$Everything is perfect without you$
~Witam ^^
Taehyung oddycha ciężko, gdy leży na mężczyźnie, patrząc w jego węglowe tęczówki, widoczne za maską.
— Twoich zasadach? Czyli powinienem zacząć się bać — mówi, gdzie chce zejść z mężczyzny, jednak ten chwyta go w talii, przytrzymując w tej pozycji, która nie jest dla byłego agenta wygodna. Jakaś cześć jego cieszy się widokiem Criminal Moona, a druga wręcz przeciwnie.
— Widzę, że to ci się nie podoba, kruszynko — uśmiecha się pewnie, a Kim zaciska wargi, nie chcąc zbyt oczywiście okazywać uśmiechu przez to, jak stęsknił się za tym słabym nazywaniem go kruszynką. — Jednak jesteś na moim terenie. W Korei wszędzie cię poszukują, więc raczej normalne jest to, że będziesz mógł zostać na moich zasadach — oznajmia, a Kim unosi w zdumieniu brwi.
— Co to za zasady? — pyta, patrząc na niego oczekująco. Criminal podnosi się do siadu, gdzie obejmuje byłego agenta w pasie.
— O tym porozmawiamy, kiedy dojedziemy Puebla — odpowiada z pewnością w głosie, a agent nie jest nieprzekonany, co do zamiarów mężczyzny. Mimo że właśnie go uratował, to nie zamierza mu ufać, nikomu nie może. W końcu to zaufanie go zgubiło.
Agent zostaje chwycony za dłoń przez Criminal Moona, który prowadzi go w stronę zaparkowanego samochodu. Kim wsiada na miejsce pasażera, gdzie zaraz obok niego zasiada ciemnowłosy chłopak, który zdejmuje z twarzy maskę.
Kim spogląda z uwagą na ciemnowłosego, mogąc w końcu ujrzeć jego twarz. Zaciska wargi, przyglądając się mu, gdy wszystkie wspomnienia powracają niepożądanie. Jungkook dostrzegając jego spojrzenie, mruży swe oczy.
— Coś nie tak? — pyta, a Taehyung odwraca nerwowo wzrok, woląc nie powracać do przeszłości i faktu, że go nienawidzi. — Rozumiem... — przeciąga melodycznie, odpalając silnik samochodu. — Będziesz milczący i posłuszny tylko po to, aby jakoś tutaj przeżyć. Wiem, że mną gardzisz, ale znaj łaskę pana i postaraj się otwierać częściej usteczka, kiedy o coś pytam. Nie jestem wróżbita Maciej, żeby wiedzieć, co ci w głowie siedzi, agencie Kim — mówi ostro, patrząc na drogę, a siedzący na fotelu chłopak, zaciska swe dłonie.
— Nie nazywaj mnie tak — szepcze, a kryminalista unosi w zdumieniu brew.
— Nie czujesz się już tym zawziętym agentem? — pyta zaciekawiony.
— Od jakiegoś czasu już nie — odpowiada.
— Weź, nie dramatyzuj. Jesteś dobrym agentem, nawet ja to przyznam, ale z pewnością lepszy ode mnie nie jesteś. W końcu, gdyby nie mój urok osobisty z pewnością dawno połapałbyś się, kim jestem — śmieje się, gdzie rozbawiony nasuwa na oczy okulary przeciwsłoneczne.
— Akurat przez ten fakt przestałem się czuć agentem — mruczy niemiło, a kryminalista gwiżdże, nie posiadając żadnego poczucia winy.
— Naprawdę... nie jest mi przykro — prycha, a brwi chłopaka marszczą się w zdenerwowaniu. — W ogóle mnie nie obchodzi to, co czułeś po tym, jak się dowiedziałeś. Może i z początku tak, bo dałem ci odejść dobrowolnie, ale twoja zdrada mnie dotknęła i spaliłem twoje istnienie po drodze do Meksyku — mówi gorzko, a agent nie wygląda na przejętego jego słowami, gdyż najwidoczniej obydwoje posiadają wiele żalu do siebie.
