[Things Unsaid]

[Nie jest to moja historia. To creepypasta, którą postanowiłam przetłumaczyć.
Link: https://0ktavian.deviantart.com/art/Creepypasta-Things-unsaid-632483081]

   Catherine Meyers wsłuchiwała się w nocną ciszę. Spojrzała na zegarek, który mówił, że niedługo wybije trzecia nad ranem. Obudziła się jakąś godzinę temu bez żadnego powodu, ale nie przeszkadzało jej to; były wakacje, więc może przespać się w ciągu dnia. Po dłuższej chwili oczy zaczęły jej się kleić, ale gdy już miała ponownie zasnąć, usłyszała bardzo cichy, ledwo słyszalny dźwięk - coś jakby stukanie. Z początku zignorowała to, myśląc, że  to mama chodzi po domu. Jednak po chwili wstrzymała oddech, aby słyszeć lepiej te dziwne odgłosy. Miała wrażenie, że dochodzą jakby z innego świata, lecz kiedy zaczęła się nad tym zastanawiać - zasnęła.

    Kiedy się później obudziła, nie pamiętała już o sytuacji, która wydarzyła się nad ranem. Jak co dzień odprawiła ten sam rytuał: śniadanie, mycie zębów i tak dalej. Po tym wszystkim otworzyła laptopa i włączyła go, wciskając okrągły przycisk. Kiedy sprzęt się uruchomił, otworzyła przeglądarkę i zaczęła przeglądać social media.

   Catherine była siedemnastolatką o dość zwyczajnej urodzie; brązowe włosy, ciemne oczy, nie wyróżniała się niczym specjalnym. Była jednak doskonała w grze w baseball o czym mogą świadczyć medale wiszące na jednej ze ścian w jej pokoju oraz kij z podpisami przyjaciół dziewczyny. To było dość niezwykłe jak na dziewczynę, ale nikt nie mógł zaprzeczyć, że Catherine była świetna.

   Mieszkała jedynie z matką. Jej ojciec odszedł bez słowa, gdy dowiedział się, że jego żona jest w ciąży. Musiały więc radzić sobie same, co tylko wzmocniło charakter dziewczyny. Odgarnęła kosmyki włosów z czoła i odpisała znajomym na grupowym czacie. W pewnym momencie jej ręce po prostu zawisły nad klawiaturą; Cath zmarszczyła brwi, nasłuchując. Znów te odległe dźwięki. Mogłaby przysiąść, że brzmią jak kroki.

   - Halo? - Jedyną odpowiedzią był jednak odgłos przychodzącej wiadomości. Dziewczyna lekko podskoczyła na krześle, po czym cicho zaśmiała się pod nosem i wróciła do pisania odpowiedzi.

°°°

   - Mamo, czy w domu jest ktoś oprócz ciebie? - Zapytała, schodząc do salonu.

   - Nie kochanie, dlaczego miałby być? - Odpowiedziała; siedziała na kanapie z nosem w książce.
  
   - Nie wiem - wzruszyła ramionami. Po prostu wydawało mi się, że kogoś słyszałam.

   - Ja nikogo nie słyszałam.

   Cath westchnęła cicho i idąc za przykładem matki wzięła książkę, i wyszła na zewnątrz. Usiadła na huśtawce znajdującej na tarasie i zagłębiła się w lekturę. Co jakiś czas z ulicy, która biegła obok jej domu, dochodziły różne odgłosy, ale nie były one specjalnie irytujące. Dopóki jakiś pies nie zaczął szczekać. W sumie nie było to coś nadzwyczajnego, teraz była pora, gdy właściciele wyprowadzali swoich czworonożnych przyjaciół na spacer. Dziwne było jednak to, że pies wydawał się być jakiś wściekły. Catherine w końcu podniosła głowę, aby zobaczyć o co chodzi; czarny lablador szczekał na podwórko, starając się zerwać ze smyczy. Właściciel - mężczyzna w średnim wieku - wyglądał na zmieszanego i najwidoczniej nie miał pojęcia jak uspokoić zwierzaka. Ostatecznie udało mu się go odciągnąć i choć pies przestał szczekać, to wciąż nerwowo odwracał się w stronę Cath.

