nothing's gonna hurt you baby

Mama Zary zmarła tej samej nocy.

Kiedy z mgieł nocy narodził się świt, a światła poranka padły na szafę przy ścianie, głowa dziewczyny dalej spoczywała na klatce piersiowej Aurelii. Obie nie spały zbyt dużo. Teraz jednak rozgrzany policzek Zary zasnął w kałuży własnych łez, zaciśnięte pięści puściły, a z pomiędzy suchych warg wydobywał się niespokojny świst. Leżała zwinięta w kłębek, bezbronna i niewinna jak bezdomny kot. Jej srebrny naszyjnik wbijał się ostrym krańcem w obojczyk Aurelii, a ona walczyła z pokusą by złapać go w palce i odrzucić na bok. Nie chciała jednak ryzykować obudzenia dziewczyny, zwłaszcza, że tak trudno przyszło jej zasnąć.

Brodząc w zmęczeniu wśród własnych myśli, próbowała walczyć z opadającymi powiekami. Nie mogła pójść spać, bo wtedy istniałaby szansa, że nie wstanie na test. Przytulała więc koleżankę, wsłuchując się w odgłosy wstającego dnia.

Wtem jednak promienie słońca zamigotały, a w powietrze uniosła się delikatna mgiełka. Przeobraziła się ona w ludzki kształt, a Aurelia obserwowała wszystko z wpół-otwartymi ustami. Początkowo pomyślała, że znowu ma widzenie, że znowu przywlekło się za nią dokuczliwe widmo, ale aura tego bytu była inna. Ciepła, rodzinna, życzliwa. Delikatna, kobieca twarz obróciła się w złoto, a uśmiech zadrżał jej nieuchwytnie. Długie dłonie opadły wzdłuż sukni, a włosy unosiły się na skrzydłach niewidzialnego wiatru. Postać była milcząca; wskazała tylko dłonią śpiącą Zarę, roztaczając wokół dobrą energię.

Tożsamość kobiety uderzyła w nią jak grom z jasnego nieba; Aurelia rozszerzyła oczy z niedowierzenia, a oddech ugrzęzł jej w krtani. Wyślizgnęła się z objęć koleżanki, budząc ją delikatnym szturchnięciem w ramię. Zara z początku nie zwróciła na nią uwagi; uchyliła zaczerwienione oko, przetarła nos wierzchem dłoni i wróciła do wcześniejszej pozycji.

— Zara? — Aurelia nachyliła się do jej ucha, nie spuszczając wzroku z przedziwnego zjawiska. — Zara...

Dziewczyna otworzyła powieki. Zamrugała kilkakrotnie, a gdy zorientowała się, że śmierć mamy nie była byle dusznym snem, po policzkach spłynęły jej łzy. Spojrzała na Aurelię z rozczarowaniem, bo nie mogła pojąć czemu na siłę wsadziła ją w ramy realizmu.

— Widzisz ją? — szepnęła podekscytowana. — Przyszła do ciebie.

Zara zmarszczyła brwi.

— O czym ty mówisz?

— Twoja mama.

Dziewczyna uniosła głowę w takim tempie, że włosy wpadły jej do buzi. Rozejrzała się po pokoju, a Aurelia praktycznie mogła usłyszeć jej walące serce.

— Nie rozumiem — powiedziała w końcu. — Przecież tutaj nic nie ma.

Po rzęsach skapywały jej łzy, a warga zadrżała w rozczarowaniu. Aurelia trzęsącą się dłonią wskazała świetlistą kobietę, ale oczy Zary były jakby niewidzące. Mgła zamigotała, a po pokoju rozniósł się szelest, który w głowie dziewczyny przybrał formę głosu.

Zara nie może mnie zobaczyć. Nigdy nie miała daru do dywinacji.

Aurelia wyciągnęła szyję.

— Jak mogę jej pokazać, że tutaj jesteś? — zapytała na głos.

Zara plecami przywarła do ściany, podwijając kolana pod brodę. Oczy miała podkrążone, a do tego wystraszone. Nie rozumiała co się dzieje i przez chwilę nie była przekonana czy rzeczywiście wstała czy jeszcze śniła.