— W takim razie, dlaczego zdecydowałeś się mi pomóc? — pyta zaciekawiony.
— Bo Criminal Moon pomaga takim niedołęgą pokrzywdzonym przez prawo — odpowiada wprost, a Taehyung śmieje się w rozbawieniu.
— Criminal Moon pomaga? Dobre sobie — prycha w niedowierzaniu, a Jungkook mruży swe oczy, słysząc jego kpiący śmiech, przez który ma ochotę wyrzucić chłopaka z pojazdu. Taehyung zaskakuje się, gdy chłopak zatrzymuje gwałtownie pojazd na uboczu. Niepewnie kieruje oczy na przestępcę, który śmieje się pod nosem, oddychając niespokojnie.
— Głupi były agencie, lepiej mnie nie wkurwiaj takim pieprzeniem i nie każ mi żałować udzielenia ci pomocy — mówi z chłodem, a jasnowłosy otwiera szerzej oczy, widząc, że mężczyzna może zachować się nieprzywidywanie. Właściwie przez jakiś czas z nim mieszkał, więc może się wszystkiego po nim spodziewać. Przełyka ciężko ślinę, gdy Jungkook wyciąga ze stacyjki kluczyki, a nogi opiera na kierownicy, gdzie wsadza między wargi papierosa, które odpala znajomą zapalniczką z napisami W.P.N.
Kryminalista zaciąga się dymem nikotynowym, który rozmieszcza się po wnętrzu pojazdu, gdy jest naprawdę w opanowanym nastroju.
— Będziemy tu teraz tak stać? — pyta, gdy nie może uwierzyć, że mężczyzna robi sobie przystanek.
— Przez ciebie nie mam ochoty jechać. Muszę zapalić i się odprężyć — odpowiada, gdzie wpatrzony w złotą zapalniczkę, bawi się dla własnego relaksu.
— Okej. Rozumiem, że mogłem urazić twoje drugie oblicze przestępcy. Postaram się trzymać język za zębami, żebyś nie musiał żałować udzielenia mi pomocy, pasuje? — pyta, starając się trzymać nerwy na wodzy.
— Wolę cię jako posłusznego modela, więc nim bądź, zamiast patrzeć na mnie tym podejściem państwowego agenta — mówi wprost, zaskakując byłego agenta.
— I tak nie jestem już agentem, ale posłuszny model? — unosi kpiąco brew. — Nienawidziłem tej roboty, więc nie proś o to — krzyżuje ręce pod piersią, gdy Jungkook przygląda się z uwagą agentowi, za którego bezsensownym gadaniem i obrazami naprawdę się stęsknił, jednak nawet nie chce tego okazać.
— Okej, nie ma co wracać do przeszłości. Jednak będziesz musiał się czymś tutaj zająć. Nie możesz siedzieć i nic nie robić, kiedy tutaj wszyscy zapieprzają, a skoro nie jesteś już grzecznym agentem państwowym, możesz pobrudzić swoje rączki — uśmiecha się chytrze, a jego spojrzenie i uśmiech, wywołują u Kima dreszcze.
— Nie pisałem się na brudzenie własnych rąk gorszymi rzeczami, tym bardziej że jestem niewinny — mówi, patrząc w węglowe tęczówki mężczyzny, który w rozbawieniu wypuszcza dym z ust.
— Każdy tak mówi — pokręca lekko głową. — Jeśli chcesz tutaj zostać, do czegoś musisz się nadać. Zresztą nikt nie kazał się pieprzyć z tym zdradzieckim agentem, który cię wsypał. Sam jesteś sobie winny, więc po części ponosisz winę za twój los — mówi wprost, a brwi Kima się marszczą.
— Nie ty będziesz mnie oceniał. Sam siebie ocenię, bo wiem, że głupio zrobiłem, ponownie komuś ufając — mówi zdenerwowany, a kryminalista mruży swe powieki.
