Ciąg dalszy telenoweli, streszczenie creepypasty Candy Pop i Candy Cane
Na początku warto zaznaczyć, iż, z tego co wiem, creepypasta Candy Pop i Candy Cane (dużo mniej znana niż oryginalna creepypasta Candy'ego, którą też w końcu streszczę, potem jeszcze kolejna creepypasta the Darkest Truth i informacje o postaci) opowiada zupełnie inną wersję historii, w której pojawia się, oprócz naszego kochanego błazna, jego siostra, Candy Cane. Jedyne, co łączy tą wersję z bardziej znaną historią, to podobieństwo imion głównych bohaterek. W tej creepypaście mamy małą Alexę, a w bardziej znanej mamy starszą dziewczynę, nastolatkę, o imieniu Alex. Tak, dziewczynę. Przepraszam, jeśli zniszczę komuś światopogląd, ale w creepypaście Candy'ego główną bohaterką jest dziewczyna. W polskiej wersji, prawdopodobnie przez błąd w tłumaczeniu, jest to chłopak, ale oryginalnie to naprawdę dziewczyna o imieniu Alex. Ale o tym wspomnę jeszcze później, przy okazji omawiania tamtej creepypasty, Zajmijmy się na razie tą. To, co trzeba wiedzieć, to fakt, że autorka Candy'ego stworzyła go jako postać, która miała się stać właśnie bohaterem creepypasty. Potem jednak stworzyła całe własne uniwersum, Umbra, gdzie Candy Pop jest jedną z postaci. W tym celu musiała trochę pozmieniać w jego creepypastach i przez to oberwało się między innymi Cane. W świecie creepypast Candy Cane to siostra Candy'ego Popa. W świecie Umbry Candy Cane niestety już nie istnieje (tak na 99%. Bo jej postać nie istnieje, ale jakiś czas temu widziałam inną postać, która rzekomo ma być jej córką, więc kij wie, co odpierdalają autorzy Umbry. Ale Umbra to stan umysłu, a jej autorzy to inna gęstość, o czym muszę was przestrzec, na wypadek gdyby kiedyś podkusiło was zapoznać się z tym bliżej XD).
Podsumowując, powinniśmy pamiętać, że Candy Pop i Candy Cane to rodzeństwo w świecie creepypasty, natomiast oficjalnie Candy Cane tak jakby nie istnieje. Przejdźmy zatem do wydarzeń z creepypasty.
Przenosimy się do Irlandii w roku 1400. W tej creepypaście, przynajmniej w polskiej wersji, Irlandia została określona jako Imperium (przez duże "I", chyba po to, aby podkreślić tą potęgę). Szybka lekcja historii na wikipedii mówi mi, że Irlandia wcale nie była takim znowu wielkim i potężnym imperium wtedy, jakie robi z niej ta creepypasta. Chyba że wikipedia i ja się mylimy, jeśli tak, możecie nas poprawić. W każdym razie, pomińmy już ten szczegół.
Była mroźna, zimowa noc. Gwiazdy błyszczały na niebie, a wokół panował niczym niezmącony spokój. Pewna mała dziewczynka, z kręconymi, kasztanowymi włosami, pozapychała właśnie szczeliny w oknie jakimiś szmatkami, żeby do środka jej pokoju nie dostawało się zimno i żeby ogień mógł rozgrzać wnętrze. Tą małą dziewczynką była nasza sześcioletnia Alexa, można by rzec, główna bohaterka.
Dziewczynka czuła się w swoim pokoju bardzo bezpiecznie. Poczucie bezpieczeństwa dawało jej ciepło bijące od ognia po tym, jak zapchała szczeliny między oknem, a ścianami. Alexa była z tego powodu w wyśmienitym humorze. Najpierw podziwiała gwiazdy, a potem zaczęła bawić się swoją lalką (opis tej lalki jest bardzo ważny, ale skupię się na nim później. 100 punktów dla osoby, która zgadnie, z kim ta lalka mi się kojarzy. I zapewne nie tylko mi). Tutaj mamy dość długi, dokładny i moim zdaniem dobry opis wyglądu i ubiory naszej bohaterki, ale nie jest on aż tak ważny, więc po prostu go pominę, jak większość opisów.
