$Crazy criminal$

~Witam. Dodaję dziś rozdział ^^ Jutro również się pojawi :D

Przepełniony goryczą chłopak, przemieszcza się po Acapulco motorem, kierując się do miejsca, w którym wie, że spotka ludzi południowych wilków, a przynajmniej spróbuje pokrzyżować ich plany. Jego poczucie zemsty wzrasta coraz bardziej, gdy po raz kolejny utracił bliską mu osobę. Zatrzymuje pojazd niedaleko zakazanej plaży, z której sam został cztery lata temu zabrany. Uzbrojony, z maską, skrywającą jego tożsamość, udaje się pewnymi krokami w stronę targu, który pomimo późnej godziny jest otwarty wraz z przerażonymi dzieciakami.

Nikt szczególnie nie zwraca uwagi na jego osobę, dopóki nie dostrzegają podejrzanej maski na jego twarzy. Jeon zatrzymuje się stoiskiem handlarzy, gdzie zerka na siedzące na uboczu dzieciaki, które nie widzą, gdzie właściwie się znajdują. Boli go fakt, że nic się nie zmienia. Dokładnie nie wie, gdzie znajdują się osoby odpowiedzialne za śmierć Pedro Jose, jednak handlarze są jedynymi z nich, więc stają się jego pierwszym celownikiem.

— Kim jesteś?! — pyta handlarz, który dostrzega szaleńczy uśmiech zamaskowanego. — To jakaś zabawa w królika Baksa? — dopytuje.

— Chciałbyś — prycha, widocznie rozbawiony.

— A może szukasz króliczka? — unosi brew, zerkając kątem oka na przerażone dzieci, a Jungkook wypuszcza ze świstem powietrze, widząc, że nie ma sensu rozmawiać z ludźmi ich pokroju, przez co wyciąga z kieszeni broń, wymierzając nią w gangsterów, którzy unoszą obronnie dłonie.

— Niech zacznie się przedstawienie — oznajmia zadowolony.

— Niech wszyscy się podniosą ręce i odłożą broń! — wszyscy słyszą krzyk, przez zmieszany kryminalista przenosi wzrok na znajomego agenta, przez którego z nerwów drży mu warga.

— A ten tu czego?! — szepcze zdenerwowany.

— Już! — dodaje, kierując w handlarzy i zamaskowanego broń. Gangsterzy, trzymają uniesione dłonie, gdy Jeon w ogóle nie zamierza opuszczać broni. — Ty z króliczą maską, zdejmij maskę i odłóż broń — wydaje rozkaz, przez który kryminalista zaczyna się głośno śmiać, zwracając uwagę zebranych. — Co cię tak śmieszy?!

— Ty — odpowiada prześmiewczo. — Bo mi rozkazujesz.

— Brzmisz znajomo... — mruży w zastanowieniu oczy, a gangsterzy wymieniają się spojrzeniami, dając sobie do zrozumienia, że posiadają dzięki dwójce szansę na ucieczkę.

— Bingo! — wysila się na niemiły uśmiech. — Nie wpieprzaj się, a cię oszczędzę.

— Wszystko, co robię, jest dla życia mojego syna — tłumaczy, patrząc ze wściekłością na zamaskowanego.

— Właściwie jestem tu też, aby go uratować, jak i resztę dzieciaków. Nie wina twojego dzieciaka, że ma ojca skurwysyna. W końcu ojców się nie wybiera — wzrusza ramionami, a rozwścieczony agent syczy, gdzie przenosi wzrok na stoisko, które opustoszało.

— Gdzie oni są?!

— Nie trzeba było prowadzić bezsensownej rozmowy, to by nie uciekli — zauważa, gdzie idzie w stronę mężczyzny, którego mija. — Widać, że w waszej Korei niczego was pożytecznego nie uczą... smutna prawda — dodaje, podchodząc do motoru, na którym zasiada, gdy mężczyzna za nim podąża.

— Ty jesteś tym dzieciakiem — mówi, dobrze rozpoznając motor.

— Czy to jest teraz ważne? — unosi brew.

— Nie, ale jadę z tobą — odpowiada, zasiadając za Jeonem, który spina się, posiadając za sobą starszego.

— Nie potrzebuję kuli u nogi. Złaź albo...

— Chcę odnaleźć syna. Jedźże! — ponosi głos, a zamaskowany wywraca oczami, czując, że robi duży błąd, wioząc ze sobą niepotrzebny bagaż.

