Bloody Painter × OC

Szłam wolnym krokiem przez las, wdychając świeże powietrze. Wieczorem powinien wrócić mój chłopak, miesiąc się nie widzieliśmy. Musiał wyjechać na drugi koniec kraju, do pracy. Dopiero południe, a ja już nie wytrzymuję. W pewnym momencie poczułam się obserwowana. Co do..? Odwróciłam się, ale nikogo nie zauważyłam. Już myślałam, że może mi się wydaje, ale kątem oka zauważyłam coś na drzewie. Stanęłam i zaczęłam się przyglądać. Dostrzegłam postać w białej bluzie i czarnych spodniach.  Osobnik zeskoczył z rośliny i zaczął do mnie podchodzić. Teraz mogłam się lepiej przyjrzeć. Chłopak około dwudziestki z czarnymi włosami do ramion. Nie miał powiek, a jego uśmiech był szeroki i wycięty. Jeff The Killer. Jak mogłam go nie rozpoznać od razu? W jego dłoni widziałam nóż, a w oczach szaleństwo. Coraz bardziej się do mnie zbliżał. Zaczęłam iść do tyłu, a ten rzucił się w moją stronę. Na szczęście zdążyłam zrobić unik, a napastnik wleciał w krzaki. Nie wytrzymałam i wybuchnęłam śmiechem.

- Jeff? Co ty odpierdalasz? - spytałam wyciągając rękę, żeby pomóc mu wstać.

- Nic. Po prostu mi się nudzi. - odparł, jakby to było oczywiste.

- Idiota. - skwitowałam.

- I za to mnie lubisz. - wyszczerzył się robiąc minę zboczeńca, za co oberwał ode mnie w tył głowy. Ale miał rację, lubiłam go. Zresztą tak, jak każdego w rezydencji. Wznowiłam chód, a przyjaciel od razu ruszył za mną, marudząc, że mu się nudzi. Westchnęłam, starając się go ignorować. Zachowywał się jak duże, wkurzające dziecko.
Przekraczając próg domu, do moich uszu trafiła kłótnia gofrożercy i sernikożercy. Klasyk. Zignorowałam to i poszłam do swojego pokoju. Dopiero pod drzwiami zorientowałam się, że Jeff wciąż jest za mną i nadal marudzi, że mu się nudzi. Chyba za bardzo wczułam się w ignorowanie go. Położyłam się na łóżku, a maruda usiadł obok mnie.

- Idziemy na kebsa? - spytał w końcu - Szybciej zleci ci czekanie na tego twojego kochasia. - wyraźnie zaakcentował dwa ostatnie slowa, zignorowałam to. Kiwnęłam głową na znak zgody i kazałam mu iść się jakoś ogarnąć, żeby nikt go nie rozpoznał. Kiedy wyszedł z pomieszczenia, też postanowiłam się przebrać. Pozbyłam się czarnej pół kominiarki z czerwonym znakiem x w miejscu ust, czarnej bluzy oraz tego samego koloru crop topu, rurek i trampek. Wyciągnęłam z szafy biały t-shirt z czarnym nadrukiem pacyfki, jasne rurki i czarne roshe run. Po przebraniu się, związałam swoje średniej długości czerwone włosy w luźnego kucyka zostawiając z przodu luźne pasemka. Kiedy skończyłam, do mojego pokoju wszedł Jeff. Miał na sobie czarną bluzę z kapturem i logiem batmana na piersi, czarne dresy oraz białe air force. Usta zasłonił bandamką w kolorze spodni i bluzy. Wyglądał w miarę normalnie.

- A kasę masz? Ty stawiasz. - postawiłam warunek.

- Mam, spokojnie.

Postanowiliśmy iść do budki z fast-foodami znajdującej się na obrzeżach miasta. Z tym idiotą wolę się nie zapuszczać głębiej w miasto. Nigdy nie wiadomo, co odwali.
Kiedy wyszliśmy z lasu, chłopak naciągnął kaptur na głowę. Gdy byliśmy już na miejscu, Jeff dał mi pieniądze i usiadł na murku, a ja weszłam do budki z niezdrowym żarciem. Zobaczyłam blondynkę przed czterdziestką. Świdrowała mnie swoim niebieskim spojrzeniem, jakby zobaczyła ducha. To było irytujące, ale postanowiłam to zignorować.

- Kebaba na grubym z ostrym sosem i dużą porcję frytek.

Kobieta kiwnęła głową i zabrała się za przygotowywanie mojego zamówienia.

