3

  Minął już tydzień, odkąd dziewczyna zamieszkała ze swoją ciocią.  Od tamtego dnia, nie wychodziła w ogóle na zewnątrz, przeważnie siedziała w domu, zajmując swój umysł jakimiś łatwymi zadaniami. Oglądanie telewizji, przeglądanie internetu, raz na jakiś czas coś posprzątała. W tym czasie bardzo mało jadła i spała. Nie miała w ogóle apetytu, wówczas gdy chciała coś przełknąć, jej gardło odmawiało posłuszeństwa, a w nocy nawet jak udawało jej się zasnąć, to męczyły ją koszmary. Jej życie było dla niej katorgą przez ostatnie kilka dni. Złe samopoczucie oraz depresyjne myśli nękały ją, odkąd tylko wyszła ze szpitala. To było dla niej po prostu za dużo do przyswojenia. Śmierć rodziców, śpiączka, uniewinniony sprawca... Dlaczego ją to spotkało? Zastanawiała się cały czas.

  - Mari, wszystko w porządku? - zapytała się jej ciocia, obserwując, jak dziewczyna kucając na ziemi, lekko skulona, patrzy się na grób.

  Znajdowały się na cmentarzu, na którym pochowani byli rodzice dziewczyny. Nie należał on do największych, ani nawet najbardziej zadbanych. Było to zwykłe zbiorowisko grobów, otoczone nieskoszonym trawnikiem. Mimo tego jednak, widać było, że ludzie odwiedzali to miejsce. Większość nagrobków miała przy sobie zapalone znicze, kwiaty oraz inne typowe ozdobniki. Nawet tutaj, znajdowało się parę, których Marissa nie była właścicielką, co oznaczało, że ktoś jeszcze odwiedzał jej rodziców.

  - Spokojnie Mari, nie spiesz się. Mamy jeszcze czas - rzekła trochę zmartwiona zachowaniem szatynki ciocia.

  Owszem, Wonder nigdy nie należała do osób, które mówiły bardzo dużo, jednakże jej obecny stan, w ogóle nie przypominał nastolatki sprzed wypadku. Uśmiechnięta dziewczyna, która zawsze chętnie spędzała czas z innymi. Najprawdopodobniej umarła razem ze swoimi rodzicami w wypadku.

  - Chodźmy już - westchnęła szatynka, wstając w końcu na równe nogi - Robi się zimno.

  Po tych słowach, nie zwracając nawet zbytniej uwagi na odpowiedź swej opiekunki, powolnym krokiem zaczęła po prostu iść w stronę parkingu, na którym zostawiły samochód. Dziewczyna najchętniej siedziałaby tam dalej, jednakże wiedziała, że jej ciotka nie ma tyle wolnego czasu. Owszem, miała teraz urlop, jednakże nie będzie jej ciągała po grobach, tylko dlatego, że tak się jej  chce. Musiała po prostu przywyknąć. Nauczyć się żyć w tej zupełnie nowej sytuacji. Czy jednak było to dla niej łatwe? Sama nie wiedziała.

  - Marissa, poczekaj chwilę - poprosiła ją czterdziestolatka, szybko wyciągając z kieszeni chusteczkę, którą następnie przejechała po policzkach nastolatki, wycierając przy tym łzy - Eeech... Co ja z tobą mam zrobić...

  Wonder nie czuła już nawet tego, kiedy płakała. Dlatego początkowo zdziwiła się trochę tym co zrobiła jej krewna, jednakże szybko domyśliła się o co chodziło. Zdarzyło się to dzisiaj już chyba trzeci raz.

  - Posłuchaj Mari. Wiem, że to nie jest najlepsza pora na takie rzeczy, dlatego powiem ci to trochę wcześniej, żebyś się trochę przygotowała - powiedziała kobieta, już trochę spokojniejszym tonem głosu - Dzisiaj przychodzi do mnie mój chłopak i... no chciałbym, żebyś była na to gotowa, że przyjdzie ktoś dla ciebie obcy.