— Masz na myśli, że ja byłem pierwszym, któremu zaufałeś? — unosi rozbawiony brew. — Ale to prawda, że za pierwszym razem głupio zrobiłeś, ufając mi, a potem temu agentowi. Co szukałeś pocieszenia po kimś takim jak ja? — pyta z chytrym uśmiechem, a wargi Kima drżą w rozdrażnieniu przez jego bezpośredniość. — To nawet słodkie, ale nikt nie jest w stanie mnie zastąpić. Jestem jedyny w swoim rodzaju. Przystojny, bogaty, władczy i potwór łóżkowy, nie da się takiego zamienić na byle jakiego frajera — mówi.
— Ktoś ci mówił, że masz zbyt wysokie ego? — pyta rozdrażniony.
— Tak, wiele osób. Ale co to ma do rzeczy? — unosi brew.
— Gówno — mruczy, gdzie prostuje się na fotelu. Wie, że denerwowanie mężczyzny w niczym nie pomoże ani podnoszenie jego ego. — Jestem ciekaw, jakie warunki tym razem przede mną postawisz, panie Pedro Mandera — sili się na uśmiech, a kryminalista wyrzuca przez okno pojazdu niedopałek.
— Przekonamy się na miejscu. Należę do jednego z najgroźniejszych gangów, więc przyda się pomoc użytecznego byłego agenta — mówi, gdzie zaraz odpala silnik pojazdu. — Przyda nam się agent w grupie — dodaje rozbawiony, a czując na swej dłoni dłoń agenta, niepewnie przenosi na niego swe oczy.
— Nie przyjechałem tu, aby pomagać twojemu gangu. Chce oczyścić moje imię i zemścić się na agencie Han — mówi niespokojnie, nie chcąc, aby mężczyzna wciągał go we własne interesy. Oczy Mandery skanują chłopaka.
— Czasem zemsta przychodzi z czasem, a tutaj możesz się czegoś nauczyć — oznajmia, zaskakując Taehyunga.
— Niby czego? — pyta.
— Zrozumieć mój pogląd na świat. Nie jesteś jedyną osobą, która została w taki sposób skrzywdzona, Taehyung. Jest wiele osób, które zostały i wciąż zostają niesprawiedliwie traktowane w Korei. Ty jako agent państwowy nie masz wglądu do tego, jak naprawdę wszystko wygląda. Pracujesz dla złych osób — tłumaczy, a Kim przygląda się mu nieufnie.
— Akurat ty nie możesz odzywać się na temat sprawiedliwości. Pracowałem dla dobrych osób, to ty jesteś złem naszego kraju — mówi, patrząc w oczy kryminalisty, który zdenerwowany jego słowami strąca dłoń, aby ruszyć w drogę.
— Aby się zemścić, musisz oduczyć się tej naiwności, nawet do własnego kraju i ludzi, którzy w nim rządzą. Moja sprawiedliwość jest brutalna, ponieważ rany i moja zemsta stały się głębokie — oznajmia, a Taehyung nie może zrozumieć, co na myśli ma Jungkook, którego słowa brzmią dość boleśnie. — Chyba byłem dla ciebie za łagodnym panem, skoro nie boisz się mojego oblicza — mówi, a chłopak odwraca wzrok w stronę bocznej szyby.
— Nie byłeś łagodny ani dobry, a tym bardziej, kiedy dowiedziałem się, kim jesteś. Poznałem twoje prawdziwe oblicze tamtej nocy, co zabiłeś moją siostrę — mówi z chłodem w głosie, a Jungkook wypycha językiem wnętrze policzka, nie mając najmniejszej ochoty się tłumaczyć.
— Skoro tak uważasz, pewnie musisz bardzo mnie nienawidzić — pokręca głową na boki.
— Bardzo..
— I wzajemnie. Ja ciebie też nie trawię, kruszynko. Nikt nie trawi osób, które rezygnują z prawdziwej strony siebie, a ty zrezygnowałeś z nas — mówi niemiło.
— Wtedy, kiedy zadzwoniłeś, też tak powiedziałeś. Co to miało znaczyć? — pyta, gdy wciąż nie może tego pojąć.
