16

  Znajomy, ciasny pokój. Była to sypialnia Marissy, a ona sama leżała w swoim łóżku. Cały czas była pozbawiona przytomności. W pewnym momencie jednak obudziła się. Otworzyła szybko oczy, po czym podniosła się z wrzaskiem. W jej wzroku było tylko przerażenie, a ona sama przez chwilę po prostu miotała się w panice. Po chwili drzwi do tego małego pomieszczenia otworzyły się z trzaskiem, a w nich stanął Masky.

  - Spokojnie! 

  Wonder przez szok w którym była, nie była w stanie zareagować jakkolwiek normalnie. Nie wiedząc już o co chodzi, złapała tylko szybko za swój nóż i cały czas siedząc w swoim łóżku, ciągle krzycząc przerażona, próbowała zaatakować mężczyznę, który próbował się do niej zbliżyć. Nie spodziewając się zbytnio takiego zachowania z jej strony, nie zdążył zareagować w porę, przez co dziewczynie udało się zrobić płytkie cięcie na jego przedramieniu. Brązowowłosy syknął tylko, po czym złapał nastolatkę za ręce, po czym usiadł na niej, żeby nie zaatakowała go nogami. 

  - Uspokój się! - krzyknął na nią, kiedy ta ciągle w traumie po prostu cała się trzęsła - Rozumiem, że jesteś w szoku, ale to nie daje ci prawa by mnie atakować! - po tych słowach, szybko zdjął on z siebie maskę i odsłonił swoją twarz - To ja! Timmothy!

  Szatynka powoli przestała się miotać i wykrzywiła swoją twarz w smutnym grymasie. Z jej oczu zaczęły powoli wypływać łzy, a ona sama zaczęła niekontrolowanie płakać. Woda wylewała się z jej oczu w masywnych ilościach, a gdy tylko Masky lekko rozluźnił swój chwyt, dziewczyna wyrwała się mu i cały czas rycząc, wtuliła się w niego, mocząc mu przy tym całą jego kurtkę.

  - Już, już - westchnął on, kładąc delikatnie dłoń na jej głowie - już jest po wszystkim. 

  Dziewczyna jednak cały czas trwała w takim stanie. Jej oczy były szeroko otwarte, a w nich było wypisane tylko przerażenie. Cały czas słyszała w swojej głowie ten śmiech. Głos Laughing Jack'a ją nawiedzał, nie chcąc opuścić jej umysłu. Te wspomnienia były dla niej zbyt wielkim przeżyciem. Kiedy tak cało to wydarzenie przewijało jej się w jej umyśle, przypomniała coś sobie. Nagle odepchnęła od siebie mężczyznę, sprawiając, że spadł on z niej i uderzył o ścianę, a sama błyskawicznie złapała za swój koc i zerwała go z siebie, spoglądając na swoje nogi. Obie były na swoim miejscu. Nie miała ona na sobie jednak spodni, była w samej bieliźnie. Natomiast tuż pod jej kolanem znajdowała się spora, okropnie wyglądająca blizna.

  - Y... Y-Y... Aa... - zaczęła wydawać z siebie jakieś dziwaczne dźwięki, nie będąc w stanie wydać z siebie jakiegoś normalnego słowa.

  Tim masując lekko tył swojej głowy, którą uderzył o ścianę, podniósł się w końcu z podłogi i spojrzał na straumatyzowaną Marissę. Nie miał jej za złe jej zachowania, gdyż doskonale wiedział co się wydarzyło. Był świadom tego co się stało zarówno jej, jak i Rouge oraz Toby'emu. 

  - Lepiej podziękuj Ally, jak już oprzytomniejesz do końca. Zajęła się zarówno twoją nogą, kręgosłupem Rouge i Tobym - powiadomił ją mężczyzna, podchodząc do wyjścia - Kto by pomyślał, że Laughing Jack postanowi bezpośrednio zaatakować naszą kwaterę. Nie spodziewał się, że wśród nas... również są nieludzie - spojrzał on jeszcze raz na Marissę, która cały czas siedziała na łóżku i wyglądając, jakby była pozbawiona wszelkiej świadomości, wpatrywała się w swoją nogę - Na jakiś czas powinniśmy mieć od niego spokój po tym co się wydarzyło. Jednakże nawet Ally nie była go w stanie zabić - po tych słowach opuścił on pokój, zamykając za sobą drzwi.

  Dziewczyna została więc sama w tym miejscu, siedząc tak teraz na swoim łóżku, cały czas wpatrując się w bliznę. Obchodziła ona jej całą nogę dookoła i miała ona na oko jakieś trzy centymetry grubości. Nie była w stanie zrobić czegokolwiek. Przez szok, nie potrafiła nawet wypowiedzieć żadnego słowa. 

  "On ciągle żyje. On tutaj wróci i nas zabije. Zabije nas... Zabije nas wszystkich..."

  "Zabije nas. Wróci tutaj i rozerwie nas na strzępy. Będzie nas torturować i..."

  "Nas...?"

  "Nas."

  "Dlaczego to wszystko się wydarzyło... Czy to kara? Za zabicie tamtej kobiety?"

