10

  Dziewczyny powróciły już do szopy w której mieszkały. Po drodze przywitała ich zirytowana The Chaser, która aktualnie patrolowała las, na wypadek gdyby jakiś cywil zbytnio się zbliżył do ich domu i trochę nie spodobało jej się to, że nie wiedziała, że to oni i musiała ich sprawdzić. Mimo wszystko, postanowiła się wrócić razem z nimi. Kiedy więc cała trójka była na miejscu, Rouge poszła szukać Toby'ego, żeby czym prędzej podać mu jego leki, a Marissa została sama z Kate.

  - Zakładam, że Heather ci już powiedziała jak działa życie tutaj - westchnęła czarnowłosa opierając się o jedną ze ścian.

  - Tak. Co nieco... - odpowiedziała jej szatynka, czując się trochę niepewnie przy niej - powiedziała mi też odrobinkę na temat ludzi tutaj. 

  - Ta? Co takiego niby?

  Wonder nie odpowiedziała od razu. Milczała przez parę sekund, zastanawiając się nad jedną rzeczą. Chciała jej zadać pytanie, jednakże trochę się bała tej kobiety. Bądź co bądź, kiedy Slenderman ją zaatakował po raz drugi i już myślała, że odchodzi od zmysłów przez ból jaki jej zadawał, ta nie kiwnęła nawet palcem. Owszem, może nie mogła, w końcu wszyscy tutaj musieli mu służyć. Jednakże mimo wszystko dla dziewczyny było to trochę niezręczne. 

  - Jak... Jak to wyglądało na samym początku? - zapytała w końcu, lekko obawiając się tego, jaka może być reakcja Kate.

  Chaser spojrzała na brązowowłosą z mieszanką podirytowania i zażenowania. Owszem, praktycznie każdy nowy się ją o to pytał, w końcu była tutaj pierwsza, jednakże nie przepadała zbytnio za mówieniem o tym. Nie było to w końcu coś, do czego się chętnie wracało wspomnieniami. Zwłaszcza, kiedy były one aż tak bardzo zamglone.

  - Nie pamiętam za wiele. Głównie ciemność i krzyki. Niestety nie wiem czy moje - westchnęła, po czym odwróciła się od nastolatki i zaczęła iść w stronę jakiegoś innego pomieszczenia, widocznie kończąc tą rozmowę. Po paru krokach jednak zatrzymała się - Postaraj się nie wnikać zbytnio w przeszłość ludzi tutaj mieszkających. Dla większości, to dość delikatny temat - po podzieleniu się daną przestrogą, zaczęła iść dalej, aż zniknęła, wchodząc do jakiegoś małego pokoiku.

  W ten oto sposób, Marissa została znowu sama. Początkowo nie była pewna co Kate miała na myśli, jednakże po chwili myślenia, zrozumiała to. Najpewniej osoby tutaj, miały historie jeszcze gorsze, niż jej własna, więc chociażby wspominanie ich, mogłoby być dla nich bolesne.

  "Ugh... Głupia ja, po co zadajesz głupie pytania"

  "Bo jestem głupia? Może dlatego?"

  "Gdybym była głupia, to bym nie zabiła tego śmiecia, tylko bym próbowała w sobie zdusić złość i żałowała tego do końca życia. A tak, to spójrz!"

  "No, żałuję chyba każdej decyzji, jakie podjęłam w życiu, bo przez nie skończyłam tutaj"

  "Lepsze to niż bycie martwym"

  Po krótkiej wymianie zdań w swojej własnej głowie, Wonder poprawiła lekko swój plecak, po czym weszła do tej ich prowizorycznej kuchni. Byli tutaj Brian i Timothy. Jeden z nich stał oparty o prawą ścianę, jak się wchodziło, a drugi z założoną swoją białą maską, wydawał się nastrajać radio, które wydawało z siebie nieprzyjemne dla ucha dźwięki zakłóceń. Widocznie oboje wrócili już ze swojego wyjścia.

  - Dzień dobry - przywitał się cichym głosem ten, który zazwyczaj nosi kominiarkę.

  - Cześć? - odpowiedziała mu niepewnie dziewczyna, mijając go i podchodząc do jednej z szafek.

