Candy Pop, czyli genyr, błazen, demon i anioł w jednym
Candy Pop. Postać, która kojarzy się tylko z jednym... Ze zboczeniem. Candy Pop, który w fandomie robi za tego dziwnego, zboczonego, ucznia Offendermana. Chyba nic nie boli mnie bardziej niż widok tego, co zrobił z biednym Candy'm fandom creepypast. Nie ma co ukrywać, w fandomie jego postać to dno dna. Zboczony, głupi, właściwie to zachowuje się, jakby roztopił sobie mózg i przelał w penisa, żeby mieć większego. Jest jednocześnie najbardziej pozbawioną osobowości postacią i najbardziej wkurzającą. Pomyślmy tylko. Jeff jest bezwzględnym sadystą, Laughing Jack również, do tego lubującym się w torturach. Jane to na ogół miła dziewczyna, zmieniająca się czasem w mścicielkę, która morduje przestępców. Smiley po prostu dostał pierdolca i zabija pacjentów, bo fascynuje go cierpienie. A Candy Pop? Postać, która tak bardzo nie ma osobowości, że aż fandom wymyślił jej własne, okropne cechy charakteru. Zboczony, niezbyt inteligentny, irytujący żartowniś. Ten, co jest potrzebny w fanfikach po to, aby spróbować poderwać/zgwałcić główną bohaterkę, przed czym uratuje ją jej husbando. Moim zdaniem Candy Pop jest taki w fandomie, przynajmniej w polskim fandomie, bo znana jest tylko jedna jego creepypasta "The Purple Balloon", "Fioletowy Balon". A tam jest o nim bardzo niewiele informacji. Dowiadujemy się, że to dziwny typ w stroju błazna, który rozdaje baloniki i cukierki i którego cień przypomina diabła. Nic poza tym. Mało informacji, tak więc fandom dorobił tej postaci cechy charakteru, których ona nie ma. Fandom zrobił z Candy'ego debila, podczas gdy moim zdaniem jest on jedną z lepiej zrobionych postaci. Oczywiście, każdy ma prawo do własnego zdania. Zanim jednak dokonacie swojej oceny, poznajcie prawdziwego Candy'ego, poznajcie jego genezę i wszystkie związane z nim historie, potem możecie go ocenić według własnych kryteriów. Bo mało kto wie, że o Candy'm są aż cztery historie... Przyznajcie się, wiedzieliście, że są o nim trzy creepypasty oraz jego geneza?
Warto jednak wyjaśnić sobie kilka rzeczy. Candy Pop jest zarówno postacią z creepypasty, jak i z uniwersum Umbry, stworzonego przez twórczynię Candy'ego, DanceOfAngels. Najprościej mówiąc, napisała ona creepypasty o Candy'm, ale oprócz tego stworzyła też masę innych historii i postaci, z którymi jest w jakiś sposób powiązany. Nie są one postaciami z creepypasty, tylko z Umbry, dlatego nie będę ich omawiać. Skupię się tylko na najważniejszych kwestiach i postaciach dotyczących Candy'ego, a przede wszystkim skupię się na tym, co jest ważne i powinno być brane pod uwagę jeśli chodzi o "creepypastową" wersje Candy'ego. Przy czym, z tego, co się orientuje, to nie jest do końca tak, że mamy Candy'ego z creepypasty i Candy'ego z Umbry. Jego creepypasty są powiązane z serią Umbra. W trakcie czytania tych ciekawostek lepiej to zrozumiecie. Chodzi o to, że w fandomie creepypast znaczenie mają tylko creepypasty Candy'ego, np stosunki z jego rodzicami, rodzeństwem, innymi postaciami nie są aż tak ważne ani potrzebne. Ale w uniwersum Umbry ważne jest zarówno to, co wiadomo o nim z creepypast, jak i to, co DanceOfAngels zdradza w innych opowiadaniach, grafikach itp.
STRESZCZENIE GENEZY
Na początku jest ostrzeżenie od autorki, że jest to powiązane z religią, chrześcijaństwem i że jest to fikcja i robi to ona tylko dla własnej zabawy, satysfakcji. Oraz że historia jest częścią jej uniwersum Umbry. Jak dla mnie, spoko wstęp, na wypadek gdyby ktoś zaczął się pruć, że anioły takie nie są, że to tak nie działa itp. To jest tylko jej autorska historia.
Było sobie społeczeństwo aniołów, które istniało od dawien dawna. Istniało wiele różnych typów aniołów, cherubiny, ofanimy, serafiny, aniołowie stróżowie, posłańcy i pierdyliard innych. W tym także Archaniołowie. Każdy typ miał swoje zadania/specjalności, a Archaniołowie byli trochę jak książęta/wodzowie i dowodzili anielskimi armiami. Żyły sobie w miejscu zwanym Zenith. Ale po co żyły? Po to, aby wypełniać obowiązki powierzone im przez Caelestis, wszechpotężną istotę, mało znaną, bardzo tajemniczą.
Archanioł Michaił i pewien Serafin (w genezie podane jest, że miała na imię Eden, ale potem trafiłam na informację, że to jednak Dia. Być może ma dwa imiona, być może to dwie inne postaci, nie wiem. Uniwersum Umbry jest bardzo rozbudowane i nie wiem o nim wszystkiego, ale imię tej anielicy nie jest aż tak istotne). W każdym razie, te anioły miały kilkoro dzieci: Dremm, Virtu, potem były bliźniaki Daylight i Sunlight oraz Loralei i jeszcze dwójkę synów. Skupimy się głównie na Daylight.
Był wychowany wraz z bliźniakiem przez starsze rodzeństwo, bo taka była tradycja wśród archaniołów. Analogicznie, Daylight i Sunlight mieli opiekować się i wychowywać młodszą siostrę i braci (najlepiej, zrobić sobie dziecko i niech starsze rodzeństwo wychowuje, no co mogłoby pójść nie tak?). Niestety Daylight chciał władzy i mocy. Przez to z czasem zaczął się zmieniać. Żądza władzy i potęgi sprawiła, że zaczął się oddalać nawet od Sunlight, swojego bliźniaka, dotychczas najbliższego powiernika. No i podczas pewnej walki z jakimiś demonami czy innym chujostwem z innego wymiaru Daylight uznał, że to super pomysł, żeby zdradzić brata. I tak zrobił. Daylight pociął go mieczem, oderwał jedno ze skrzydeł, wydłubał mu oczy... Same przyjemne rzeczy. A potem porzucił ciało brata w najbardziej niedostępnym miejscu tego wymiaru, co by nikt go nie znalazł.
Daylight wrócił do domu, po czym ogłosił swoją własną śmierć i podał się za swojego brata bliźniaka, Sunlight (ach, zapomniałam wam powiedzieć, że to historie rodem z jakiejś telenoweli, mam nadzieję, że się nie pogubicie XD). Daylight przez tysiąclecia eliminował swoich rywali. Jeden z jego młodszych braci zdradzał potencjał i chcieli z niego zrobić wodza. No to co, nadszedł czas na wycieczkę do najgorszego wymiaru? Daylight zabrał tam swojego brata i zostawił na pastwę losu, gdyż był on młody, niedoświadczony i łatwo zagubił się w tamtym świecie. Znów wrócił do domu i wyskoczył z gadką o tym, że jego brat to taki buntownik, nie chciał już pełnić swojej funkcji, nie chciał podlegać woli Caelestit itp., a on go chciał powstrzymać, no ale nie wyszło, jego młodszego brata ostatecznie popierdoliło.