Gdy dziewczynka zmęczyła się zabawą, zaczęła znów podziwiać gwiazdy, a potem stary zegar swojego dziadka. Po jakimś czasie została wezwana przez swoją matkę. Dowiadujemy się, że Alexa mieszka w zamku i jest księżniczką, a jej matka, siłą rzeczy, królową.
Królowa powróciła z podróży do Anglii. Słudzy rozpakowywali bagaże, podczas gdy Alexa witała się z mamą. Dziewczynka spostrzegła jednak, że coś z jej matką było nie tak. Nie była jednak pewna, co dokładnie, poza tym uznała, że to przez podróż i że to nic poważnego. Następnie poprosiła matkę, aby ta opowiedziała jej ulubioną historię. W odpowiedzi królowa zaczęła się śmiać, ale ostatecznie zgodziła się na to.
Historia w skrócie: dawno temu, gdy człowiek był młody, a smok stary, ludzie żyli w spokoju i cieple światła danego im przez ich boskich opiekunów. Niestety ludzie, jak to ludzie, wkrótce zaczęli walczyć między sobą o ten niebiański dar. I wtedy w sercu człowieka narodziła się ciemność. Zło zaczęło się rozprzestrzeniać, pochłonęło cały świat, a błogosławieństwo, jakim było boskie światło, stało się przekleństwem.
Pod koniec historii królowa wręcz krzyknęła, co wystraszyło Alexę, ale jej matka uznała, że ogółem beka, straszy swoje sześcioletnie dziecko, więc zaczęła się z tego śmiać. Po czym nastąpił kurde hit. Matka mówi Alexie, że w sumie to nie chciała ją straszyć, tylko rozweselić. Ok, jak będę miała kiedyś dziecko i będę chciała je pocieszyć/rozweselić, puszczę mu "To", "Koszmar z ulicy wiązów", "Obecność" albo inną komedię. Bo chyba zdaniem matki Alexy tego typu filmu to komedie, skoro jej zdaniem straszenie dzieci to ich rozweselanie, ale ok, każdy ma swoje metody wychowawcze.
Następnie Alexa jednak zaczęła się śmiać, po czym spytała matkę, czy ta głupia historyjka jest prawdziwa. Królowa odparła, że oczywiście nie i nie ma się czym przejmować.
Następnie matka odprawiła od siebie Alexę. Dziewczynka miała rozkminy życia, bo doskonale wiedziała, że królowa nigdy wcześniej nie straszyła swoich dzieci, ani Alexy, ani jej brata Aleksandra. Poza tym zastanawiała się, gdzie podział się jej ojciec, ale szybko uznała, że pewnie załatwiał jeszcze jakieś ważne sprawy, a matkę po prostu odprawił wcześniej do królestwa.
Alexa wróciła do swojego pokoju, gdzie wpadła na jedenastoletniego brata, który bawił się w rycerzy i smoków jedną z jej ulubionych lalek, która miała uśmiech i twarz klowna (pierwsza osoba, która mi napisze, na kim z creepypasty była wzorowana ta lalka, dostanie mój dozgonny szacunek, podziw i plus sto punktów do respektu. Spokojnie, później mamy jeszcze jej dokładniejszy opis).
Aleksander popatrzył na lalkę ubraną w ubranko w czarno-białe paski. Następnie odrzucił ją na bok, twierdząc, że przerażające, monochromatyczne klowny to nie jego sprawa. Chłopak zostawił siostrę, a Alexa wzięła lalkę, przebrała się i poszła spać.