  Dość dziwnie się czuła w obecności tej dwójki. O ile Toby wydawał się jej nie być zagrożeniem, tak tej dwójki mimo wszystko lekko się bała. Nie poznała ich jeszcze w ogóle, a jeden z nich podczas pierwszego spotkania z nią, złamał jej nos i ją znokautował. Bez zbędnych słów zdjęła więc z siebie plecak, położyła na blacie przed sobą, a następnie otworzyła go i zaczęła powoli wyjmować z niego zakupy. To całe szybko przyrządzane jedzenie, które można było jeść już po dziesięciu minutach. Węgiel oraz butle z wodą zostały przy wejściu. Ciecz ta była dla niej po prostu trochę za ciężka, więc oba zbiorniki przez całą drogę niosła tutaj Rouge. 

  - Widzę, że byłaś na zakupach - zagadnął ją Hoodie, podchodząc do niej i stając obok - sama, czy z kimś?

  - Na pewno była z kimś. Samej by jej nie puścili pierwszego dnia nigdzie - westchnął Masky, jakby wręcz zażenowany pytaniem jego przyjaciela.

  - Próbuję jakoś zainicjować rozmowę... - odpowiedział mu mężczyzna z krótszymi włosami, z lekką frustracją w głosie.

  - Byłam z panią Heather. Po drodze powiedziała mi na czym polega życie tutaj - wyjaśniła im szybko i zwięźle dziewczyna, która nie do końca chciała z nimi rozmawiać.

  Z jakiegoś powodu po prostu, nie miała do nich zaufania. Coś wewnątrz niej, po prostu ostrzegało ją najbardziej przed nimi. Bardzo możliwe, że po prostu znała ich najmniej spośród tutejszych mieszkańców i to właśnie to wpływało na jej odczucie.

  - Cóż, jakby na to nie spojrzeć, nami też się zajęła na samym początku, aż w końcu sami byliśmy w stanie ogarniać życie - stwierdził mężczyzna, biorąc do dłoni jeden z gorących kubków - Hm... Spaghetti? Nie wiedziałem, że mają teraz nawet spaghetti instant. 

  - Jak długo wam to zajęło? - zapytała się go niepewnie Marissa.

  - Z miesiąc, może półtora - odpowiedział, odstawiając przy tym jedzenie na miejsce.

  Zaraz po tym, Timowi w końcu udało się nastroić radio, przy którym majstrował już od paru minut. Dźwięki zakłóceń, przez które co jakiś czas przebijały się słowa, które ciężko było zrozumieć przez słabą jakoś przekazu. Aktualnie najwyraźniej była pora wiadomości, albowiem audycja była dość mocno informatywna.

  - ...odnaleziono wczoraj jednakże także kolejną ofiarę. Trzydziestoletni mężczyzna o imieniu Matthew Brown, został znaleziony w jednej z ciemnych uliczek tego samego miasta. Podejrzewa się jednak, że zabójcą był ktoś inny, z powodu sporej różnicy metody morderstwa. Według autopsji, wynika na to, że narzędziem zbrodni był miecz jednoręczny. Nagrania z kamer natomiast pokazują nam blondwłosą, młodą kobietę w białym stroju, co sprzecza się z zeznaniami świadków, którzy widzieli sprawcę śmierci Mayi Writght. Podejrzewa się więc, że w danej okolicy aktualnie przebywa dwóch seryjnych morderców. Policja po uzyskaniu tych informacji ostrzega wszystkich mieszkańców, by zwiększyli ostrożność i obiecuje zwiększyć ilość pracujących nad tą sprawą policjantów, dopóki sprawcy nie zostaną znalezieni. Żeby więc nie kończyć na negatywnej notce, przejdźmy do sportu.

  - Słyszeliście? Ktoś tam się najwyraźniej świetnie bawi - skomentował to, dość mocno sarkastycznym tonem głosu Masky - Eeech... I potem przez takich ludzi, potem nam trudniej pracować.

  - Co poradzisz? Z tego co czytałem w gazecie, to prowadzą jakieś badania, żeby dowiedzieć się skąd ten nagły wzrost seryjnych morderców mógł się wziąć. Może do czegoś dojdą, kto wie? - stwierdził Brian, dalej przeglądając zakupione przez Wonder produkty.

  - Ta, już to widzę - westchnął ponownie Tim, ściszając lekko audycję.