  "Odkupienie. Zapłaciłyśmy za to co zrobiłyśmy. Teraz jesteśmy czyste."

  "Cz... Czyste...?"

  "Tak. Teraz możemy zabić ponownie. Hehe... Hahahaha... Hahahaha!"

  - Hy... Hyhy... - zaczęła się cicho śmiać pod nosem - Haha... Hahaha...! Hahahaha! Ahahahahaha! Ahahahahaha!! - jej cichy chichot, zmienił się w szaleńczy rechot.

  Na korytarzu cały czas stał Masky. Słyszał on właśnie ten pozbawiony normalności śmiech. Zatrzymał się on tutaj oryginalnie po to, żeby móc ewentualnie wejść tam po raz kolejny, jak za pierwszym razem kiedy się obudziła. Teraz jednak, wydawał się być zaniepokojony. Przygryzł on lekko swoją wargę, wyraźnie czując, że coś jest nie tak i że prawdopodobnie nie jest on w stanie niczego zrobić.

~

  Był już wieczór. Minęło już około pięć godzin, odkąd Wonder odzyskała przytomność po tym co się wydarzyło. Od tamtej pory cały czas była w swoim łóżku, powoli dochodząc do siebie. W tym czasie zdążyła się już uspokoić i była już w stanie wypowiadać faktyczne słowa. Do tej pory jednak nie mogła wstać. Bała się stanąć na nogach, nie wiedząc co się stanie, biorąc pod uwagę stan w jakim była jej noga. W pewnym momencie drzwi otworzyły się po raz kolejny. Stanęła w nich mała dziewczynka o długich, białych włosach. Trzymała ona w rękach talerz, na którym znajdowało się normalne danie. Nie jedno z tych typu instant. Faktyczny posiłek. Ugotowane ziemniaki, kotlet, dwa rodzaje surówek oraz trochę sosu.

  - Heja! - przywitała się podchodząc do dziewczyny - Mam dla ciebie prezent!

  - Prezent...? - zapytała się jej Wonder, nieprzytomnym tonem głosu.

  - Tak, Pani Rouge i Toby już dostali swoje, przyniosłam więc też tobie! - powiedziała uprzejmie, kładąc posiłek na udach nastolatki - No! Wcinaj! Jeszcze ciepłe! 

  - Skąd... Skąd to masz...?

  - Z restauracji! - odpowiedziała zadowolona z siebie - Kiedy bardzo chcę, potrafię takie coś załatwić! Teleportacja i te sprawy, no wiesz, hihihi! Pani Kate mówi mi jednak, żebym tego nie robiła, bo to podejrzane, ale zasługujecie na porządny posiłek! - po tych słowach nadęła lekko policzki, w typowy dziecięcy sposób - Nie wiem co ta Pani Kate mówi, jak ktoś jest chory to musi jeść dużo i syto!

  - Dziękujemy Ally... - powiedziała szatynka, podnosząc lekko talerz.

  - Dziękujemy? - zdziwiła się lekko dziewczynka, przechylając przy tym głowę na bok.

  - My...? - powtórzyła dziewczyna - Chyba... Chyba tak... Może?

  - Chyba jeszcze nie wyzdrowiałaś do końca - stwierdziła Ally, lekko zmartwionym tonem głosu - Ale lepiej wyzdrowiej! Jeszcze nie zdążyłyśmy się ani razu pobawić Mari!

  - Mari...? 

  "Mari... Tak mówiła do mnie moja ciocia..."

  - No Mari! Tak zdrobniłam sobie twoje imię, hihihi! - zachichotała, podskakując przy tym lekko - No! A teraz wcinaj! Musisz szybko wyzdrowieć, żebyśmy mogły się bawić!

  - Bawić się... 

  - Tak! - zaśmiała się cicho dziewczynka, wyraźnie szczęśliwa - No! A teraz wcinaj! Robi się ciemno, więc muszę wracać do domu, inaczej mama będzie na mnie zła, jeśli wróci i zobaczy, że mnie nie ma!

  - Zła... mnie nie ma...? 

  - Tak! No! To życzę smacznego! Jutro zajrzę do ciebie, żeby zobaczyć jak goi ci się noga! Papa! - po tych słowach po prostu zniknęła, teleportując się przy tym w jakieś nieznajome Marissie miejsce.

  Szatynka natomiast została po raz kolejny sama. Wpatrywała się teraz w jedzenie, które otrzymała, nie wiedząc co powinna w tym momencie zrobić. Owszem, umierała obecnie z głodu, jednakże nie wiedziała, czy czuje się na siłach, żeby zmusić cokolwiek do przejścia przez swoje gardło. Koniec końców, podniosła swoją rękę i złapała za widelec, na który następnie nabiła najmniejszy kawałek ziemniaka.

  - Mari... Ciocia...  - wpatrując się w kawałek jedzenia, z jej oczy zaczęły powoli wypływać łzy - Zła... mnie nie ma... 

  "Musimy. Jedzmy"

  - M... Ma... - czując jak z jej oczu zaczyna wypływać coraz więcej łez, odstawiła ona jedzenie z powrotem na talerz i zakryła twarz swoimi dłońmi - Mamo... Tato... czemu nas zostawiliście... 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top