Następnego dnia miał miejsce "festiwal głupców". Aleksander i Alexa wybrali się ze swoją matką do miasta, gdzie roiło się od artystów, klownów błaznów i innych tego typu osób. Myślę, że ogółem po prostu mieli tam coś pokroju święta błaznów z "Dzwonnika z Notre Dame" (lub jak kto woli "DZWONNIKA Z TEGO PŁONĄCEGO KOŚCIOŁA W PARYŻU", jak określiła to raz moja znajoma). Ogółem ta dzieciarnia w dwuosobowym składzie, jak to dzieci, ciągała wszędzie matkę, bo chcieli wszystko zobaczyć, a ona cierpliwie to znosiła i z nimi chodziła.
Ostatecznie królowa zaprowadziła swoje dzieci do jednego z cyrkowych namiotów. Był stary, podarty, w kolorze błękitu i purpury, a na ścianach widniały banery z kolorowymi serpentynami i uśmiechami. Alexa czuła, że coś było z tym miejscem nie w porządku, ale ostatecznie zdecydowała się zaufać swojej mamie. Cała trójka weszła razem do namiotu, w którym, jak się okazało, pełno było kolorowych luster, a drogę oświetlały trochę jedynie popękane latarnie.
Na końcu labiryntu luster dzieciaki trafiły na scenę, na której leżało sobie niebiesko-fioletowe pudełko (wow, nikt się nie spodziewał tak ekscytującego zakończenia ich wędrówki, nie). Na górze pudełko miało wstążkę zrobioną ze złotej i srebrnej tasiemki. Dzieci z radością podbiegły do pudła i zaczęły rozwiązywać tasiemki (prawdopodobnie lepiej by zrobiły, spierdalajać stamtąd, nikt nigdy nie wie, kiedy i z którego pudła wyskoczy na ciebie dwójka kolorowych debili, nie?). Jak już otworzyły pudełko, to z wnętrza wyleciało kolorowe konfetti, a potem zaczął się sączyć różowy i niebieski, błyszczący dym, przeplatający się ze sobą. Pomieszczenia zmieniło się, nabrało kolorów, nie wyglądało już tak strasznie i staro (pomijając fakt, że fortepian stojący w rogu zaczął sam grać, co mnie doprowadziłoby co najmniej to stanu przedzawałowego). Dzieci również, co tu dużo mówić, były trochę bardzo przerażone tym, co odpierdoliły.
Dym połączył się w jeden fioletowy kolor, a potem znów rozłączył się na dwa niebieskie i opadł na ziemię. Potem zaczął wirować, kręcić się i inne takie chuje muje dzikie węże odprawiać, aż zmienił się ponownie w dwa pudełka, które chwilę później same się otworzyły.
Niewiele później z pudełek wyskoczyły dwie roześmiane istoty (mówiłam, gdy nie wiesz, kiedy z pudełka, które znalazłeś, wyskoczą dwa kolorowe debile-mordercy). Mamy tutaj krótki opis naszych ukochanych, bliźniaczych błaznów. Stali obok siebie, trzymając się za ręce i spoglądając na dzieci. Kobieta (Candy Cane, jak łatwo się domyślić) miała oczy lśniące kolorem magenty (możecie wygooglować jak ktoś nie wie jak to wygląda, dla leniwych powiem, że jest to taki odcień różowego). Taki sam kolor miały jej bransolety na nadgarstkach, kostkach oraz włosach. Jej włosy, skoro już o nich mowa, związane były w dwie seledynowe kitki "sterczące jak kolce jeżozwierza", a na końcach znajdowały się małe dzwoneczki. Miała "błazeńską spódnicę" (zajebiste określenie XD), jasnoniebieską, z różowymi pasmami wzdłuż końców, a na ramionach Candy Cane miała miała trójkątne zdobienia, takie same jak na spódnicy.