  - Dobrze - odpowiedziała jej cicho szatynka, po czym zaczęła powoli iść dalej w stronę parkingu.

~

  Po powrocie do domu Wonder przez cały czas siedziała na kanapie, oglądając wiadomości w telewizji. Prezenter był już trochę starszym mężczyzną, na oko sześćdziesięcioletnim, ubranym e garnitur oraz założonymi okularami.

  - Dzisiaj w godzinach porannych, na zachodzie kraju odnaleziono dwa martwe ciała. Było to małżeństwo, które zostało zamordowane w ich własnym mieszkaniu. Sąsiedzi zadzwonili na policję, po tym jak dostrzegli wyciekającą spod drzwi krew - mówił siwowłosy, z wyraźnym smutkiem w głosie - Policja po przybyciu odkryła, że ciała te zostały zbezczeszczone, poprzez wycięcie ostrym narzędziem linii na ich policzkach, przypominających szerokie uśmiechy. Na ścianie w salonie natomiast odnaleziono napis "Idźcie Spać", co dało śledczym wskazówkę co do tego, kto może być sprawcą tej zbrodni. Poszukiwany już od jakiegoś czasu Jeffrey Woods, znany również powszechniej jako Jeff The Killer. Jako, że jest on bardzo niebezpiecznym osobnikiem, prosimy państwo o zachowanie nadzwyczajnej ostrożności i niewychodzenie samym po zmroku.

  - Mari, wyłącz proszę te głupoty - westchnęła ciocia, wchodząc do pomieszczenia i siadając obok dziewczyny.

  Szatynka posłusznie złapała za pilot, po czym przełączyła kanał, na jakiś program przyrodniczy, który był akurat emitowany. Przy okazji, Wonder zauważyła pewną zmianę. Kobieta obok niej, była ubrana inaczej niż zazwyczaj. Bardziej elegancko. Miała na twarzy dobrze zrobiony make-up, ubrana była w krótką sukienkę sięgającą do połowy ud, natomiast jej fryzura wyglądała tak, jakby na jej układaniu spędzono przynajmniej godzinę.

  - Już od dłuższego czasu gadają o tym samym... Morderstwa, morderstwa i jeszcze raz morderstwa, to już się robi nudne, słuchać o tym niemalże codziennie. Aż człowiek przestaje powoli w to wierzyć, kiedy ma to miejsce tak często - skomentowała to, lekko podirytowana czterdziestolatka, następnie zwracając się w stronę swojej siostrzenicy - I co sądzisz? Jak wyglądam?

  - Dobrze - odpowiedziała cicho nastolatka, nie mając zbytnio ochoty na rozmowę.

  - To dobrze - stwierdziła ciocia, przypatrując się jeszcze szybko swoim paznokciom, by się upewnić, czy nic się im nie stało - Jak chcesz na kolację coś specjalnego, to daj znać, ponieważ dzisiaj zamawiamy sobie do domu. Może w końcu coś zjesz Mari.

  - Nie jestem głodna - westchnęła nastolatka, łapiąc ponownie za pilota, po czym zaczęła skakać po kanałach, szukając czegoś wartego jej uwagi.

  - Zamówię ci pizzę, dobrze? Coś musisz jeść... - stwierdziła cały czas zaniepokojona jej zachowaniem kobieta.

  Po kolejnych dwudziestu minutach takiego siedzenia na kanapie, przed telewizorem, rozległ się nagle po całym domu dzwonek do drzwi. Oznaczało to, że człowiek z którym ciotka dziewczyny była w związku, najpewniej przybył w końcu na miejsce.

  - Już idę! - zawołała czterdziestolatka szybko schodząc z kanapy i idąc w stronę wejścia do budynku.

  Marissa została znowu sama w salonie, więc postanowiła wrócić do oglądania wiadomości. Skończyli już dawno mówić o tej serii morderstw, która już od jakiegoś czasu nawiedzała ten kraj i aktualnie mówili o tym co się ostatnio działo w świecie polityki.

