19
Przestrzeń była biała. Platforma z wyrwanego z rzeczywistości kawałka chodnika i ulicy, mająca może z dwa metry kwadratowe unosiła się w danej pustce. Dookoła znajdowało się wiele wyrwanych ze świata małych przestrzeni. Znak drogowy, kępka trawy, kawałek budynku. Wszystko było pogrążone w chaosie. Na jednej z takich wyrw stała Marissa, dość mocno zdezorientowana tą sytuacją.
- Gdzie ja jestem...? - zapytała samej siebie, rozglądając się po całym tym miejscu, obserwując jak te dziwne wyrwane kawałki świata powoli dryfowały w przestrzeni.
Dookoła siebie dało się słyszeć jakieś dziwaczne dźwięki, których dziewczyna nie była w stanie zidentyfikować. Brzmiało to jak jakieś szepty, których nie była w stanie zrozumieć. Było ich wiele. Instynktownie, nastolatka zrobiła krok do przodu, a tuż pod jej nogami zaczęła powoli formować się ścieżka. Uformowana była z przeróżnych materiałów. Ziemi, betonu, cegieł, drewna. Wszystko było takie dziwne.
- Co to jest do cholery...? Czy ja... nie żyję? - zakwestionowała po chwili takiego chodzenia i rozglądania się po danej lokalizacji.
Przez chwilę tak chodziła, aż w końcu nie zobaczyła niedaleko siebie większego urywka świata. Wyglądało to trochę jak wcześniej przygotowana scena, z miejsca w którym obecnie się znajdowała. Ulica nocą, dookoła ciemna trawa. Widać wyrwana została z jakiejś przestrzeni między miastami. Było tam ciemno, a na powierzchnię padał deszcz. Nic innego się tam nie znajdywało. Nagle jednak pojawił się nowy dźwięk. Dźwięk silniku samochodowego. Głośny klakson. Zaraz po tym na danej scenerii pojawiły się dwa pojazdy. Samochód oraz ciężarówka, które zderzyły się czołowo, wywołując przy tym bardzo głośny hałas. Odgłos zniszczenia się tych dwóch środków lokomocji.
- Więc to tak to wyglądało... - skomentowała to cicho, patrząc się na powoli zapalający się jeden z pojazdów.
Płomienie jednakże zostały w miarę szybko zgaszone przez intensywny deszcz w tym miejscu. Nie chcąc tego więcej oglądać, Wonder zaczęła powoli iść przed siebie. Z każdym krokiem, który stawiała przed siebie, szepty wydawały się być coraz głośniejsze. Wciąż jednak ich nie potrafiła zrozumieć. Szła przed siebie, powoli omijając przeróżne scenerie, jakie wyświetlały się jej dookoła. Pokój szpitalny. Leżała w nim nieprzytomna dziewczyna, wyglądająca identycznie jak Marissa. Dało się tylko usłyszeć stamtąd dźwięk kardiomonitora, który wydawał z siebie krótkie, wysokie dźwięki w regularny sposób. Następna scena pokazywała jej pokój, który otrzymała, kiedy miała mieszkać u swej ciotki. Ta sama Marissa, siedziała na podłodze, przy łóżku z twarzą ukrytą w dłoniach. Płakała.
- Nie chcę na to patrzeć - rzekła cicho dziewczyna, odwracając od tego wzrok i idąc po prostu dalej przed siebie.
Szła tak przez siebie już przez jakiś czas. Dookoła niej nie wyświetlała się już żadna scena, a biała przestrzeń dookoła zaczęła powoli robić się coraz ciemniejsza. Szepty, które ją otaczały zrobiły się już bardzo głośne, jednakże mimo tego, nastolatka cały czas nie była w stanie niczego zrozumieć. W pewnym momencie, na końcu swojej ścieżki, Wonder dostrzegła sylwetkę. Humanoidalną, jednakże nie ludzką. Postać ta była zbyt wysoka, około cztery metry oraz nie posiadała żadnej twarzy. Skóra była biała, a ubrana była w dość pospolity garnitur. Dziewczyna szybko rozpoznała, że to właśnie był Slenderman. Ten, którego niewolnicą teraz była. Tym razem jednak nic nie zaburzało jej wizji. Nawet zbliżając się do niego powoli, przed jej wzrokiem nie pojawiały się żadne zakłócenia, w przeciwieństwie do tego, co miało miejsce kiedy spotkała go pierwsze dwa razy. Kiedy była bliżej, mogła się mu trochę bardziej przyjrzeć. Zdawał się lekko pochylać w dół, zupełnie tak, jakby patrzył się na nią, nawet mimo tego, że nie posiadał on żadnych widocznych oczu. Zatrzymała się dopiero tuż przed nim. Stał jej na drodze. Nie mogła przejść dalej. W pewnym momencie wysoka postać, lekko podniosła ręce, a swe chude dłonie z długimi palcami położyła na barkach nastolatki. Mimo tego, że dotykał ją przez tkaninę jej bluzy, czuła to aż nazbyt dokładnie. Jego dotyk był aż boleśnie zimny. Myśląc, że to już jest koniec jej podróży przez tą dziwną przestrzeń, Marissa zamknęła swe oczy i lekko opuściła swą głowę.