Uwaga, zwrot akcji! (Będzie ich całkiem sporo XD) Większość aniołow mu wierzyła, ale niektóre w końcu zaczęły podejrzewać, że coś tu trochę nie gra. Do eliminacji pozostała jeszcze dwójka młodszego rodzeństwa. Dramatyzmu dodał fakt, że jeden z braci bardzo podziwiał Daylight i użalał się nad jego śmiercią, bo oczywiście nie wiedział, że Daylight żyje, ma się świetnie i robi ich wszystkich w konia (niezły prankster z niego czy coś). Ale w pewnym momencie Daylight idzie wraz z grupą aniołów walczyć z jakimiś demonami i podczas tej misji zabija swoich sprzymierzeńców, co widział jeden z jego braci. Torturował swojego brata, co nie sprawiało mu wielu trudności, bo brat był od niego młodszy, mniej doświadczony i słabszy. Starał się on jakoś wpłynąć na Daylighta, nawet próbował go przytulić, przemówić mu do rozsądku, ale osiągnął jedynie tyle, że Daylight w końcu go wyjebał. Musiał jeszcze wyeliminować tylko swoją siostrę, Loralei. No niestety sprawa się rypła. Po powrocie do niebios anioły, na czele z jego ciotką Treashaw. Daylight na początku odpierał wszystkie zarzuty, ale w końcu wkurzył się i przyznał, że uważa się za lepszego od nich, to on powinien rządzić, a oni nie mają prawa z kolei rządzić nim, bo są gorsi, jak te wszystkie anioły, które zabił z zazdrości.
Threashaw i Daylight walczyli na miecze, bardzo długo. Walka była wyrównana, w końcu jednak Daylight przegrał. Został osądzony i strącony do Mrocznej Otchłani. No i wyjebali go tam, spadał przez kilka wymiarów, aż przyjebał w samo dno Mrocznej Otchłani i stracił przytomność na 30 000 lat.
Gdy się obudził, ogarnął, że jest w piekle, więc ogólnie syf, kiła i mogiła. Zjawiły się demony, z którymi anioły zazwyczaj walczyły, dhaemouny czy jakoś tak. Zaatakowały go (nie wiadomo dlaczego nie zrobił tego, jak był nieprzytomny XD), aby go pożreć, póki był jeszcze aniołem. Ale ogółem Daylight to twardy skurwiel i łatwo się nie dał. Pozabijał je, ale zjawiało się ich więcej. Ogarnął, że coś jest nie tak, bo traci siłę i moc. Powoli opuszczały go jego anielskie moce, nawet jego anielska szabla nie działała już. Spędził wieki, walcząc z tymi demonami i szukając sposobu na wyjście z Otchłani, aby zemścić się za to, że wtrącili tutaj tak elitarną osobę jak on. Był jednak coraz słabszy, brakowało mu mocy i sił, do tego był coraz bardziej poraniony. Odczuwał głód, zmęczenie i pragnienie władzy. W końcu znalazł sposób na odzyskanie sił.
Zaczął pożerać swoich przeciwników. Było to dla niego upokarzające, ale wolał to, niż poddać się i zginąć. Odzyskał energię. Zaczął wzbudzać strach wśród dhaemounów. Nadano mu różne imiona: Kolekcjoner, Mroczny Omen, Cesarz Ciemności, Ojciec Ciemności, Demon z Otchłani, Zmiennokształtny Mistrz i wiele innych. Jednak z każdym pożartym demonem jego głód narastał, a wygląd się zmieniał. Złota skóra stała się szara, a oczy poczerwieniały.
Oszczędził kilka z tych demonów, aby pomogły mu znaleźć wyjście z Otchłani. Jednak nie potrafiły tego zrobić, a zirytowany Daylight w końcu pożarł i je, przez co w Otchłani został w końcu tylko on sam. Po długich poszukiwaniach znalazł jednak jakieś światło, w którym stała biała, zakapturzona postać, patrząca w jego kierunku. Od razu wyczuł w niej anioła, więc nie atakował jej, gdyż nie chciał tracić na to sił. Był jednak zirytowany jej widokiem, bo uważał anioły za swoich wrogów. Mimo to zamierzał zbliżyć się jakoś do postaci i znaleźć sposób na zabicie jej, aby było to wiadomością dla innych aniołów.
Zanim jednak dotarł do postaci, zdołał się jakoś przenieść do innego świata. Ogółem tu jest napisane, że w tym świecie patrzyło się na niego ogromne oko, które nie mrugało i nie odrywało od niego wzroku XD Ale Daylight ma na to wywalone. Nieważne gdzie jest, ważne żeby się najeść ( w sumie podzielam jego zdanie). Atakował i pożerał istoty z tego nowego świata. Jego wygląd stawał się coraz bardziej demoniczny, przy każdym posiłku tracił swoje anielskie cechy.
W końcu jednak trafił na godnego siebie przeciwnika. Dhaemoun o imieniu Night Terrors był w stanie mu się postawić. Ogółem można powiedzieć, że był to demon seksu (dosłownie i w przenośni), potrafiący do tego manipulować snem, emocjami i umysłem innych. Dlaczego jednak był demonem seksu? Był w stanie rozmnażać się szybko i płodzić piekielne dzieci z innymi gatunkami ( niezłe umiejętności XD). Night Terrors był tak samo dumny i pewny siebie jak Daylight i też nie wierzył, że ktokolwiek może go pokonać. Walka z nim była jedną z najlepszych i najbardziej wymagających, jakie stoczył do tej pory Daylight. Ostatecznie jednak walkę wygrał Daylight, wykorzystując swoje moce, i pochłonął swojego wroga.
Aby bardziej wjechać na ambicję i zhanbić pokonanego demona, po tym, jak go pożarł, przybrał jego imię, stąd od tej pory, zgodnie z życzeniem Daylighta, będę go nazywać Night Terrors. Tak więc Daylight przejął tożsamość Night Terrors, zaczął się pod niego podszywać i podbijać inne miejsca w świecie, w którym się znajdował. Dowiedział się, że jest to Umbra, miejsce znajdujące się nad Otchłanią. Night Terrors walczył z władcami demonów, gdyż smakowali oni mu najbardziej i miał od nich najwięcej energii. Urósł w siłę i zaczął zagrażać samej Cesarzowej Umbry. Cesarzowa wysłała swoją armię, aby ci wyjaśnili tego demona i powiedzieli mu, że ma ogarnąć dupę, bo ona tu rządzi. No poskutkowało to tym, że niewielu żołnierzy wróciło z tej wyprawy, więc dotarło do niej, że Night Terrors może być poważnym zagrożeniem.