  - Eeech... - westchnęła dziewczyna, której to w ogóle nie interesowało.

  Odkąd tutaj mieszkała, oglądała codziennie wiadomości i wiedziała już co nieco na temat tego, co się działo na świecie. Odkąd wpadła w śpiączkę, świat zmienił się dość mocno, jak na siedem miesięcy. W końcu tyle była nieobecna. Świat terroryzowała zgraja seryjnych morderców, potworów, seryjnych zabójców; między Stanami Zjednoczonymi, a Chinami zaostrzał się dość niebezpieczny konflikt; a na świecie pojawiało się coraz więcej bezprawia.

  - Mari, przyjdziesz na chwilę? - zawołała z przedpokoju ciocia dziewczyny.

  Szatynka posłusznie wstała i zaczęła powoli iść w stronę osoby, która ją poprosiła. Domyślała się, że najpewniej chodziło o to, żeby się po prostu pokazać jej chłopakowi. W końcu nastolatka teraz tutaj mieszka, więc chyba wypadałoby, żeby ktoś kto jest w związku z właścicielką domu o tym wiedział. Wonder w końcu dotarła na miejsce. Przedpokój, w którym stało teraz dwóch dorosłych ludzi. Jej ciotka oraz elegancko ubrany mężczyzna. Wyglądał on na dość zadbanego, dobrze przycięty zarost, dokładnie wygolona głowa oraz dość ładna sylwetka. Styl ubioru natomiast był dość ładny. Kiedy tylko Wonder pojawiła się na miejscu, oboje dorosłych uśmiechnęło się do niej. Jednakże kiedy tylko nastolatka ich tak zobaczyła, nie była w stanie uwierzyć w to co widzi. 

  - Mari, to jest Michael. Michael to jest Marissa, już ci o niej mówiłam, to córka mojej siostry, która... no wiesz... - przedstawiła ich sobie kobieta, patrząc wpierw na jedno, następnie na drugie.

  - Hej - przywitał się mężczyzna, lekko machając do niej dłonią.

  Szatynka poczuła, jak je serce zaczyna bić coraz szybciej. Jej oddech przyspieszył, a nogi zaczęły się trząść. To był on. Ten sam człowiek, który spowodował wypadek siedem miesięcy temu. Owszem wyglądał inaczej, zdecydowanie jego waga spadła, a sam poprawił swój image. Wonder ze stresu nie była w stanie wydukać z siebie ani jednego słowa. W pewnym momencie spróbowała zrobić krok w tył, żeby się trochę oddalić, jednakże przez to wszystko, przewróciła się na ziemię i czując tą mieszankę emocji, próbowała przez chwilę desperacko zacząć cofać się do tyłu, lecz nawet to jej nie wyszło.

  - Mari, wszystko dobrze? - zmartwiła się szybko jej ciocia, przykucając przy niej, po czym spróbowała pomóc jej wstać - Dobrze się czujesz?

  - Wszystko z nią w porządku? - zapytał się Michael, który najpewniej nie zdawał sobie sprawy z tego, kogo spotkał.

  - Miesiąc temu wybudziła się ze śpiączki po wstrząsie mózgu, więc sama nie wiem - odpowiedziała, słyszalnie spanikowana czterdziestolatka - Mari, musisz jechać do szpitala? 

  Wonder nie potrafiła odpowiedzieć. Po prostu leżała tak na ziemi, desperacko próbując się oddalić, jednakże nie była w stanie się poprawnie poruszyć. Nie chciała nawet się patrzyć na tego człowieka. Jednakże jego nieświadomość tego, kim była, była dla niej niemalże obraźliwa. Osoba, która spowodowała śmierć jej rodziców, umawiała się z siostrą jego ofiary. Brunetka nie była w stanie w to uwierzyć. Nie chciała w to wierzyć, chciała się mylić. Jednakże to nie mogło być aż tak łatwe.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top