— Czy ty rozmawiasz... Czy ty ją widzisz? — załkała. — Potrafisz to robić?

Aurelia skinęła, ale powoli i niepewnie. Nigdy wcześniej nie miała do czynienia z taką sytuacją; zwykle jej moc ograniczała się do snów, albo aur. Tym razem wstąpiła na zupełnie inny poziom i jeszcze niezbyt wiedziała jak się po nim poruszać.

— Nie żartujesz, prawda? Nie zrobiłabyś mi tego...

W głowie Aurelii zakwitło obco brzmiące słowo, a zaraz potem zgasło.

— Mówi ci coś wyraz... Dapplegrim? — Odwróciła się do Zary, kładąc dłoń płasko na kołdrze.

Coś w jej oczach zadrżało. Dziewczyna rozwarła usta, a później je zakryła, kiwając głową z ekscytacją. Łzy skapujące po jej brodzie przestały być smutne; teraz wynikały raczej z wzruszenia i nagłego przypływu szczęścia.

— Och, mamo — wyjąkała. — Och.

Aurelia znowu spojrzała na kobietę, tym razem bardziej otwierając umysł. Przymknęła oczy, koncentrując się na przepływie informacji i wychwytywaniu słów. Przypominało jej to pracę radia; zmieniała częstotliwość, starając się złapać odpowiednie fale. Czasem głos ginął gdzieś w mroku, czasem grzmiał tak głośno, że brzęczało jej w uszach, czasem drżał i chwytał za serce.

— Mówi, że cię kocha — kontynuowała Aurelia, zaciskając powieki. — Że wasze rozstanie nadeszło za szybko, ale to nie jest niczyja wina. Jesteś dumą całej rodziny, cudowną córką, mądrą kobietą i gdy w końcu staniesz na czele rodu, zmienisz świat... — przerwała, wciągając powietrze. — Dokończ jednak akademię zanim wrócisz do Norwegii.

— Naprawdę? — Zaśmiała się Zara, wycierając nos rękawem. — Akademia to ostatnie na co mam ochotę.

Aurelia zmarszczyła brwi, bo głos zaszeleścił z niebezpiecznie daleka. Postać zafalowała, jakby przegrywając walkę z porannym światłem. Słońce przebijało się przez jej ciało, a ona stawała się coraz słabsza i mniej wyrazista.

—... i uważaj — dokończyła.

— Na co? — Dziewczyna uniosła głowę, siadając na kolanach. — Na co mam uważać, mamo?

Aurelia dotknęła palcami czoła, bo nagle zapłonęło przeszywającym bólem. Mimo wszystko nie zaprzestała kontaktu, chwytając się ostatków własnej energii.

— W gnieździe jest żmija. W... Valdish... — Język jej zdrętwiał, a litery pouciekały z głowy. — Valdish...

— Valdisholmborg — uzupełniła Zara przejętym tonem. — Jaka żmija?

— Nie wie.

— Mamo, o kim myślisz?!

W głowie Aurelii zatrzepotało stado łabędzi, a szmer ich skrzydeł przysłonił myśli. Krążyły rozbudzone, a ona poczuła, że traci kontakt z rzeczywistością. Wiedziała, że powinna odpuścić, pozwolić odejść duchowi i zerwać połączenie. Zadziałała jednak wbrew zdrowemu rozsądkowi, przytrzymując kobietę sekundę dłużej.

— Spisek — wymamrotała Aurelia, zaciskając pięści na krawędzi materaca. — Ktoś spiskuje.

— Ale kto?! — Zara nachyliła się do przodu, chwytając ją obiema rękami za ramię. — Przeciwko Koronie? Czy... Czy przeciwko nam?