   Sytuacja powtórzyła się kilka razy, aż w końcu mężczyzna zmienił trasę spaceru. Catherine jednak nadal słyszała dziwne postukiwanie. Początkowo mogła je usłyszeć tylko w perfekcyjnej ciszy, ale teraz słyszała je nawet podczas wykonywania codziennych czynności. Sprowokowana wydarzeniami z ostatnich dni, zaczęła szukać źródła dźwięków. Pierwszą opcją jaka przyszła jej na myśl to to, że w piwnicy zadomowiły się szopy lub szczury i to one były przyczyną dziwnych odgłosów. To wyjaśniałoby reakcję psa, jednak aby potwierdzić swoją teorię musiała zejść do piwnicy.

   Najniższa część domu składała się z dwóch małych pomieszczeń, wypełnionych tarcicą. Dziewczyna zapaliła światło i zaczęła odsuwać pudła, szukając znaków obecności zwierząt. Kiedy po pół godzinie nic nie znalazła, zdecydowała się przejrzeć rzeczy znajdujące się w kartonach. Nie często odwiedzała piwnicę, więc dlaczego by nie skorzystać z takiej okazji? Może znajdzie coś interesującego.

   Pierwsze pudło było pełne starych zabawek; pluszaków, lalek i resoraków. Pamiętała niektóre z nich, co wywołało uśmiech na jej twarzy. Radość jednak szybko zniknęła, gdy na dnie znalazła stare, lekko podniszczone zdjęcie. Przedstawiało dwie podobne do siebie, brązowo włose dziewczynki w wieku około sześciu lat, bawiące się z czarnym labladorem. W oczach Cath pojawiły się łzy, gdy zrozumiała kto jest na fotografii.

   - Moja siostra - wyszeptała. Wspomnienia uderzyły ją tak mocno, jak rozpędzony pociąg. Jej bliźniaczka zginęła w wypadku samochodowym. Jechali wtedy nad jezioro z przyjacielem ich matki. Sama kobieta zaś miała dołączyć do nich później. Catherine była zszokowana; tylko ona przeżyła, ale nie pamiętała prawie nic z tamtych chwil. Pamiętała za to wszystkie wizyty u psychologa, który tłumaczył jej matce, że to trauma lub ewentualna amnezja, której dziewczyna mogła doświadczyć. Rzeczywiscie wyrzuciła te wspomnienia z głowy, a po siedmiu latach już kompletnie zapomniała o tym, co się wydarzyło. Nikt nie mówił też o jej siostrze, zupełnie tak, jakby nigdy nie istniała. Mogła się tylko domyślać, jak koszmarne musiało to być dla ich matki. Catherine zadrżała; nagle uświadomiła sobie, że kobieta nigdy nie wspominała zmarłej córki.

   Na odwrocie zdjęcia widniał wyblakły napis: Catherine i Christine w domu Wallece'a. Christine. Miała na imię Christine - przypomniała sobie. Znów dobiegły ją bliżej nieokreślone dźwięki, coś zaskrzypiało, a żarówka zamigotała, aby po chwili całkowicie zgasnąć. Dziewczyna krzyknęła i najszybciej jak mogła pobiegła na górę.

   Choć na zewnątrz wciąż było jasno, to ona i tak pozapalała wszystkie światła. Dopiero po tym odetchnęła z ulgą. Żarówka prawdopodobnie się spaliła - stwierdziła. - Tak, właśnie to się stało. Żarówka się spaliła - powtarzała to w głowie niczym mantrę, ale nawet to nie było w stanie jej uspokoić. Weszła do pokoju, myśląc nad tym wszystkim. Dźwięki z nikąd, dziwne zachowanie psa, gasnące światło. Nie myśląc ani chwili dłużej, wpisała w wyszukiwarkę hasło "duchy".

   Tak bardzo zatraciła się w czytaniu, że nawet nie zauważyła kiedy za oknem zrobiło się ciemno. W dodatku im dłużej czytała te artykuły, tym bardziej nie chciała w to wierzyć, choć niektóre z nich były naprawdę przekonywujące. Odkryła jednak coś interesującego: to, czego doświadczała idealnie pasowało do teorii nawiedzania. Oczywiście duchem najprawdopodobniej była jej siostra. Cath przełknęła gulę w gardle, a następnie wpisała pytanie "jak skontaktować się z duchem?". W myślach skrytykowała się za to, że wierzy w tak idiotyczne i dziecinne rzeczy, ale z drugiej strony była zbyt podekscytowana, żeby przestać czytać. Musiała przyznać przed samą sobą, że trochę fascynowały ją takie rzeczy.

