Lisa

Razem z Markiem udałam się do miejsca, które wskazał Pan Higins. Miałam nadzieję, że policja nie zdążyła jeszcze przeszukać terenu lasu. Zastanawiałam się kiedy tak naprawdę moja mama zdecyduje się, żeby opublikować artykuł. Zapewne niedługo całe miasto będzie już wiedziało co się wydarzyło dwa dni temu.

- Sądzisz, że uda nam się coś znaleźć? - zapytał Mark, gdy weszliśmy wgłąb lasu.
- Mam nadzieję. Nie mamy tylko pewności gdzie dokładnie doszło do pobicia. W końcu rzeka Sweetner ma dwa brzegi i nie jest wcale taka krótka. - odpowiedziałam idąc przez siebie.
- Myślisz, że mógł przejść na Południową stronę?
- Jest to możliwe.

Po kilku minutach znaleźliśmy się nad brzegiem rzeki Sweetner. Rzadko tutaj bywałam i zapominałam jak pięknie tutaj jest. Woda w samej rzecze była naprawdę czysta. Otoczona drzewami, krzewami i przeróżnymi roślinami. Powietrze tutaj było inne niż w mieście, a dźwięki dochodzące z lasu potrafiły naprawdę odprężyć.

- W takim razie rozdzielmy się. Ja pójdę brzegiem na zachód, a ty na wschód. W razie czego jesteśmy w kontakcie. - stwierdził Mark spoglądając na mnie.
- Dobry pomysł. Szybciej uda nam się czegoś dowiedzieć. - odparłam kiwając głową.

Udałam się w swoim kierunku idąc powoli rozglądając się uważnie dookoła. Musiałam szukać czegokolwiek co mogło pomóc w śledztwie. Jakiejkolwiek wskazówki. Miałam też czas, żeby znów przeanalizować to wszystko czego udało mi się dowiedzieć. Ofiara jak na razie wskazała jedną osobę, która mogła mieć coś wspólnego z pobiciem. Jednak ja mimo wszystko nie mogłam w to uwierzyć. Może podchodziłam do tego zbyt emocjonalnie przez to, że znałam dobrze Daniela i nie przeszło by mi przez myśl, że mógłby zrobić coś takiego.

Jednak w takim razie trzeba było ustalić kto inny mógł mieć z tym coś wspólnego.

Zatrzymałam się w pewnym momencie, gdy zobaczyłam czerwoną substancje na ziemii. Pochyliłam się, żeby przyjrzeć się jej dokładniej. Wyciągnęłam z torebki chusteczkę kucając zbierając próbkę po czym schowałam ją z powrotem. Czułam, że to krew, ale musiałam dowiedzieć się czy na pewno należy do Pana Higinsa.
Podniosłam się i zaczęłam się rozglądać. Czułam, że może uda mi się znaleźć coś jeszcze. Podeszłam do drzew znajdujących się w pobliżu. Na jednym z nich było widać zadrapania i kolejne ślady krwi. Oczywiście zebrałam kolejne próbki uśmiechając się do siebie. Teraz musiałam tylko znaleźć kogoś kto pomoże mi dowiedzieć do kogo należy.

- Nie zgubiłaś się mała?

Podskoczyłam przestraszona odwracając się za siebie. Uspokoiłam się nieco, gdy zobaczyłam stojącą kilka metrów ode mnie czarnowłosą dziewczynę, którą spotkałam wczorajszej nocy. Nie miałam problemu, żeby poznać te duże ciemne oczy.

- Nie, doskonale wiem gdzie jestem. - odparłam spoglądając na nią.
- Doprawdy? Więc dlaczego tu jesteś? - zapytała unosząc lekko brew.
- Jestem na tajnej misji. - odpowiedziałam uśmiechając się.
- Mhmm, ciekawe. Dlatego chodzisz sama po lesie? - zapytała.
- Owszem, a ty dlaczego chodzisz sama po lesie? - oddałam pytanie krzyżując ręce na piersi.

Dziewczyna spoglądała na mnie przez chwilę podejrzliwie, ale wciąż jej wzrok był łagodny. Nieufny, ale łagodny.

- Chodzę sobie często tutaj na spacer, ale w przeciwieństwie do ciebie nie rozglądam się po nim w poszukiwaniu krwi. - odpowiedziała uśmiechając się zadziornie.

Westchnęłam odwracając na chwilę wzrok. Czyli jednak widziała, że zbieram próbki. Przez chwilę zastanawiałam się czy powinnam powiedzieć jej prawdę. Może w ten sposób zyskała bym w jakimś stopniu jej zaufanie. Powinnam ich ostrzec, że moja mama się na nich czai. Oczywiście bez przyznania się, że to moja mama.