  - Marissa, ty zabiłaś stosunkowo niedawno - zwrócił się ponownie do niej Hoodie - Może więc wiesz coś przydatnego. Co cię do tego skłoniło?

  Dziewczyna po usłyszeniu tego pytania, lekko przygryzła swoją wargę. Mimo tego, że po tej krótkiej rozmowie, już trochę mniej się bała tej dwójki, to wciąż nie czuła się zbyt komfortowo z nimi rozmawiając. Kończyła już wyjmować produkty z plecaka, który po wszystkim z powrotem zasunęła. 

  "Nie chcę im o tym mówić... Co jeśli uznają mnie za typową psychopatkę? W końcu trochę mi odbiło podczas tej akcji z Sullivanem..."

  "A co? Coś się stanie jak im powiem? Przynajmniej dadzą mi spokój i nie będą potem wracać z tym pytaniem wielokrotnie"

  "W sumie... ma to chyba trochę sensu"

  - Po prostu wyznaczyłam człowiekowi sprawiedliwość, która go ominęła - odpowiedziała jak najprościej umiała - Życie za życie. Zabił moich rodziców w wypadku, który spowodował po pijaku. Ja skończyłam w śpiączce. Po tym jak się obudziłam i dowiedziałam się, że teraz umawia się z moją ciocią, która mnie przygarnęła, po prostu nie wytrzymałam. 

  - Cóż, użalać się nad tobą nie będę, ale wiedz, że współczuję. Chociaż tyle można zrobić - stwierdził mężczyzna, odstawiając kolejny gorący kubek, który sprawdzał.

  - Czyli niczego się nie dowiedzieliśmy, co by mogło nam powiedzieć, o co chodzi z tymi mordercami. Tak jak mówiłem - podsumował to Timothy, patrząc na daną dwójkę - Właściwie to gdzie jest woda? Kupiłyście tylko jedzenie?

  - Nie, skądże - szybko zaprzeczyła, zakłopotana nastolatka - Rouge zostawiła je przy wejściu. Dla mnie były trochę za ciężkie.

  - Eeech... To pójdę po nie.

~

  Reszta dnia była dla Marissy dość spokojna. Większość tego czasu spędziła w samotności rozmyślając nad tym, do czego to jej życie doszło. Tylko pod wieczór poszła zjeść jeden z gorących kubków w ramach kolacji i dowiedziała się, jak w tym miejscu można się umyć. Żeby to zrobić, trzeba było pójść z większym zbiornikiem do pobliskiego źródełka, nabrać do niego tyle wody ile uznawało się za potrzebne, następnie odniesienie tego z powrotem do szopy, do jednego z pomieszczeń, w którym znajdowała się stara wanna, najpewniej gdzieś znaleziona. Wpierw trzeba było rozpalić małe ognisko w prowizorycznym piecyku z kamieni, położyć na nim zbiornik i czekać aż woda się podgrzeje. Kiedy jednak Wonder z trudem udźwignęła ten zbiornik z powrotem do domu i potem podniosła go na piecyk, zdała sobie sprawę z tego, że ta wanna najpewniej nie była używana za często. W końcu gdyby ktoś chciał ją całą zapełnić, musiałby zrobić kilka takich wycieczek do źródła wody, następnie z powrotem je zanieść do domu i od nowa podgrzać. W tym czasie najpewniej woda wcześniej wlana do tej wanny, zdążyłaby już się schłodzić. Początkowo Marissa też nie rozumiała, dlaczego wodę w której miała się umyć, miała wziąć ze źródła, a nie z wody, którą wcześniej kupiły. Heather jednak szybko jej to wytłumaczyła.

  "Wody w której się myjesz, raczej nie pijesz. Dlatego nawet jeśli nie jest przefiltrowana, to spełnia ona swoją rolę" tak brzmiały jej słowa, które nastolatka usłyszała, gdy tylko zaczęła się zastanawiać nad logiką w tym wszystkim.

  Noc natomiast spędziła w tym samym miejscu, w którym się obudziła. W małym, klaustrofobicznym pokoiku, na kanadyjce, przykryta swoim kocem oraz z plecakiem, który robił jej za prowizoryczną poduszkę. Nie było jakkolwiek wygodne, jednakże było to znacznie lepsze, niż gdyby miała spać na podłodze. Dzisiaj pierwszy raz od bardzo dawna, nie miała problemów z zaśnięciem. Spowodowane to jednak było nadmiarem zmęczenia, które odczuwała. W końcu bądź co bądź, bardzo dużo się wydarzyło, a za nią był dość spory wysiłek i fizyczny i psychiczny. 