Jej ucisk się wzmocnił, a Aurelia poczuła, że zaraz zwymiotuje z wysiłku. Do gardła podeszła jej krew, przed oczami zatańczyły gwiazdy. Zanim kompletnie odcięła ostatnią nić, która przytrzymywała jej umysł na jawie, stanął on w ogniu. Znowu zobaczyła płonący zamek, tym razem wyraźniej i od środka. Do nosa wpełznął jej dym, zacisnął swoją szarą dłoń na jej płucach, a potem wycisnął z nich ostatni oddech.

Później opadła bez siły na plecy.

† † †

Trudno powiedzieć ile minęło, kiedy później otworzyła oczy. Faktem było, że słońce usadowiło się wygodnie na niebie i zaciekawione zaglądało przez materiałowe firany do środka pomieszczenia. Aurelia zamrugała zdezorientowana, podciągając się na łokciach i siadając na materacu.

Znajdowała się w malutkim pokoiku o beżowych ścianach, gdzie unosił się cytrusowy zapach kadzidła. Przed oknem stało biurko, obok drewniana półka z glinianymi doniczkami, w których rosły zioła, dalej puste flakoniki różnego koloru i kształtu, a między nimi zakurzone pergaminy, zwoje oraz powyrywane kartki z ksiąg. Z sufitu dyndał masywny żyrandol, na podłodze rozciągał się perski dywan, a z haczyka w drzwiach zwisał wieniec - wyglądający jak jeden z tych bożonarodzeniowych, które po listopadzie można było kupić w każdej kwiaciarni w St.Helens.

Zanim myśli, z ociąganiem i niechętnie, znowu zaczęły krążyć po jej głowie, Aurelia poczuła jak kolory odpływają jej z twarzy. Skoro dzień już się zaczął, oznaczało to, że jej test również. A skoro leżała tutaj, a nie siedziała w klasie... W klatce piersiowej odbiło jej się dziwne echo i przewróciło żołądek do góry nogami. Równie dobrze mogła pakować manatki i bookować najbliższy lot do Anglii, bo na nic jej obecność w Crest.

Później pomyślała o mamie Zary i fascynującej energii, która pozwoliła na ich kontakt. Nigdy wcześniej nie doświadczyła ani takiej siły, ani takiego inspirującego buzowania we krwi. Następnie przypomniała sobie ostatni fragment rozmowy z mamą Zary. Zanim zaczęła kopać głębiej i rozgryzać tajemniczy spisek, rzekomo zagrażający rodowi Sørensen, drzwi do pokoju się uchyliły, a wieniec zaszurał o drewno.

— Śnieżko! — Zara praktycznie wleciała do środka, a za nią - w tej dokładnej kolejności - wtoczył się Henning, Ruby, Nevaeh i Augusto. — Wstałaś wreszcie! Och, dobrze cię widzieć całą i zdrową.

— Co się stało? — zapytała, drapiąc się zdziwiona po głowie. — Nigdy wcześniej nie miałam aż takich odlotów.

Zara przysiadła na skraju materaca, niechcący zgniatając jej lewą stopę. Nie wyglądała aż tak źle jak o poranku; włosy miała uczesane, spojrzenie żywsze, a policzki jakby bardziej rumiane. Trudno jednak było przeoczyć wycieńczenie i smutek, który złożył na jej twarzy permanentny pocałunek. Kiedy reszta ubrana była w szkolny mundurek, ona schowała się w szarym dresie z Nike.

— Przepaliłaś swój organizm — wyjaśniła. — Czasem się to zdarza, kiedy zużyjesz za dużo energii.

— Zara nam wszystko opowiedziała. — Ruby przysunęła krzesło spod biurka i usiadła. Poklepała delikatnie swoje uda, zachęcając Navaeh do zrobienia tego samego. Gdy dziewczyna zajęła miejsce, ona objęła ją ramionami od tyłu i dodała: — To naprawdę niesamowite, że to potrafisz.

Aurelia obserwowała jej podziw z niezrozumieniem, ale nie dlatego, że była przesadnie skromna i z trudnością przyjmowała komplementy; raczej dziwiło ją, że była w stanie kogokolwiek zaskoczyć swoimi zdolnościami. Skoro Crest było domem dla najpotężniejszych magów na świecie, od początku wychodziła z założenia, że nikomu nie zaimponuje.