- Dobrze... Jestem tutaj, ponieważ dwa dni temu został pobity pan Alfred Higins. Staram się ustalić kto za tym stoi. - odparłam spoglądając na nią.
- Tak... Słyszeliśmy o tym. - westchnęła.

Spojrzałam na nią lekko zaskoczona. Nie spodziewałam się, że tak szybko dojdzie ich słuch o tej sprawie. Zastanawiałam się ile tak naprawdę wiedzą i czy wiedzą, że są podejrzani o dokonanie tego pobicia.

- A czy... Wiecie, że podejrzewają o to kogoś z Południa? - zapytałam ostrożnie.

Obawiałam się, że mogę ją tym urazić albo, że pomyśli, iż także ich podejrzewam.

- Tak wiemy... Ale od razu mogę cię upewnić, że żaden z Wilków tego nie zrobił. My nie krzywdzimy bez powodu. - odparła lekko poirytowana.
- Też tak sądzę. Dlatego tutaj jestem i chce dowiedzieć się kto tak naprawdę za tym stoi. Mam dość tego, że o wszystko oskarżani są ludzie z Południa. Chcę udowodnić, że wcale nie są tacy źli za jakich ich mają. - odparłam szczerze spoglądając na brunetke.

Dziewczyna przez dłuższą chwilę patrzyła na mnie zaskoczona. Domyślałam się, że nie spodziewała się, że to usłyszy. Żaden inny człowiek z Północy raczej by tego nie powiedział. Ale ja byłam inna i chciałam, żeby to dostrzegła. Chciałam im pomóc.

- Mówisz poważnie? - zapytała robiąc kilka kroków w moim kierunku.
- Jasne. Zależy mi na prawdzie. Jakakolwiek by ona nie była, ale przydałaby mi się pomoc. - odparłam uśmiechając się lekko.
- Moja pomoc? - zapytała bardziej zaskoczona.
- Owszem. Ja nie mogę przejść na drugą stronę i poszukać jakiś śladów lub dowiedzieć się czegoś na temat tego pobicia. Możemy działać razem. Ja na Północy, a ty na Południu. Widzę, że zależy Ci na poznaniu prawdy i pokazaniu, że nie jesteście wcale przestępcami. - odpowiedziałam pewnie także robiąc kilka kroków przed siebie.

Brunetka była naprawdę zaskoczona tym co słyszała. Cieszyłam się mimo wszystko, że udało mi się ją zaskoczyć i miałam nadzieję, że może uda mi się zmienić jej nastawienie w stosunku do ludzi z Północy jak próbowałam zmienić nastawienie mojego społeczeństwa. Wiedziałam, że będzie to proces długotrwały, ale byłam dość zdeterminowana.

Dziewczyna jeszcze przez chwilę zastanawiała się nad tym co powiedziałam po czym westchnęła.

- Zgoda. Też chciałabym wiedzieć jaka jest prawda i udowodnić, że to nikt z nas. Będę się rozglądać i zapytam kilka osób czy coś widziały. - odparła.
- Cieszę się. W takim razie spotkajmy się tutaj jutro wieczorem, gdy się ściemni. Opowiem Ci czego uda mi się dowiedzieć. - zaproponowałam nieśmiało.
- Dobry pomysł. W tym samym miejscu jutro po zmroku. Ja także spróbuję się czegoś dowiedzieć. - odparła po czym odwróciła się chcąc odejść.

Przez chwilę miałam zamiar dać jej tak po prostu odejść, ale coś sobie nagle przypomniałam.

- Tak w ogóle... Jestem Lisa! - zawołałam, a brunetka zatrzymała się plecami do mnie.

Stała tak, gdy nagle odwróciła się unosząc lekko kącik ust.

- Jennie. - odparła po czym zniknęła między drzewami.

Zanim odeszła zdążyłam jeszcze zauważyć wyszytego na plecach jej kurtki wilka. Uśmiechnęłam się do siebie po czym odwróciłam się wracając na ścieżkę. Wyciągnęłam telefon pisząc wiadomość do Marka gdzie jestem. Zaczęłam analizować wszystko to czego się dowiedziałam, a przy okazji cały czas mając w głowie obraz czarnowłosej dziewczyny. Cieszyłam się, że zgodziła się mi pomóc. Dzięki niej będziemy wiedzieć jaka sytuacja jest na Południu, a może uda jej się czegoś dowiedzieć.