W międzyczasie nasz główny bohater znalazł brata swojego brata, tego, którego torturował i który chciał podczas tych tortur Daylighta PRZYTULIĆ. Ogółem nazywa się on Estee/Stigmat/Piętno (wszystkie imiona są prawidłowe...chyba). Night Terrors stwierdził, że teraz to już musi go zabić na śmierć, ale Stigma okazał się odrobinę silniejszy niż był. Ogółem Stigma być może pokonałby nawet Night Terrors. Chciał go zabić i w ten sposób zemścić się za wszystko, ale na imprezę znów wbiła armia cesarzowej. Stigma spierdolił, a Night Terrors zaczął z nimi walczyć, no ale nagle z dupy pojawił się kolejny dhaemoun z jakimś czerwonym okiem wiszącym nad głową.
I jak ten dhaemoun nie telepnął Night Terrors do innego wymiaru! I było dupnie, bo wymiar był tak czysty, że zaczęło to zagrażać ciemności, którą zgromadził w sobie Night Terrors, a pożarte przez niego dusze zaczęły mu dosłownie spierdalać. Użył jednej ze swoich skradzionych mocy i stworzył bramę, którą przeniósł się do kolejnego wymiaru.
Teraz czas na historię z perspektywy Candy'ego Popa, genyra. Candy Pop był młodym genyrem, były to mityczne stworzenia, mieszanki wróżek i elfów, które żyły spokojnie w Lasie Światła. Byli odizolowani od ludzkiej cywilizacji, przez co ludzie na ich widok czasem panikowali. Candy Pop był jednak miłym, towarzyskim genyrem i od czasu do czasu zapuszczał się na obrzeża swojego lasu i pokazywał się ludziom, którzy wchodzili do lasu z raczej niezbyt przyjaznych powodów (może łapali te genyry czy coś? Nic więcej na ten temat niestety nie ma, wiadomo tylko, że ludzie wchodzili do lasu z niezbyt przyjaznych powodów. Albo wchodzili, żeby śmieci zostawiać...).
Ogółem Candy dostawał ciągle opieprz za swoje buntownicze zachowanie i nadmierną ciekawość, ale jak na nastolatka przystało, miał to w dupie. Chciał przygód i chuj, i co mu mieli zrobić? Co, mieli go przywiązać siłą do grzejnika, żeby nie wychodził? Choć w sumie jakiś plan by to był...
Tak czy inaczej, jeśli już Candy Pop kogoś łaskawie słuchał, to tylko przyjaciół z dzieciństwa, Pierrota i April Fools. Pierrot był genyrem specjalizującym się w tworzeniu magicznej broni dla innych genyrów, dzięki której genyry potrafiły zapieczętować złe istoty itp. April była ogrodniczką, w której Candy Pop się podkochiwał.
Ogółem Candy jak prawdziwy zbuntowany nastolatek wolał słuchać znajomych niż starszych, norma. Można by jednak rzec, że był zwykłym młodzieńcem, niczym się niewyróżniającym. Jednak nie do końca tak było. Wśród genyrów chodziły plotki, że Candy to nieślubny syn Calificura, potężnego króla mrocznych elfów (dhokkalfers), z którymi kiedyś genyry toczyły wojnę. Calificur nie cieszył się więc dobrą opinią wśród genyrów. Był uważany za złego, okrutnego, no i uważano, że odpowiadał za nagłe zniknięcie Jesterci Pop, matki Candy'ego, która przewodziła genyrom w wojnie z dhokkalfers jakieś 450 lat temu.
Skoro jednak matkę wcięło, ktoś dzieciaka musiał wychować, i padło na brata Jesterci. Tak oto Candy'ego wychował genyr Payazo Pop. Payazo stwierdził, że jebać umiejętności walki w tak niepewnych czasach, on nauczy swojego siostrzeńca, jak być artystą, zabawiać innych i opiekować się dziećmi. Ponieważ w tamtych czasach w lesie, w którym mieszkali, działy się niezbyt miłe rzeczy, Candy i inny artyści głównie zajmowali się właśnie dziećmi, kiedy dorośli robili dorosłe rzeczy, czyli dbali o bezpieczeństwo dzieciaków. Mam nadzieję, że nadążacie.
Jednak Candy chciał być kimś więcej niż artystą/klownem/błaznem/opiekunem dla dzieci. Słyszał wiele o swojej matce, która wykazała się ogromną siłą i odwagą, przewodząc genyrom podczas wojny, więc chciał się stać taki jak ona. Problem polegał jednak na tym, że był jeszcze nastolatkiem, więc nikt nie brał go na poważnie i nie mógł jeszcze zostać wojownikiem.
Tutaj powraca kwestia April. Niewiele osób rozumiało, co tak naprawdę czuje Candy. Jego matka była wspaniałą wojowniczką, dzięki niej genyry odniosły wiele sukcesów podczas wojny, a ona sama niestety zniknęła w niewyjaśnionych okolicznościach. Candy chciał zająć jej miejsce, tymczasem wszyscy traktowali go jak dziecko, którym teoretycznie był, a jego opiekun, Payazo, szkolił go na artystę. April była jedną z niewielu osób, które bardzo dobre rozumiały Candy'ego i co przeżywa w takiej sytuacji, bo ona z kolei miała ojca, który uważany był wśród genyrów za wzór siły i odwagi. Walczył z wieloma potworami, stał się niezapomnianym bohaterem, ale 160 lat temu również nagle zniknął (według plotek ktoś lub coś po prostu go porwało).
Tak więc April i Candy byli dla siebie sporym wsparciem i byli ze sobą naprawdę blisko. Świetnie się rozumieli, zawsze się dogadywali i potrafili się nawzajem pocieszać i rozśmieszać.
Niestety jednak sytuacja polityczna genyrów nie była zbyt kolorowa. Od dawna toczyli walki z Serantami, demonicznymi, żądnymi krwi stworzeniami podobnymi do wampirów. Seranci porywali, zabijali, napadali lub wykorzystywali seksualnie genyry i nie wyglądało, aby sytuacja miała się jakoś polepszyć. Do tego Seranci zawarli sojusz z sąsiednimi gatunkami istot magicznych (orki, chochliki itp.), które również nienawidziły genyrów. Dlaczego? Bo genyry były zbyt dobre, a do tego wśród takich magicznych stworzeń uznawane były za strażników/opiekunów ludzi, gdyż jako jedna z niewielu ras nie byli wrogo nastawieni względem ludzi, a nawet byli skłonni im pomagać. I za to właśnie za genyrami nie przepadano.
Kilkadziesiąt lat później sytuacja ma się coraz gorzej, liczba genyrów drastycznie zmalała. Ogółem genyry są w dupie i muszą za wszelką cenę ratować swój gatunek, więc młody Candy tym bardziej chce się wykazać i jakoś pomóc. Candy był tak zdesperowany, że poprosił swojego przyjaciela, Pierrota, aby ten zrobił mu magiczną broń, żeby nasz kochany błazen mógł dołączyć do armii. Pierrot odradzał mu to, ale Candy był nieustępliwy, więc Pierrot w końcu zgodził się, pod warunkiem, że dołączą do oddziałów wojskowych razem. Pewnie chciał mieć po prostu oko na swojego przyjaciela, który, jak widać, miał spore ambicje.
Pierrot stworzył dla niego broń. Oczywiście był to specjalny, magiczny młot. Gdy już mieli swoje bronie, dołączyli do sił zbrojnych genyrów. Udało im się przechytrzyć system i zrobili to bez żadnego pozwolenia.