   Na zwykłej kartce papieru naskrobała alfabet i wzięła mały kamyk, który mógłby się po niej poruszać. Nie miała tablicy ouija, więc musiała trochę improwizować. Wszystko rozłożyła na podłodze w swoim pokoju. Ciemność z każdej strony wdzierała się do sypialni dziewczyny, ale ta nie zapaliła światła. Pokonując strach zeszła do piwnicy i przyniosła zdjęcie, które postawiła naprzeciw "tablicy". Zaśmiała się cicho pod nosem, zastanawiając się co ona tak właściwie robi.

   - Jeśli nie spróbujesz, nigdy się nie dowiesz - szepnęła do siebie. - Christine, jesteś tu? - Zapytała, jednak odpowiedziała jej tylko cisza. Czego innego mogła się spodziewać? - Christine, daj mi jakiś znak - kamyk ani drgnął. - Christine-

   - Skarbie, co ty robisz? - Do pokoju weszła matka dziewczyny, przerywając jej w połowie zdania. Spojrzała na nią lekko zdezorientowana, widząc córkę siedzącą na podłodze z kartką papieru i kamykiem.

   Catherine opowiedziała kobiecie o wszystkim, od początku do końca. Słuchając samej siebie zaczynała wierzyć w to coraz bardziej. Za to jej matka była sceptycznie nastawiona do całej tej sytuacji.

   - Kochanie, co pamiętasz o Christine? - Spytała po chwili ciszy, nie patrząc na dziewczynę. Natomiast Cath zastanawiała się co jej odpowiedzieć. W istocie nie miała zbyt wiele do powiedzenia na ten temat, bo choć wielokrotnie sięgała w głąb swojej pamięci, to i tak nie mogła odnaleźć żadnych konkretnych wspomnień związanych z siostrą. Pamiętała swoje dziewiąte urodziny, starych znajomych, ale nie pamiętała swojej siostry; ze łzami w oczach spojrzała na matkę.

   - Tak właśnie myślałam - założyła nogę na nogę i oparła głowę o oparcie kanapy. - Opowiem ci o niej - oznajmiła, na co Cath automatycznie się wyprostowała. Serce obijało jej się o całą klatkę piersiową; może wreszcie coś sobie przypomni. - Zaraz po tym jak się urodziła, pojawiły się pewne problemy z jej zdrowiem. Nie podam ci żadnych konkretnych informacji, bo sama już ich nie pamiętam. W każdym razie twoja siostra przeszła wiele operacji, które w jakiś sposób uszkodziły jej struny głosowe. Do końca życia mogła już tylko szeptać - mówiła ze stoickim wręcz spokojem. - Bałam się, że inne dzieci będą się z niej śmiać, przez co będzie miała problemy w szkole - Cath wydawało się, że głos kobiety w pewnym momencie się załamał. - Ale było inaczej. To ona była problemem. - Spojrzała na córkę. - Kiedy Christine odkryła, że nie może wyrażać swojego gniewu poprzez krzyk, znalazła inny sposób. Jej odpowiedzią na wszelkie zaczepki i rzeczy, które ją denerwowały stały się pięści - powiedziała. - Już w przedszkolu dzieci się na nią skarżyły. Była agresywna i impulsywna, sprawiała naprawdę dużo problemów i mimo wielu ostrzeżeń, stawała się tylko gorsza - dziewczyna z uwagą i zaciekawieniem słuchała tej opowieści. - W trzeciej klasie należała do tej grupy dzieci, które znęcają się nad innymi. Dopóki nie skręciła ręki. Wtedy to ją pobili i trafiła do szpitala. Chciałam, żeby uczyła się w domu, ale nie mogłam sobie na to pozwolić - siedemnastolatkę trochę przerażał spokojny ton głosu jej matki. - Mój znajomy, psycholog, starał się jej pomóc. Pozornie dawało to jakieś efekty - zamilkła, spoglądając na córkę. Twarz kobiety wydawała się być pozbawiona jakiegokolwiek wyrazu. - Posłuchaj mnie uważnie Cath, ta dziewczyna była zła. Wiem co mówię. Oni twierdzili, że to tylko dziecko, że potrzebuje specjalnej opieki. Pieprzyli takie głupoty. Ona była zła, zepsuta do szpiku kości, widziałam to w jej oczach. To nie było coś, co można by wyleczyć. Wierz mi, ona wcale nie była słaba, ciebie też uderzyła - dziewczyna zadrżała. - Więc jeśli jest tu jakiś duch, to proszę, nie szukaj go - chwyciła dłoń córki.