Jej brat też miał kolorowe bransolety, na nadgarstkach, włosach i szyi. Oczy miał oczywiście fioletowe. Neonowe, niebieskie włosy miał spięte w trzy kucyki. Włosy były tak neonowe, że świeciły w ciemności, tak jak jego ubrania (Puppeteer ma światło z ust, a ten z włosów O_o). Jakby tego było mało, błazen wcisnął się w tak obcisłe ubrania, że wyglądały niemal jak część jego skóry. Miał na sobie ciasny golf z czarnymi rękawami posiadającymi fioletowe paski i rękawice. Miał też oczywiście swoją własną "błazeńską spódnicę", tyle że w wersji męskiej, więc miał dwa pasy u spodni, na których końcach przyczepione były dzwoneczki. Oczywiście oboje mieli na sobie kolorowy makijaż.
Nasi Bonnie i Clyde w wersji creepypastowego rodzeństwa podeszli do dzieci i zaczęli wokół nich tańczyć i pokazywać im jakieś magiczne sztuczki, wszystko to, aby je rozbawić. (Mnie tańczące wokół mnie błazny raczej by przeraziły i uznałabym prędzej, że wykonują na mnie jakiś rytuał przyzwania Asmodeusza, Lilith czy innego demona, ale ok, nie mnie oceniać, co kogo bawi). Ostatecznie błazny rozbawiły dzieciaki, po czym ukłoniły się im i przemówiły. Pozwolę sobie znów dać cały wycinek z creepypasty, żebyście wiedzieli, co dokładnie i jak im powiedziały.
"My służymy władcom i jesteśmy bardzo lojalni, a nasza lojalność jest nie do zakwestionowania, i czekaliśmy, aż ten dzień nadejdzie. Wyczekiwaliśmy tej chwili. Jesteśmy połączeni spiralnym przewodem, od zawsze i na zawsze. Nasze losy się splatają. To nasz przypadek".
Po wypowiedzeniu tych słów błazny uśmiechnęły się szeroko i uklękły przed dziećmi. Alexa i Aleksander byli znów trochę bardzo przerażeni widokiem kolorowych, śmiejących się pojebów...znaczy, błaznów. Dziewczynka więc spytała, kim oni do kurwy nędzy są.
I to znowu muszę, po prostu muszę wkleić całą ich kwestię (to jedna z moich ulubionych creepypast, choć jest w cholerę długa, ale moim zdaniem lepiej zrobiona i przemyślana niż 90% creepypast, stąd chcę jak najlepiej oddać jej charakter. Dla zainteresowanych, będziecie mieli wkrótce całość do przeczytania w mojej książce "Historia każdego z nich"). Błazny śmiały się i mówiły naraz, w tym samym czasie.
"Jesteśmy jednym, teraz dwoma. Połączeni w jedno lub rozdzieleni na dwie połówki, jesteśmy ciągle tym samym. Ale nie jednym z dwojga. Stare wspomnienia powracają echem czasu."
Co by zrobić lepsze wrażenie, Candy dał Alexie kwiata, którego wyczarował, a Cane podarowała jej bratu zabawkowego żołnierzyka (dla jasności, dzieciaki jeszcze nie znają imion błaznów). Dzieci dały się przekonać ich darami, które bardzo spodobały się Alexie i Aleksandrowi, co ucieszyło błazny.
Następnie błazny wykonują serię cyrkowych sztuczek, które dla normalnego człowieka skończyłyby się złamaniem karku. Wywołuje to oczywiście podziw i radość u dzieci. Pojawiają się różnego rodzaju rekwizyty do tych sztuczek, jak trapez czy trampolina, kolorowe konfetti, a na koniec pojawiają się złoty i srebrny napis z imionami błaznów. Dzieci są zachwycone, ale właśnie wtedy Candy Pop je ucisza. Następnie błazny podarowały dzieciom małą pozytywkę, po czym nauczyli je, jak ją otwierać i z niej korzystać.