— Tylko się mnie nie trzymaj — ostrzega, gdzie zaraz dodaje gazu, ruszając w drogę. Krzyk mężczyzny dociera do uszu kryminalisty, który stara się zignorować przerażonego mężczyznę. Szalona jazda zamaskowanego powoduje, że agent czuje odruchy wymiotne, gdy ten jak szalony nie patrzy na drogowskazy czy sygnalizację. Jedzie niczym szaleniec w króliczej masce, śmiejąc się i przyspieszając.

— Zaraz zwymiotuje...

— Tylko nie na to cudeńko — mówi, patrząc przed siebie, gdzie dostrzega pojazd handlarzy, który niespokojnie porusza się po pasie ruchu. Przez otwór tylnego wejścia może dostrzec dzieciaki, a także gangsterów z bronią, którzy zaczynają strzelać w ich stronę. Jeon stara się omijać przeszkody, pragnąc doścignąć pojazd ciężarowy. — Gdy się zbliżymy, przejmujesz motor — zwraca się do agenta, który otwiera w zaskoczeniu oczy, nie rozumiejąc, co zamierza chłopak.

Gdy Jeonowi udaje się dogonić pojazd, ostrożnie staje na siedzisku, gdy przerażony agent działaniem kryminalisty, chwyta za ster. Zamaskowany ryzykowanie zeskakuje z motoru, by rzucić się płasko do otworu ciężarówki. Gangsterzy wycofują się, gdy obolały kryminalista wstaje, wraz z bronią w dłoni, gdzie bez zastanowienia wyciska na spust, zabijając handlarzy, na których śmierć tak długo oczekiwał. Ogłuszony, nie słyszy krzyku i płaczu dzieci, gdy z zafascynowaniem patrzy na martwe ciała, które stają się pierwszą kolekcją do jego przedstawienia.

— Csii — przykłada do ust palec wskazujący, uciszając przerażone dzieci, które na widok jego polecenia milkną, widząc, że nie chce ich zranić. — Siedźcie tutaj grzecznie, a wujek Moon zajmie się resztą — oznajmia dzieciom, które stoją w milczeniu wręcz przytulone do siebie. Kącik ust kryminalisty unosi się ku górze, po czym zwraca się ku wyjściu. Wspina się na dach pojazdu, by bezpiecznie przedostać się do kierowców. — Zrobisz to — szepcze do siebie, gdy dostrzega wystającą dłoń z bocznego okna. Schodzi, gdzie wbija się na przód pojazdu, siadając na pierwszym gangsterze, który zaskakuje się jego widokiem. — A kuku, trochę zboczona akcja, kiedy psychol siada na tobie, co nie? — pyta szaleńczym tonem, gdzie, nie czeka na odpowiedź, uderza mężczyznę w nos, po czym zabójczym ruchem skręca mu kark.

— Kurwa! Jebany psychol! — krzyczy kierowca, który wyciąga nóż, chcąc dźgnąć kryminalistę. Nóż wbija się w czoło maski, gdzie kierowca, nie jest w stanie wyciągnąć go z drewnianej maski. — Cholera! — syczy, próbując kontrolować pojazd.

— Czy ty... Czy ty właśnie chciałeś wbić mi nóż w głowę? — pyta kryminalista, brzmiąc na naprawdę urażonego czynem handlarza, który patrzy na gniew zamaskowanego. Jeon wyciąga nóż z maski, by przyłożyć ostrze do własnych warg. — Wiesz, słyszałem o zwrotach typu, wbić komuś nóż w plecy... ale w głowę? To był bardzo zły ruch, bardzo... za to ostatni, jaki wymierzyłeś — mówi wrogo, gdzie przechodzi językiem po ostrzu, patrząc nienawistnie w oczy przerażonego kierowcy, który po chwili otrzymuje śmiertelne ciosy nożem. Po masce kryminalisty sunie się krew, a także po odkrytej części twarzy, na której widnieje szaleńczy uśmiech.

Jadący za pojazdem agent, zatrzymuje motor wraz z hamującą ciężarówką. Schodzi z pojazdu, gdzie wbiega do środka, poszukując wśród dzieci jego syna. Znajdując go, od razu przytula dziecko, które cieszy się widokiem ojca. — Tak się o ciebie bałem — mówi zatroskany, a stojący przed wejściem kryminalisty, mruży oczy, widząc, że zatroskanemu ojcu spada kamień z serca.