°°°

   Następne dni były dla Catherine prawdziwą torturą. Z dnia na dzień przypominała sobie coraz więcej; to było tak, jakby w jej umyśle otworzyły się drzwi, które od dawna były zamknięte. Dziewczyna jednak nie była pewna czy chce wiedzieć co jest za nimi.

   Wpatrywała się w jedyne zdjęcie siostry w kółko zadając sobie te same pytania. Nie miała odwagi by spytać matkę, czy ma jeszcze jakieś, więc to jedno musiało jej wystarczyć. Możliwe, żeby ten czarny lablador ze zdjęcia był tym samym, który przechodził obok domu? - Zastanawiała się. - Może jego właściciel znał Christine? - W jej oczach pojawiły się iskierki, choć imię bliźniaczki wywołało u siedemnastolatki nieprzyjemne dreszcze. Nie była pewna czy to przez nieodkryte jeszcze wspomnienia, czy przez aurę jaką stworzyła jej matka.

°°°

   Kiedy Anna Meyers wyszła do pracy, jej córka była już gotowa. Ubrała jasny sweter i sama opuściła dom. Wieczorna pora na spacer z psem. Idealna okazja, żeby znaleźć tego człowieka - stwierdziła z lekkim uśmiechem na ustach. Żałowała tylko, że nie ubrała czegoś cieplejszego, bo na dworze było trochę zimno i wietrznie.

   Już chciała wrócić do domu, ale wtedy dostrzegła czarnego psa. Kiedy do niego podeszła, ten zamerdał ogonem i zaszczekał wesoło, aby zwrócić uwagę właściciela.

   - Dobry wieczór. Mogę ci w czymś pomóc? - Zapytał. Miał około czterdzieści lat i dość mocno rzucające się w oczy oznaki siwizny na włosach.

   - Dobry wieczór - odpowiedziała. - Tak, szukam kogoś. Zna pan może kogoś nazwiskiem Wallece? Ma podobnego psa. Nie widziałam się z nim od dłuższego czasu i-

   - Catherine? - Przerwał jej. - Catherine Meyers?

   - Tak! Pan jest Wallece? - Spytała entuzjastycznie.

   - Tak - posłał jej delikatny uśmiech. - Minęło sporo czasu. Ile? Osiem? Dziesięć lat? Mieszkasz tu? Jak twoja matka? Nadal uczęszcza na terapię? - Zasypywał ją pytaniami, a dziewczyna stała komoletnie zdezorientowana, nie mając pojęcia o czym mówi mężczyzna. Ten podrapał się po głowie i westchnął widząc minę siedemnastolatki. - Przejdźmy się może.

   Szła powoli obok niego, głaszcząc psa, który wydawał się być podekscytowany obecnością Catherine.

   - Nie wiesz, prawda? - Pokręciła głową w odpowiedzi. - Cholera. Może nie powinienem ci o tym mówić - stwierdził. - Masz teraz siedemnaście lat, tak?

   - Tak, ale może mi pan powiedzieć o co chodzi? - Spytała. - Jaka terapia? Dlaczego nic mi nie powiedziała? - Była trochę jakby roztrzęsiona; odnosiła wrażenie, że jej świat właśnie się wali.