Po kilku minutach zauważyłam Marka wychodzącego spomiędzy drzew.

- Nie mam nic niestety. Mam nadzieję, że tobie poszło lepiej. - odparł stając naprzeciwko mnie.
- Owszem. Chodź, pójdziemy w jakieś ustronne miejsce i o wszystkim ci opowiem. - odparłam uśmiechając się.
- Mój dom akurat jest pusty. Nie mogę się doczekać aż dowiem się co znalazłaś. - zaśmiał się i razem skierowaliśmy się z powrotem do centrum miasta.

Nie zajęło nam dużo czasu, żeby znaleźć się przed dużą willą, w której mieszkał Mark wraz z rodzicami. Za każdym razem byłam pod ogromnym wrażeniem, gdy ją widziałam. Chłopak nigdy nic nie mówił o tym, a czasami nawet był lekko zawstydzony. Jednak nie miał powodów. Mark był kochanym i miłym stworzeniem. Zawsze starał się pomagać nam jak tylko potrafił i byliśmy mu za to ogromnie wdzięczni.
Zaprowadził mnie do swojego pokoju zamykając drzwi.

- Dobra, to mów co masz. - odparł siadając na łóżku.
- Więc zacznę od tego, że chyba znalazłam miejsce gdzie został pobity pan Higins. - zaczęłam siadając naprzeciwko niego.
- Naprawdę? Znalazłaś jakieś ślady? - zapytał zaskoczony.
- Owszem. - odpowiedziałam zaglądając do torebki wyciągając chusteczki ze śladami krwi.
- O kurcze... - mruknął podchodząc do biurka wyciągając z niego dwa, plastikowe woreczki, do których po chwili włożyłam dowody.
- Krew była na ziemi i na drzewie. Poza tym było odrapane jakby ktoś w nie uderzył czymś. - odparłam spoglądając na niego.
- Czyli mamy prawdopodobnie miejsce zbrodni. Widziałaś coś jeszcze?

Przez chwilę zawahałam się. Nie byłam pewna czy powiedzieć mu o tym, że spotkałam dziewczynę z Południa. Jednak mimo wszystko ufałam Markowi i wiedziałam, że on nikomu nie powie o tym ani słowa. Poza tym pracowaliśmy razem nad tą sprawą, więc musiał wiedzieć.

- Spotkałam tam kogoś. - odparłam spoglądając na niego.
- Jak to? Kogo? - zapytał kompletnie zszokowany.
- Dziewczynę z Południa, która także szuka sprawcy. Chce udowodnić, że nie zrobił tego nikt od nich.
- Tak po prostu chodziła po lesie?
- Szuka tego co my Mark. Obiecała nam pomóc i dowiedzieć się czegoś. Nie rozumiesz? Możemy teraz działać na dwa fronty. My tutaj, a ona na Południu. - odparłam.

Chłopak westchnął zamyślając się. Miałam nadzieję, że zrozumie o co mi chodziło. Ten plan był dokonały i musieliśmy wykorzystać okazję, która nam się przytrafiła.

- Masz rację, ale czy można jej ufać? - zapytał podejrzliwie.
- Nie mam pojęcia, ale nie mamy innego wyboru. Musimy dowidzieć się co tak naprawdę się wydarzyło. - odpowiedziałam.
- Zgoda. Niech będzie. Obyś wiedziała co robisz. - westchnął uśmiechając się lekko.
- Nie martw się o to. Wiem co robię. - odparłam starając się brzmieć przekonująco mimo, iż tak naprawdę niczego nie byłam pewna.

Jednak mimo wszystko byłam na tyle zdeterminowana, żeby pociągnąć te sprawę do końca. Tak długo jak będzie trzeba. Chciałam udowodnić coś reszcie społeczeństwa, ale też sobie. Musiałam pokazać im, że sobie poradzę i że tak naprawdę to ja miałam rację, a moja mama będzie musiała w końcu przeprosić za swoje zachowanie.

- Poza tym... Masz zamiar porozmawiać z Danielem? Albo z Jihyo? - zapytał nieśmiało.
- Będę musiała, ale nie z Jihyo raczej. Pomyśli jeszcze, że podejrzewam Daniela. - odparłam zamyślając się.

Musiałam zrobić to naprawdę delikatnie, żeby nie urazić Daniela ani, żeby nie powiedział Jihyo. Nie chciałam też, żeby zaczął źle o mnie myśleć, bo mimo wszystko lubiłam go i nie chciałam zepsuć naszej relacji. Wiedziałam też jak bardzo mojej siostrze na nim zależało.