— Co? — śmieje się nerwowo. — Zdradziłeś własnego pana, nawet jeśli zerwałeś ze mną umowę, prawdziwa strona ciebie wciąż pozostawała posłuszna i nie chciałeś tego robić, ale poświęciłeś własne uczucia i lojalność naszej relacji dla pieprzonego kraju, który wsadził cię na dziesięć lat za kratki. Nienawidzę zdrady, a ty nas zdradziłeś. Zakończyłeś coś, co mogło być... Ach! Nie ważne, bo się wkurwiam, jak o tym myślę — mówi zdenerwowany.
— No dokończ!
— Nie zamierzam, bo będę musiał zrobić kolejny postój na papierosa — mówi poddenerwowany, gdy ani trochę nie uśmiecha się mu wizja tłumaczenia własnych uczuć do agenta, których się przez ten czas wyrzekł, aby rozpocząć nowy plan na życie. — Na tylnych siedzeniach jest torba z ubraniem dla ciebie. Przebierz się w to, zanim przyjedziemy do chłopaków — mówi, a Kim niepewnie na niego patrzy. — Nie patrz tak, a rób, co mówię — wyzdycha ciężko.
— A skąd mam wiedzieć, że będziesz mnie podglądał? — unosi brew.
— A co moje oczy nie mogą się nacieszyć, chociaż miłym widokiem? — pyta rozbawiony.
— No właśnie nie. W twoim domu mnie podglądałeś, zboku — mruczy, gdzie przechodzi na tyły pojazdu, znajdując tam torbę z markowym ubraniem, na którego jego oczy otwierają się szerzej.
— Mam nadzieję, że ci się spodoba. Wybierałem z myślą o tobie — mówi, gdy skupiony jest na drodze. Taehyung nie może zaprzeczyć, że mężczyzna potrafił trafić w jego gust.
— Może być — mówi, nie chcąc przyznać się otwarcie, że jak najbardziej podoba mu się zakupione przez mężczyznę ubranie. Zdejmuje swą koszulkę oraz spodnie, chcąc przebrać się w nowe ubranie. Jungkook spogląda w lusterku na przebierającego się chłopaka, którego ciało jak zwykle jest idealne. Z trudem można powstrzymać się od spoglądania w tę oliwkową gładką skórę, której smak jest znacznie lepszy niż pierwsze przypuszczenie o karmelowym raju. — Nie podglądaj — mówi w jego stronę.
— Skoro to mój prezent mam prawo popatrzeć jak się w niego ubierasz — mówi na swą obronę. Taehyung wywraca oczami, gdy zapina spodnie, po czym wraca na przednie siedzenie, starając się być przy tym uważny.
— Mimo wszystko, dziękuje za ubranie. Niestety nic nie mogłem ze sobą zabrać — mówi spokojnie, a Jungkook zerka na niego, widząc, że coś się w agencie zmieniło. Jego spojrzenie nie jest już tak zaciekłe, a raczej smętne i pozbawione chęci.
— Dziękujesz mi dziś po raz drugi. Zaraz zacznę podejrzewać cię, że nie jesteś Taehyungiem, którego pamiętam — mówi rozbawiony.
— Tamten Taehyung umarł — oznajmia, zaskakując kryminalistę.
— Jesteś pewny? — unosi chytrze brew, a chłopak przytakuje pewnie głową. Rękę kryminalisty ląduje nagle na udzie Taehyunga, który spina się przy jego pewnym dotyku, sunącym się ku jego wewnętrznej części. Chłopak oblewa się potem i spanikowany zatrzymuje jego dłoń.
— Nie dotykaj mnie, panie Mandera — mówi ostro, odsuwając jego dłoń.
— Ani trochę się nie zmieniłeś. Pod względem seksualnym wciąż jesteś zdystansowany i udajesz niedostępnego — uśmiecha się pod nosem, gdzie zaraz mruży swe oczy. — Jednak z panem agentem Han nie było takiego problemu, aby mógł się do ciebie zbliżyć...