   - Twoja matka cierpi na schizofrenie - oznajmił. - Większość swojego dzieciństwa spędziła w szpitalu psychiatrycznym. Wiem o tym, bo znałem ją jeszcze kiedy była z twoim ojcem - mówił. - W każdym razie miała problemy, które jak dobrze pamiętam ustały. Najwidoczniej leczenie musiało przynosić efekty - schował ręce do kieszeni. - A potem pojawiłaś się ty i twoja siostra - spojrzał na dziewczynę. - I ona... Cóż, lekko zwariowała. Wybacz, że tak mówię o twojej matce, ale taka jest prawda. Była święcie przekonana, że Christine została opętana przez demona - przerwał. Cath patrzyła na niego wyraźnie zszokowana

   - Wie pan, że Christine nie żyje? - Zapytała po chwili ciszy. Mężczyzna zmarszczył brwi, przez co wydawał się być jeszcze starszy.

   - Znaleźli jej ciało? - Ze śmiertelną powagą.

   - Jak to ciało? Przecież ona zginęła w wypadku samochodowym - słysząc to, Wallece zakrył usta dłonią i wyszeptał coś w stylu "mój Boże", a potem spojrzał na dziewczynę i powiedział cicho:

   - Ona nie umarła Catherine. Zaginęła - siedemnastolatka poczuła się tak, jakby właśnie uderzyła w nią rozpędzona ciężarówka. - Jej ciała nie było w aucie - każde kolejne słowo wydawało się być coraz bardziej odległe. - Policja przypuszczała porwanie. Były podejrzenia, że ktoś celowo spowodował wypadek, żeby ją uprowadzić. To matka powiedziała ci, że umarła? - Spojrzał na dziewczynę, ale ta nie odpowiedziała. Wydawała się być kompletnie nieobecna. - Catherine? - Pomachał jej parzed twarzą.

   - Muszę już iść - wypaliła nagle. - Bardzo dziękuję - dodała i odeszła szybkim krokiem.

°°°

   Stała oparta o kuchenny blat z kubkiem herbaty w dłoniach. Od natłoku informacji bolała ją głowa. Już sama nie była pewna czy w to wierzyć, czy nie. Była tam przecież. Siedem lat temu siedziała w tym samym aucie, powinna coś pamiętać. W rzeczywistości nie było to jednak takie proste.

   Udała się do salonu i usiadła na kanapie. Zastanawiała się, co powie matce kiedy ta wróci z pracy i wtedy znów usłyszała te dziwne dźwięki. Słyszała je tak dokładnie, że aż przeszły ją ciarki; odłożyła kubek i zaczęła nasłuchiwać. Tym razem trwały dłużej niż zazwyczaj i miały jeden, powtarzalny rytm. O Boże - pomyślała, witając z kanapy. Po chwili zaczęła liczyć.

   Stuk, stuk, stuk.


Przerwa.

   Stuk.

   Cisza.

   Stuk.

   Stuk.

   Cath zakryła usta dłonią.

   Stuk, stuk, stuk.

   To cholerne wołanie o pomoc. - Stwierdziła.

   Rozglądała się, próbując znaleźć źródło dźwięku. Panikowała, przez co ciężko było jej się skupić. W końcu przyklękła i przyłożyła ucho do podłogi. Stukanie dobiegało z dołu. Najszybciej jak mogła pobiegła do kuchni i na wszelki wypadek wzięła nóż, a następnie skierowała się do piwnicy. Otworzyła drzwi i stojąc na szczycie schodów krzyknęła:

   - Jest tu ktoś!? - Żadnej odpowiedzi. Chciała włączyć światło, ale przypomniała sobie, że żarówka się spaliła. Wzięła więc latarkę i trzęsąc się ze strachu powoli zeszła na dół. Pomieszczenie wyglądało normalnie, co właściwie tylko potęgowało strach. Nasłuchiwała, ale dźwięk nadal wydawał się dochodzić spod podłogi. To nie ma sensu - myślała, przykładając ucho do podłogi. - Ktoś tu jest!? - Krzyknęła jeszcze głośniej. Dźwięki ucichły na chwilę, aby potem znów rozbrzmieć w całej piwnicy. Teraz były chaotyczne, ale też głośniejsze. Dziewczyna poczuła łzy na policzkach; ktoś był tam uwięziony. - Gdzie jesteś!? - W odpowiedzi usłyszała tylko stukanie. - Jak mam cię znaleźć!? - Zapadła cisza. Z ciałem przyciśniętym do starych paneli, czekała na kolejne dźwięki, gdy nagle usłyszała cichy odgłos. Potem kolejny. I następny, ale jakby trochę dalej. Zaczęła iść za nimi; ktoś wskazywał jej drogę.