Kilka miesięcy później na nowo zaczęły się walki między genyrami i ich wrogami. Podczas jednej z walk do Serantów zaczęły się przyłączać wszystkie magiczne istoty z okolic i walczyły z genyrami, przez co wielu z nich zginęło. Candy i Pierrot pokonali wielu wrogów, ale nadal było ich mnóstwo. Dowódca oddziału w końcu ich zauważył i chciał ich opierdolić za to, że nie słuchają się starszych i idą sobie ot tak na wojnę razem z dorosłymi, ale akurat trwała walka i byli atakowani przez wrogów, więc nie za bardzo miał okazję to zrobić.
A teraz trochę o sytuacji w wiosce genyrów. W wiosce pozostało kilkoro dorosłych, Tuli Pan, matka April, Payazo Pop, Drizzle Drops, Lancy Lium, Kasai Sparkee (tak na marginesie, był to przyjaciel z dzieciństwa Jesterci, który kiedyś omal nie został zabity przez Calificura, ale to opowieść na inny czas), Makera Dust oraz Hephae, ojciec Pierrota, plus jeszcze kilku starszych genyrów. Ich głównym zadaniem była opieka na dziećmi i nastolatkami, w tym nad April, która pozostała w wiosce.
Dzieciarnia miała siedzieć w domach i nie wychodzić, bez względu na to, co usłyszą, zobaczą albo poczują. April jednak strasznie martwiła się o przyjaciół i ciężko jej było usiedzieć na miejscu. I tak oto, zanim wszyscy porozchodzili się do domów, w wiosce genyrów pojawił się ludzki chłopiec, mający 5 lub 6 lat. Był posiniaczony, poważnie ranny, przerażony, zagubiony i szukał swoich rodziców. Genyry sprawdziły go i stwierdziły, że to tylko nieszkodliwe ludzkie dziecko, więc postanowili się nim zaopiekować. Jeśli myślicie, że to był błąd, to dobrze myślicie, ale wszystko wyjaśni się dopiero później, bo historia powstania naszego Candy'ego z creepypasty, którego wszyscy znamy, jest w chu... bardzo długa.
Gdy minęło kilka godzin, April uznała, że to dziwne, że jej matka nie dała znaku życia przez tak długi czas. Postanowiła pójść do chatki, gdzie jej matka i inni zajmowali się ludzkim dzieckiem. Na miejscu panowała dziwna cisza, co już było niepokojące dla dziewczyny. April weszła do chatki i zaczęła przeszukiwać pomieszczenia, aż dotarła do ostatniego, gdzie czekała na nią niespodzianka. Niezbyt miła.
Na łóżku leżało ciało chłopca, które wyglądało na wyschnięte i pozbawione życia. Obok leżała Lancy, która wyglądała, jakby miała skręcony kark i jej ciało również było podobnie wyschnięte. Ten widok przeraził oczywiście April. Wkrótce jednak okazało się, że to nie wszystko. Usłyszała coś za sobą, odwróciła się i wtedy ujrzała swoją matkę.
April od razu zrozumiała, że coś jest nie tak. Miała dziwny wyraz twarzy, do tego była zbyt blada. Zielona skóra jej matki przybrała szary odcień, a pod oczami miała ona czarne cienie. Dziewczyna spytała matkę, co się tutaj stało, po czym podeszła do niej i bez wahania ją przytuliła (ja tam wybaczam April to głupie zachowanie. Była tylko nastolatką i właśnie zobaczyła kilka wyschniętych zwłok ludzi i genyrów, więc mogła nie myśleć do końca racjonalnie i zachowywać się odrobinie lekkomyślnie, moim zdaniem). April nie otrzymała jednak żadnej odpowiedzi.
April odsunęła się od niej i zaczęła się jej przyglądać. Jej matka nadal nic nic nie mówiła, miała pusty wyraz twarzy, ale w jej oczach pojawiły się łzy. Potem nagle na jej gardle pojawiło się wielkie oko, a chwilę później jakaś czarna masa zaczęła wydostawać się z ust jej matki. I w miarę jak to się działo, ciało jej matki dosłownie wysychało, uchodziło z niej życie i dusza. April spróbowała uciec, ale wtedy to coś chwyciło ją. Dziewczynę ogarnęła ciemność, która całkowicie ją pochłonęła.
No dobra, wracamy do naszej walki genyrów z Serantami. Niestety, ogółem jest chujnia i genyrom walka nie idzie, więc postanawiają spierdolić. Podczas ucieczki, w drodze do domu, ranne i pozostałe przy życiu genyry miały rozkminy, jakim cudem Seranci zdobyli tylu sojuszników, choć inne gatunki nie przepadały za nimi. Nie mają jednak za wiele czasu na myślenie o tym, bo musieli wrócić do swojej wioski i ewakuować wszystkich na tereny Tellus.
Po powrocie do wioski okazało się, że jest tam dziwnie cicho, uznali jednak, że po prostu wszyscy śpią. Przywódca genyrów kazał Candy'emu i Pierrotowi uszykować konie i powozy, a reszta miała zająć się rannymi. Nasi młodzi bohaterzy zajęli się swoim zadaniem, a przywódca stwierdził w tym czasie, że w sumie warto przejść się po domach i poinformować resztę ziomków o ewakuacji.
Przywódca udał się do głównego budynku, gdzie przebywają zwykle wszyscy starsi. No i niespodzianka, wszyscy są tak trochę martwi. Oczywiście ciała wyglądały okropnie, porozrzucane, wysuszone itp. Przywódca chciał ostrzec resztę genyrów, ale wtedy spostrzegł naszą kochaną April, pokrytą krwią genyrów, które zabiła. Przywódca zdążył jedynie spytać ją, czy to ona to zrobiła. April jednak, zamiast odpowiedzi, teleportowała się nagle przed niego i zaatakowała go.
W tym czasie reszta genyrów znalazła martwe ciała dzieci i nastolatków. Byli tym odkryciem wstrząśnięci, zirytowani, a niektórzy rozpaczali po stracie swoich własnych dzieci. Ci, którzy zachowali zimną krew uznali, że trzeba zgłosić to odkrycie przywódcy, więc poszli tam, gdzie on sam wcześniej się udał.
Na miejscu znaleźli zwłoki April i reszty starszych genyrów. Potem drzwi nagle zamykają się za nimi, zapada ciemność i jeden z genyrów zostaje zaatakowany, ma między innymi wyrwane skrzydła (nie wpsomniałam chyba o tym, ale tak, dorosłe genyry mają skrzydła, czyli Candy, gdyby dorósł, też prawdopodobnie by je miał. Choć nie można mieć całkowitej pewności, bo jest genyrem tylko w połowie, a jego brat już np skrzydeł nie miał. Ale kwestię rodziny Candy'ego omówię później). Wystraszone i zdezorientowane genyry używają swojego wróżkowego pyłu, aby rozświetlić to miejsce i wtedy dostrzegają, jak ich własny przywódca rozrywa jednego z żołnierzy.
Genyry są w szoku, ale decydują się walczyć w przywócą. Niestety, on dość szybko zabija większość z nich. Tylko jeden z nich ocalał i postanowił uciec. A raczej spróbować uciec. Ucieka z tego domu, gdzie wszyscy zostali zabici. W drodze spotyka oczywiście naszego głównego bohatera Candy'ego i jego przybocznego, czyli Pierrota. Ostrzega ich, że muszą uciekać, i to ostatnie, co udaje mu się zrobić, bo jego głowa traci kontakt z resztą ciała i toczy się po ziemi w stronę naszych bohaterów.
