Nightmare Ally 2

Pani Annelie obserwowała dwóch lekarzy stojących na jednym z rogów korytarzy, którzy postanowili skorzystać z jednej z niewielu okazji, kiedy mogli to palić na terenie ośrodka i nie dać się przy tym nikomu zobaczyć. Adeline miała więc teraz tylko tą szansę. Mogła wyjść przechodząc bocznymi drzwiami, gdyby tylko udało jej się przejść niezauważenie przy lekarzach:

- No dobra Adeline...- szepnęła kobieta do dziewczyny.- Pamiętasz nasz plan?

Adeline przytaknęła:

- Tak. Mam poczekać, aż odwrócisz ich uwagę i uda ci się ich odciągnąć od drzwi. Kiedy będzie droga wolna ja mam do nich się zakraść i przejść. Kiedy już będę na dworze mam iść wzdłuż lini drzew, aż dojdę do drogi.

- I na koniec masz się ukryć i czekać na mnie, aż po ciebie nie przyjdę – dodała pielęgniarka.- Dziś jest jedyna szansa, kiedy uda mi się zaprowadzić ciebie do twojego brata. – Annelie spojrzała na stojących przy drzwiach lekarzy. Wzięła głęboki oddech. - Gotowa?

Adeline przytaknęła:

- Dobrze – odparła kobieta po czym ruszyła w stronę niczego nie spodziewających sie lekarzy. Adeline przyglądała się wszystkiemu w ciszy, kiedy to pani Annelie podeszła i zagadała do dwcóch lekarzy. Na początku jej towarzystwo bardzo ich irytowało, ponieważ jakby nie patrzeć wpadła do nich podczas ich spokojnej rozmowy przy papierosie. Zaczęli się irytować bardziej, powoli wdając się w kłótnię z kobietą, do czasu aż ta nie wspomniała o pani Howel, na której imię zapadła grobowa cisza. Annelie dodała coś jeszcze po czym ruszyła do innego korytarza, a męzczyźni zaraz za nią.

To była ta jedna jedyna szansa Adeline. Dziewczyna wzięła ostatni głęboki oddech po czym po cichu pobiegła w stronę drzwi. Gdy była juz na zewnątrz pochyliła się i ruszyła w stronę drzew, mijając szopę ogrodnika.

Znowu zobaczę się z Johnathanem... uśmiechnęła się pod nosem. Pech chciał, że drzwi do szopy nagle się otworzyły i wyszedł z nich ogrodnik. Trzymał w rękach siekierę, którą dopiero co planował rąbać drewno, dopóki nagle nie zobaczył Adeline:

- Co do... -upuścił zaskoczony siekierę.- Co ty tutaj robisz?!

Adeline stała jak posąg:

- Ja... ja... ja tylko...- wyjąkała przerżona:

- Nawet mi się nie waż tutaj kręcić jakiś bajek!- krzyknął, łapiąc ją w sekundzie za nadgarstek. Adeline próbowała odskoczyć i wyszarpać się mężczyźnie, ale ten był zbyt silny. – Planowałaś uciec, tak?! – powiedział podnosząc głos:

- Nie! Nie nie nie nie nie, ja nie-!

- Mówiłem, że masz nie kłamać! – krzyknął zaciskając bardziej rękę na nadgarstku dziewczyny.- Oj kiedy matrona Howel się o tym dowie to już ona się z tobą policzy! – wykrzyczał. Adeline na próżno próbowała wyrwać się z uścisku. Po czym zauważyła stojących w wyjściu ze szpitala lekarzy, którzy najwyraźniek usłyszeli krzyk ogrodnika.

Nie. Ona nie mogła sobie pozwolić się teraz poddać. Ugryzła mocno męzczyznę w rękę, przez co ten puścił ją wyjąc z bólu:

- Ty mała wredna-! – to były ostatnie słowa jakie usłyszała, kiedy wbiegła do lasu. Ogronik zaklnął głośno i krzyknął, aby ogłoszono alarm.

