18. Kocie sprawy

- EJ, oddaję ci zwierzaka - powiedziałam, wprowadzając Seedeatera do green roomu.

- Nic mu nie jest? Tina, możesz go na wszelki wypadek zbadać?

- Mogę, ale po co? - dziewczyna wzruszyła ramionami - Alice może jest szalona, ale nie zrobi krzywdy zwierzęciu.

- Dokładnie - potwierdziłam - A propos zwierząt, Grinny, chodź ze mną. Alice chce teraz porozmawiać z tobą.

- Dobra, ale mnie zanieś - kotka wskoczyła mi na ręcę - Nie chce się przemęczać.

********

- Grinny! - wrzasnęła Alice, na co kotka cała się najeżyła.

- Uspokój się Alice i nie stresuj jej - upomniałam dziewczynę - Chyba, że chcesz mieć blizny po kocich pazurach.

- Eeee...nie. To może zaczniemy wywiad? - zaproponowała Alice, pogryzając krówki.

- Rozsądna decyzja - Grinny zajęła miejsce na fotelu.

- Dobrze, pierwsze pytanie. Co jesz i co jest Twoją ulubioną potrawą?

- Rzecz jasna nie jadam byle czego. Wszelkie puszkowane żarcia dla kotów odpadają na starcie. Najbardziej lubię świeże mięso, oczywiście najlepszego gatunku.

- Wymagająca jesteś - Alice pochłaniała kolejnego cukierka - Co sądzisz o Smile Dogu? 

- Jest spoko kumplem. Pomaga mi czasem "pożyczyć" jedzenie z lodówki. I wozi mnie na swoim grzbiecie.

- A co myślisz o Seedeaterze? 

- Z początku go nie lubiłam. Jak go spotkałam po raz pierwszy, to chciał mnie zjeść. Ale teraz nawet się kumplujemy. 

- Ktoś jest Twoim właścicielem? 

- Ha ha. Dobry żart - Grinny wybuchnęła śmiechem - Nie potrzebny mi właściciel. Jestem wolną i niezależną kotką. 

- Rozumiem. A powiedz, która osoba najlepiej mizia? 

- Nie przepadam za tego rodzaju pieszczotami, ale jeśli już, to Ben i Tina. Są w tym najlepsi. 

- Gdzie lubisz gdy Cię miziają?

- Jak mówiła, nie za bardzo to lubię, ale jesli już komuś na to pozwolę, to najlepiej, żeby mnie miział po grzbiecie i za uchem. 

-Kogo nienawidzisz? - Alice pochłaniała kolejnego już cukierka.

- Idiotów znęcających się nad zwierzętami. I Jeffa. Głupek kiedyś nadepnął mi na ogon.

- Biedna kicia. I głupi Jeff. Kto jest Tobie najbliższy?

- Nie przywiązuje się do ludzi, więc nie mam nikogo bliskiego.

- Aha. Ulubiony kolor? - spytała Alice, przełykając kolejne słodycze.

- Czerwony, jak krew.

- Eeee... ok. Umiesz czytać?

- A widziałaś kiedyś kota, który by umiał?

- Umiesz pisać?

- Kciukiów mi brakuje, żeby utrzymać długopis, więc nie. 

- Co sądzisz o Lazari? - zadając to pytanie, Alice otworzyła kolejną paczkę cukierków. Czwartą już.

 - Toleruję ją, choć z trudem. Zwłaszcza jak razem z Sally próbują mnie przebierać w ubranka dla lalek i wozić w wózku. 

- Alice, może przystopuj z tymi cukierkami? - zapytałam zaniepokojona tempem, w jakim dziewczyna pochłaniała słodycze.

- Nie przesadzaj. Przecież dopiero zaczęłam czwartą paczkę. Wracam do wywiadu. Co sądzisz o Tinie? 

- Tina jest spoko. Zawsze ma dla mnie jakiś smakołyk. I pomogła mi jak miałam złamany ogon. I dała mi jakiś preparat, po którym moja sierść wygląda teraz wspaniale. Jedyna porządna pośród tej bandy głupków. 

- Mogę Cię przytulić? 

- Nie lubię czułości i przytulania.

- A jak dam ci puszkę tuńczyka w sosie własnym?

- Tuńczyka powiadasz? -zastanowiła się kotka - Ale nie jedną. Dziesięć puszek.

- Trzy.

- Osiem.