Candy i Pierrot są przerażeni. Wkrótce wyczuwają wokół siebie coś złego. Tym razem zjawia się Kasai, jeden z bliższych przyjaciół rodziny Pierrota i Candy'ego i z uśmiechem wita ich z powrotem w domu. Cóż, jeśli myślicie, że to podstęp, to dobrze myślicie. Niestety, Candy nie był najjaśniejszą z żarówek i chciał podejść do Kasaia jak gdyby nigdy nic, na szczeście jednak Pierrot myślał za nich obu i powstrzymał przyjaciela, ratując mu w ten sposób tyłek.
Dopiero kiedy Pierrot stwierdza, że z Kasaiem jest coś nie tak, Candy zauważa dziwny wygląd ich znajomego i przyznaje przyjacielowi rację. Pierrot od razu pojął, że nie dadzą rady walczyć ze złem, które się tutaj zjawiło, uznał więc, że najlepiej będzie odejść stąd jak najszybciej razem z Candy'm.
Niestety Candy miał dusze wojownika po rodzicach i absolutnie nie miał ochoty spierdalać. Chciał zostać, zmierzyć się z problemem, znaleźć jakieś rozwiązanie, ale jednocześnie miał problem, bo nie wiedział nawet, z czym ma do czynienia. Tutaj mamy bardzo fajny, moim zdaniem, opis emocji postaci. Candy naprawdę bardzo to wszystko przeżywa. Jest zaniepokojony, przerażony po tym, jak widział genyra, któremu Kasai ściął głowę, a do tego przypomina sobie, że April, jej matka i jego wujek nadal gdzieś tam są. Candy nie wie, że nie żyją i po prostu się o nich boi. I chce ich chronić, wszystkich, również pozostałe genyry.
W tym czasie Kasai nie traci czasu i staje na ich drodze, uniemożliwiając im ucieczkię. Pierrot proponuje, że odwróci jego uwagę, aby Candy mógł uciec, ale nasz bohater nawet nie chce o tym słyszeć. Przez króką chwilę dyskutują ze sobą, ale w końcu decydują się walczyć razem. Przez chwilę walczą z Kasaiem, który potem nagle znika, a kolejną chwilę później pojawia się Sir Hefai, ojciec Pierrota, który również zaczyna z nimi walczyć.
Pierrot jest przerażony i zdezorientowany, zupełnie nie wie, dlaczego jego ojciec ich atakuje. Gdy próbuje z nim rozmawiać, Sir Hefai zmienia się nagle w przerażającego demona, a potem jego wygląd ponownie się zmienia i znów wygląda jak genyr, członek starszyzny. Ta sytuacja tak przeraziła i zaskoczyła Pierrota, że ten stracił na chwilę czujność i został ciężko raniony.
Demon chce pożreć Pierrota, ale w jego obronie staje Candy. Atakuje demona, odpędza go na chwilę, a potem używa jednego z zaklętych pudełek Pierrota. W pudełku tym można schować wszystko, bo każda włożona do niego rzecz kurczy się (o ile dobrze zrozumiałam), co działa również na istoty żywe. Candy zamyka w pudełku swojego rannego i nieprzytomnego przyjaciela. Nasz bohater nie wiedział, jak dalej potoczy się walka, ale nie chciał, aby Pierrot został bardziej zraniony.
Potem Candy wznawia walkę z genyrem, który po raz kolejny zmienił wygląd. Nasz bohater używał na nim wszelkich znanych mu zaklęć, ale istota ta unikała ich dzięki temu, że przybrała postać genyra. Podczas walki Candy próbował się dowiedzieć, kim lub cyzm to coś jest, ale nie uzyskał odpowiedzi na żadne pytanie.
Candy i demon walczyli dalej. Walka nie była dla młodego genyra łatwa, do tego nadal był tym wszystkim przestrasozny i zdezorientowany, ale nie poddawał się, bo wiedział, że jako genyr musi pokonać to coś.
Mijał jednak czas, godziny, dni, a nawet tygodnie, a walka nie kończyła się. Candy był wyczerpany fizycznie i psychicznie. W walce stracił ucho, oko i jedno z ramion, ale mimo to walczył dalej.
Tutaj mamy tym razem monolog naszego demona. I znów moim zdaniem robi to dobrą robotę. Night Terrors (myślę, że to nie będzie spoilerem, jeśli powiem, że tak, to on zaatakował genyry) po mistrzowsku bawi się tutaj uczuciami młodego genyra i rani go. Wyśmiewa jego samotność w walce, jego strach i niewiedzę, a potem przyznaje, że widzi w nim potencjał i lubi go, ale uznaje go i tak za istoę gorszą od jego samego, Night Terros. Przyznaje, że również i inne genyry były dla niego gorszymi istotami, mniej wartościowe. Potem demon stwierdza, że Candy i jego gatunek powinni czuć się zaszczyceni, że on, Night Terrors, tak wspaniała istota, postanowił wykorzystac ich dla osiągniecia swojego celu. Potem demon przyznaje, że to on manipuował innymi rasami i zmuszał je do walki z genyrami i dalej wyśmiewa Candy'ego i jego gatunek, twierdząc, iż nie potrafią docenić błogosławieństwa, które im podarował. Jak można się łatwo domyślić, nasz kochany, mały Candy trochę się wkurwił, że Night Terrors zrobił sobie z dusz całego jego gatunku przekąski.
No i ogółem chuj bombki strzelił. Znaczy, nasz demon chciał, mówiąc to wszystko, sprawić, że Candy się załamie i podda. Tymczasem stało się dokładnie na odwrót. Gdy nasz genyr zdał sobie sprawę, że za całe zło, które spotkało jego i jego bliskich odpowiada Nigth Terrors, znalazł w sobie jeszcze więcej sił do walki z nim.
Tutaj mamy ponownie krótki, ale według mnie dobrze zrobiony opis przeżyć wewnętrznych Candy'ego, który jest w tak złym stanie emocjonalnym, że po prosty wypiera ze swojej świadomości fakt, że wszyscy jego bliscy, łącznie z April, którą kochał, nie żyją. Jest tak zdesperowany i tak bardzo chce, aby to było prawdą, że postanawia pokonać tego demona, a potem uratować April, swojego przyjaciele Pierrota i razem z resztą gatunku udać się na bezpieczne tereny Tellus.
W miarę jak walka i kłótnia trwały dalej, oboje się coraz bardziej na siebie wkurwiali. Candy się wkurzał, bo tamto coś mu zeżarło całą rodzinę i przyjaciół, ale mimo to zaprzeczał temu i chciał ich uratować. Demon się wkurzał, bo Candy był uparty i nie poddawał się.
W końcu nasz mały geniusz opracował sprytny plan. Zaprzestał walki i zaczął uciekać przed demonem, kierując się do sklepu a relikwiami działającymi za pomocą magii. Genyr dostał się do tego miejsca i, starając się ukryć przed Night Terrors, który również wkrótce się tam zjawił, rozpoczął realizację planu.