   Prowadzona przez dźwięk, weszła do drugiego pomieszczenia. Przeklinała bicie serca, które zagłuszało odległe stukanie. W pewnym momencie wszystko ucichło. Zaczęła szybko przesuwać stojące wokół pudła, robiąc przy tym straszny bałagan. Kiedy pozbyła się ich wszystkich, zobaczyła stary, zakurzony dywan, na którym właśnie stała. Bez większego namysłu odrzuciła go na bok. Pod nim zaś kryła się klapa zamknięta na kłódkę. Wyglądała na nową i nie było mowy o tym, by siedemnastolatka mogła ją złamać. Catherine była teraz bardziej wściekła niż przerażona.

   Pobiegła na górę do pokoju matki i zaczęła szukać kluczy; była pewna, że muszą tu gdzieś być. Z hukiem otwierała każdą szufladę, wysypując jej zawartość na podłogę, szukała w szafkach i pod poduszkami, lecz nigdzie ich nie było. Stanęła na chwilę w bezruchu, spoglądając na materac. Niepewnie wsunęła pod niego dłoń; poczuła zimny metal, który zdawał się parzyć nie jej skórę, a serce dziewczyny. Właśnie dowiedziała się, że jej matka przetrzymuje kogoś w zamknięciu. Trzymając w ręce pęk kluczy wróciła na dół. Zawisła nad klapą, szukając pasującego klucza. Nie była pewna czy czuje się szczęśliwa czy bardziej załamana, gdy wreszcie znalazła ten odpowiedni.

   Klapa otworzyła się z niewiarygodną łatwością; Cath spodziewała się skrzypienia, ale najwidoczniej zawiasy musiały być dobrze naoliwione.

   - Jesteś tu!? - Krzyknęła. W odpowiedzi usłyszała jedynie niewyraźny szept.

   - Pomocy.

   Nie wahając się ani chwili, zeszła po metalowej drabince, prowadzącej prosto w ciemność.

   - Idę po ciebie! - Oznajmiła, chcąc dodać sobie otuchy.

   Poczuła zimną powierzchnię pod stopami. Rozejrzała się zszokowana; stała w dużym pokoju. Lampy świeciły zielonkawym, upiornym światłem, a w rogu stał stół z kilkoma krzesłami. Kolejny szept. Gwałtownie odwróciła głowę i o mało nie pisnęła, gdy na łóżku dostrzegła przerażającą wersję siebie. To była Christine. Była strasznie blada i miała ciemne wory pod oczami; płakała. Kiedy Cath podeszła bliżej, zobaczyła kajdanki na nadgarstkach siostry. Przyczepiony do nich łańcuch był na tyle długi, aby dziewczyna mogła się ruszać, ale zbyt krótki, aby mogła wyjść. Z trzęsącymi się rękoma zaczęła szukać klucza, by móc uwolnić bliźniaczkę.

   - Będzie dobrze, zabiorę cię stąd - oznajmiła. - Nie bój się.

   Wreszcie znalazła pasujący klucz; te kajdany już dłużej nie będą jej więzić. Christine wydała z siebie nieludzki dźwięk i szybko wstała z łóżka, tracąc równowagę. Catherine pomogła jej wydostać się na górę.

   Dziewczyna osunęła się na kanapę płacząc i śmiejąc się jednocześnie. Jej siostra przykryła ją kocem i przyniosła coś do jedzenia i picia. Wypiła całą butelkę wody praktycznie jednym łykiem, a następnie zaczęła pożerać jabłko. Cath spoglądała na nią ukradkiem; miała na sobie znoszone jeansy, koszulkę, która wydawała się być zbyt biała i ciemnoniebieską bluzę bez rękawów. Jej włosy były rozczochrane, nieumyte i nierówno przycięte za uchem. Christine spojrzała na bliźniaczkę i powiedziała:

   - Dziękuję - jej głos był strasznie cichy. - Ona... Matka... Zamknęła mnie tam. Musimy uciekać Cath, musimy uciekać - złapała dłoń dziewczyny, patrząc jej prosto w oczy. Ta zadrżała; była w szoku, ale starała się zachować względny spokój.