- Pięć.

- Zgoda, pięć puszek. Ale możesz mnie tulić góra kwadrans. Potem będę drapać. 

- Ok - rozradowana Alice zaczęła tulić Grinny. 

- Dobra Alice, puść już Grinny, bo mija wyznaczony kwadrans - oznajmiłam, pilnując czasu.

- Szkoda - Alice natychmiast pocieszyła się kolejnymi cukierkami - Ale za to mam jeszcze kilka pytań. Lubisz pytania?

- Zależy jakie i ile ich jest. 

- Dyplomatyczna odpowiedź. Ile dziennie śpisz?

- A tak z dwanaście - trzynaście godzin.

- Szczęściara. Ulubiony dzień w roku?

-Dwudziesty października. Bo tego dnia w USA obchodzony jest Dzień Kota. I robię sobie wtedy niezłą imprezkę. 

- Co sądzisz o innych kotach? - Alice nieustannie pogryzała cukierki, co zaczynało mnie przerażać.

- Zależy jakich. Te wszystkie spasione, rozpuszczone domowe kociszcza to zakały całego kociego rodu. Żeby mdleć na widok myszy? - Grinny pokręciła głową - Co innego dzikie, bezpańskie koty, Z nimi to się można zabawić. 

- Co o mnie sądzisz?

- Nie jesteś taka najgorsza. Może jesteś dość ciekawska, ale jakoś cię toleruję.

- Yay! Grinny mnie lubi! Ulubiona liczba?

- Dziewięć. W końcu tyle żywotów ma kot, nie?

- Dobre - zarechotała Alice. Jej śmiech zjeżył mi włosy na karku. Było w nim coś dziwnego - No, jeszcze tylko dwa pytania. Duchy vs Demony?

- Demony. W przeciwieństwie do duchów są materialne i można sobie na nich poostrzyć pazurki.

- I ostatnie pytanie - oczy Alice dziwnie zalśniły - Dzień vs noc?

- Noc, bo wtedy lepiej mi się poluje. 

- I to było ostatnie pytanie... Nie, nie ostatnie. To nie może być koniec pytań - zawarczała Alice - Pytań nigdy dość!

- Alice, uspokój się - chwyciłam Grinny i zaczęłam wycofywać się w kierunku drzwi - Zaraz ci kogoś przyprowadzę i będziesz dalej zadawać pytania. Cholera! 

Rzuciłam się do ucieczki, trzymając w ramionach przerażoną kotkę. Za nami biegła warcząca i tocząca pianę z ust Alice. Albo ją coś opętało, albo przedawkowała cukierki. Obstawiałam raczej wersję drugą. 

- Hej, którędy do green roomu? - na drodze stanął nam Władca Snów, Morfeusz.

- Nie gadaj! Wiej! - rzuciłam tylko, wymijając demona.

- He? O co cho.... AAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!!

Nie zamierzałam oglądać się za siebie. I tak byłam niemal pewna, że Alice go dopadła. Pokój jego duszy... Chwila, czy demony w ogóle mają duszę? Mniejsza z tym, potem się dowiem.

- Autorko? Co się stało? - spatała Tina, gdy jak burza wleciałam do green roomu, zatrzaskując za sobą drzwi.

- Alice... - ledwo mogłam złapać oddech - Chyba przesadziła z cukrem i jej odbiło. Dopadła Morfeusza.

- Tego demona od koszmarów? - spytał Liu - Biedak, nie przeżyje tego.

- Ratunku! Zabierzcie ode mnie te wściekłą babę! AAA! Ona mnie tuli! 

- Ech, trzeba mu pomóc - westchnęła Tina - Zalgo, ruszaj się.

- Czemu ja? Ja się nie będę narażał.

- Solidarność gatunkowa - Tina siłą wyciągnęła Zalgo z pokoju - Morfeusz jest jednym z nas i wypadało by mu pomóc. A może chcesz, żebym puściła w piekle plotkę, że wielki Zalgo, Pan Chaosu i Apokalipsy, boi się śmiertelnej nastolatki?

- A masz chociaż jakiś plan czy idziemy na żywioł? - jęknął demon, idąc za wiedźmą.

- Ty odwracasz uwagę Alice, a ja ratuję Morfeusza.

- Hej! To ma być plan? Przecież ja mogę zginąć!

- I oto mi z grubsza chodzi. Idziesz pierwszy. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top