5

  Minęły trzy dni odkąd Marissa ostatni raz była w domu Michael'a Sullivan'a. Przez ten czas, odzywała się jeszcze mniej, niż zazwyczaj, co lekko martwiło jej ciocię. W wolnym czasie siedziała w salonie i cały czas oglądała tylko wiadomości. Na świecie było bardzo dużo seryjnych morderców w obecnych czasach, więc każde wydanie tego programu mówiło o przynajmniej jednej śmierci z ich rąk. Miała jednakże miejsce lekka poprawa w zachowaniu nastolatki, albowiem zaczęła trochę więcej jeść.

  - Posłuchaj Mari, dzisiaj znowu przychodzi do nas mój chłopak. Jesteś pewna, że czujesz się na siłach, żeby zjeść z nami kolację? - zapytała się ciocia, kiedy zaglądnęła do salonu, żeby zobaczyć co ta robi.

  - Jasne - odpowiedziała szybko, tym samym kończąc tą konwersację.

  Kobieta westchnęła cicho, lekko zrezygnowana. Zachowanie dziewczyny wcale się nie poprawiało, pomimo tego, że minęło już pół miesiąca odkąd wyszła ze szpitala. Starała się to sobie usprawiedliwiać tym, że nastolatka po prostu jest w żałobie, jednakże mimo to, nie była w stanie tak po prostu się na to nie patrzeć. Kiedy opuściła pokój, tym razem to Wonder postanowiła wstać i w miarę dyskretnie opuścić budynek. Nawet nie zakładała butów, gdyż nie chciała robić żadnego, niepotrzebnego hałasu. Jak najciszej mogła otworzyła więc drzwi i wymknęła się na zewnątrz. Jaki był jej cel? Był bardzo prosty. Musiała po prostu szybko znaleźć coś, co było raczej dość powszechnym przedmiotem.

~

  Nadszedł w końcu wieczór i wszyscy byli już obecni. Dwóch dorosłych i jedna nastolatka. Siedzieli razem przy stole i jedli wspólnie kolację. Wówczas gdy para rozmawiała ze sobą o czymś w miarę zawzięcie, Wonder nie odzywała się i jadła w ciszy. Czekała. Starała się sprawiać wrażenie spokojnej, mimo iż pod stołem jej nogi całe się trzęsły w dość niekontrolowany sposób, a wewnątrz siebie słyszała cały czas ten głos.

  "Użyj tego noża, który trzymasz w ręku! Zabij go! Po prostu go zabij! Odpłać się mu za to co ci zrobił!"

  Ignorowała to jednak. Nie mogła dać po sobie znać, że coś jest nie tak, lub, że cokolwiek planuje. Oddychała więc głęboko i nie zwracała uwagi na to co ta dwójka mówi. Która była godzina? Zegar na ścianie wskazywał na 19:57. Zostały więc trzy minuty. Dokładniej to trochę więcej, jednakże to właśnie wtedy wszystko miało się zacząć. 

  - Marissa, właściwie to jak to będzie u ciebie ze szkołą? - zwrócił się w jej stronę mężczyzna - W sensie... w której klasie powinnaś teraz być?

  - Powinnam... - przerwała, żeby móc wziąć kilka głębszych wdechów.

  Nie mogła mu odpowiedzieć, nie była w stanie. Wszystkie mięśnie w jej nogach zacisnęły się, a ona sama mrugnęła kilka razy, odstawiając na wszelki wypadek na bok sztućce. Musiała coś powiedzieć, jeśli dostałaby znowu ataku, jej plan by nie wypalił.

  - po... powinnam ssskończyć sz-kołę o-ostatnio - wyjąkała z trudem, czując jak jej myśli się tylko nasilają.

  "Śmieć ma jeszcze czelność się do mnie odzywać... Zgadnij przez kogo nie mogłam skończyć szkoły i wieść normalnego życia!? Na co czekasz Marissa!? Odpłać się mu w końcu!"

  - Cóż, to dość niefortunne. Będziesz musiała prawdopodobnie powtarzać cały rok, kiedy skończą się wakacje. Zapisałaś ją już może gdzieś? - Sullivan kontynuował dalej.

  Nagle dało się usłyszeć dość niepasujący do otoczenia dźwięk. Brzmiał on jak dzwonek telefonu, co tylko dało dziewczynie znać, że wybiła już godzina dwudziesta. Do jej ciotki zadzwonił telefon, która nie mając większego wyboru wzięła go szybko do ręki i odebrała.

  - Halo? - zapytała, zaczynając słuchać tego co mają do powiedzenia po drugiej stronie.