***

- Dziwna jakaś ta baba była. - powiedziałam, o mało nie dławiąc się frytką.

- Dlaczego?

- Nie gadaj z pełną buzią. - upomniałam go, a on spojrzał na mnie z miną 'i kto to mówi' - No bo dziwnie się na mnie patrzyła.

- Może jej się spodobałaś.

- Debil. - skomentowałam rzucając w niego frytką, trafiłam w czoło.

- Debilka. - odgryzł się, wytykając mi język.

***

Siedziałam na kanapie w salonie, co chwilę przekładając nogę na nogę. Na zegarku już dziewiętnasta, a jego jeszcze nie ma. Westchnęłam i poszłam do łazienki, bo zachciało mi się siusiu. Moja wizyta w toalecie nieco się przedłużyła. A tak dokładniej dlatego, że postanowiłam wylać szampon Jeff'a, a do butelki po nim wlać wody z toalety.. Po skończeniu roboty, wróciłam do salonu. Zastałam tam tylko Clockwork.

- Kiedy on będzie.. - mruknęłam.

- Spokojnje Cass. Na twoim miejscu poszłabym do pokoju. Zdrzemnąć się czy coś. Szybciej zleci ci czas, a jak wstaniesz, on już będzie. - powiedziała na jednym wdechu - A teraz lecę, bo muszę dogonić Tobisia. Paa!

Po swoim monologu wybiegła z rezydencji, a ja westchnęłam. Clocky zawsze była dziwna, ale dało się ją lubić. No i zostałam sama. Tak tu dziwnie cicho, kiedy nikogo nie ma. Jeszcze chwilę czekałam, ale postanowiłam wziąć długi prysznic.

Owinięta ręcznikiem wyszłam z łazienki i kierowałam się w stronę swojego pokoju. Przechodząc obok drzwi Bena, usłyszałam jakieś dżwięki. Czyli jednak nie jestem sama, ten no life cały czas siedzi w domu i gra. Za to z pokoju Tima i Briana dochodziło chrapanie. Wrócili, kiedy się myłam? Ledwo weszłam do swojego małego królestwa, a zostałam przygwożdżona do ściany. Nie wiedzialam co się dzieje, dopóki nie poczułam jak ktoś mnie przytula. Wszędzie rozpoznam to ciepło..

- Wróciłeś. Tęskniłam. - wyszeptałam, mocniej się w niego wtulając.

- Ja też, cholernie. Miesiąc bez ciebie to zdecydowanie za dużo.

Kiedy Helen trafił do rezydencji, od razu bardzo się polubiliśmy. Szybko przerodziło się to w miłość. Jesteśmy razem już ponad rok i nie wyobrażamy sobie życia bez siebie.

- Mam przeczucie, że Slender wysłał cię tam specjalnie, żeby nas od siebie trochę odizolować. - zaśmiałam się.

- Skarbie, nie rób z niego potwora. Po prostu uznał, że mi najłatwiej będzie dowiedzieć się czegoś o tym malarzu.

- No przecież wiem, żartuję. - pocałowałam go, co on szybko odwzajemnił.

- Oh, nawet nie wiesz jak mi tego brakowało. - wymruczał mi w usta.

- Wiem, mi też.

Chłopak uśmiechnął się i pogłębił pocałunek ciągnąc mnie w stronę łóżka. Delikatnie mnie na nie popchnął. Słabo owinięty ręcznik opadł, odsłaniając moje nagie ciało. Helenowi aż zaświeciły się oczy.

- Cassandro. Uroczyście oświadczam ci, że teraz już się mnie nie pozbędziesz.

Uśmiechnęłam się wyzywająco, chcąc go jeszcze bardziej sprowokować. Na ogół był spokojnym i opanowanym dwudziestojednolatkiem. No pomijając fakt, że jest mordercą.. Jednak w łóżku potrafił i lubił dominować. Uwielbiałam to w nim. Cholernie mnie to podniecało.

- Ah tak? Więc chodź. - odparłam, wygodniej kładąc się na plecach.

Helen nie czekając długo, usiadł okrakiem na moich udach i ponownie złączył nasze wargi w namiętnym pocałunku. W tym czasie moje dłonie zawędrowały do guzików od jego kurtki, szybko i sprawnie je rozpinając. Po chwili ta część jego garderoby wylądowała na podłodze. Równie prędko pozbyłam się też jego bluzki. Otis zszedł z moich ust na szyję, zostawiając na niej mokre, czerwone ślady. Sprawiało mi to przyjemność, co skutkowało moim cichym pojękiwaniem. Chłopak zostawiając pewnie całą już czerwoną szyję, zjechał językiem do przestrzeni między moimi piersiami, a następnie zaczął na zmianę całować i ssać moje sutki.

