosy i Komentarze
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top