Odnalazł potrzebną mu rzecz, czyli duże, czarne lustro. Ambitny plan polegał na zamknięciu demona w tym lustrze za pomocą magicznego młota Candy'ego. No i ogółem nasz Candy to ma tak z 1200 IQ, bo znalazł manekin, który przypominał jego.... albo którego upodobnił na szybko do siebie? Kij wie, to nie jest tam zbytnio opisane. W każdym razie, ten manekin wygląda jak Candy. I myślę, że nie trudno jest się domyślić, jak to się dalej potoczyło. Nigth Terrors zaatakował manekin, myśląc, że to Candy Pop. W czasie jak zajęty był rozszarpywanie manekina, genyr, zgodnie ze swoim planem, zamknął istotę w lustrze z pomocą swojego młota.
Night Terrors zostaje na wieki wieków uwięziony w lustrze, a Candy wraca po swoich bliskich. Okazuje się, że wszyscy żyją i razem spierdalają w stronę zachodzącego słońca.
No dobra, a teraz tak na serie opis tego, co działo się potem. Candy zapieczętował Night Terrors w lustrze, co jest jedną z wyjątkowych zdolności genyrów, ale o tym napiszę więcej być może później. No więc demon jest ponownie, delikatnie mówiąc, wkurwiony, i wali w lustro jak opętany, chcąc się uwolnić. A Candy ma zaciesz, że pokonał frajera. Tutaj mamy znów opis wyglądu Candy'ego, ran, które odniósł i jak bardzo ucierpiał.
Jak wspomniałam, Candy ma zaciesz z powodu pokonania demona, który skrzywdził jego gatunek. Radość jednak szybko mija i Candy zaczyna płakać, rozpaczając nad losem swoich bliskich, bo dociera do niego, że oni wszyscy naprawdę nie żyją. No i Candy postanawia zostawić wreszcie Night Terrors samemu sobie, niech siedzi uwięziony w tym lustrze przez wieki.
No niestety tak fajnie nie jest. Otóż Candy odwraca się od lusra, ale w tym momencie słyszy głos swojej April. I odwraca się ponownie w stronę lustra, gdzie widzi zapłakaną ukochaną. Ogółem wygląda ona trochę jak półtorej nieszczęścia, jest oczywiście uwięziona wewnątrz lustra i nawet dziękuje Candy'emu, że w końcu ich wszystkich pomścił. Candy oczywiście podbiega do niej. APirl stwierdza, że musi odejść i że jego matka byłaby na pewno z niego dumna, ale on zaczyna zasypywać ja pytaniami, czy wszystko z nią dobrze i czy demon ją skrzywdził. April odpiera, że opętał on jej ciało i zmusił do robienia tego, czego chciał i że nie ma już dla niej ratunku oraz że nie można jej pomóc.
Cóż, nasz Candy był jednak idealistą. Uwierzył, że ma do czynienia z prawdziwą, normalną April, którą kochał i która została opętana przez tego demona. Rozbił lustro, aby ją uwolnić. W ogóle nie pomyślał o tym, że to może być podstęp demona. Widok i myśl o April, którą tak bardzo kochał, sprawiły, że całkowicie się zapomniał.
Lustro rozbija się na kawałki, a potem zapada ciemność. Istota naśmiewa się z Candy'ego, nazywając go "oślepionym miłością, który przegrał". Potem nasz Night Terrors przebija ciało genyra pazurami. Nasz mały, kochany, nawiny i przede wszystkim zakochay genyr jest rozszarpywany żywcem przez demona. Sam przed sobą przyznaje, że był blisko pokonania Night Terrors, ale pozwolił opanować się emocjom, co zawsze było jego słabością.
Umierając, pomyślał jednak o innych gatunkach i rasach. Nie chciał, aby Night Terrors z nim wygrał, bo istniała szansa, że zacznie krzywdzić również innych. Mimo że demon nazwał jego działania bezużytecznymi, Candy postanowił jeszcze raz się zbuntować i z nim zawalczyć. Night Terrors mówi mu, że nadszedł czas, aby Candy stał się jego częścią (chodzi tutaj oczywiście o to, że demon chce pożreć również jego duszę). Genyr odpiera, że stanie się częścią demona, ale na własnych warunkach.
Candy zmienił się w dziwną mgłę/parę/energię/witalność, która wniknęła do wnętrza demona.Night Terrors krzyczał, czując, jak coś w środku dzieje się z jego duchem, jego duszą. Zaczął demolować sklep, rzucając się po nim jak pijany po ostrej imprezie, po czym eksplodował jako ciemna energia. Ale spokojnie, przeżył, inaczej byłoby zbyt nudno, prawda?
Candy, a właściwie jego dusza, znalazł się wewnątrz demona, gdzie panowała ciemność i gdzie słyszał wiele głosów potępionych osób, których dusze Night Terrors pożarł. Myślę, że to, co czuł Candy w takiej chwili da się porównać do tego, co czują ludzie, którzy idą kupić jabłko do lidla podczas świątecznej walki o karpia. Niby walka nie dotyczy ciebie, ale kurwa wszyscy wokół wrzeszczą, pchają się na ciebie i popychają. Podobnie było z nasyzm genyrem, który uznał, że spróbuje w takim razie pokonać Night Terrors od środka. No niestety łatwo nie jest, bo demon nie zamierza tak łatwo swojej duszy komuś oddać. Albo dać ją zmienić. Pominę szczegółowy opis jakiegoś wielkiego oka, które tam jest i które jest właśnie Night Terrors. Ważne jest to, że tysiące dusz zabierają Candy'ego przed to oko, co wywołuje u niego takie przerażenie, że aż biedny mdleje.
Tymczasem Night Terrors ma coraz lepsze jazdy. Jego ciało zaczęło się zmieniać. Moce, które skradł, również zmieniły się albo zniknęły. Candy Pop połączył się z duszą Night Terrors i w ten sposób wpłynął na część jego mocy, ale demon nie chciał się tak łatwo poddać. W końcu tak wielki i potężny byt jak on nie mógł dać się pokonać, jak on to określił, jakiemuś chochlikowi, dziecku lasu, którego uważał za gorszego od siebie, nie?
Night Terrors zaczął testować swoje nowe zdolności. Wymienię je szczegółowo również później, ale odkrył między innymi, że jeśli ukradnie komuś duszę, to nie może przyjąć jego wyglądu na dłużej niż dwie godziny. Ponadto okazało się, że nie może już wędrować po normalnym, ludzkim świecie, dłużej niż 4-5 godzin. Demon dochodzi do wniosku, że w sumie nie ma tragedii, bo kto jak kto, ale on w 4 marne godziny załatwi wszystko, co musi. Po świecie duchowym, zwanym Otchłanią, mógł wędrować, ile chciał, to go jednak nie zadowalało ostatecznie. Chciał jak najwięcej czasu spędzać w świecie ludzi, gdyż uważał, że jestem dla niego wiele dobrego, jak np. tysiące dusz, które mógłby pożreć lub zniszczyć.
Wtedy na naszego kochanego demona spłynęło światło łaski oświecenia. Ogarnął, że skoro potrafi zniszczyć, to spróbuje też coś albo kogoś stworzyć. Uznał, że stworzy sobie specjalnych niewolników. Tutaj dosłownie można zastosować trochę zmienione powiedzenie, gdzie diabeł nie może, tam swoich sługusów pośle. I faktycznie, Night Terrors uznaje, że skoro on nie może być w świecie ludzi cały czas, ma ograniczoną możliwość zmieniania wyglądu i przez to ogółem działania, to jego niewolnicy będą wszystko ogarniać za niego, inaczej ostro im wpierdoli.