Następnie błazny wyjaśniają, że przez lata byli zamknięci w tej pozytywce oraz że mają dość bycia więźniami i nie chcą tam wracać. Proszą dzieci o pomoc, w zamian oferują, że będą na każde ich zawołanie. Aleksander i jego siostra byli przejęci smutnym losem błaznów, zgodzili się więc im pomóc.
Zadowolony, niebieski błazen, zaczął im wyjaśniać zasady działania pozytywki. Podziękował za pomoc dzieci, po czym powiedział, że pozytywki używać może tylko osoba o czystym sercu i tylko ktoś taki może wezwać błazny. Gdy ta osoba to zrobi, błazny będą się z nią bawić i grać, aż w końcu uwolnią się od klątwy, która wiąże je z pozytywką. Jednak osoba, która ich wzywa, musi robić to szczerze i wypowiedzieć dobrze wszystkie słowa, bo, jeśli się pomyli, błazny zostaną uwięzione z pozytywce na zawsze. Nie będą wtedy mogły przyjść i bawić się z dziećmi, które są przecież od teraz ich przyjaciółmi.
Błazen i jego siostra skończyli wszystko wyjaśniać, przytuliły się do siebie oraz do dzieci, po czym zniknęły. Zostały po nich dwie karty, niebieska i różowa, a na każdej z nich widniało zdjęcie cukierka odpowiadające nazwie każdego z błaznów. Ich głosy jeszcze przez chwilę były słyszalne, jak przerażającym szeptem przypominały o tym, aby pamiętać o dzieleniu się.
Gdy Alexa usłyszała głosy i spojrzała na szybkę w zabawce, doznała wstrząsu i zapłakała. W tym czasie jej brat schował obie karty do kieszeni, nie pozwalając siostrze ich zobaczyć. Jak przystało na starszego brata, powiedział jej, że to nie jest dla niej i że taki dzieciak jak ona może to popsuć. Alexa próbowała jeszcze wyrwać bratu pozytywkę, ale nie udało jej się to, więc mimo ciekawości, poddała się.
Następnie przenosimy się w czasie. Minęło już kilka dni od festiwalu. Alexa każdej nocy słyszała śmiech swojego brata z jego pokoju. Coraz bardziej zastanawiało się, w jaki sposób pozytywka od błaznów tak na niego wpłynęła. Nie mogła się jednak tego od brata dowiedzieć, bo ten od dnia festiwalu zaczął się od niej oddalać. Ciągle siedział zamknięty w swoim pokoju i śmiał się.
Któregoś dnia jednak ciekawość wygrała i Alexa poszła do pokoju brata. W pokoju brata dziewczynka zobaczyła jego rzeczy porozrzucane na podłodze, krew rozmazaną na ścianach. Księżniczka dostrzegła pozytywkę w rogu pokoju. Alexa znalazła na podłodze klucz, który włożyła do pozytywki i pokręciła nim. Pozytywka od razu otworzyła się, a w środku Alexa zobaczyła dwie małe postaci błaznów, które wyglądały, jakby tańczyły na piedestale. Z pozytywki wydobyła się melodia oraz dźwięk dzwonków.
Okazało się, że była to jedna z melodii, którą matka nuciła jej co noc do snu. Dziewczynka zaczęła więc śpiewać jej słowa:
"Chodź, małe dziecko, zabiorę cię stąd. W krainę czarów. Przyjdź, małe dziecko, czas już grać. Tutaj, w moim ogrodzie cieni..."
Gdy melodia się skończyła, Alexa zaczęła dalej rozglądać się po pokoju. Wtedy spostrzegła ciało swojego brata, przyczepione do sufitu. Zwłoki były zniekształcone i poskręcane. Alexa krzyknęła, a ciało jej brata stanęło w ogniu.