Nagle szepty ustały. Zimny dotyk Slendermana nie był już wyczuwalny. Wonder ponownie otworzyła oczy i szybko spojrzała na to gdzie teraz jest. Znajdowała się w jakiejś dziwnej kolorystycznie przestrzeni. Były to przeważnie ciemne barwy, a wszystko dookoła lekko falowało, zupełnie tak, jakby znajdowała się w jakiejś dziwnej bańce pod wodą. Powierzchnia na której stała była mokra, cała pokryta przynajmniej jednym centymetrem jakiegoś przezroczystego płynu. Z zadziwienia tym miejscem jednak wyrwało dziewczynę, to co dostrzegła jakieś pięć metrów przed sobą. Była to Marissa Wonder. Dziewczyna patrzyła się teraz na samą siebie.
- Miło w końcu się zobaczyć - prychnęła nastolatka, wówczas gdy na jej twarzy pojawił się bezczelny uśmiech.
- Gdzie ja jestem do cholery?
- A gdzie mogę być? Wewnątrz swojej własnej głowy. Panuje tutaj chaos, jakiego jeszcze nigdy tutaj nie było.
- Ugh... To dlatego widziałam swoje wspomnienia... - syknęła, odwracając przy tym wzrok zażenowana - Dlaczego tutaj jestem?
- Nie wiem.
- A ty kim jesteś? Również kolejnym wspomnieniem?
- Ależ skądże. Jestem tobą - zaprzeczyła szybko Marissa, lekko mrużąc przy tym oczy - Nie widać?
- Czego ode mnie chcesz?
- Porozmawiać - odpowiedziała spokojnie, po czym przykucnęła na ziemi i zaczęła powoli rysować w wodzie, w której stały jakieś wzorki - Musimy się ogarnąć. Rozumiesz? Nie możesz mnie non-stop odrzucać.
- Ugh... Więc to ty cholero jesteś tym głosem, który cały czas słyszę - syknęła poirytowana.
- Wypraszam sobie, nie jestem głosem. Jestem tobą. Jesteśmy jednym i tym samym. Ja jestem tobą. Ty jesteś mną.
- Dobre sobie - prychnęła dziewczyna, patrząc się teraz z góry na samą siebie - Jak masz mi coś do powiedzenia to mów. A potem daj mi spokój i się stąd wynieś.
- Dobry żart - zachichotała Wonder, zaczynając kręcić palcem w tym płynie - Chcę ci coś pokazać. Coś co twoja podświadomość stara się wyprzeć od jakiegoś czasu.
- Co niby?
Zaraz po tym, w danym kręgu wytworzonym przez Marissę, zaczął formować się obraz. Było to kolejne wspomnienie, którego jednak dziewczyna nie poznawała. Zobaczyła samą siebie w swoim nowym stroju, który zakupiła razem z Rouge i Tobym, tego samego dnia, w którym zaatakował ich Laughing Jack. Przed nią stała jej ciocia celując do niej z pistoletu.
- Co... Co to ma być? - zająknęła się, wyraźnie zdezorientowana, nie rozumiejąc tego co widzi.
- Oglądaj dalej.
Zaraz po tym dziewczyna ujrzała jak ta zdejmuje swoją maskę, a następnie jej ciocia opuszcza broń i idzie się do niej przytulić. Zaraz po tym... Wonder wysunęła spod rękawa nóż i wbiła jej nóż z plecy. Po krótkiej chwili wyjęła go, a blondwłosa kobieta zaczęła się powoli cofać. Nie minęło dużo czasu, zanim nastolatka podeszła do niej z powrotem i zaczęła dźgać ją swym ostrzem wielokrotnie w jej brzuch.
- C-Co jest...!? - krzyknęła dziewczyna, cofając się o krok, nie chcąc więcej patrzeć na ten obraz - Dlaczego pokazujesz mi takie bzdury!?
- Bzdury? - powtórzyła wyraźnie rozbawiona Marissa - To nie bzdury. To wspomnienie. Twoje wspomnienie.
- Że co...? - brązowowłosa była w szoku. Nie mogła uwierzyć tym słowom, nie chciała im wierzyć. Jednakże obraz ten wydawał się aż nazbyt znajomy - Zabiłaś ją... Jak mogłaś zabić moją ciocię!?
Po wykrzyczeniu tych słów, nastolatka szybko podeszła do siebie samej, depcząc przy tym ów obraz, sprawiając, że zanikł. Następnie szybko złapała ją za kołnierz, aby ją podnieść. Wyraźnie dało się odczytać z jej twarzy dość sporą złość.
- Ja nic nie zrobiłam. Zrobiłabym to lepiej - prychnęła tylko, wyraźnie nie czując żadnego zagrożenia Wonder - To ty to zrobiłaś. Sama z własnej woli.
- Nie gadaj mi tu bzdur - warknęła nastolatka, nie chcąc wierzyć jej słowom.