   - Dobrze - kiwnęła głową. - Ale najpierw pójdziemy na górę, zostawiłam telefon w pokoju. Potem zadzwonimy na policję - powiedziała; musiały zawiadomić kogo trzeba.

   Razem wspięły się po schodach do pokoju Catherine. Siedemnastolatka zaczęła szukać swojego smartphone'a, podczas gdy Christine rozglądała się po pomieszczeniu.

   Kątem oka zauważyła, że siostra idzie w jej stronę. Potem poczuła tępy ból i wszystko zrobiło się czarne.

°°°

   Obudziła się w ciemnym miejscu z okropnym bólem głowy i posmakiem krwi w ustach. Chciała się podnieść, ale nie mogła; dość szybko zorientowała się, że jest przywiązana do grzejnika. Zaczęła krzyczeć, wiercić się i panikować, gdy nagle drzwi się otworzyły i sądząc po sylwetce, stała w nich jej siostra. Jedną ręką opierała się o kij baseballowy, spoglądając na Catherine.

   - Proszę, wypuść mnie - tylko to była w stanie z siebie wydusić. Christine jedynie westchnęła.

   - Wiedziałam, że tak będzie - jej głos był lekko zaczerpnięty. - Mój Boże jak cudownie jest być znów wolną! - Zaczęła chodzić po pokoju, wymachując kijem. - Nie masz pojęcia jakie to były męki żyć tam na dole przez siedem lat. Siedem pieprzonych lat, a ty? Nie zrobiłaś nic.

   - Christine, proszę, wypuść mn-

   - Błagam, tylko nie Christine. Mów mi Chris, okey? - Poprosiła. - Wystukiwałam to cholerne S.O.S przez lata! - Jej głos stawał się niewyraźny, gdy próbowała podnieść jego ton. - Ale nie poddawałam się. Matka przychodziła i powtarzała mi, że to bez sensu, że nikt mnie nie usłyszy. Jak widać była w błędzie.

   - Gdzie...? - Wydukała.

   - Gdzie ona jest? - Dokończyła. - Mogę cię do niej zaprowadzić. Oh, no tak, przecież nie możesz się ruszać - uśmiechnęła się. Nie szaleńczo, ale szczerze i ciepło. - Cóż, ona też nie.

   Catherine zaczęła krzyczeć najgłośniej jak mogła, licząc, że ktoś ją usłyszy i uratuje. Christine jednak szybko ją uciszyła, zatykając jej usta dłonią.

   - Cichutko - wsadziła do buzi dziewczyny prowizoryczny knebel. - Oh ironio, teraz to ciebie nikt nie usłyszy - postawiła krzesło naprzeciw niej i usiadła na nim w rękach wciąż trzymając kij. Spokojnie, szybko ją uciszyłam. Zero krwi. Nie chciałam zbytnio nabrudzić - Cath dostrzegła skórzane rękawiczki matki na dłoniach siostry. - Dużo czytałam przez ten czas wiesz? Chciała mi dać jakiś kawałek świata, bo była zbyt słaba by mnie zabić - prychnęła. - Ale wiesz co? Jestem jej wdzięczna za kryminały. Można się z nich naprawdę wiele nauczyć - przerwała na chwilę i wyjęła knebel z ust siostry.

   - Chris, proszę, możemy przecież współpracować. Nikomu nie powiem co zrobiłaś, obiecuję - to była jej ostatnia deska ratunku. Dziewczyna jednak westchnęła i ponownie wsadziła szmatkę do ust bliźniaczki.