Dziewczynka upuściła pozytywkę i uciekła. Korytarze zamku zaczęły wypełniać się dymem. Pobiegła do pokoju matki. Dziewczynka w panice próbowała zwrócić na siebie uwagę matki, mówiąc jej, że coś jest nie tak z jej bratem i że wszędzie jest krew i ogień. Jednak w odpowiedzi jej matka zaśmiała się lekko.
Gdy odwróciła się do Alexy, dziewczynka spostrzegła, że oczy jej matki lśnią lekko na fioletowo. Alexa ze strachem zaczęła się cofać, ale wtedy wpadła na swojego ojca. Przytuliła go. Była pewna, że wreszcie wrócił z podróży. Król odwzajemnił uścisk, pogłaskał ją po głowie, a wtedy Alexa zaczęła mu wyjaśniać, co stało się z Aleksandrem.
Król jednak też tylko się zaśmiał i zaczął uspokajać córkę, mówiąc jej, że nic złego się nie stało. Alexa odepchnęła ojca, ale król jedynie uśmiechnął się, widząc jej reakcję. Alexa zrozumiała, że to nie byli jej rodzice. Dziewczynka wyszła z pokoju i zaczęła płakać. Miała nadzieję, że ktoś usłyszał jej krzyki, podczas gdy na po korytarzu niósł się echem czyjś śmiech. Alexa w panice zaczęła szukać miejsca do ukrycia się.
Ostatecznie schowała się w jakiejś szafie, wkrótce jednak poczuła tam zapach zgnilizny. Gdy spojrzała za siebie, spostrzegła wiszące tam ciała rodziców, rozkładające się od tygodni. Wybiegła z szafy, po czym poczuła, jak ktoś złapał ją od tyłu i zakrył jej usta. Później ten ktoś przygwoździł ją do ziemi. Alexa płakała i błagała o litość. Ucichła, gdy znów jakaś dłoń w rękawicy zakryła jej usta. Słyszała męski głos, ociekający żądzą krwi, oraz kobiecy chichot.
Alexa szukała jakiegoś wyjścia z tej sytuacji, ale czuła, że to już koniec. Mężczyzna zaczął rozszarpywać jej ubranie, uśmiechają się przy tym. Wtedy kobieta uniosła w górę źródło światła i Alexa dostrzegła twarze oprawców. Rozpoznała oba błazny. Nie chciała w to wierzyć, myślała, że były jej przyjaciółmi, ale wtedy zrozumiała, że od początku czuła, że w namiocie wtedy było coś złego.
Błazny zmieniły się w dym, który wymieszał się, a potem znów ukazały się przed jej oczami jako dwie osobne istoty. Alexa zauważyła swoją czarno-białą lalkę klowna. Chwyciła ją i użyła jej stożkowatego nosa, aby wbić go w oko mężczyzny. Błazen złapał się za oko, podczas gdy on i jego towarzyszka zapiszczeli z bólu i złości. Zmieniły się znów w różowy i niebieski dym, który połączył się i stał się purpurowy. Gdy opadł, Alexa spostrzegła jednego błazna. Miał on zniszczone rękawice i dłonie zakończone szponami. Uśmiechał się, a jego ostre zęby ociekały krwią jej brata. Alexa wybiegła z krzykiem z pokoju. Uciekła do płonącego pokoju jej brata, gdzie zaczęła szukać pozytywki.
Gdy szukała pozytywki, zawaliła się jedna z zamkowych wież. Drewno trzaskało się i paliło, ogień rozprzestrzeniał się. Alexa usłyszała za sobą pomruk. Odwróciła się i spostrzegła neonowego błazna, który wspiął się po ścianie na sufit, niczym pająk. Dziewczynka krzyknęła, przez co błazen zwrócił na nią uwagę. Błazen chciał pochwycić dziewczynkę, ale ona wtedy rzuciła w niego płonącą deską. Błazen puścił Alexę, która upadła i uderzyła głową o podłogę.