- Eeech... To dość śmieszne nie wierzyć samej sobie, nie sądzisz? - stwierdziła łapiąc za dłonie samej siebie i po krótkiej chwili uwalniając się z uchwytu - Pozwól, że pokażę ci coś jeszcze. Tym razem nie wspomnienie, lecz wizję przyszłości. A dokładniej dwie.
- Dwie przyszłości? Co za bzdury znowu pleciesz?
- Przecież doskonale wiem, że przyszłość jest zmienna. Trzeba jednak spełniać odpowiednie warunki - rzekła spokojnie, wówczas gdy za nią, w powietrzu zaczęły powoli formować się dwa obrazy - Jednakże biorąc pod uwagę twoje nastawienie do życia i twoich nowych obowiązków w życiu, przed tobą są tylko dwie ścieżki.
Po tym jak skończyła mówić, obie wizje były już kompletnie uformowane i można było dojrzeć to co sobą przedstawiały. Ta po lewej pokazywała jakąś ciemną uliczkę, w środku nocy. Padał aktualnie deszcz, a Marissa, odrobinę starsza leżała tam, na plecach. Pod nią znajdowało się mnóstwo krwi, a jej brzuch był otwarty. Z dziury wystawały jej własne wnętrzności, a ona sama wyglądała na zmasakrowaną. Była martwa.
Drugi obraz natomiast był zupełnie inny kolorystycznie. Pokazywał on biały pokój, który cały był wykonany z jakiegoś miękkiego materiału, najpewniej po to, aby osoba znajdująca się w środku na pewno nic sobie nie zrobiła. Wonder mająca na tym obrazie na oko już ponad dwudziestkę, siedziała tam ubrana w kaftan bezpieczeństwa. Jej usta zasłonięte były jakimś kneblem, który najpewniej miał zabezpieczyć ją przed odgryzieniem własnego języka. Głowę miała wygoloną, a w jej wzroku dało się dostrzec czyste szaleństwo. Cały czas się wierciła, próbując się wydostać z uchwytu tych ubrań, jednakże na marne.
- C-C... Co to ma być...? - wyjąkała przerażona tym widokiem nastolatka, cofając się o kilka kroków.
- Nasza przyszłość, jeżeli nie zgodzisz się na współpracę ze mną. Oczywiście nie wiem, czy to na pewno tak będzie wyglądać, jednakże twój mózg właśnie takie projekcje postanowił mi przedstawić - westchnęła ciężko, po czym na jej twarzy zaczął powoli pojawiać się uśmiech - Musisz się pogodzić z naszą obecną sytuacją. Inaczej nasza przyszłość zrobi sobie puff i możemy powiedzieć papa, naszemu kochanemu życiu.
- Nie wierzę ci. Nie... Nie! - nastolatka złapała się za głowę, próbując to wszystko z siebie wyprzeć na siłę - Nie możesz mieć racji! Musi być dla mnie jakaś nadzieja!
- I jest - zachichotała, wówczas gdy jej uśmieszek zaczął robić się coraz szerszy i bardziej niepokojący - Musisz mnie zaakceptować - po tych słowach, wyciągnęła ona rękę w jej kierunku, w geście przyjaźni - To jak będzie?
- Ugh... Nie chcę... Nie chcę tak... Dlaczego mnie to spotyka... Dlaczego!? Nie chcę tracić swojego życia! Czy tak ciężko to zrozumieć!?
- Nie zabiorę ci go przecież - zachichotała nastolatka, cały czas utrzymując tą rękę przed sobą - wręcz przeciwnie. Pomogę ci je zachować.
Marissa nie odpowiadała już. Milczała, wyraźnie zmieszana. Nie chciała już dłużej brać w tym wszystkim udziału, jednakże nie miała żadnego wyboru. Mogła albo wyzbyć się swojego człowieczeństwa i dalej zabijać, albo zostać samej zabitą. Nie chciała żadnej z tych rzeczy, jednakże... bała się śmierci. Temu nie mogła zaprzeczyć.
- Cholera jasna... - jęknęła cicho, bliska płaczu - Niech będzie... Nie będę cię już wypierać... - po tych słowach, powoli i niepewnie wyciągnęła rękę w jej kierunku i uścisnęła jej dłoń.
- Hehehehe... Miło mi to słyszeć Mari. Nie martw się, nawet nie zauważysz, że tam jestem.
Po ostatnim wypowiedzianym przez nastolatkę zdaniu, obraz przez jej twarzą zaczął się powoli rozmywać. Robił się coraz ciemniejszy, już po krótkiej chwili nie była w stanie dojrzeć niczego przed sobą. Nie miała pojęcia co się teraz dzieje. Przez chwilę się bała, że została oszukana przez tą drugą Wonder i teraz jej oryginalna świadomość zanika, zastępowana przez tą drugą. Jednakże... zaraz po tym, na końcu tunelu dostrzegła małe źródło światła. Było ono bardzo jasne, jednakże było ono daleko. Robiło się ono jednak coraz jaśniejsze, dlatego nawet mimo tego, że dzieliła ich tak wielka odległość, to oświetlało ono coraz większą powierzchnię. Aż w końcu wszystko stało się jasne.
Nastolatka otworzyła oczy. Była z powrotem w szopie. W swoim pokoju.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top