- Przestań. Jestem już wystarczająco nakręcona.. - złapałam go za włosy i zjeżdżałam niżej. Czułam, jak się uśmiecha. Kochał doprowadzać mnie na szczyt podniecenia i dopiero wtedy działać. Zepchnęłam go aż do mojej kobiecości. Od razu zaczął pieścić ją językiem. Sprawiał mi ogromną przyjemność. Boże, ten facet jest niesamowity. Mój oddech był coraz szybszy. Pojękiwałam, kiedy wsuwał we mnie język. Byłam strasznie rozgrzana, więc dojście nie zajęło mi dużo czasu.

Odsunęłam go od siebie i wzięłam się za rozpinanie jego spodni. Razem z bokserkami szybko wylądowały na podłodze. Jego penis był już pobudzony do działania, więc Helen bez zbędnej, ręcznej roboty wszedł we mnie. Jęknęłam, a chłopak chwilę poczekał aż się przyzwyczaję. Następnie zaczął się powoli poruszać. Nachylił się nade mną i złączył nasze wargi, a ja oparłam dłonie na jego barkach. Z każdym następnym pchnięciem poruszał się coraz szybciej. Moje paznokcie wbijały się w jego plecy, z pewnością zostawiając ślady. Mój oddech był coraz szybszy i szybszy, tak jak ruchy malarza. Przerwałam pocałunek, nie kontrolowałam jęków. Ten facet zaprowadził mnie do raju.

Byłam pewna, że ktoś mnie usłyszy, ale w tamtej chwili mnie to nie obchodziło. Byłam tylko ja, Helen i niesamowita rozkosz. Doszłam przy akompaniamencie naszych jęków i szybkich oddechów, wbijając paznokcie w chłopaka tak mocno, że prawie je sobie połamałam. Czarnowłosy skończył chwilę po mnie, opadając na moje ciało i ciężko dysząc. To był chyba nasz najlepszy seks. Może i ta przerwa dobrze nam zrobiła..

Leżałam pod kołdrą wtulona w swojego ukochanego, odpoczywając po naszej zabawie. Nagle do pomieszczenia wszedł Toby. Lepszego momentu nie było?!

- Wreszcie skończyliście. - powiedział jak zwykle uśmiechnięty - Slenderman chciał cię widzieć, Red.

- Toby.. Jest po północy.. - westchnął malarz.

- Właśnie, cisza nocna.  - Toby patrzył na nas z dziwnym uśmiechem, uświadamiając nam, że byliśmy za głośno.

- Zaraz będę. - odparłam, lekko się czerwieniąc, a Tobiasz opuścił mój pokój. Wstałam z łóżka i zaczęłam się ubierać. No tak właściwie to założyłam tylko swoją bieliznę i bluzkę Helena, która nawet na niego była za duża, a mi sięgała prawie do kolan. Można więc spokojnie powiedzieć, że miałam na sobie sukienkę.

***

Stanęłam pod wysokimi, czarnymi drzwiami i zapukałam. W głowie usłyszałam pozwolenie na wejście.

- Cześć tato. - powiedziałam zamykając za sobą drzwi.

- Witaj Cassie.

Zwracałam się do niego 'tato', chociaż nie był moim prawdziwym ojcem, ani nawet prawnie mnie nie zaadoptował. Slenderman znalazł mnie w lesie, gdy byłam jeszcze niemowlakiem. Rodzice mnie porzucili, a on uratował mi życie i zaopiekował się jak własnym dzieckiem. Byłam jedną z pierwszych w rezydencji, mieszkali z nami jeszcze; Jason, Puppeteer, L.J i Candy. Slender uczył mnie, trenował, a nawet porywał dzieci, żebym mogła pobawić się z kimś w swoim wieku. Wiadomo co się potem z nimi działo.. Jason był moim ulubieńcem. Robił mi zabawki, bawił się nimi ze mną, zabierał do swojego sklepu, a gdy miałam jedenaście lat, przefarbował moje brązowe włosy na czerwone tak jak jego. Tata był na niego zły, ale przeszło mu, gdy zobaczył jaką radość zabawkarz sprawił mi nowym kolorem. Puppeteer urządzał dla mnie teatrzyki marionetek. L.J dawał mi cukierki i rozbawiał mnie razem z Candy'm. Chodziliśmy we trójkę do cyrku. Niebieskowłosy zabierał mnie też na podrywy na tak zwanego 'samotnego tatusia'. Muszę przyznać, że to była skuteczna metoda. Mimo iż wychowałam się wśród morderców i sama się nim stałam - miałam szczęśliwe dzieciństwo. Teraz mam już dziewiętnaście lat. Zabawkarz, marionetkarz, klaun i błazen wyprowadzili się, na szczęście często nas odwiedzają. Za to do rezydencji dołączyło sporo innych osób. Wszystkie creepypasty są dla mnie jak rodzina, dużo im zawdzięczam.