— Skoro odnalazłeś syna, to pomóż tym dzieciakom wrócić do Korei — mówi, a jego słowa powodują, że agent odsuwa się od syna, trzymając za jego dużo mniejszą dłoń, gdy zdesperowany wymierza broń w kryminalistę.

— Dlaczego miałbym narażać własne życie dla obcych dzieci, he?! — pyta ostro, a patrzący zza maski kryminalista odczuwa gniew. — Jeśli sprowadzę ich do kraju, to sam się narażę na gniew przełożonych! — dodaje.

— Czyli najważniejsze było ocalenie twojego bachora, a pozostałych pozostawisz na pewną śmierć w zupełnie obcym ich kraju? Ponad trzydzieści dzieciaków? — unosi brew, zaciskając we wściekłości dłonie.

— Nie obchodzi mnie los obcych dzieci! Przyjechałem tu tylko po syna! — wykrzykuje, ciągnąc ze sobą chłopca, który przerażony jest obliczem własnego ojca.

— Nie chce! — protestuje chłopiec.

— Nie denerwuj mnie! Jeśli chcesz przeżyć, musisz patrzeć tylko na siebie — mówi ostro, patrząc na jedenastolatka, który zerka na pokrzywdzone dzieci. Mężczyzna wyciąga siłą syna z pojazdu, mijając kryminalistę, który nie wie, co począć. Nie chce na oczach jego syna wymierzyć mu najgorszej sprawiedliwości, jednak czuje obowiązek wobec pozostałych dzieci.

— Skoro ty ich nie uratujesz, to ja to zrobię — oznajmia, gdy mężczyzna zatrzymuje się przed motorem, zerkając na chłopaka.

— W Korei wszyscy się o tobie dowiedzą. Nigdy nie przekroczysz progu naszego państwa, więc i tym bachorom nie pomożesz — mówi, nie czując się w żaden sposób odpowiedzialnym za błędy państwa. Nagły strzał powoduje, że zaskoczony kryminalista zwraca się ku agentowi, który otrzymał strzał w głowę, przez co niespokojnie rozgląda się po otoczeniu, obawiając się snajperów gangu południowych wilków. Chłopiec płacze przed martwym ciałem ojca, a Jungkook nie jest w stanie okazać współczucia, jednak ryzykowanie decyduje się zabrać chłopca z powrotem do ciężarówki.

— Zostańcie tu. Zrobię wszystko, żebyście wrócili do domów — mówi, patrząc na dzieci, po czym odchodzi, wracając pośpiesznie na przód pojazdu. Wyrzuca z miejsca kierowcy martwe ciało, po czym wsiada za kierownicą, chcąc zgubić niepotrzebnych gości. Rusza w drogę, nie zważając na rosnące liczby na liczniku. Postanawia okrążyć część Acapulco, gdzie gubiąc wrogów, wyciąga z kieszeni telefon, wybierając numer do Carlosa. — Świetnie, że tak szybko odbierasz. Potrzebuję twojej pomocy z dziećmi, które przejąłem z targu, a także ojcem... — mówi, patrząc ze skupieniem na drogę.

— Co się stało?

— Opowiem ci, jak tylko przyjedziesz. Potrzebuję ponad trzydzieści fałszywych paszportów dla dzieci, ubrań, wyślę ci zdjęciem, jak mają wyglądać — oznajmia.

— Postaram się wszystko załatwić, ale..

— Zrób to, jak najszybciej się da — przerywa, po czym się rozłącza. Zatrzymuje się przed małą posiadłością w pobliskiej wiosce, gdzie pomaga dzieciom opuścić pojazd.
W domu zajmuje się najważniejszymi potrzebami, których nie uzyskali od czasu opuszczenia Korei. Sam nie rozumie, dlaczego nie potrafi się od nich odwrócić, jak zrobił to agent państwowy. Możliwe, że to jest właśnie jego prawdziwym celem. By te niewinne dzieci nie spotykała niesprawiedliwość dorosłych.

Oczekując na przyjazd Carlosa, postanawia rozważyć wszystkie możliwe opcje na sprawiedliwość, którą pragnie wymierzyć własnemu wrogowi. — Przepraszam — podchodzi do niego syn agenta, przez co zwracania na niego wzrok. — C-Czy naprawdę wrócimy do domu? — pyta niepewnie.