Adeline biegła naszybciej jak potrafiła, nawet nie myśląc o tym, aby obejrzeć się za siebie.

- Co się tutaj wyrabia?! – krzyknęła matrona wybiegając na zewnątrz:

- Jedna z pacjentek, taka mała dziewczyna! Uciekła do lasu!

- Że co?!- krzyknęła, a jej przerażenie przerodziło się w wściekłość. – Imbecyle! Jeśli uda jej się wrócić do miasta i opowie, co my tutaj robimy to jesteśmy skończeni!

Odwróciła się do reszty lekarzy:

- Idziemy! Nie mogła uciec za daleko! Za nią!

Kilku pracowników ruszyło do lasu w pogoni za dziewczyną. Matrona odwróciła się z powrotem w stronę ogrodnika:

- Jakim cudem udało jej się tutaj dostać? – spojrzała na niego. Mężczyzna wzruszył ramionami:

- Nie mam pojęcia. Wychodziłem z szopy aby porąbać drewno na opał, wtedy ją zobaczyłem... nie mam pojęcia jak tamtych dwóch lekarzy i pielęgniarka, którzy pilnowali drzwi jej nie słyszeli, ale-

- Pielęgniarka? – przerwała mu. – Jaka pielęgniarka?

Mężczyzna westchnął i podrapał się po głowie:

- To chyba była... pani Annelie... o ile w ogóle dobrze kojarzę jej imię. Przyszła i-

Matrona Howel uciszyła go podnosząc rękę:

- Tyle mi już wystarczy. Wiem już wszystko co chciałam – warknęła odwracając się do dwóch ostatnich pracowników, którzy zostali. – Wracajcie do środka, znajdźcie tą pielęgniarkę i zamknijcie ją w jednej z cel.

Pracownicy przytaknęli i wrócili do budynku. Kobieta ponownie wróciła do ogrodnika:

- Znajdź mi jakąś pochodnie i pożycz tą siekierę. Myślę, że wiem gdzie ta mała dziadówa mogła pobiec.

Adeline zatrzymała się i oparła się o jedno z drzew, aby zaczerpnąć powietrza. Czuła już, że się zgubiła. Tak bardzo wystraszyła się wybuchu ogrodnika, że gdy tylko wbiegła do lasu nawet nie patrzyła, gdzie biegnie dokładnie. Jedyne co teraz wiedziała to to, że jest w samym centrum lasu!

Dziewczyna rozejżała się w nadziei, że odnajdzie jakąś ścieżkę, cokolwiek, co pomogło by jej odnaleźć wyjście z tego labiryntu drzew. Nie znalazła jednak nic oprócz przeszywającej wszystko młgy we wszystkie strony.

Dokąd powinna iść?

Tędy, moje dziecko. Usłyszała głos swojego nowego „przyjaciela". Ponownie podniosła wzrok, gdzie przed sobą ujżała czyjąś postać kilka metrów od niej. To był bardzo wysoki mężczyzna... o cerze białej... ubrany w czarny elegancki garnitur... nie zdołała jednak zobaczyć jego twarzy...

Adeline poczuła się... zachwycona tą postacią, więc bez namysłu zaczęła do niej podchodzić:

- Tutaj! - usłyszała głos za sobą, który swym krzykiem wyciągnął ją z transu. Adeline odwóciła się i zobaczyła jednego z pracowników wskazującego w jej stronę. Już była w stanie dojrzeć kolejnych biegnących po nią. Przełknęła stojącą gulę w jej gardle, gdy wśród nich była też matrona Howel. Kiedy kobieta zauważyła jej przeszywający wzrok mógł wręcz ciąć powietrze. Ręce matrony mocniej zacisnęły się na siekierze. Przestraszona Adeline odwróciła się i z powrotem pobiegła przed siebie w głąb lasu, zapominając o swoim wysokim przyjacielu:

- Nie pozwólcie jej pobiec daleko!- ryknęła matrona, gdy personel ruszył za dziewczyną. Gdy grupa poszła w pogoń za nastolatką minęła dziwną istotę, zupełnie jakby nigdy tam nie stała, no... może nie do końca.

