WAKACJE

❝ Śmiech to natychmiastowe wakacje

~~~~<•>~~~~

— Ale Panie Stark, dlaczego? — spytał młody chłopak, już chyba piąty raz.

— Mówiłem już ci. Nie i koniec — odparł znudzony miliarder, siadając na błękitnej kanapie i starając się ignorować Peter'a, co było naprawdę trudne.

— To nie jest argument przeciw — mruknął, siadając obok i zakładając dłonie na piersi.

Spojrzał na wyłączony telewizor i westchnął cicho. Gdy Tony nie zareagował, Peter ponownie westchnął tym razem nieco głośniej. Spojrzał na Tony'ego, ale ten wydawał się w ogóle go nie słyszeć. Parker siedział obrażony na kanapie, dopóki do pomieszczenia nie wszedł Bucky.

— Panie Bucky? — spytał Peter, zerkając na mężczyznę.

— Wystarczy Bucky — powiedział z uśmiechem, patrząc na Starka, który mimo, że udawał, iż nie jest zainteresowany, przysłuchiwał się ich rozmowie.

— Pójdzie pan... To znaczy pójdziesz ze mną na plażę? — zadał pytanie, patrząc na niego z nadzieją. Barnes poczochrał mu włosy i przytaknął.

— Młody wracaj do pokoju, nigdzie nie pójdziesz — odezwał się Strak, wstając.

— Przecież z nim będę Anthony. — Bucky uśmiechnął się do Peter'a, chcąc przekonać Starka do zgody.

— I tego właśnie się boję — westchnął. — Ale przyda mu się trochę słońca, więc pójdę z wami — powiedział po chwili namysłu, kierując się w stronę wyjścia. — Steve też idzie. — Zdecydował, gdy zasypany Rogers zszedł na dół.

— Gdzie idę? — spytał, unikając wzroku Buck'a.

— Na plażę — odezwał się podekscytowany szesnastolatek.

XXX

Cała drogę do nadbrzeża trójka mężczyzn milczała, słuchając zachwytu Parker'a, którego ekscytował nawet brak chmurki na niebie.

Anthony był zajęty obmyślaniem planu, by w końcu poinformować innych o tym jak zgładzić, to coś, co zaatakowało bezbronne dziecko, nazywane Peter'em Parker'em. Na razie jego pomysł opierał się na ataku i nie pozwoleniu, by ktoś z nich zginął. Tak, plan idealny.

Steve myślami cały czas wracał do nocy, gdy spał razem z Bucky'm. Nieprzerwanie zaprzątał sobie głowę nierównym oddechem i przyspieszonym bieciem serca, gdy był obok zimowego żołnierza.

Natomiast Barnes zastanawiał się dlaczego Steve cały czas go tak unika, nie mówiąc mu nawet 'cześć'. Druga sprawa, która go męczyła była związana ze Starkiem. Nie miał pojęcia dlaczego, ale czasami ciężko było mu odwrócić wzrok od mężczyzny.

Nagle Peter zaczął biec w kierunku morza z szerokim uśmiechem. Stark popatrzył na niego zatroskanym wzrokiem i już miał iść za nim, ale Rogers go uprzedził.

— Ja pójdę — powiedział, zdejmując koszulkę i rzucając ją Starkowi. Miliarder od razu ją z siebie zrzucił i skierował się w stronę jednej z parasolek, dających cień w ten upalny dzień.

— Idziesz? — zadał pytanie, zerkając na Bucky'ego, wpatrującego się w morze. Gdy Barnes nie odpowiedział Tony miał zamiar odejść, ale usłyszał cichy głos mężczyzny.

— Pięknie tutaj. — Stark wywrócił oczami na to stwierdzenie, ale, gdy spojrzał na Barnes'a nagle zamilkł i nawet nie wiedział dlaczego.

Przytaknął, patrząc na jego profil jak zaczarowany i chociaż nie chciał się do tego przyznać, nie potrafił oderwać od niego wzroku.

— Chodź — mruknął Stark, wyrywając siebie i Buck'a z ich umysłów. Zimowy żołnierz spojrzał na niego z uśmiechem i ruszył w jego kierunku.

Szli powoli, delektując się, promieniami słońca, które przyjemnie grzały ich plecy. Szli blisko siebie, może nawet trochę za blisko, ale jakoś im to nie przeszkadzało.

— Steve ostatnio cały czas mnie unika. — Wyznał Bucky, zerkając w stronę morza.

— Nie dziwię mu się — odparł żartobliwie Tony, ale, gdy zobaczył, że Buck'owi nie jest do śmiechu, postanowił zrobić coś, czego normalnie, by nie zrobił. — Nie wie co traci, powinien cie wspierać — odezwał się, czując dziwną dla niego, radość, gdy zobaczył uśmiech mężczyzny obok niego.

Nieświadomie chwycił jego dłoń i ruszył biegiem do najbardziej oddalonego miejsca na plaży. Gdy już się tam znalazł posłał mu tajemniczy uśmiech, nadal nie puszczając jego dłoni, co sprawiło, że Barnes delikatnie się zarumienił.

— A ty co taki czerwony? — spytał Tony, skanując jego twarz.

— To od słońca — odpowiedział natychmiast, po czym wybuchnął śmiechem, zabierając dłoń. Stark dołączył do niego, a resztę dnia spędzili na rozmowach i śmiechach.

~~~~<•>~~~~

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top