— Założę się, że połowa mojej klasy to potrafi — mruknęła.

— A właśnie, że nie — zaprzeczył Henning, stając tyłem do okna. Słońce padało zza jego głowy, tworząc wokół niej żółtą poświatę, jakby aureolę. — Kontakty z tamtym światem są niezwykle rzadką zdolnością. Nie słyszałem, żeby ktokolwiek w akademii to praktykował.

— To niemalże wrodzony talent — wtrąciła Nevaeh. — Jedyną osobą jaką znam, która umie nawiązać połączenie ze zmarłymi jest moja babka, Nandipha, a to najpotężniejsza czarownica w Południowej Afryce!

Aurelia oblała się rumieńcem, nie wiedząc co powiedzieć. Za sekundę jednak uśmiech jej zmalał, a oczy przygasły; widmo przegapionego testu przypomniało o sobie, a wraz z nim wizja powrotu do Anglii.

— Skąd ten smutek, Muñeca?* — zapytał Augusto. — To wyjątkowy dar, powinnaś się cieszyć. I nawet nie wiesz ile radości sprawiłaś naszej Zarze.

Na te słowa dziewczyna przytaknęła i ścisnęła jej przyjaźnie łydkę przez koc. Aurelia przygryzła wargi, bo żadne z nich nie wydawało się pamiętać o teście i jego ważnym znaczeniu. Tak jakby wcale nie spędzili ostatnich tygodni, ślęcząc razem nad stronicami ksiąg i próbując wszelakich sposobów by coś z nich zapamiętała. Nie chciała też wyrzucać swoich trosk przy Zarze, bo przy jej strapieniach brzmiały conajmniej infantylnie i samolubnie.

— Powiedz co ci leży na sercu — zachęciła Ruby. — Jeśli martwisz się omdleniem, to nie powinnaś. W akademii szybko nauczysz się jak kontrolować swoje pokłady energii w taki sposób, żeby nie kończyć jak zużyta bateria.

— W dodatku to całkowicie normalne, zwłaszcza po czymś tak imponującym — potwierdził Henning.

Aurelia westchnęła, pocierając policzek z nerwów. Popatrzyła przepraszająco na Zarę, mając nadzieję, że nie urazi ją tym co zamierzała właśnie powiedzieć.

— No tak... Ale przegapiłam test.

W powietrzu zawisła cisza, a ona poczuła się głupio. Tak jak przeczuwała, nie powinna zagrywać tak błahej karty w obliczu tragedii Zary. Kiedy już miała otworzyć buzię, by wyjść z całej sytuacji z twarzą, Augusto zaśmiał się dźwięcznie, a później popatrzył na nią z uśmiechem i spytał:

— Ty przecież nie myślałaś, że stary Fontaine każe ci coś jeszcze pisać, po tym jak cała sprawa obiegła szkołę.

— Jak to? — Aurelia nic nie rozumiała. Zanim jednak pozwoliła swojemu sercu przyśpieszyć bieg i zagrać na niewidzialnych fanfarach, przekrzywiła głowę: — Przecież miałam zaliczyć całą teorię, to był mój warunek dołączenia do Crest.

— No tak i pewnie kiedyś będziesz musiała ją zdać, ale kogo obchodzą takie niuanse, skoro udowodniłaś, że masz wróżbiarski talent? — Henning zaplótł ramiona na piersi. Pod tym kątem, w odpowiednim cieniu i z tym światłem mogło się odnieść wrażenie, że delikatnie się uśmiecha. — Crest ceni wybitność i potencjał bardziej niż wiedzę. Nie zapominajmy, że twoi rodzice byli naprawdę zdolni, więc Fontaine od początku wiedział co z ciebie za ziółko. Inaczej nigdy nie dałby ci możliwości przekroczenia progu akademii.

— Moi rodzice? — Oczy Aurelii zabłyszczały. — Znalazłeś coś o moich rodzicach?

