9
Kuchnia w tym miejscu tak samo jak cała reszta, była dość biedna. Ściany były zbudowane niedbale, wyraźnie w amatorski sposób, rzeczy elektroniczne takie jak gazówka turystyczna oraz zamrażarka z tego samego gatunku były bardzo stare. Na jednej z szafek leżało trochę noży kuchennych oraz opakowania z przyprawami, na innej dało się dostrzec wazon z kwiatami, który trochę łagodził srogi klimat jaki tutaj panował. Pomieszczenie to również nie było jakoś przesadnie duże, na oko miało ono maksymalnie pięć metrów kwadratowych. Na ścianie było również jedno, małe okienko, które białym kolorem swej framugi w ogóle nie wpasowywało się w całość. Widać było, że najpewniej je gdzieś po prostu znaleźli i postanowili tutaj wykorzystać.
- Nie mamy tutaj takich wygód jak prąd, czy bieżąca woda, przez co musimy wychodzić do miasta co jakiś czas, ale da się przeżyć - rzekła Rouge, podchodząc do zamrażarki, żeby wyjąć z niej jakieś składniki, z których miała następnie zacząć robić coś do jedzenia dla Marissy - Jeszcze ci powiem jak powinnaś się zachowywać na zewnątrz, ale jak na razie nigdzie nam się nie spieszy.
Nie było tutaj żadnych krzeseł, ani stołu, przy którym można by usiąść i zjeść posiłek. Znalazło się jednak coś, co przykuło uwagę dziewczyny. Przy tym oknie, jako, że nie było wstawione równo, na wystającej desce stało małe radio, działające najpewniej na baterie. Najpewniej była to jedyna rozrywka, jaką ci ludzie tutaj posiadali. Wonder widząc to wszystko, zaczęła się zastanawiać, jak to właściwie działało. W końcu całe swoje życie spędziła w świecie, w którym miała cały czas prąd, bieżącą wodę, internet, telewizję. Teraz nagle to wszystko... było zupełnie inne. Już wiedziała, że to przyzwyczajenie się do życia tutaj, będzie dla niej udręką. Na dodatek najpewniej była tutaj najmłodsza, co z pewnością nie będzie się wiązało dla niej z niczym dobrym. Na pewno nie z szacunkiem.
- Um... Przepraszam, że tak zapytam... ale w jakim wieku tutaj ludzie są? - zapytała się dziewczyna niepewnie, obserwując co jej towarzyszka robi.
- Hm? Dość dziwne pytanie, skąd takie?
- Tak jakoś mnie zaciekawiło...
- No to tak... Poza tobą najmłodszy jest Toby, ma dwadzieścia lat. Później są Tim i Brian, którzy mają dwadzieścia dwa. Ja mam dwadzieścia sześć, a Kate dwadzieścia pięć. Ally natomiast... nie mam pojęcia ile dokładnie, wiem tylko, że żyła jeszcze w dziewiętnastym wieku - wyjaśniła jej brązowowłosa, podchodząc do jednej z szafek, z której wyjęła jakiś garnuszek.
Było więc tak jak Wonder przypuszczała. Była młodsza aż o dwa lata od następnej osoby, która była za nią. Teraz pozostawało jej mieć nadzieję, że nie będzie tak jak zazwyczaj jest w takich sytuacjach, że osobę najmłodszą traktuje się niepoważnie. Zwala się na nią wszystkie winy, traktuje źle... W ostatnich dniach przeżyła już tyle, że naprawdę miała nadzieję, że ludzie tutaj mimo bycia przestępcami, wyjętymi spod prawa mieli jakąś przyzwoitość.
Koniec końców, po jakichś dziesięciu minutach czekania, otrzymała od Heather bardzo prosty posiłek. Jednakże było to znacznie lepsze niż nie dostanie niczego, biorąc pod uwagę fakt, że już chyba od trzech dni nic nie jadła. Owszem, dwa dni przespała, jednakże nie zmieniało to faktu, że jej ciało potrzebowało paliwa. W czasie kiedy jadła, stojąc oparta o jedną ze ścian, do kuchni wszedł Rogers, który wyglądał dość dziwacznie. Owszem, nie wyróżniał się jakoś mocno, jednakże na jego prawym policzku znajdywała się dość nieprzyjemna dla oka, zabliźniona już rana, on sam natomiast dość niepokojąco się trząsł.
- H-He-eatcher - wyjąkał, podchodząc trochę bliżej kobiety - C... C-c... Co z mo... mo-moi...mi le-ekami?