Jeden z pracowników który biegł w tyłach grupy zaskoczony zatrzymał się, przez co jeden biegnący za nim uderzył w niego, powodując wywrotkę pierwszego. Mężczyzna przyłożył rękę do obolałego czoła, sekundę potem usłyszał wiązankę przekleństw w jego stronę:

- Skur... co ty na Boga wyprawiasz przygłupie?!

Mężczyzna na ziemi zaczął skamleć do samego siebie i powtarzać w kółko:

- O Boże... O Boże...

- A tobie co? – drugi spojrzał w tą samą stronę co pierwszy i zamarł. – O...

Wysoka postać spojrzała na nich groźnie ukazując swoją twarz, a właściwie... jej całkowity brak:
- Der Großmann* - mężczyźni jęknęli cicho ze strachu. Postać nagle znikęła, by pojawić się ponownie za nimi...

Ich krzyki dało się usłyszeć nawet w Ośrodku Czarnego Boru.

Adeline powoli zaczynała zwalniać . Była zmęczona, zbyt zmęczona aby być w stanie wytrzymać to jeszcze chociaż chwilę dłużej:

- Traci siły! - Matrona Howel niespodziewanie zawołała z triumfalnym tonem.

Adeline obejrzała się za siebie. Zobaczyła znaną jej doskonale już kobietę i trzech mężczyzn, w tym ogrodnika, wszyscy podążali za nią, gonili ją. Widok mrożącego krew w żyłach uśmiechu matrony Howel wystarczył, aby Adeline zapoimniała o zmęczeniu i pozwolić swemu strachu nadać jej z powrotem szybkie tępo, sprinowała nawet jeszcze szybciej.

Usłyszała za sobą rozkaz kobiety, aby gonili ją dalej. Musi im uciec, ona musi im uciec!

Po policzkach dziewczyny zaczęły spływać łzy, nie chciała... tak bardzo nie chciała wracać do tego piekielnego miejsca.

Obejrzała się po raz kolejny, przez co nie zauważyła tej nieszczęsnej gałęzi pod swymi stopami... potknęła się, skręcając przy tym kostkę i tocząc się po ziemi w bólu. Adeline próbowała szybko wstać i biec dalej, jednak było już za późno.

Poczuła silny chwyt Matrony Howel na swojej koszuli i podciągnięcie w górę. Kobieta siłą odwróciła dziewczynę w swoją stronę, aby spojrzeć jej prosto w twarz:
- Myślałaś sobie, że możesz uciec, co? – warknęła Matrona, a nstępnie popchnęła dziewczynkę na pobliskie drzewo. Adeline uderzyła o nie z piskiem, próbując stanąć za nim, rozpaczliwie poszukując w stym swojego ostatniego ratunku:

- Błagam! – błagała ciągle płacząc. – Nie zabierajcie mnie z powrotem! Nie chcę tam wracać!

Trójka mężczyzn otoczyła Adeline z każdej strony, odcinając jej jakąkolwiek szansę ucieczki:

- A to dlaczego, moja droga? Nie... nie wrócisz do naszego ośrodka... - uśmiechnęła się złośliwie Matrona. – Tak właściwie... już nigdy nigdzie się nie wybierasz...

Adeline powoli spojrzała kobiecie w oczy ze strachem w swoich własnych:

- Co... co masz na myśli? - wyjąkała dziewczyna

Ręka Matrony jeszcze mocniej zacisnęła się na rączce skiekiery. Kobieta uniosła broń do wysokości klatki piersiowej dziewczyny:

- Widzisz, kochanie... rano mieliśmy specjalne spotkanie w twojej sprawie. Uzgodniliśmy, że damy ci bardzo silny... środek uspokajający, dzięki któremu zasnęłabyś i... to tak na stałe.

Tęga kobieta przejechała palcem po ostrzu siekiery:

- Jednak wygląda na to, że będziemy musieli to zmienić na troszeczkę inny... sposób kuracji...