  Rano obudziło ją pukanie do drzwi. Zaspana i z wyczuwalnymi zakwasami, z jękiem podniosła się z kanadyjki i dała znać, że można wejść do środka. W progu stanęła niska dziewczyna z białymi włosami. Ally. Szczerze mówiąc, to nie była ona osobą, której Marissa by się spodziewała. Była wręcz przekonana, że zobaczy tam Kate, albo Heather. 

  - Cześć! - przywitała się cała w skowronkach, szybko wchodząc do środka i siadając na "łóżku" nastolatki - Jestem Ally, pamiętasz mnie?

  - Ta, pamiętam. Cześć - przywitała się z nią Wonder trochę niepewnie.

  Co do jej osoby szatynka miała bardzo mieszane uczucia. Wczoraj Rouge ją ostrzegała przed tą dziewczynką, mówiąc, że wbrew pozorom jest najniebezpieczniejsza z wszystkich mieszkańców tego miejsca i że lepiej jej nie podpadać, co sugerowałoby, że jest ona złą osobą. Z drugiej jednak strony to tylko ona stanęła w jej obronie, wówczas kiedy wszyscy myśleli, że jest nieprzytomna i dyskutowali, czy nie lepiej będzie, jeśli ją po prostu zabiją. Marissa, po prostu była dość zdezorientowana jej osobą. W końcu była czymś z dziewiętnastego wieku, co miało mentalność dziesięcioletniej dziewczynki i przypominało swym wyglądem lalkę w wiktoriańskiej sukni. 

  - Yay, jak miło! - ucieszyła się tym białowłosa - Chciałam się z tobą wczoraj pobawić, ale cię nie było... a potem musiałam już wrócić do domu.

  - Do domu? - zapytała się Wonder, która czuła dość mocne zmieszanie, słysząc te słowa - Myślałam, że to jest nasz dom.

  - Ja was tylko odwiedzam! Odkąd pani Heather tutaj mieszka, jest o wiele fajniej, niż było kiedyś! Wtedy nie było nawet po co tu przychodzić... - wyjaśniła jej Ally, dość mocno gestykulując rękami, widać było, że rozpiera ją energia - A mieszkam w domku, który należał do mamy! Zawsze tam wracam, bo czekam aż wróci. 

  "Mamy? Myślałam, że Ally była przyszywaną córką Slendermana. A raczej nie wydaje mi się on... aż nie chcę używać słowa "osoba"... istotą, która by się wiązała z kimkolwiek" pomyślała na szybko dziewczyna, obserwując tą dziwaczną dziewczynkę.

  - Chciałam się dzisiaj z tobą pobawić i się zaprzyjaźnić, ale się potem okazało, że mam ci przekazać, że idziesz wykonać jakieś zadanie czy coś... długo cię nie będzie? 

  - Zaraz, co...? - zapytała się dość mocno zdziwiona nastolatka, całkowicie się rozbudzając - Na misję? Pierwsze słyszę.

  - To pani Kate ci jeszcze nie powiedziała? 

  - Nie. Ani ona, ani... twój papa - dokończyła po chwili wahania, jak powinna go nazwać.

  - Hm? Papa by ci nie powiedział, on rozmawia tylko ze mną i z panią Kate. Znaczy nie rozmawia, tylko... chyba przekazuje ci informacje, czy coś? Ciężko to nazwać rozmową... - powiedziała lekko zmieszana już tym wszystkim.

  - To... chyba muszę się dowiedzieć o co chodzi - stwierdziła szatynka przełykając ciężko ślinę, czując dość mocny stres.

  W końcu była tutaj dopiero drugi dzień i już była wysyłana na jakieś zadanie? Bardzo mocno się denerwowała z tego powodu. Jej oddech był bardzo niespokojny, a nogi lekko jej się trzęsły, trochę utrudniając robienie kroków. Miała w głębi siebie nadzieję, że to był po prostu dziecięcy żart. Mocno niesmaczny żart. Nie zajęło jej długo dotarcie do miejsca, w którym była największa szansa, że kogoś spotka o tej porze. Kuchnia. Wystarczyło zrobić zaledwie parę kroków, to miejsce nie było za duże. W środku dziewczyna dostrzegła dwie kobiety. Rogue oraz The Chaser.