— Zrobię wszystko, aby tak się stało — odpowiada.

— A mój tato?

— Zapomnij o nim. Już go nie ma — mówi beznamiętnie, wywołując na ustach chłopca smutek.

— Wiem, że źle się zachował, ale nie mogę zapomnieć o własnym ojcu — szepcze, a Jeon mruży w zastanowieniu oczy.

— Prawda... o ojcach warto pamiętać, nawet tych złych — uśmiecha się chytrze.

— Jesteśmy — odzywa się Carlos, który wraz z chłopakami wchodzą do posiadłości. Wszyscy z uwagą obserwują dzieci, które pochodzą z Korei Południowej, czując, że ten koszmar nigdy nie minie. — Tu masz wszystko, czego chciałeś — oznajmia, gdy Jungkook zatrzymuje się przed workami z ubraniami.

— Jestem wam wdzięczny — mówi, zwracając oczy na Carlosa, który dostrzega na palcu chłopaka sygnet Pedro Jose.

— C-Czy Pedro Jose...

— Tak, południowe wilki go zabiły — mówi z ciężkością.

— Sukinsyny — zaciska we wściekłości dłonie.

— Od teraz ty zajmiesz się gangiem — mówi z powagą w oczach. — Ja wracam z tymi dzieciakami do Korei — oznajmia, będąc pewnym ostatecznej decyzji.

— Wiedziałem, że kiedyś to nastąpi, ale nie sądziłem, że tak szybko — wzdycha. — Jesteś pewny tego planu? — pyta, a Jungkook uśmiecha się pewnie.

— Nikt się nie połapie w tym — odpowiada. — Przygotowałeś bilety?

— Tak, jest to wszystko z paszportami — podaje mu teczkę, którą Jungkook przyjmuje.

— Dziękuje.

— Nie zapominaj, że tu jest twoja rodzina i będziemy czekali na twój powrót — mówi, kładąc dłoń na ramieniu chłopaka. — Cokolwiek stanie się w Korei, możesz na nas liczyć. Gdy przylecicie, będzie na was oczekiwał mój zaufany człowiek z Korei — oznajmia, a Jeon przytakuje w zrozumieniu głową. — Nigdy nie zapominaj, że jesteś Pedro Mandera.

— Nie zapomnę, spokojna twoja głowa. Teraz pragnę jedynie wymierzyć sprawiedliwość na własny sposób...

Po pożegnaniu z chłopakami Jungkook wraz z dzieciakami ruszyli wynajętym autobusem do stolicy Meksyku. Elegancko ubrany, prowadzi dzieciaki przez odprawę, gdy ubrane mają na sobie szkolne mundurki jednej ze szkół w Korei, do której sam niegdyś chodził. Gdy znaleźli się na pokładzie, czuje ulgę, gdyż pozytywnie wyszła mu rola nauczyciela.

Lądując w Seulu, czuję się przytłuczony nowym otoczeniem, którego nie widział ponad cztery lata. Wychodzi z dzieciakami, gdzie stoi autobus, a przed nim nazwa szkoły. Jungkook rozumie, że jest chłopak, o którym wspominał Carlos. Dzieciaki zajmują miejsca, a Jeon stoi tuż przy kierowcy, który rusza sprzed lotniska, kierując się pod podane przez Carlosa adresy dzieci. Jungkook przygląda się chłopakowi, który z lizakiem w buzi, skupia się na drodze. — Wiem, że jestem piękny, ale się tak nie gap, bo jeszcze się zawstydzę — mówi.

— Skąd znasz Carlosa? — pyta, pomijając wcześniejsze słowa nieznajomego.

— Jestem hakerem, czaisz? — zwraca ku niemu oczy. — Takim bardzo dobrym, że Carlos mnie tu zatrudnił. Bym obserwował działania gangu południowych wilków — tłumaczy.

— Przyda mi się taki człowiek do pomocy przy wymierzeniu mojej sprawiedliwości — mówi z namysłem.

— Jestem do twojej dyspozycji. Carlos przekazał, że mam robić to, co będziesz kazał — oznajmia, a na ustach Jeona pojawia się krótki uśmiech, widząc, że Carlos zadbał o wszystko.
Przez większość dnia dwójka odwozi dzieci, które szczęśliwie wracają do własnych rodzin. Jeon spogląda na ciemniejące niebo i widniejący nad stolicą księżyc, czując się zafascynowanym tak pięknym widokiem. Opuszcza autobus wraz z synem agenta, gdzie zwraca się do hakera. — Jak się nazywasz? — pyta.