Oczy Adeline rozrzeszyły się w szoku, kiedy zobaczyła, że ręka matrony podnosi do góry broń.

Kiedy matrona uniosła broń nad głową, umiechnęła się do niej mówiąc te ostatnie słowa:

- Dobranoc, dziecko.

Adeline krzyczała, kiedy ostrze wbiło się po raz pierwszy, drugi... i jeszcze raz, i jeszcze... wydawało się to bez końca, tylko Howel, siekiera, jej ciało.

Trzech pozostałych, którzy do tej pory trzymali dziewczynę puścili ją i odsunęli w przerażeniu patrząc na Matronę, która rozczłonkowywała ciało dziewczynki... kończynę po kończynie. Nie odważyli się jednak nawet słowem odezwać do kobiety, obawiając się w tej chwili o własne życie, że skończą niewiele inaczej niż dziewczyna.

Nad jednym z pracowników nagle urósł mroczny cień. Mężczyzna odwrócił się i zamarł z przerażenia, widząc za sobą wysoką postać bez twarzy. Czarne jak smoła kończyny niczym pędy wystrzeliły w jego kierunku, wbijając się wbłąb jego ciała jak i dwóch pozostałych mężczyzn, zanim jakkolwiek zdołali zareagować, chociażby krzyknąć. Ich ciała zostały zaciągnięte wgłąb ciemności puszczy, zostawiając matronę samą, wchłoniętą w amok dalszego zbestwiania ciała dziewczyny.

W końcu po dwóch kolejnych uderzeniach kobieta zastrzymała się. Uśmiechnęła się, widząc swoją własnoręczną robotę i wytarła krew z czoła. Jej praca nad dziewczyną została zakończona, nadszedł czas, aby wrócić do ośrodka i rozprawić się z tamtą pielęgniarską ździrą:

- Weź to.- powiedziała po czym wyciągnęła rękę w miejsce, w którym stał jeszcze kilka chwil temu jeden z pracowników. Kiedy jednak nie doszło do żadnej reakcji od strony pracownika kobieta przeklnęła i odwróciła się w jego stronę:

- Powiedziałam że masz to-! - przerwała, a słowa uwięzły jej w gardle. Trzech mężczyzn nie było, a nie... chwila... nigdzie nie zniknęli.

Ich ciała zwisały, nabite na gałęzie drzew jak śmieci:

- O mój... - sapnęła bladnąc ze strachu.

Wysoka postać bez twarzy wyszła z cienia drzewa patrząc z góry na drżącą ze strachu kobietę. Rozpoznała go, rozpoznała to stojące przed nią wcielenie samego diabła:

- Der Großmann... - powiedziała.

Macki wyłoniły się zza pleców postaci i ruszyły w kierunku matrony. Ona tylko wydała z siebie przeraźliwy krzyk, nim pochłonęła ją wijąca się czerń.

Der Großmann stanął nad szczątkami brutalnie zamordowanej dziewczynki. Ledwo mógł rozpoznać w nich tą małą, niewinną, żywą istotę sprzed ledwo kilku godzin. Tę dzoewczynkę, którą obserwował już przez ponad pięć lat, odkąd tylko przybyła do Ośrodka w Czarnym Borze. Planował zwabić ją do tego lasu i zrobić to samo, co z innymi do tej pory, ale teraz...

Pochylił się i położył rękę na pozostałościach głowy dziewczyny.

Czuł się... inaczej niż zwykle. Czuł litość. Żadne dziecko nigdy nie zasługiwało na tak straszliwy los, a jednak zdał sobie sprawę, że działo się to przez cały czas. Każdego dnia słyszał krzyki dochodzące z murów Ośrodka... krzyki jego pacjentów. Wstał i spojrzał w stronę Przytułku. Może właśnie nastał ten czas, w którym to jedyną rzeczą, która będzie żyć w Czarnym Borze, to będzie on sam.