- Więc o co chodzi? - uśmiechnęłam się.

- Odnalazłem twoich rodziców. - słysząc to, moja mina momentalnie zrzedła.

***

- Jesteś pewna, że tego chcesz? - spytał cicho.

- Tak. Dobrze mi tu, Slenderman jest naprawdę wspaniały, poznałam tu ciebie. Byłam i jestem szczęśliwa, ale chcę zemsty. Bo tak się po prostu nie robi!

Chłopak podszedł do mnie i mocno przytulił. Wdychałam jego zapach, uspokoiłam się trochę.

- Byłam ich dzieckiem, a oni tak po prostu mnie wyrzucili w lesie jak jakiegoś śmiecia. Helen, oni muszą za to zapłacić.

- Wiem Cassie, wiem i będę tam z tobą. - pocałował mnie w czoło.

Przebrałam się w swój klasyczny strój. Czarny crop top oraz w tym samym kolorze rozpinana bluza z kapturem, rurki i trampki, a także pół kominiarka z czerwonym znakiem x w miejscu ust. Do szlufek od spodni przymocowałam dwa sztylety, jeden na prawym boku i drugi na lewym. Włosy zostawiłam rozpuszczone.

- Gotowa. - oznajmiłam, a malarz zabrał ze stolika swoją maskę i założył ją. Opuściliśmy rezydencję.

***

- To tutaj. - oznajmiłam stojąc przed małym, jednorodzinnym domkiem, w którym nie paliły się żadne światła. Był środek nocy, pewnie spali. Chłopak włamał się do środka otwierając drzwi jakimś bardzo przydatnym w takich sytuacjach czymś, bo żadne okno nie było nawet uchylone. Narzuciłam kaptur na głowę i weszłam za nim do środka. Szybko trafiliśmy do ich sypialni. Całkiem przytulnie. Helen wstrzyknął im środek usypiający, żeby nie obudzili się przed związaniem. Odnaleźliśmy piwnicę, więc tam ich zatargaliśmy. Dopiero tam zapaliliśmy światło i mogłam spokojnie przyjrzeć się osobom siedzącym na krzesłach, do których byli przywiązani. Facet wyglądał zupełnie jak męska i starsza wersja mnie, to było niesamowite. Te jego brązowe włosy, ten odcień zupełnie jak mój naturalny kolor. I te rysy twarzy, ten nos, no czysta ja - myślałam dotykając go po policzku. Ostrożnie podniosłam jego prawą powiekę, niebieskie jak moje. Następnie dokładnie przyjrzałam się kobiecie. To była.. to była ta blondynka od kebabów. Zatkało mnie, usiadłam na ziemi.

- Kochanie? W porządku? Możesz się jeszcze wycofać. - zwrócił się do mnie Helen.

- Tak, tak. Wszystko dobrze.

Czyli to dlatego tak się na mnie patrzyła. Okropnie go przypominałam. Eh, gdyby mnie nie zostawili, to może mogłabym tam wpieprzać frytki za darmo, dobre były.. Moje rozmyślanie przerwał mężczyzna, który zaczął się wybudzać. Całe szczęście, że wcześniej zakleiłam im usta, bo strasznie się wiercił i na pewno by krzyczał.

- Spokojnie. Poczekaj aż twoja żona się obudzi, wtedy pogadamy. - powiedziałam najoschlej jak potrafiłam. Rzeczywiście przestał się szarpać. Moja.. matka obudziła się niecałe dziesięć minut po moim.. ojcu. Jezu, jak to głupio brzmi.

- Odkleję wam taśmę z ust, ale macie się nie drzeć. Jasne? Inaczej strasznie tego pożałujecie.

Kiwnęli głowami zgadzając się na moj układ.