— Jung Hoseok — odpowiada.

— Jak cię znajdę?

— O to się nie martw. To ja cię znajdę — puszcza mu oczko, po czym zamyka drzwi autobusu, ruszając w drogę. Kryminalista spogląda za odjeżdżającym pojazdem, nie sądząc, że po opuszczeniu Meksyku, zacznie za nim tęsknić. Odprowadza chłopca, który biegnie w stronę drzwi domu, gdy on zatrzymuje się przed furtką. Kobieta słysząca wołanie dziecka opuszcza dom, gdzie ucieszona widokiem syna, mocno go przytula, wypytując go o wszystko. Jungkook widząc, że chłopiec jest bezpieczny, odchodzi, idąc ciemnymi ulicami Seulu. Pamięta bardzo dobrze drogę, po której stąpa.

Zerka na własną torbę, po czym wchodzi w głąb tunelu, krocząc do opustoszałego pojazdu campingowego, w którym niegdyś żył wraz z Mujinem. Rozgląda się po obskurnym otoczeniu, po czym wchodzi do środka, mogąc ujrzeć butelki alkoholu, niedopałki papierosów i kilka starych ubrań, należących do niego czy Mujina. Odkłada torbę na stary materac, zasiadając na nim, gdy w tej chwili poczucie samotności jest, odstoją fragmentów wspomnień.

Chwyta się za głowę, gdy siedzi w ciszy, próbując zrozumieć wariujące wewnątrz duszy oblicze, które pragnie się wydostać i stać się wszystkim, co jest potrzebne ludziom, którzy zaznają tego, co on i Mujin. — Przeszłości już naprawię... Umarłych nie przywrócę, ale żywych ukażę! Zrobię wszystko, aby stać się postrachem zła Korei...

Jeon wstaje, gdzie wyciąga z torby króliczą maskę, będąc gotowym na pierwsze posunięcie w grze, którą od lat przygotowywał.

Kryminalista w ukryciu skanuje oczami piękny dom, na który pozwolić może sobie prawdziwy bogacz. Mruży oczy, gdy dostrzega podjeżdżający samochód, z którego wysiada człowiek, niegdyś zwany ojcem. W szalejących emocjach zagryza się na wadze, czując, że cały się trzęsie, widząc osobę, która zgotowała piekło Mujinowi. Z pojazdu wychodzi także piękna kobieta, która z tylnego siedzenia pomaga wysiąść czteroletniemu chłopcu. Ten widok doprowadza kryminalistę do obłędu. Oddech zwalnia, a serce przyspiesza w piersi.

Czeka cierpliwie, gdy cała idealna rodzina siedzi w domu. Oparty o pień drzewa, spogląda na gwieździste niebo, zatrzymując wzrok na pełnym księżycu, czując, że od dziś wszystko się zmieni. Przenosi wzrok na dom, mogąc ujrzeć zgaszone światło. Pewnymi krokami udaje się w stronę budynku, nie czując oporu przed zbrodnią, której pragnie dokonać. Rozbija okno końcem noża, gdzie wchodzi do środka, rozglądając się po ciemnym pomieszczeniu. Po cichu kroczy, gdzie za sobą słyszy oddech, przez co napięcie się odwraca, posiadając przed twarzą, wymierzą broń. — Kim kurwa jesteś i czego tutaj szukasz?! — pyta ostro mężczyzna.

— Kim jestem? — pyta, robiąc krok w jego stronę, gdy mężczyzna się cofa. — Ostatnią osobą, którą zobaczysz, zanim znajdziesz się w piekle — uśmiecha się, a starszy Jeon przełyka ślinę. Jungkook nie mogąc się powstrzymać, atakuje mężczyznę, którego powala na szklany stół, który rozbija się pod jego ciężarem. — To dopiero początek kary — mówi, okrążając go, gdzie zatrzymuje się przy kominku, mogąc dostrzec pogrzebacz, za który chwyta. Podchodzi z pogrzebaczem do mężczyzny, który na klęczkach próbuje wstać, raniąc ręce szkłem. Jednak ucieczka na nic się nie zdaje, gdy chłopak z silnym zamachem uderza pogrzebaczem w pośladki ojca, który krzyczy w bólu. Jeon z nienawiścią w oczach, nie zaprzestaje uderzać w ciało mężczyzny, którego krzyki nie ustają.