Wrzaski terroru i bólu wypełniły las tej nocy, kiedy to wielu pracowników i pacjentów zostało zabitych przez Der Großmanna. Rozszarpał, przebił na wylot i zdziesiątkował personel Ośrodka w Czarnym Borze. Był jednak wyjątkowo łagodny wobec pacjentów, którzy to zostali zabici szybko i bezboleśnie. Nie mógł pozwolić nikomu na przetrwanie tutaj. Musiał mieć pewność, że po tym nikt nie będzie chciał wrócić do tych lasów.

W końcu gdy ułożył w objęciach śmierci ostatniego pacjenta tej placówki odwrócił się by wyjść, ale zatrzymał się. Usłyszał płacz dobiegający z pobliskich cel. Bez zastanowienia ruszył do drzwi i wywał je z zawiasów, spodziewając się ostatniego niedobitego pacjenta. Zamiast tego spotkał się z czymś zupełnie innym. Przed nim, skulona w kącie siedziała młoda pielęgniarka. Jedyna osoba, która zawsze traktowała tamto dziecko sprawiedliwie.

Pielęgniarka podniosła zapłakany wzrok i podsunęła się w tył z przerażaniem wymalowamnym na twarzy. Jej usta otworzyły się i zamknęły kilka razy, próbując z siebie wykrztusić jakikolwiek dźwięk, jednak nie była w stanie. Była zbyt przerażona.

Der Großmann podszedł bliżej, aby przjżeć się kobiecie. Być może... być może wcale nie każdy musiał tutaj umrzeć. Ale przecież nie mógł też pozwolić na to, że historia o tym, co się tutaj wydarzyło rozniosła po świecie. Co z nią zrobić... co z nią z robić... zastanawiał się:

- Proszę... zabij mnie i miejmy to już za sobą. – szepnęła nagle pielęgniarka spuszczając głowę. – I tak nie mam już tutaj nikogo, dla kogo miałabym zostać na tym świecie...

Der Großmann podszedł do niej i kucnął przed nią. Delikatnie wziął jej twarz w dłoń i uniósł do góry, by mogli stanąć sobie twarzą w twarz. Wtedy to podjął decyzję, decyzję, która miała na zawsze zmieniź życie zarówno Annelie, jak i jego.

Masz jeszcze ktoś, dla kogo powinnaś żyć. Powiedział. Przekonasz się

6 grudnia 1895

Annelie przypatrywała się w blade zwłoki Adeline. Nie mogła zrozumieć, jak w ogóle Der Großmann zdołał przynieść je tutaj z powrotem do ośrodka. Po tym, co powyczyniał tutaj w ośrodku... wszelkie dowody jego czynu zniknęły, a on sam wrócił po czterech miesiącach wraz z zszytym i poskładanym do kupy ciałem dawnej podopiecznej kobiety. Czas jednak zebrał swoje żniwo na ciele dziewczynki.

Pigment opuścił skórę Adeline, pozostawiając bladą jak ściana cerę, chociaż nie rozkładającą się. Mogła jedynie przypuszczać, co zrobił Der Großmann aby wyglądało to tak, a nie inaczej. Z resztą, nie tylko to zmienił w wyglądzie dziewczynki, jej włosy, plecy... zdecydowanie nie były nieruszone. Jej rozmiar uderzył pielęgniarkę w dziwny sposób. Adeline wciąż wyglądała jak małe dziecko, jednak w jej umyśle zapaliła się lampka, ostrzegająca ją, że wcale nie jest tak, jak myśli. Że jest w tym coś więcej, niż tylko zwłoki małej dziewczynki. Włosy Adeline były śnieżnonbiałe, a w jej plecach było kilka drutów z mosiądzu wbite jak nić przez tkaninę w głąb jej ciała i wzdłuż odcinka kręgosłupa aż do lędźwi, gdzie tuż nad nią była niewielka dziura jak na klucz.

Annelie westchnęła i ponownie rzuciła okiem na Der Großmanna, który w dłoni trzymał mały klucz, podobny do tych, którym nakręca się zabawki.