I tutaj właśnie Night Terrors postanowił zostać demonem seksu. I to dosłownie. Zaczął nękać kobiety w ludzkim świecie. Czasami Candy Pop próbował go powstrzymać, ale Night Terrors przez większość czasu trzymał go swego rodzaju transie, dzięki swoim mocom i swojej ciemności. Demon zdołał zmanipulować i oszukać wiele kobiet, które za wszelką cenę pragnęły dziecka. Zawierał z nimi umowy, zgodnie z którymi najpierw robił im dziecko, a potem, po jego narodzinach, miał pełne prawo pojawić się ponownie i pożreć duszę matki. Jeśli chodzi o losy dzieci, zaraz wyjaśnię, co mogło je czekać.
Night Terrors sam przyznaje, że dusze ludzkie nie mają dla niego aż tak wielkiego znaczenia, bo nie dają mu żadnych nowych umiejętności, ale dzięki ich pożeraniu tłumi chwilowo głód i może na określony czas przybrać wygląd osoby, której duszę pożarł, co przydaje mu się podczas poruszania się po ludzkim świecie i podczas kontaktów z innymi ludźmi, zwłaszcza z kobietami, z którymi chce zawrzeć umowę. No i do tego ludzie mu się przydają, zwłaszcza kobiety, bo może im robić dzieci, a potem jeszcze pożerać dusze tych kobiet. A, jak wiadomo, lepiej mieć jedną duszę więcej niż nie mieć, nie?
Night Terrors poświęcił na zaliczanie ludzki lasek od dwóch do czterech tysięcy lat. I, jak podaje geneza, przez ten czas nie robił absolutnie nic innego, tylko się rozmnażał. Pozwolę sobie tutaj oznaczyć FunPolishFox. Wracając do naszej rozmowy o alimentach Candy'ego. Myślę, że Candy, a właściwie Night Terrors, nie wypłaci się do końca życia. A, i kolejna rzecz, o której warto wspomnieć. Dzieci Night Terrors są jednocześnie dziećmi Candy'ego, ale to jeszcze dokładnie opiszę. Ogółem, jak przeczytacie wszystko, co dziś opublikowałam, to dajcie znać. Należy wam się za to dozgonny szacunek XD
Jak można się domyślić, Night Terrors ojcem roku niestety nie został i raczej nie zostanie. Swoje dziećmi nazwał Anathemas. Niestety, nie wszystkie wygrały los na loterii genetycznej, przynajmniej jego zdaniem, i według niego, niektóre były zjebane i bezużyteczne. I kiedy uznawał je za takie, to albo miał je w dupie i nigdy nawet się po nie nie zjawiał, albo zabierał je ze sobą, ale za bardzo na nich nie polegał, a w chwilach głodu robił sobie z ich dusz przekąski. Także no, tak jak mówiłam, ojciec roku be like.
Tutaj możemy krótko opisać postać Rafara. Rafar to jedno z jego pierwszych dzieci i sam Night Terrors uważa go za prawie idealnego. Ponadto Rafar z własnej woli przyłączył się do swojego ojca. Jest kimś w stylu jego prawej ręki. Stety lub nie, Rafar momentami staje się zbyt pewny siebie i zastanawia się nad buntem, ale na razie raczej się do tego nie zabiera, bo jego mądrzejsza część nadal wie, ze bunt = ostry wpierdol życia od ojca i pożarcie duszy, co zupełnie mu się nie kalkuje, więc dalej tylko pozwala Night Terrors sobą rządzić.
Z pomocą Rafara Night Terrors zdobył wiele nowych dusz, nie tylko ludzkich, dzięki czemu posiadł mnóstwo nowych umiejętności, które mógł przekazać swoim dzieciom i dzięki temu lepiej je wykorzystywać. Jak pisałam, niektóre dzieci odziedziczyły np cechy wyglądu po Candy'm, co wkurzało Night Terrors.
Niestety Night Terrors miał inny, dużo poważniejszy problem. Konsumowanie dusz powodowało, że co jakiś czas zapadał w stan dziwnej hibernacji. Wtedy władzę nad ich ciałem i duszą mógł przejmować Candy, który zwykle starał się naprawić i odwrócić całe zło, którego dopuścił się demon.
Jednakże Night Terrors znalazł sposób i na to. Jego wybrane dzieci, w tym Rafar, mieli pilnować Candy'ego podczas gdy demon musiał udać się na spoczynek.
Przez tyle tysięcy lat, jak wspomniałam, Night Terrors zdobył sporo umiejętności i mocy, które postanowił wykorzystać, aby podbić świat zwany Umbrą. Jeśli zastanawiacie się, czym dokładnie jest świat Umbry i czym różni się od naszego, albo czy może to inna nazwa naszego świata, albo czy Candy Pop, genyr, pochodzi w takim razie ze świata ludzkiego czy Umbry, już tłumaczę. Całe uniwersum, które stworzyła DanceOfAngels (twórczyni Candy'ego) nazywa się Umbra. Jednocześnie Umbra to nazwa jednego z wymiarów/światów w tym uniwersum, gdzie żyją sobie wesoło w szczęściu, przyjaźni i miłości demony, anioły i inne magiczne, zwykle niezbyt fajne stworzenia. No dobra, może nie żyją tam w szczęściu, przyjaźni i miłości, tylko zwykle w nieszczęściu i nienawiści, ale faktem jest, że w świece tym mieszka lub po prostu ma do niego dostęp wiele różnych stworzeń, w tym Night Terrors. Candy Pop jednak, tak jak większość genyrów, żył w ludzkim świecie, do którego Night Terrors kiedyś się przedostał. Obecnie może w naszym świecie przebywać tylko kilka godzin, ale w Umbrze nie ma takiego ograniczenia. Jednym z gatunków takich fantastycznych istot, które mają swoje ziemie i przebywają zarówno w świecie ludzkim, jak i w Umbrze, są dhokkalfers, czyli rasa, którą rządzi ojciec Candy'ego Popa. Tak, ojciec naszego genyra, to jednocześnie król mrocznych elfów, ale historia rodziny Candy'ego to opowieść na kolejny rozdział, jeśli was ona zaciekawi.
No więc wracając do głównego wątku. Night Terrors dochodzi do wniosku, że jest to ten dzień, ta chwila i ten moment i że gotów jest podbić Umbrę. I co? I chuj. Znikąd pojawia się jakaś postać, która podobno jest człowiekiem i nazywa się Rose. Night miał dziwne wrażenie, że zna tą osobę, niestety nie mógł sobie przypomnieć, kto to jest.
Między Night Terrors i Anathemas, jego dziećmi, a Rose i jego sprzymierzeńcami, wywiązała się dwumiesięczna walka, w czasie której zginęła nawet część dzieci demona. Ostatecznie wygrał Night Terrors i jego dzieci, Rose jednak w swoich ostatnich chwilach zdołał uratować wielu swoich towarzyszy. Sam jednak został zabity i wchłonięty przez demona.