  Po upływie jakiejś minuty, odłożyła urządzenie na blat, po czym zrezygnowana wstała od stołu i spojrzała na swoje towarzystwo.

  - Przepraszam bardzo, ale... to nagła sytuacja, muszę pojechać szybko do szpitala - powiadomiła ich kobieta, wyraźnie zawiedziona tym scenariuszem - powinno mi to zająć maksymalnie pół godziny, więc... Michael, czy mógłbyś popilnować Marissy? 

  - Jasne - odpowiedział, odwracając wzrok w stronę dziewczyny, która czując go na sobie poczuła degustację.

  Nie minęło więc dużo czasu, nim oboje zostali sami w budynku. Nie mając zbytnio tematu do rozmowy, po prostu kontynuowali jedzenie, aż do momentu, w którym Wonder po prostu wstała od stołu, a następnie zaczęła się oddalać.

  - Gdzie idziesz?

  - Do toalety - odpowiedziała jak najspokojniej umiała, wychodząc na korytarz.

  Oczywiście, że kłamała. Wstąpiła szybko do przedpokoju, by ubrać buty, po czym wyszła na zewnątrz. Samochodu cioci już nie było. To znaczyło, że wszystko poszło zgodnie z planem. Udało jej się sfałszować tą rozmowę telefoniczną i pozbyć się jej chwilowo z planu. Nie powinna więc przeszkadzać w realizacji dalszej części przedstawienia.

  Czterdziestoczterolatek pozostał więc sam w jadalni, czując się dość nieswojo. Mógł przysiąc, że miał z jakiegoś powodu złe przeczucia co do tego wieczoru, jednakże nie wiedział dlaczego. W końcu co się mogło takiego stać? Był tutaj bezpieczny. TRZASK. Dźwięk rozbijającego się szkła przestraszył go na tyle mocno, że aż zerwał się z krzesła i spojrzał w kierunku hałasu. Okno było rozbite, a na podłodze, wśród kawałków szkła leżał kamień. 

  - Ktoś rozbił okno? Co to za wandalizm do cholery - syknął sam do siebie, podchodząc bliżej, żeby zbadać tą sytuację.

  Za rozbitym oknem nie dostrzegł on niczego szczególnego. Było pusto. Nawet żadnych przechodniów. Kto więc mógł to zrobić? Jedynym sposobem na to, żeby ktoś po prostu zniknął z zewnątrz, to gdyby wszedł do środka. Mężczyzna jednakże stał przy jedynym wejściu, którego mogliby użyć, więc coś nie grało. Kiedy się tak nad tym zastanawiał, poczuł w pewnym momencie coś dziwnego. Jakby ktoś dotykał jego pleców. Zanim jednak zdążył się odwrócić, żeby zobaczyć co się dzieje, poczuł ukłucie niemalże równo po środku swego grzbietu. Następnie poczuł tylko błyskawiczny przelot bólu, który minął tak szybko jak się pojawił, po czym wylądował on na podłodze.

  - No nareszcie - usłyszał on syknięcie znajomego mu głosu - miałam już dość patrzenia się na tą twoją nieświadomą niczego mordę.

  Sullivan był w tym momencie mocno oszołomiony. Nie był w stanie się w ogóle ruszyć, a jako, iż wylądował on na brzuchu, nie był nawet w stanie zobaczyć osoby, która do niego przemawiała. Co się jednak stało? Dlaczego dosłownie nic nie czuł?

  - Kto by pomyślał, że rozszczepienie kręgosłupa faktycznie jest w stanie kogoś sparaliżować? Komiczne! Hahaha! - usłyszał dziewczęcy głos.

  Po chwili ujrzał on, że otoczenie przed nim się obraca, więc dana osoba najpewniej przewracała go właśnie na plecy. To co dostrzegł przed sobą, było dla niego strasznym widokiem. Szeroko uśmiechająca się Marissa, szczerząca zęby, z jeszcze szerzej otwartymi oczami. 

  - W końcu... W końcu! Hahaha! Od półtorej tygodnia powstrzymywałam się od zabicia cię! Nareszcie mogę w końcu odebrać zapłatę! - zawołała szczęśliwie, łapiąc go jedną ręką, która była zasłonięta rękawiczką, za twarz - No co, nic nie powiesz? Czy nie jesteś w stanie, co? - zaczęła mówić dość zbzikowanym tonem głosu - Hehehe... Hahaha! Życie za życie jak to mówią, no nie!?

  - K... Khy! - mężczyzna tylko kaszlnął krwią, sprawiając, że nastolatka zabrała rękę z jego ciała.