Jesteś gotowa? Zapytał ją.

Kobieta ponownie spojrzała na ciało Adeline:

- Nie. jest jeszcze jedna rzecz. – powiedziała, po czym wyszła z pokoju, aby po kilku minutach wrócić z czerwoną, wiktoriańską sukienką. – Pozwól, że jeszcze ją ubiorę.

Der Großmann skinął po prostu głową, przyglądając się w milczeniu, jak Annelie ubiera ciało dziewczynki. Kiedy kobieta skończyła odwróciłą się ponownie w jego stronę i rzekła:

- Już. Jestem gotowa.

Der Großmann podszedł do dziewczyny i odwrócił jej ciało tak, by jej plecy były zwrócone w górę. Trzymając mocno klucz włożył go do dziurki w kręgosłupie, a wszystkie druty delikatnie zadżały, po chwili zaczął przekręcać klucz, jakby nakręcał zabawkę.

Po kilku przekręceniach klucza zatrzymał się, wyciągnął go po czym obrócił dziewczynkę z powrotem na plecy.

Skończyłem. Rzekł.

Annelie nie bardzo wiedząc, co powinna w tej chwili zrobić podeszła do ciała dziewczynki i czekała...

Oczy Adeline pozostały zamknięte, a jej ciało leżało bezwładnie, pozbawione życia.

Po kilku minutach absolutnego niczego kobieta zaczęła kręcić głową:

- Nic się nie dzieje. To nie działa! – krzyknęła, a w jej oczach pojawiły się łzy. To była jej ostatnia nadzieja na to, że znowu zobaczy Adeline żywą, ale teraz? Teraz wszelkie nadzieje rozmyły się ostatecznie.

Odwróciła się w stronę Der Großmanna:

- Mówiłeś, że wiesz, jak przywrócić ją do życia! Powiedziałeś że-!

Nagle do ciała Adeline dostał się wdech świeżego powietrza. Annelie odwróciła się ze zdumieniem i popędziła z powrotem w stronę łóżka. – Adeline? – wyszeptała.

Ally powoli otworzyła swoje jasno błękitne oczy:

- Mama? Tata? – wyszeptała w odpowiedzi.

***

Guter gott - z niem. dobry boże

Der Großmann – niemieckie określenie na Slendermana oraz na postać z niemieckich legend bardzo przypominającą z opisu znanego nam wszystkim człowieka bez twarzy.

Prosiłabym, abyś przeczytał/przeczytała ten opis, jeżeli zazwyczaj go pomijasz

ZGADNIJCIE KTO PLECY?!

WITAM WAS Z POWROTEM MOJE WY KOCHANE MISIACZKI!

Wiecie co? Wróciłam :3

A wiecie czemu? :3

Booooooo... mam wreszcie czas ;u;
Iiiiiiiiii...

Mam dla was taki mały maraton z tej okazji! ^^

tak tak moi drodzy... nie przesłyszeliście się 

Mam dla was przygotowanych kilka przetłumaczonych creepypast i... jedną premierkę ode mnie ^^

pierwszą creepypastą z maratonu jest właśnie Nightmare Ally, jesteście ciekawi kolejnych? Dajcie znać! ^^

Jeśli jednak się obraziliście za tą długą przerwę to i tak dodam kilka creepypast w najbliższym tygodniu...

Też was kocham ;*

Oryginał

https://www.deviantart.com/invaderika/art/ORIGIN-CREEPYPASTA-Rebirth-479933585

na stronie autorki postaci, czyli InvaderIka można znaleźć także oryginalny opis postaci Nightmare Ally. Jeśli będziecie zainteresowani, mogę zrobić opisy wszystkich postaci, jakie tylko się pojawią tutaj w tłumaczeniach (o ile tylko takowe będą istnieć) Co byście o czymś takim myśleli? Piszcie! Chętnie z wami porozmawiam albo odpowiem na jakieś pytania!
Do następnego!
~Beznickova 📦

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top