- O kurcze, kompletnie o tym zapomniałam - powiedziała cicho, lekko zmartwiona stanem chłopaka - Na pewno nie zostały ci już żadne? Chociaż w sumie, patrząc jak bardzo pogorszył ci się stan...
- Coś się stało? - zapytała Marissa, obserwując jak Toby poruszał się w sposób, który ją lekko niepokoił, jak na niego patrzyła.
- S-S-Sie-ema! - przywitał się z nią dwudziestolatek, jednocześnie mając swoją głowę na szybko przesuniętą na bok, przez jakiś tik.
- Toby jest chory i potrzebuje leków, żeby się uspokoić. Ale przez to, że było tutaj lekkie zamieszanie po twoim przybyciu, kompletnie zapomniałam, że musimy mu je załatwić - stwierdziła zaniepokojona, spoglądając to na jednego z nich, to na drugiego - Toby, wiesz co robią chłopaki?
- Ch-Ch-Chy-y-yba wwwysz-sz-sz-szli g-g... g-gdz... dzieś.
- Kurcze... Kate pewnie nie będzie chciała... W takim razie... - zaprzestała mówić, na chwilę się zamyślając - Toby znajdź Ally i poproś ją, żeby z tobą posiedziała. Eeech... Ja pójdę z Marissą do miasta i spróbujemy ci załatwić lekarstwa.
- Ja też? - zdziwiła się lekko nastolatka tym, że od razu już czeka ją pierwsze wyjście.
- Oczywiście. Po drodze wyjaśnię ci resztę rzeczy, które powinnaś wiedzieć. A i weź swój plecak, przy okazji pójdziemy kupić zapasy na przyszły tydzień.
~
Dwie niewiasty szły już od jakiejś godziny przez las. Zbliżały się powoli do wyjścia z niego, pomimo tego, że wcześniej Wonder pamiętała, że przed atakiem Slendermana, szła tak przez pół dnia. No ale tak jak wcześniej słyszała, ta ich szopa jednocześnie istnieje i nie istnieje, przemieszcza się w przestrzeni, więc bardzo możliwe, że była po prostu usytuowana bliżej cywilizacji.
- Zaraz wychodzimy, więc załóż tą swoją arafatkę i kaptur. Z tego co słyszałam w radiu, uznano cię za zaginioną, więc niedobrze by było gdyby cię rozpoznali. Jako, że ja nie jestem stąd i działam głównie w masce, nie muszę chować swojej tożsamości - wyjaśniła jej Heather, przy tym samej zdejmując swój kaptur z głowy.
- A tak właściwie, to skąd bierzecie pieniądze? Ten koleś płaci, czy coś? - zapytała się dziewczyna, wówczas gdy obie wychodziły właśnie spomiędzy drzew na ulicę.
- Nie. Nie daje nam nic, poza zadaniami, które mamy wykonać - westchnęła kobieta, wyznaczając jednocześnie kierunek w którym mają iść - Pieniądze zabieramy sami podczas nich. Jak już kogoś każe nam zabić, to korzystamy z okazji i ich przy okazji okradamy, inaczej nie mamy zbytnio nic. A i jeszcze dwa, lub trzy razy w roku wypożyczamy jakiś większy samochód i jeździmy po wsiach, ponieważ gdzieś w okresie letnim w niektórych miejscach, ludzie wystawiają na ulicę rzeczy, które nie są im już potrzebne lub są zepsute i ludzie mogą sobie to wziąć, jak im się spodoba, lub żeby to sprzedać gdzieś na złom.
- To skoro w takim razie jest sierpień, to już jesteście po takim zbieraniu, czy dopiero będzie?
- Już na jednym takim byliśmy w lipcu, ale myślę, że niedługo znowu to zrobimy. Tylko musimy ogarnąć więcej pieniędzy na paliwo, a już od paru tygodni nie wysyłał nas nigdzie, więc chwilowo musimy oszczędzać - wyjaśniła cierpliwie, wówczas gdy wychodziły już do normalniejszej części terenu zabudowanego - No, teraz musimy zajść do apteki, potem do supermarketu. I ten, będziemy musieli jakoś wykombinować jak ukraść te leki, bo nie mamy recepty, więc nam raczej nic nie dadzą tak po prostu do ręki.
- A jak to zazwyczaj robicie?