Po tym Night Terrors wraca do głównego celu. Ostatecznie udaje mu się podbić jedną z ziem w Umbrze. W międzyczasie zaliczył więcej lasek, żeby zrobić sobie więcej dzieci, żeby mieć czym zastąpić Anathemas, które zginęły w walce, ponadto stworzył kolejną demoniczną rasę, która z kolei miała służyć jego wybranym dzieciom, które w jego oczach zasłużyły sobie na taki prezent. Także, jak widać, to jest bardzo zajęty demon. W międzyczasie zniewolił obłąkaną mistrzynię tworzenia lalek, Marionettę, ale akurat nam to nie wnosi wiele do tej części jego życiorysu. Zadaniem Marionetty było szpiegować dla niego i pomagać jemu albo jego dzieciom.
No i mamy przeskok czasowy, 846 wieków później. Zbliża się czas kolejnej hibernacji Night Terrors, czyli wiadomo, dla Candy'ego to będzie coś w stylu:"hulaj dusza, piekła nie ma". Night mądrze pomyślał, że skoro ma się udać na hibernację, jak niedźwiedź, to tak jak niedźwiedź, powinien sobie zrobić zapasy jedzonka. Doszedł do wniosku, że trzeba zjeść kilka dusz.
Stosował zwykłą taktykę zawierania umów z kobietami w zamian za ich dusze, ale nie tylko to. Stworzył sobie kilka kultów wśród starożytnych cywilizacji, dzięki czemu jeszcze łatwiej było mu zdobywać pożywienie. A teraz gwóźdź programu, specjalny prezent dla ludzkości od Night Terrors, czyli... dżuma, zwana czarną śmiercią. Podobno to on sprowadził ją na ludzi w średniowieczu, aby ukryć kilka milionów ofiar, których dusze pochłonął, żeby zaspokoić własny głód.
Coś dla miłośników teorii spiskowych. Podobno to jego obecni czciciele pilnują, abyśmy my, naiwni idioci, sądzili, że dżuma to gdzieś tam się przez pchły na szczurach roznosiła, podczas gdy tak naprawdę odpowiedzialny jest za to Night Terrors.
No ale Night zamiast żołądka miał czarną dziurę, więc stale mu było w dupie mało (jak mawia moja ciocia, miał dupę bez dna). No i zainteresowała go pewna dziewczyna o imieniu Alexa. Uwaga, to, co opiszę teraz, dotyczy creepypasty, tej najbardziej znanej w fandomie. Tej, gdzie występuje Alex, balonik, a na koniec Candy jest lekarzem. Nazwa tej creepypasty to "The purple balloon". Uwaga, kolejne ogłoszenie parafialne. Polska creepypasta została źle przetłumaczona. Tam nie ma chłopaka o imieniu Alex. Bohaterką jest dziewczyna Alex/Alexa. I o niej właśnie tutaj mowa.
Night Terrors wyczuł, że Alexa ma dobrą, smaczna duszę i jej zapragnął. Widział, że Alexa nie ma łatwego życia z ojcem i macochą, co uznał za dobrą do wykorzystania okazję. Night postanowił wykorzystać wizerunek Candy'ego i zmusić przez to samego genyra do udziału w całym tym okrutnym przedstawieniu i zabawie, które zaplanował demon. Jak wiemy, po wypadku Alexy, Night ukazał się jej pod postacią właśnie Candy'ego Popa.
Dziewczyna była łatwym celem, niestety zdołała pokonać stan świadomego snu, w jaki wprowadził ją demon. Night nie zdołał temu zaradzić. On jednak nie akceptował swoich porażek. Nie dopuszczał do siebie myśli, że cokolwiek może mu nie wyjść. Postanowił więc ponownie zapolować na dziewczynę, tym razem przyjmując postać lekarza, który opiekował się nią w szpitalu.
Night Terrors miał Alexę jak na widelcu i wydawałoby się, że już nic nie przeszkodzi mu w zdobyciu jego duszy. Niespodzianka! Candy w tym czasie zaczął dosłownie "bałaganić w Night Terrors od środka", robiąc niezłe zamieszanie ze spożytymi przez niego duszami, przez co demon nie mógł wchłonąć Alexy, która w tym czasie próbowała uciec.
Dlaczego Candy uaktywnił się z całą swoją mocą tak nagle? Odpowiedź jest dość prosta. Miał dość tego, że nie mógł powstrzymać Night Terrors, który krzywdził tyle istot. Genyr postanowił więc za wszelką cenę uratować choć jedną duszę, którą po wielu wiekach udało mu się odnaleźć wśród dusz pochłoniętych przez tego demona. Candy Pop chciał uratować April Fools, dziewczynę, którą kochał.
Candy długo chronił duszę April, czekając na odpowiedni moment. Wiedział, że zbliża się kolejna hibernacja Night Terrors, że jego czas i siła w ludzkim królestwie słabnie, i postanowił zaatakować.
Candy zdołał schwytać Alexę i wpuścić do jej ciała duszę April (mam nadzieję, że wiecie o co chodzi, nie wiem jak to lepiej opisać). Dziewczyna przez to straciła przytomność, a sam Night Terrors zmarnował już tyle czasu i sił w ludzkim królestwie, że musiał wrócić na odpoczynek do swojego duchowego świata.
Cóż, delikatnie mówiąc, Candy za tą akcję sobie nagrabił, i to bardzo. Night był wściekły, bo to przez tego genyra nie powiódł się jego plan, ten genyr ciągle mu przeszkadzał, to on sprawił, że moce i czas, przez który Night mógł cokolwiek zrobić w ludzkim świecie, był ograniczony. Postanowił więc doszczętnie zniszczyć Candy'ego. Złamać go psychicznie.
Night Terrors torturował wewnętrznie Candy'ego (w jaki sposób nie pytajcie, sama nie wiem). Udało mu się, złamał Candy'ego, przez co ten wszedł w stan kompletnej bezsilności i umysł genyra obecnie nie jest w stanie przeciwstawić się demonowi. 9 lat później mają miejsce wydarzenia z kolejnej creepypasty o Candy'm, znacznie już krótszej, "The Darkest Truth".
Pozostałe 2 creepypasty skrócę Wam w następnych częściach. Wpadłam na pomysł, że lepiej będzie, jak podzielę to Wam na części, zamiast rzucić wszystkie informacje, bo możecie się poczuć trochę jak po strzale w twarz XD Jestem otwarta na wszelkie pytania i sugestie. Pojawią się jeszcze, tak jak pisałam, 2 streszczenia oraz wszystkie informacje o Candy Popie, a nawet jego stary wywiad. Tak, autorka opublikowała dawno temu wywiad z własną postacią, po tym jak Candy stał się creepypastą, więc jeśli nie zapomnę i się do niego dokopię, to go dostaniecie. Ponadto doszłam do wniosku, że jeśli ktoś jest ciekaw, to opublikuję za jakiś czas historię rodziców Candy'ego w mojej książce "Historia każdego z nich", która jest zbiorem creepypast. Myślę jednak, że dodam tam tą jedną historię, jeśli ktoś będzie chętny, będzie mógł ją poznać, a przynajmniej tutaj będzie mniejszy bałagan. Bo o Candy'm i tak będzie dużo informacji i bez tego XD
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top