  - Nareszcie wstałaś - rzekła brunetka, patrząc się na dziewczynę, po której samej pozycji dostrzegła, że była przestraszona - coś się stało, że taka zestresowana?

  - Cz-Czy to prawda, że... mam zadanie? - wyjąkała z lekkim trudem.

  - Tak. Zgaduję, że pewnie Ally ci to powiedziała - westchnęła Kate, lekko zrezygnowana tą całą sytuacją - Będziesz musiała kogoś zabić, więc się lepiej przygotuj. 

  Dziewczyna kiedy to usłyszała, poczuła jak jej serce przyspiesza. Sama myśl o tym, że będzie musiała zabić kogoś, kogo nie zna lekko ją przerażała. Owszem już raz zabiła, jednakże to po prostu nie było to samo. Zabicie kogoś kto jej nic nie zawinił, a zabicie kogoś, kto zniszczył jej życie i pozbawił go dwóch bliskich jej osób. To były dwie zupełnie różne rzeczy.

  - Idę tam z tobą, więc cię przypilnuję, żebyś nie zrobiła żadnej głupoty. Przygotuj się lepiej i zjedz chociaż w miarę porządne śniadanie. Wychodzimy za jakieś dwie godziny - po tych słowach, Kate wyminęła nastolatkę i wyszła z kuchni, cały czas trzymając w ręku swoje śniadanie, jakim był jeden z zakupionych wczoraj gorących kubków.

  Dziewczyna czuła jak robi jej się słabo. Naprawdę bała się tam wyjść i to zrobić. O ile wcześniej jeszcze mogła się jakkolwiek usprawiedliwiać ze swojego czynu, tak tym razem nie będzie ku temu żadnych powodów. Będzie tu najzwyklejsze w świecie morderstwo. 

  - Nie martw się Marissa, jakoś sobie poradzisz - pocieszyła ją lekko Heather, podchodząc przy tym szybko do ich gazówki turystycznej - Zaraz ci zagotuję wodę na śniadanie, a ty lepiej spróbuj jakoś się uspokoić. Jeszcze muszę z tobą obgadać parę rzeczy, zanim wyjdziesz.

  - Co niby takiego? - zapytała się Wonder, cały czas czując się trochę spietrana.

  - Musimy ci stworzyć twoje alter-ego. Już wczoraj ci o tym mówiłam - powiadomiła ją brązowowłosa, włączając ogień, po czym odwróciła się szybko w jej stronę - Żadnej maski nie zdążymy ci załatwić, więc będziesz musiała użyć swojej arafatki, żeby zasłonić twarz. A co do pseudonimu... masz jakiś, którego chciałabyś używać? 

  - Niestety nie.

  - Hmm... Większość osób bierze je na podstawie swojego wyglądu lub sposobu w jaki lubią zabijać. Masky, bo nosi maskę; Hoodie, bo nosi kaptur; The Chaser, bo goni swoje ofiary i jest nadludzko szybka... Toby ponoć używa ksywki Ticci Toby, bo go tak nazywali w podstawówce - zaczęła mówić kobieta, lekko się przy tym zamyślając - Jak zabiłaś swoją pierwszą ofiarę?

  - Em... Wbiłam mu nóż w kręgosłup, paraliżując go. Po tym... zmiażdżyłam mu głowę... nogą - powiedziała, jednocześnie zdając sobie sprawę z tego, co wtedy się w ogóle wydarzyło.

   Owszem, przez cały czas wiedziała, w jaki sposób zabiła Sullivan'a. Nie było to zbyt miłosierne. Jednakże do tej pory o tym w ogóle nie myślała i dopiero teraz, wiedząc, że coś było z nią nie tak i że prawdopodobnie odbiło jej podczas tego zabójstwa, doszło do niej, że to co zrobiła, mogło być aż nazbyt brutalne.

  - Hm... Dość... kreatywnie? - skomentowała to niepewnie Rouge, nie wiedząc co powiedzieć na ten temat - Dlaczego go zabiłaś?