— Niewiele o twojej mamie, ale tata był dosyć obecny w życiu Crest. Zostawił po sobie parę ciekawych prac, jeśli chciałabyś je kiedyś przeczytać.

— O matko. Co za ulga. Co za plot twist. — Złapała się za pierś, w końcu oddychając ze swobodą. Nie dość, że nikt nie odsyłał jej do domu, to jeszcze Henning odnalazł ślady pozostawione przez jej ojca! Kamień spadł jej z serca, a żołądek wrócił do normalnej pozycji. Zanim jednak na dobre opadła na chmurę triumfu, popatrzyła serdecznie na Zarę i zapytała cicho: — Jak się czujesz? To było całkiem dużo emocji, w dodatku tak niespodziewane...

— Jest okey — przerwała, a potem uniosła brew i z poważną miną oznajmiła: — Zrobiło mi się o wiele lepiej po zobaczeniu miny Belli, kiedy dowiedziała się, że przeszłaś test z dywinacji celująco.

— To było całkiem zabawne. Dziewczyna nienawidzi się mylić — mruknęła Nevaeh.

— Nie rozumiem tylko jednego — zauważyła Aurelia, spoglądając na wszystkich po kolei. — Nikt oprócz Zary tego nie widział. W sumie nawet ona niczego nie widziała, jeśli mamy być szczerzy. Czemu więc Fontaine zdecydował zaliczyć mi wróżbiarstwo, skoro jedynym świadkiem była moja współlokatorka, w dodatku pozostająca ze mną w przyjaznych stosunkach.

— Dyrektora nie da się tak łatwo oszukać. A Zara Sørensen nigdy nie kłamie, zapamiętaj — Ruby wskazała palcem na dziewczynę, a ta zadowolona przyciągnęła ramiona do policzków. — A teraz odetchnij na litość, nie wybierasz się nigdzie w najbliższym czasie.

— Utknęłaś z nami, Muñeca.

— Zobaczysz, jeszcze będziesz żałować.

Aurelia opadła zadowolona na poduszkę, a jej głowa zatopiła się przyjemnie w miękkości. Nie czuła się wybitnie dobrze, ale powoli dochodziła do siebie. Ten dzień zdecydowanie zmienił tory i pognał w zupełnie inną stronę niż powinien.

— Właśnie, Zara. — Przypomniała sobie, wlepiając wzrok w zgaszony żyrandol. — Co to Dapplegrim?

— Ukochany koń mojej mamy — odpowiedziała z rozmarzonym uśmiechem.

Aurelia podniosła głowę, a widząc jaśniejące świeczki w oczach dziewczyny, wygrzebała się z kołdry i przytuliła ją mocno. Przymknęła oczy, wsadzając nos w kaptur jej bluzy. Zaraz poczuła na plecach mocny uścisk Henninga, który pochylił się nad łóżkiem i zamknął je w braterskim uścisku. W jego ślady ruszył Augusto, którego broda wbiła się w czubek głowy Zary. Navaeh przycupnęła na materacu, kładąc policzek na ramieniu Aurelii. Ruby z kolei wcisnęła się obok Henninga, a na ustach narodził jej się łagodny dźwięk, jakby pomruk przyjemności.

— To takie wzruszające, widząc razem Zakon Obcokrajowców.

— Augusto, nie chciałbym cię rozczarować, ale twoje postrzeganie rzeczywistości jest na wymarciu. Nie jesteśmy żadnym Zakonem Obcokrajowców.

Alles klar herr Kommissar* Henning — mruknął niezadowolony, a za sekundę dodał, tym razem ciszej: — Jeszcze zobaczysz.



Muñeca (hiszp.) - Lalka, w tym kontekście flirciarski zwrot do kobiety.

Alles klar herr Kommissar - Wszystko w porządku, panie komisarzu. Tekst pochodzi z piosenki Falco, Der Kommissar.


Ok zmieniłam okładkę i tytuł, bo jednak razem dawało mi to trochę za ciężki vibe. Także koniecznie podzielcie się co o tym myślicie, ślę buziaki i miłego dnia x

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top