- Kim jesteś i czego chcesz? - spytał facet, gdy uwolniłam jego usta od klejącego tworzywa.

- Jestem Red Death i chcę zemsty. - odparłam jakby to było coś oczywistego, bawiąc się jednym ze sztyletów.

- Ale my cię nawet nie znamy! - powiedział drżącym głosem. Boi się, to dobrze.

- Twoja żona mnie zna. - ściągnęłam kaptur i spojrzałam na nią - Już wiem, czemu się tak na mnie wtedy gapiłaś. - opuściłam pół kominiarkę na szyję - Podobni jesteśmy, nie? - zwróciłam się ponownie do niego. - Z tym, że ja mam pofarbowane włosy, ten twój kolor jest brzydki.

- Podobni.. Racja..

- No widzisz Mark, ja zawsze mam rację. A ty Eva co tak cicho siedzisz?

- Wy-wypuść nas.. Proszę..

- A wiecie skąd to podobieństwo? - spytałam ignorując jej prośbę, przecząco pokręcili głowami - Bo jestem waszą córką do cholery! Dziewiętnaście lat temu w lesie, kojarzycie?

- To niemożliwe.. - wyszeptała Eva - Ja wróciłam po ciebie następnego dnia, ale już cię nie było..

- Następnego dnia? Kobieto, czy ty się słyszysz?! Gdyby nie Slenderman, następnego dnia już bym nie żyła.

- Kto?

- Eh. W telewizji określili go jako wysokiego potwora z mackami i bez twarzy. Ale on mnie uratował, nie jest potworem. Dał mi to, co wy chcieliście mi odebrać; dom, rodzinę, szczęście! - wydarłam się. Poczułam, jak Helen obejmuje mnie od tyłu i całuje w czubek głowy. Trochę się uspokoiłam.

- I wychował cię na mordercę, idealne życie, nie? - skomentował jakby nagle mniej przerażony Mark.

- Zakmknij się, przynajmniej jestem szczęśliwa.

- Mieliśmy po siedemnaście i osiemnaście lat, nie radziliśmy sobie. - wtrąciła matka.

- Mam na imię Cassandra, ładnie? Mi się bardzo podoba. - znowu ją zignorowałam.

- My nazwaliśmy cię Georgina..

- Jeny, jak można skrzywdzić dziecko takim imieniem?! Skarbie, słyszałeś to? Georgina!

- Okropne. - podsumował Helen.

- Nie chce mi się z wami gadać. Myślałam, że może mnie do siebie przekonacie i dam wam spokój, ale jesteście beznadziejni. Smażcie się w piekle. - po tych słowach równocześnie podcięłam im gardła. Nie chciało mi się nawet bawić w tortury. Mocno wtuliłam się w swojego chłopaka.

***

- Red, wstawaj. No Cass, budź się. Death do cholery! - słyszałam jakby przez grubą szybę. Nagle poczułam uderzenie. Wpadłam na szybę? A nie, spadłam z łóżka. A raczej ktoś mnie z niego zrzucił.

- Masky? Co ty odpierdalasz, Tim? - wymruczałam.

- Misja. Powinnaś coś jeszcze wcześniej zjeść.

- Oo, martwisz się?

- Nie. Nie chcę, żeby twój brzuch zdradził naszą ewentualną kryjówkę.

- I tak wiem, że się martwisz. - uśmiechnęłam się pod nosem. Chłopak westchnął, ale zaraz po tym zaśmiał się i wyszedł z mojego pokoju.

***

- Czy to naleśniki? Dla mnie? - z uśmiechem na ustach objęłam od tyłu swojego chłopaka, który coś smażył.

- Dokładnie tak. Nie możesz iść na misję z pustym żołądkiem.

***

- Juuuż? - do kuchni weszli proxy. Przełknęłam ostatni kęs naleśnika i dopiłam kawę.

- Już. - uśmiechnęłam się i opuściłam rezydencję razem ze wspólnikami. Lubię chodzić z nimi na misje.

***

- Cholera, to nie tak miało wyglądać. - mruknęłam - Mieli nie mieć broni..

- C-co robimy? - spytał Hoodie.

- To co musimy. - odparł Masky.

- To zbyt ryzykowne. - wtrącił Toby.

- Tim ma rację. Po prostu musimy, to misja.

- Do dzie-dzieła.. - szepnął Brian.