   - Myślałam, że masz coś do powiedzenia na temat literatury - podniosła się z krzesła, wzięła leżący na biurku kartkę papieru, a następnie przystawiła ją do twarzy Catherine i poświeciła na dokument telefonem. To był akt zgonu. - Pokazała mi to jakiś czas temu. Była taka dumna - mówiła. - Powiedziała, że teraz już na pewno nikt nie będzie mnie szukał, nikt nie będzie pamiętał, że jestem martwa.  - Każde słowo wmawiała wręcz z przesadną dokładnością. - Ta kobieta naprawdę była ostro jebnięta - przyznała. - Wtedy prawie się poddałam, wiesz? Chciałam się zabić, zakończyć to wszystko. Już nawet miałam pętlę na szyi - przerwała na chwilę. - I wtedy pomyślałam, co może zrobić martwy człowiek? Co to zmieni jeśli trup umrze po raz drugi? Łapiesz? Oficjalnie jestem przecież martwa! - Rozłożyła ręce. - Zrozumiałam, że jeśli kiedykolwiek się wydostanę, to będą o mnie mówić wszędzie! - Christine znów próbowała podnieść głos, co wywołało dreszcze u Catherine. - Musiałam się wydostać za wszelką cenę, więc wielkie dzięki za współpracę - złożyła delikatny pocałunek na jej czole. - To będzie jedyne dobre wspomnienie jakie o tobie zachowam. - Powiedziała z kamiennym wyrazem twarzy. - A pamiętasz ten dzień siedem lat temu? Jechaliśmy wtedy przez las - mówiła z uśmiechem na ustach. - Pierwszą osobą, która nas znalazła po tym jak się rozbiliśmy była nasza matka. I wiesz co? Zamiast zadzwonić po policję czy nawet karetkę, ona zabrała mnie do tego schronu - znów zamilkła i ponownie wyjęła knebel z ust Cath. Nagle wszystkie wspomnienia wróciły; pamiętała ten dzień jakby to było wczoraj. Kobieta rzeczywiście zabrała Christine, a jej powiedziała, że nie ma się czego bać.

   - Co masz zamiat teraz zrobić? - Spytała cicho, drżącym głosem.

   - Hm... - Spojrzała na kij. - Nie wiem. Może zacznę od tej listy, którą dla mnie zrobiłaś? - Zaśmiała się tak, jakby to był dobry żart i po raz kolejny zakneblowała siostrę. - A tak poważnie, to myślę, że znajdę sobie jakąś maskę i okulary przeciwsłoneczne. Reakcje moich oczu na światło na pewno nie byłaby zbyt przyjemna - stwierdziła. - Potem pozbędę się ludzi, którzy mnie znali. - Catherine zaczęła się szarpać, próbując się uwolnić. Chris zrobiła jedynie kwaśną minę widząc desperackie próby ucieczki swojej siostry. - Wybacz, nie mam innego wyjścia - zakryła jej oczy, a następnie sprawnym ruchem skręciła kark.

°°°

   Była trzecia nad ranem, gdy Andrew Wallece usłyszał dziwne dźwięki dochodzące z szopy. Nie chciało mu się iść i tego sprawdzać, ale ostatecznie wziął latarkę i wyszedł na zewnątrz.

   - Ktoś tu jest? - Zapytał; jego głos był wyraźnie zachrypnięty. Zaczął rozglądać się po pomieszczeniu i wtedy dostrzegł pod nogami krótką wiadomość: przepraszam za psa. - Co do-

   Zaczął, ale przerwało donośne stuknięcie nad głową; na belkach stropowych ktoś siedział. Nieznajomy miał na sobie białą maskę, zakrywającą twarz do połowy. Mężczyzna wyraźnie wydział uśmiech na jego twarzy.

   - Dzień dobry panie Wallece. A może raczej dobranoc. - Po głosie rozpoznał, że to dziewczyna.

   - Catherine? Co ty tu robisz? - Zapytał. - Mów głośniej.

   - Tu Christine, wujku.

   Andrew - kompletnie zszokowany - wypuścił z dłoni latarkę. Dziewczyna zaskoczyła na dół i wyłączyła ją, a następnie wzięła zamach.

°°°

   Siedziała na dachu, wpatrując się w nocne niebo. Spojrzała ba swoją broń, którą udekorowała kilkoma długimi gwoździami.

   - I co teraz? - Spytała samą siebie. - Naprawdę mam zamiar ich wszystkich zabić? - Zastanawiała się. - Nawet ich nie znałam - mówiła. - Pieprzyć to - uśmiechnęła się, zeskakując z dachu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top

Tags: #creepypasta