„Słowami też można dotykać."
5/5
Zostałem wepchnięty do małego, śmierdzącego pomieszczenia. To była piwnica. Upadłem na kolana, cicho łkając. Styles nabił mi kilka siniaków, czułem jak z wargi kapie mi krew. Odsunąłem się pod ścianę i podkuliłem, patrząc na niego przerażony. Zayn został na górze.
-Lou...
-Odpierdol się- syknąłem- Uwierzyłem ci- widziałem w jego oczach, że go to boli. Ale po co mi to robił? No po co?!-Zostaw mnie samego, słyszysz?! WYJDŹ STĄD!
Spojrzał na mnie ostatni raz, po czym wyszedł. Zdjąłem plecak z ramion, wyciągając kartkę papieru i długopis.
Stan, przekaż proszę mojej mamie, że bardzo ją kocham. I ciebie oczywiście też. Ale nie jestem w stanie tu dłużej być. Wiem, że przeczytasz to dopiero po mojej śmierci, ale chcę żebyś wiedział. Wolę się zabić, niż pójść do burdelu. Przepraszam, że się poddaję. Kocham cię.
Wrzuciłem to do plecaka. W końcu ktoś to kiedyś znajdzie...
~*~*~
Obudziłem się na kanapie. Byłem nagi. Przerażony starałem się zasłonić, ale nie miałem jak. Byłem związany.
-No, masz rację. Ładniutki-dobiegło moich uszu. Dostrzegłem obleśnego mężczyznę, patrzącego na moje ciało, jak na kawałek mięsa. Poczułem łzy w oczach. Zayn uśmiechał się, stojąc obok. Harry opierał się o drzwi i patrzył mi w oczy. Zacisnąłem powieki, bolało.- Dziewica?- zacisnąłem wargi, żeby się nie odezwać.
-Tak- wychrypiał Styles. Spojrzałem na niego zawiedziony. Wciąż patrzył na mnie.
-Trzeba coś z tym zrobić- mężczyzna podszedł do mnie i dotknął mojego penisa. Ten dotyk bolał. Chciałem się wyrwać, ale wciąż nie mogłem- bo nie da tam rady- zabrał rękę.
-Jasne, zajmiemy się tym- rzucił Malik, patrząc na mnie. Cały się spiąłem.
-Co?- Styles był ewidentnie zaskoczony i wściekły.
-To co słyszałeś. Zamknij się, potem porozmawiamy- warknął Mulat i wyszedł z gościem. Harry od razu do mnie podszedł.
-N-nie dotykaj mnie- szepnąłem.
-Nie zrobię tego w niewłaściwy sposób, nigdy. Przysięgam- odszepnął. Rozwiązał moje nadgarstki i kostki, po czym podniósł i przeniósł do sypialni, w której byłem wcześniej. Okno było wymienione i miało założone kraty. Podał mi ubrania.
-Nie ufam ci- mruknąłem, ale szybko się ubrałem- jesteś potworem.
Jego oczy pociemniały. Poczułem pieczenie policzka i spojrzałem na niego z niedowierzaniem.
Spoliczkował mnie.
-Nigdy więcej mnie tak nie nazywaj, bo skończy się to gorzej, dziwko- wyszedł z pokoju, przekręcając zamek. Znowu zacząłem płakać.
Boże zabierz mnie do siebie. Oni chcą mnie zgwałcić.
~*~*~
-Porozmawiaj ze mną.
-Bo co mi zrobisz?- prychnąłem. Założyłem dłonie na piersi.
-Raczej nie chcesz wiedzieć, co ci zrobię kochanie- uśmiechnął się. Ale to był tak obrzydliwy uśmiech, że aż się wzdrygnąłem.
-Myślałem, że mogę ci ufać.
-Bo możesz.
-Nie mogę. Jesteś taki sam jak on.
Poczułem pieczenie na policzku. Otworzyłem szerzej usta, patrząc na niego w niedowierzaniu.
-Jesteś potworem.
-Nie, Louis. Ja dopiero stanę się potworem.
~*~*~
Leżałem zapłakany na podłodze. Bolała mnie warga i policzek. Krwawiłem. Ale mój koszmar się dopiero zaczynał.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top