— Nie wspominaj mi tego — mruczy podirytowany.
— Muszę — wyszczerza się.
— Nie rozumiesz, że nie chce słuchać o tym?! A ty niby, co? Nikogo po mnie nie miałeś? — unosi kpiąco brew. — Taki napaleniec z pewnością nie próżnował — parska śmiechem.
— Żebyś wiedział. Przez ciebie musiałem pójść na całość — pokręca głową, wspominając. — Ale w końcu się uspokoiłem i jestem czysty — chwyta się w okolice serca.
— Ty nigdy czysty nie byłeś i nie będziesz — prycha.
— Racja — śmieje się, gdzie zaraz zatrzymuje pojazd przed budynkiem. — Jesteśmy już w moim drugim domu — przenosi oczy na byłego agenta. — Gotowy, aby rozpocząć na nowo swoje życie? — pyta go.
— Na nowo? Czyli w tym kraju mam współpracować z gangiem?
— Z moją rodziną — oznajmia.
— No tak rodziną — śmieje się nerwowo, czując się jak w jakimś nieśmiesznym filmie kryminalnym.
— Chodź — uśmiecha się lekko, gdzie opuszcza pojazd. Taehyung z niepokojem na duszy, opuszcza pojazd, gdzie udaje się za kryminalistą, który idzie w stronę drzwi. Wpuszcza go do środka, gdzie panuje spokój. Obydwoje udają się do pełnego pokoju, w którym bliskie osoby kryminalisty świetnie się bawią przy alkoholu i muzyce. Taehyung jest zaskoczony, nie tak wyobrażając sobie gang, gdy Jungkook z uwagą mu się przygląda. Dostrzegając wkradający się na usta chłopaka uśmiech, mruży swe oczy, nie za bardzo potrafiąc rozgryźć tę kruszynkę.
— Nie tak wyobrażałem sobie gang — mówi wprost.
— Dziś są urodziny Pauli, więc świętujemy. Jesteśmy jak normalna rodzina, ale po prostu działamy na rzecz słabszych — tłumaczy, a Kim unosi na niego swe zaskoczone oczy.
— Na rzecz słabszych? — pyta zmieszany, a Jeon oblizuje swe wargi.
— Pedro cariño, estás aquí — mówi dziewczyna, która przytula się do boku kryminalisty. Taehyung przygląda się im zmieszany i dziwi się, kiedy mężczyzna składa pocałunek na jej ustach. — Mi señor — dodaje, patrząc z radością w oczy Mandery.
— Uwielbiam, kiedy mówi do mnie panie — śmieje się w zadowoleniu, po czym przenosi oczy na zmieszanego Taehyunga.
— To jest twoja uległa? — pyta niepewnie.
— Tak, od jakiegoś czasu Paula jest moją uległą — odpowiada, zaskakując chłopaka, który spogląda na dwójkę, widząc, że są ze sobą blisko, aż za blisko. — Mój dobry przyjaciel zajmie się tobą, abyś nie musiał znosić mojej obecności. Jest dobry w koreańskim i tobą pokieruje — oznajmia.
— C-Czyli nie będę z tobą? — pyta niepewny.
— A chcesz tego? — unosi chytrze brew, a Kim marszczy brwi, spoglądając na dwójkę. Nie chce przyznać, że chce mieć blisko Jungkooka, tym bardziej przy tej dziewczynie, z którą jest. Coś pali go wewnątrz, powodując, że ma ochotę odepchnąć dziewczynę od niego, jednak się powstrzymuje na myśl o przeszłości i jego siostrze.
— O-Oczywiście, że nie! Wszystko jest idealnie, jeśli nie będzie cię w pobliżu.
~
Taehyung sam sobie zaprzecza :/
Rozkręcamy się z drugą częścią ^^
Trochę źle się wciąż czuje, wczoraj wymiotowałam i miałam silną migrenę, dziś również, ale trochę lepiej. Jutro postaram się dodać rozdział do PS, jeśli czas pozwoli ^^
Zostawcie po sobie:
Głosy i Komentarze
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top