  - Eeech... Żeby wyznaczyć mu sprawiedliwość, po tym jak spowodował śmierć moich rodziców i nie poszedł za to do więzienia - odpowiedziała jak najprościej umiała, naprawdę nie mając ochoty rozmawiać na ten temat.

  - Może jakiś pseudonim z dawnych czasów? Ktoś cię nazywał w jakiś specyficzny sposób może?

  Szatynka zamyśliła się. W przeciągu swojego życia bardzo wiele razy była nazywana w dość dziwny sposób. Czasem po prostu była to głupia ksywka, lub po prostu ktoś przekręcił jej imię i przez jakiś czas się śmiano, ją tak nazywając. Nie żeby jej to przeszkadzało, wiedziała, że to tylko głupie żarty. Żadna z tych rzeczy jednak jej nie pasowała. W końcu gdyby było to coś zbyt personalnego, to szybko ktoś byłby w stanie skojarzyć fakty.

  - Ciocia mówiła do mnie Mari. Ale nie wiem, czy to się nada - westchnęła dziewczyna, nie mając chwilowo głowy do myślenia o takich rzeczach. Zbytnio przejmowała się tym, że czeka ją pierwsze zadanie.

  - Czyli wymierzanie sprawiedliwości. Chyba brak określanego sposobu zabijania. Imię to Marissa Wonder - podsumowała to sobie szybko Heather, próbując w tym czasie wymyślić jakiś ciekawy pseudonim dla nastolatki - Co powiesz na Vengeful Wonder? 

  - Mściwy Cud? To trochę... Hmm... Jest w tym moje nazwisko, a chyba... pseudonim miał być, żeby mnie... nie rozpoznali chyba? - wydukała z siebie szatynka, już mocno zmieszana tym wszystkim.

  - Wonder nie musi być koniecznie twoim nazwiskiem. Przecież to zwykłe słowo jak każde inne - stwierdziła brązowowłosa, która dostrzegając, że woda zaczęła się gotować, szybko ją wyłączyła i zalała jeden z gorących kubków.

  - Hmm... Vengeful Wonder. Myślę, że mogłabym z tym pójść na początku - stwierdziła, obserwując jak jej towarzyszka przygotowuje jej śniadanie - Cóż... Dziękuję. 

.........................................

  Dzień dobry, z tej strony autor tej historii. Przychodzę tutaj z prośbą do czytelników. Otóż wpierw chciałbym podziękować wam bardzo za czytanie tego, ponieważ dość długo zastanawiałem się nad napisaniem tej książki. Dopiero kiedy o tym pomyśle kompletnie zapomniałem i wrócił mi do głowy po około roku, postanowiłem wcielić go w życie. Dlatego dziękuję, wam, że postanowiliście dać temu szansę (mimo słabej jakości oryginału).

  No. To teraz ta cała prośba do was - Chciałbym was poprosić o napisanie mi w komentarzu co sądzicie o tej książce. O głównej bohaterce, postaciach pobocznych, stylu pisania oraz oczywiście samej historii. Po prostu lubię znać bardziej rozbudowaną opinię na temat mojej twórczości. Najchętniej bym was poprosił, żebyście mi takie coś pisali co rozdział, ale najlepiej będzie jak zredukuję to do proszenia was o to co dziesięć rozdziałów. Jest to też swego rodzaju zabezpieczenie się przed pewną rzeczą, której się obawiam. Otóż nie chcę, żeby ta historia zaczęła iść w złym kierunku (ponieważ zdarzyło mi się już kilka razy, że zacząłem książkę poważnie i skończyła jako żałosny żart), więc jeśli ktoś zauważy, że coś jest nie tak, to prosiłbym o danie mi znać, żebym się ogarnął.

  A i mogliście chyba zauważyć, że ten rozdział jest dłuższy niż poprzednie. Cóż, jest on trzy razy dłuższy niż pierwsze cztery rozdziały. Otóż... pomyślałem sobie, że skoro to jest Remake oryginalnego "Creepypasta Family" to, mógłbym zachować ten sam rodzaj specjalnego rozdziału, gdzie jeśli jego numer ma 0 na końcu (no czyli co dziesięć) to jest on dłuższy niż zazwyczaj.

  I cóż. Koniec końców życzę wam miłego dnia i wieczora, lub nocy. Nie wiem, kiedy to przeczytacie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top