- Będę się zbierać. Muszę jeszcze coś ważnego załatwić. - odparłam po chwili wstając z łóżka.
- Jasne, ja napiszę do Seoho i opowiem mu o wszystkim. - stwierdził Mark uśmiechając się.
- Seoho? - zapytałam zdezorientowana.
- Mój wspólnik i twój teraz też. - odpowiedział.
- Ohhh, w porządku. W takim razie zrób to i daj mi znać. Do zobaczenia. - odparłam przytulając go jeszcze po czym ruszyłam do wyjścia.

Udałam się znów do szkoły. Tam była osoba, która mogła mi pomóc. Musiałam jakoś dyskretnie dowiedzieć się do kogo należy krew, którą znalazłam w lesie. Osoba do, której miałam się zwrócić nie powie ani słowa nikomu jeśli ją o to poproszę, a zależało mi na tym, żeby nikt się o tym nie dowiedział, a szczególnie moja mama.

Weszłam do szkoły kierując się do sali chemicznej. Lekcje już się skończyły, więc budynek był praktycznie pusty, jednak wiedziałam, że profesor Kim wciąż tutaj jest. Gdy weszłam do sali uśmiechnęłam się widząc szczupłą brunetke stojącą przy swoim biurku. Zamknęłam drzwi podchodząc do niej.

- Witaj Liso, co mogę dla ciebie zrobić? - zapytała podnosząc na mnie wzrok.
- Czy mogłabym poprosić panią o przysługę? - zapytałam ostrożnie stając przed nią.
- Oczywiście, a o co chodzi?
- Ale chciałabym poprosić panią o całkowitą dyskrecję. - odparłam spoglądając na nią.
- Dobrze, nikt się nie dowie. - pokiwała głową.
- Więc... Byłam dzisiaj w lesie Foxy i znalazłam tam to. - zaczęłam wyciągając z torebki dwa plastikowe woreczki z chusteczkami.

Profesor Jisoo wzięła je do ręki oglądając je z każdej strony po czym spojrzała na mnie zaskoczona.

- Czy to... Krew? - zapytała.
- Tak mi się wydaje. Chciałabym dowiedzieć się do kogo należy, a wiem, że może mi pani w tym pomóc. - odparłam spoglądając na nią błagalnie.
- Dlaczego chcesz to wiedzieć? - zapytała zszokowana.

Westchnęłam wiedząc, że będę musiała jej wszystko wytłumaczyć, bo inaczej mi nie pomoże. Zbyt bardzo mi na tym zależało.

- Dwa dni temu został pobity pan Alfred Higins, a ja staram się dowiedzieć kto za tym stoi. Dlatego byłam na miejscu zbrodni i znalazłam te ślady. - odparłam spoglądając na nią.
- Wiesz, że to może być niebezpieczne Lisa? Twoja mama wie? - zapytała patrząc na mnie zmartwiona.
- Nie wie i niech tak zostanie. Chcę udowodnić, że sobie poradzę i znajdę właściwego sprawcę. Nie to co moja mama.
- No nie wiem Lisa...
- Proszę. Bardzo panią proszę. Naprawdę mi zależy na prawdzie i chce pokazać ją miastu. Wie pani doskonale, że moja mama zrobi wszystko, żeby dowieść, że odpowiedzialny jest za to ktoś z Południa, a ja chce odkryć prawdę jakakolwiek ona będzie. - odparłam przekonująco patrząc na nią.

Kobieta westchnęła zamyślając się. Przez chwilę obawiałam się, że się nie zgodzi. Wtedy miałabym ogromny problem z szukaniem innej osoby, która mogłaby to dla mnie sprawdzić i która nie powiedziała by o wszystkim mojej mamie. Profesor Jisoo była moją tak naprawdę jedyną nadzieją.

- Zgoda. Zgłoś się do mnie za dwa dni. Wtedy powinny już być wyniki. - westchnęła zabierając dowody.
- Dziękuję. Naprawdę nie wiem jak mam pani dziękować. - odparłam uśmiechając się szeroko przytulając ją odruchowo.
- Nie ma za co. Tylko nie wpakuj się w jakieś kłopoty. - odparła kładąc dłonie na moich ramionach.
- Obiecuję. Do zobaczenia i dziękuję jeszcze raz! - zawołałam wybiegając z sali.

Tego dnia jeszcze nie wiedziałam o tym, żeby nie składać obietnic, których potem nie możesz dotrzymać.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top