Wyszliśmy z ukrycia. Mężczyzn było pięciu, mieli pistolety. Podbiegłam do tego, który był najbliżej. Szybkim ruchem podcięłam mu gardło. Nie zdążył wydać z siebie nawet jęku, padł martwy na ziemię. Toby załatwił kolejnych dwóch, trafił toporkami prosto w głowy. Padło kilka strzałów, żaden nikogo nie trafił. Trzech martwych, dwóch zostało. Hoodie strzelił do jednego, nie był to śmiertelny strzał. Masky zaatakował drugiego. Słyszałam jeszcze kilka strzałów. Po chwili mężczyźni byli marwti.

- Udało się! - krzyknął zadowolony Toby. Jego uśmiech zniknął, gdy spojrzał na mnie. Zaczęło robić mi się słabo. Czułam ból w klatce piersiowej, złapałam się za nią. Poczułam coś mokrego, spojrzałam na swoje dłonie. Krew. Moja krew? Zaniepokojona spojrzałam na chłopców.

- Ca-Caasandra? - spytał łamiącym się głosem Tim.

- S-skurwiele.. - wyszeptał brian ściągając kominiarkę. Widziałam jego łzy.

- Cassie.. Nie.. - Toby mocno mnie przytulił, chyba płakał.

- Szybko! Musimy ją zabrać do re-rezydencji.. - rozkazał Masky. Brian wziął mnie na ręce. Widziałam jak przez mgłę.

- Będzie dobrze..

- Cass, trzymaj się..

- Damy radę..

- To nie może się tak skończyć..

- To moja wina..

Słyszałam ich głosy, ale ich nie rozróżniałam. Czy ja umieram? Potem była już tylko ciemność.

/Helen/

Siedziałem w salonie z Jeff'em, Benem, Clockwork i Jane. Oglądaliśmy jakiś głupi program w tv. Nagle do pomieszczenia wpadli proxy. Brian miał Cassie na rękach. Zakrwawioną Cassie..

- Wynocha z kanapy! - wydarł się roztrzęsiony Tim. Od razu wykonaliśmy polecenie. Chłopak położył mojego skarba. Musiałem wiedzieć jaka jest sytuacja, przyłożyłem dwa palce do jej szyi.

- Idę po Slendera! - wrzasnął zapłakany Toby. Już miał biec, ale moje słowa go zatrzymały.

- Ona nie żyje. - oznajmiłem cicho.

- J-jak to? - spytał szeptem Hoodie.

- Dopiero co żyła! To niemożliwe!

- Tim, kurwa mać! Nie ma tętna! Jestem pierdolonym mordercą! Umiem rozpoznać trupa do cholery! - stałem i darłem się jak opętany.

Słyszałem szloch Clock i Jane, widziałem zdezorientowanie Bena. Widziałem też jak Jeff przytula się do martwego ciała mojej Cassie. Byli blisko, przyjaźnili się. Po chwili wstał i wyszedł z rezydencji mocno trzaskając drzwiami. Nawet tu w środku było słychać jego przeklinanie. W pomieszczeniu znalazł się Slender. Ostatni raz spojrzałem na nią, ostatni raz ją pocałowałem. Wytarłem łzy lecące z moich oczu i spokojnym krokiem poszedłem do swojego pokoju. Zamknąłem się w nim na klucz, usiadłem pod ścianą.

To był okropny cios dla nas wszystkich. W końcu można powiedzieć, że jesteśmy rodziną. Na każdym z nich jej śmierć odciśnie jakieś piętno. Ale ja nie umiałbym z tym żyć. To było moje kochanie, mój własny promyczek słońca. Bez niej nic nie miałoby sensu. To ona była moim sensem wszystkiego. Ryczałem jak bóbr. Chwyciłem nóż, który dostałem od niej na rocznicę naszego związku.

- Niedługo będę, Cassie.. - szepnąłem, po czym szybkim ruchem podciąłem sobie gardło. Już po chwili umarłem. Teraz będę mógł być z moją Cassie już na zawsze..

~~~~~-*-*-*-~~~~~

3041 słów. No trochę długi wyszedł mi ten shot.. Jak wrażenia? Osobiście chyba jestem zadowolona. Mimo to, wszelką krytykę przyjmę na klatę.
Oczywiście liczę na gwiazdki i komentarze.
Oh, byłabym zapomniała. W mediach macie mój rysunek naszej Cassandry. Nie wyszedł mi najlepiej, ale mimo to mam nadzieję, że dzięki niemu łatwiej wam było ją sobie wyobrazić.

A osób, które jeszcze nie widziały - zapraszam na moją książkę z Candy Popem 'Crazy Love'. ❤

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top