- Zazwyczaj trzeba po prostu odwrócić uwagę pracowników, jakoś przestraszyć czy coś. Nie jest to takie trudne, kiedy mówią o tobie w wiadomościach jako o seryjnym mordercy, ale trzeba potem mieć nadzieję, że nikt nie zawiadomi odpowiednich służb, które postanowiłyby przeszukać las. Grożenie tym, że się wróci jak gdzieś zadzwonią niestety nie zawsze działa i wtedy trzeba się przenosić w jakieś zupełnie inne miejsce i od nowa uczyć, co gdzie jest i jak łatwo się obsługiwać z tym wszystkim.
Szły tak dalej. Rouge tłumaczyła nowej proxy jak działa rutyna, którą starają się żyć, dziewczyna jej słuchała i razem szły tak przed siebie, w stronę swego celu. Dla Marissy było to bardzo dużo informacji do przyswojenia i szczerze mówiąc, dość mocno się dziwiła, że grupa ludzi, która zmuszana była zabijać, trzymana w niewoli przez jakiegoś potwora, w warunkach, które wielu uznałoby za nieludzkie... była w stanie sobie radzić i z dnia na dzień, ułatwiać sobie coraz bardziej swoje życie.
"Ponoć kiedyś było jeszcze gorzej... Ja naprawdę wolałabym nie wiedzieć, przez co przeszła Kate, skoro ona była w tym wszystkim pierwsza. Eeech... Mam szczęście, że w tej grupie jest ktoś taki jak Heather, skoro to ona postanowiła to jakoś ruszyć" skomentowała to w myślach, przełykając przy tym ciężko ślinę "Będę musiała się przyzwyczaić do takiego trybu życia. Wydaje mi się to niemożliwe, ale skoro oni dają radę... to czemu ja bym nie miała? Albo to, albo śmierć..."
Tej części miasta, Wonder jeszcze nie widziała. Nie było to niczym dziwnym, ponieważ spędziła w nim zaledwie pół miesiąca i przez pierwszy tydzień, w ogóle nie wychodziła z domu. Dopiero kiedy poznała prawdę o Michael'u Sullivan'ie przechodziła tylko przez kawałek miejscowości, żeby dojść do jego domu, po tym jak za pierwszym razem go śledziła.
Wpierw udały się do marketu, gdzie miały zakupić jedzenie, które wystarczyłoby im na następny tydzień. Sklep ten nie należał do największych, jednakże nie był to również mały sklepik, więc było co wybierać. Jak się jednak okazało, było jak szatynka się tego spodziewała.
- Bierz tylko jedzenie typu instant, wiesz zupki chińskie, gorące kubki... Do tego będziemy potrzebować dość sporo wody, więc trzeba będzie ogarnąć te takie butle pięciolitrowe - stwierdziła kobieta, rozglądając się po alejce, w której akurat stały - Do tego węgiel, który trzeba kupować już o tej porze roku, bo jest tańszy niż na zimę. Hmm... Jeszcze można by jakieś kiełbasy zakupić i usmażyć nad ogniskiem. Miło będzie dla odmiany zjeść jakieś mięso.
- I to... tyle? - zdziwiła się trochę nastolatka.
- Niestety tak. Wiem, nie jest to najzdrowsze odżywianie się, ale nie mamy zbytnio wyboru w takich warunkach w jakich żyjemy, żeby robić jakieś wykwintne dania. Możemy ewentualnie jeszcze kupić jakieś owoce, jeżeli znajdziemy jakieś tanie - stwierdziła, z lekkim zakłopotaniem drapiąc się po głowie - Hm... Trzeba będzie jeszcze kupić reklamówki, bo jak zwykle musiałam o czymś zapomnieć, a wszystko się do jednego plecaka nie zmieści.
- No dobrze. Jakoś... się przyzwyczaję - westchnęła Marissa, która prowadziła wózek, do którego miały pójść ich zakupy.
- A! I nie zapomnij mi przypomnieć później, żebym ci pomogła z twoim alter ego.
- Alter ego? - tutaj dziewczyna już chyba w ogóle nie zrozumiała o co mogło chodzić.
- No przecież nie będziesz działać pod swoim imieniem i nazwiskiem. Przyda ci się jakiś pseudonim i maska, ale z tym to mamy jeszcze trochę czasu. Chyba, że postanowi cię poddać próbie i cię wyśle na misję wcześnie... - powiedziała, pod koniec tracąc cały swój entuzjazm i wpadając w lekką nostalgie - No ale nieważne... Zajmijmy się lepiej tymi zakupami.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top