— Kochanie, co się dzi... — przerywa młoda kobieta, która po zapaleniu światła widzi przestępcę. — Boże...

— Wracaj na górę, jeśli chcesz żyć i lepiej, żebyś była grzeczna i nie dzwoniła na policję, to może do ciebie wpadnę — mówi, uśmiechając się w jej stronę. Przerażona kobieta, szybko wycofuje się, wbiegając na górę, gdzie zamyka się w pokoju syna.

Jungkook przerywa na chwilę, by rozejrzeć się po wnętrzu. — Ładnie się urządziłeś — mówi z namysłem, a mężczyzna we krwi, spogląda na obcego, który wydaje się go znać.

— C-Czy my się znamy? — pyta, a to pytanie powoduje, że zamaskowany spogląda na niego wrogo.

— Widzę, że nie przypominasz sobie... może inaczej to rozstrzygniemy — mówi, podchodząc do odtwarzacza, którego włącza, szukając wśród płyt, tej jednej, która najbardziej go interesuje. — Jest — uśmiecha się zadowolony, wkładając płytę do odtwarzacza. Mężczyzna otwiera szerzej oczy, gdy słyszy pierwsze dźwięki muzyki. — Znajome, co nie? Twoja ulubiona piosenka, przy której lubiłeś okazać władzę. Zawsze leciała, gdy nas biłeś... Moonlight Cocktail — mówi, gdzie zbliża się do mężczyzny, który pokręca głową na boki.

— T-Ty jesteś...

— Tak — oznajmia, zsuwając z twarzy maskę. — Widok mojej twarzy jest ostatnim, co ujrzysz — uśmiecha się histerycznie. — Ach... co podniecająca atmosfera — mówi podekscytowany, czując się dobrze, gdy w tle słyszy muzykę, dzięki, której przypomina sobie wszystko z czasów dzieciństwa. — Za śmierć Mujina, za piekło, które nam zgotowałeś i za twoje beztroskie życie... zakatuję cię na śmierć — oznajmia.

— Nie, zlituj się!

— Nie ma litości dla potworów..

W tle muzyki twarz Jungkooka z każdym uderzeniem w mężczyznę pokrywa się krwią.
Puszcza narzędzie zbrodni, zsuwając z dłoni rękawiczki, pokryte krwią ojca, chowając je do kieszeni spodni. Ociera ręką mokrą twarz, dostrzegając pod rozbitym szkłem paczkę papierosów, po którą sięga. Znajduje w paczce ostatniego papierosa oraz drogą złotą zapalniczkę. — To ci się już nie przyda — mówi, gdzie wsuwa do ust papierosa, odpalając go złotą zapalniczką. Zaciąga się, po czym wypuszcza spomiędzy warg dym, skupiając wzrok na zapaliczce. — Zabiorę ją, jako prezent, którego nigdy mi nie dałeś — zwraca się do martwego ciała, po czym udaje się do wyjścia.

~

Stoi samotnie na szczycie budynku, niedaleko domu ojca, w którym znajduje się policja. Przenosi wzrok na niebo, skupiając się na hipnotyzującym księżycu.

— To pierwszy dzień w Korei, a Korea przywitała mnie w pełni księżyca... Criminal Moon otrzymał właśnie zaproszenie do piekła.

Siedzący na pokładzie samolotu Jungkook wzdycha głęboko, gdy przypomnienie sobie początku pojawienia się Criminal Moona w Korei wciąż jest świeże w jego sercu. Tym razem ponownie opuszcza Meksyk i wraca do Korei, która powinna ponownie przypomnieć sobie o Criminal Moonie, a przynajmniej jego wrodzy. Zerka w stronę Jimina i Yoongiego, którzy pogrążyli się w śnie. Zerka w stronę okna, uśmiechając się mściwie.

— Zapłacą za próbę zabicia Criminal Moona i odebrania mu jego kruszynki. Agencie Kim jeszcze trochę i cię ocalę.

~

Mam nadzieję, że rozdział się podobał, jak i historia Criminal Moona :D
Widzimy się jutro :D

Zostawcie po sobie:
Głosy i Komentarze


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top