Wokół błazna pojawił się kolorowy, błyszczący dym. Istota przybrała poprzednią formę i znów ukazały się dwa błazny, śmiejące się. Alexa dalej w panice przeszukiwała pokój, z dala od nich. Błazen jednak chwycił ją i przewrócił na ziemię. Prosiła o litość, ale błazen zignorował ją. Wyciągnął tęczowy młotek i zaczął miażdżyć jej kości. Dziewczynka zdołała jakoś sypnąć w oczy błazna żarzącym się popiołem.
W tej samej chwili zawaliła się kolejna część budynku. Mężczyzna wpatrywał się w Alexę jednym okiem, bo połowa jego twarzy była wypalona. Błazen rzucił Alexą o ścianę, wciąż uśmiechając się. Głębokim, złym głosem spytał, czy teraz dziewczynka wierzy w bajki. Alexa zdała sobie sprawę, że istota naśladuje głos jej nieżyjącej matki. Próbowała wydostać się z uścisku błazna.
Poczuła ostry ból, gdy błazen wbił w nią swoje szpony. Dziewczynka upadła na ziemię. Zaczęła tracić przytomność, podczas gdy błazen wyciągnął spod gruzów pozytywkę i nakręcił ją, aby zaczęła grać melodia. Błazen odszedł, mówiąc przy tym swoje ostatnie słowa, że teraz Alexa będzie dzielić na zawsze przekleństwo.
Mężczyzna dołączył do siostry i razem opuścili tamto miejsce. Następnego dnia po zamku pozostał gruz i popiół. Ostała się tylko wieża zegarowa, na której ktoś krwią napisał imiona błaznów i dorysował dwie uśmiechnięte twarze. Po Alexie pozostała zamknięta pozytywka i uśmiechająca się lalka.
To by było na tyle, jeśli chodzi o tą creepypastę. Moim skromnym zdaniem, jedna z lepszych creepypast. Opisy są tutaj całkiem ciekawe i sensowne, ale przez to też to jest jedna z dłuższych creepypast. Są tutaj też różne błędy i niedociągnięcia, ale, jak pisałam, moim zdaniem ta creepypasta jest w większości ok, nie ma tutaj aż takiej tragedii, czyta się ją szybko i przynajmniej podczas czytania nie dostaje się co chwila bólu głowy od nadmiaru absurdu, jak to jest przy czytaniu historii np Jeffa. Ale, ale, ale... Należy zaznaczyć, historia Candy'ego Popa dość mocno ewoluowała na przestrzeni lat i tak naprawdę każda z creepypast przedstawia nam trochę inną wersję jego historii, ale wszystkie mają ze sobą coś wspólnego. Jak już pisałam, Candy Pop to postać jednocześnie z creepypasty i z osobnego uniwersum, stworzonego przez jeog autorkę, czyli uniwersum Umbry. I tak, jeśli chodzi o Umbrę, Candy Pop ma dość jasną genezę (którą już tutaj przytoczyłam) i jest dokładnie opisany jako postać, natomiast w świecie creepypast wciąż krążą o nim creepypasty takie jak ta. Oryginalna creepypasta Candy'ego, którą zna najwięcej osób (jeszcze jej nie streściłam, ale wkrótce to zrobię) oraz ostatnia creepypasta (którą też jeszcze streszczę) "The Darkest Truth" mimo że są creepypastami, nawiązują do uniwersum Umbry. Z kolei ta creepypasta, którą dziś streściłam, zawiera w sobie postać Candy Cane, która z kolei w samej Umbrze już nie występuje, więc serio, nie pytajcie mnie, na ile wersja creepypastowa Candy'ego łączy się z tą oryginalną z Umbry, bo zaczynam mieć wrażenie, że sama autorka się w tym gubi XD Tak czy inaczej, zostały nam jeszcze dwie creepypasty o Candy'm, a potem lecimy z faktami o nim
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top