  - Oh, kasłamy sobie? Ojojoj, pewnie też się zastanawiamy dlaczego to się dzieje, no nie? No wiesz, takie: Czemu ona mi to robi, bla bla bla, co teraz ze mną będzie? Bleh, mogę ci powiedzieć jeśli chcesz - dodała ostatnie zdanie, już dość mocno psychopatycznym tonem głosu, przy tym niemalże przykładając swoje oko do jego - Pamiętasz może dzień trzeciego stycznia tego oto roku? No wiesz, taki tam sobie wypadek samochodowy z udziałem twojej osoby. Ponoć zabiłeś dwójkę ludzi, wiesz? Oj oj oj, jak bardzo niegrzecznie.

  - A... Ale...

  - Ale co ja mam do tego? No cóż, pomyślmy... Też brałam udział w tym wypadku dla twojej wiadomości - powiadomiła go, ponownie łapiąc go zasłoniętą dłonią, lecz tym razem za jego policzki, ściskając je przy tym - Elementy układanki się już same układają? Nie mów mi, że jesteś aż taki głupiutki.

  Dziewczyna w końcu wstała z ziemi i spojrzała na niego z góry, ledwo powstrzymując się od śmiechu.

  - Wiesz, pomyślałam sobie, że twoja śmierć to i tak za mało, ponieważ no wiesz... zabiłeś dwie osoby. Już wybaczam ci to co zrobiłeś mi, znaj moją łaskę. Ale cóż, myślisz, że jesteś wart aż dwóch żyć? 

  Po tych słowach dziewczyna złapała do dłoni z rękawiczką ponownie swój nóż, po czym cofnęła się o kilka kroków, by następnie zrobić coś niespodziewanego. Mianowicie przyłożyła ostrze do drugiej, gołej dłoni, którą zacisnęła na nożu i przesunęła kawałek, raniąc się przy tym. Po tym fakcie tylko machnęła tą ręką, rozbryzgując przy tym swoją krew po danym pomieszczeniu.

  - Co robię? Hehehe... No cóż, byłoby podejrzane, gdybym po prostu zniknęła. Muszę przecież chyba po sobie pozostawić jakiś ślad, bo inaczej będzie na mnie. A tak, to będzie, że się chociaż broniłam - powiedziała, starając się przy tym brzmieć uroczo - Wiesz, pewnie od razu założą, że zostałeś zabity przez jakiegoś z tych morderców, o których tak głośno w telewizji. 

  - Je... Jest... eś... ch-cho... ra - ledwo co wystękał Michael, czując dość mocne zniesmaczenie zachowaniem dziewczyny.

  - Może i tak, ale zgadnij czyja to wina. Ponoć doznałam wstrząsu mózgu, więc nic dziwnego, że coś mi się poprzestawiało, heheheheheHEHEHE! - roześmiała się jeszcze głośniej, przy tym pochylając się nad swą ofiarą - No to co, papatki? Tak myślę. Trochę mi szkoda cioci, ponieważ wróci i zastanie martwego kochanka oraz porwaną siostrzenicę.

  - T... Ty...

  - Tak, ja. Ale cóż... W ogóle to jak to było pieprzyć siostrę zabitej przez siebie kobiety? Przyjemnie? Mam nadzieję, pomyśl sobie o tym jak będziesz odchodzić. Dobre ostatnie wspomnienia, nie? Hahahaha! - po fakcie, wróciła się z powrotem, trochę bliżej niego i położyła mu na twarzy swoją nogę - Szkoda, że nie pójdziesz do nieba, bo bym ci kazała przeprosić moich rodziców. Ale cóż, zawsze coś. 

  Po tym fakcie podniosła nogę do góry, po czym tupnęła z całej siły prosto w front jego głowy. Wpierw złamała mu tylko nos i połamała kilka zębów. Dopiero po następnych kilku razach była w stanie zmiażdżyć jego czaszkę i rozwalić jego mózg.

  "W końcu. Kto wie, może w końcu będziesz w stanie zasnąć, co? Hahaha! I co!? Fajne uczucie!?"

  - Zamknij się - prychnęła, wyrzucając przy tym swoją broń za siebie - Trzeba się zmywać, bo niedługo ciotka wróci. Dobrze, że udało mi się wyjąć jej trochę pieniędzy z portfela, to może mi starczy na parę dni. Potem może wrócę, powiem, że uciekłam porywaczom czy coś.

  "Naprawdę? To jest mój plan? Nie jestem chyba, aż tak głupia, żeby sama wierzyć w to, że się uda"

  - Ugh... Ucisz się w końcu. Jeszcze pomyślę co zrobię dalej.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top