ROZMOWA
❝ Najlepsze rozmowy są nocą, gdy człowiek nie ma już sił by kłamać ❞
~~~~<•>~~~~
Rankiem, w wieży Starka, przeważnie panował spokój. Nikt z mieszkańców nie był rannym ptaszkiem. Prawie nikt, wyjątkiem był Steve, który codziennie biegał, a gdy Tony pytał dlaczego kapitan tak się torturuje, ten odpowiadał, że dla niego to przyjemność. Stark, nawet choćby chciał, to nie potrafił wyobrazić sobie jak można wybrać ćwiczenia zamiast spokojnego warsztatu.
Popołudniami jednak było inaczej. Wszyscy siadali w jadalni do wspólnego obiadu, który nie zawsze mijał w dobrym humorze. Mimo to nikt nie ośmielił się jeść w innym pomieszczeniu w samotności. Zwłaszcza po tym jak Tasha zauważyła, że wszyscy się od siebie oddalają i zarządziła wspólne obiady. Kilka osób na początku się spierało, ale, no cóż, przekonali się, że z czarną wdową lepiej się nie kłócić.
xxx
— Tony — zaczął Steve spoglądając na niego, gdy powoli kończył swój posiłek. Stark spojrzał na niego, więc Kapitan Ameryka trochę nieśmiało kontynuował. — Bo ten, pomyślałem, że ten... Pamiętasz Bucky'ego? — spytał, rumieniąc się delikatnie, gdy wyczuł na sobie ciekawskie spojrzenia Avengersów.
— Tak, pamiętam — odparł od niechcenia, ignorując karcące spojrzenie wdowy, gdy oparł twarz na dłoni. — Co tym razem zrobił? — zadał pytanie, nie siląc się na wrogi ton głosu, co z pewnością zbiło z tropu kilku osobników.
— Em... nic. Tak właściwie to... chciałem się zapytać czy przez jakiś czas nie mógłby zamieszkać tutaj — przygryzł wargę, jeszcze bardziej się rumieniąc. — Wiem, że go nienawidzisz, ale to mój przyjaciel i... i teraz ma trudny okres, a ja nie mogę patrzeć jak się męczy... Tylko na tydzień lub dwa — dodał, a w jego głosie można było usłyszeć nutkę błagania.
Po jego wypowiedzi nastała cisza. Steve siedział ze spuszczoną głową, Tony wpatrywał się w niego, a Clint szturchał Natashę pod stołem, chcąc zwrócić na siebie jej uwagę.
— Jak myślisz, zgodzi się? — spytał szeptem, ta kiwnęła głową w potwierdzeniu. — Ja myślę, że nie — odparł od razu.
— Zakład? — Tasha spojrzała na chwilę na Tony'ego, po czym powróciła wzrokiem do Bartona i posłała mu porozumiewawcze spojrzenie. Złączyli dłonie. — O to co zawsze?
— O to co zawsze — przytaknął mężczyzna, a Bruce wywracając oczami " przeciął " ich dłonie. Nagle Tony wstał z krzesła, dziękując za posiłek i udał się w stronę wyjścia. Steve westchnął z rezygnacją, gdy nagle iron man odwrócił się i odezwał.
— Zgadzam się — powiedział, po czym wyszedł i ruszył w kierunku swojego warsztatu.
Na twarzy Steve'a pojawił się delikatny uśmiech i od razu ruszył do Bucky'ego chcąc go poinformować o przeprowadzce. Clint siedział z szeroko otwartą buzią, z szokiem z twarzy, a Romanoff posyłała mu uśmiech zwycięzcy.
— Naprawdę nie możesz mu odpuścić choć ten jeden raz? — Bruce, wiedząc o co ta dwójka się zawsze zakłada, chciał chociaż jeden raz uratować siebie, jednak poszerzający się uśmiech i załamanie na twarzy łucznika, przekonywało go w tym, że tym razem nie będzie inaczej. Czasami naprawdę nie rozumiał tej dwójki, niby groźni mordercy, a zachowywali się jak dzieci.
xxx
Późnym wieczorem, w salonie, Bruce wraz z Natashą siedzieli na kanapie i czekali na Clinta, który przegrał zakład. Kiedy Barton w różowym stroju wróżki, tanecznym krokiem wszedł do pomieszczenia, Banner zaczął żałować, że kilka miesięcy temu zgodził się wziąć w tym udział, niestety później nie potrafił się z tego wykręcić i, tak oto, został oficjalnym sędzią.
W tym samym czasie Kapitan Ameryka niepewnie wszedł do Tony'ego, który jak zwykle ubrany w szare dresy i jakąś ciemną podkoszulkę siedział w garażu.
— Cześć — zaczął cicho, siadając na kanapie i patrząc na mężczyznę, który zdawał się go nie słyszeć, gdy majstrował coś przy swojej zbroi. W rzeczywistości jednak wiedział, że wynalazca go słucha i nigdy nie odpowiada, gdy nie ma takiej potrzeby. Kapitan przetarł twarz dłońmi. — Właściwie dlaczego się zgodziłeś? — spytał po chwili. To pytanie zdziwiło Tony'ego, tego to się nie spodziewał. Powoli się odwrócił i założył ręce na piersi, patrząc na swojego towarzysza. — Przecież ty go nienawidziłeś...
— Tak, to prawda, nienawidziłem - przerwał mu wynalazca i podszedł do swojego barku, po czym wyjął szkocką, nalewając ją do dwóch kieliszków zaczął mówić dalej. — Ale zrozumiałem, że to tak naprawdę nie jego wina. Nie był sobą. Po za tym jakiś czas temu spotkaliśmy się i mnie przeprosił — Tony zamilkł na chwilę, wracając myślami do tamtej chwili.
Spotkali się w parku, gdzie Tony był umówiony z Peterem, a Bucky spacerował obserwując szczęście innych. To był przypadek. Wpadli na siebie, gdy obaj nie patrzeli przed siebie, tylko rozglądali się na różne strony.
— Przepraszam — burknął ktoś w kierunku Tony'ego. Mężczyzna nie rozumiał dlaczego ta osoba przeprasza, przecież wina była po obu stronach. Spojrzał na osobę przed nim i zamarł widząc metalowe ramię. — Anthony?
— James — wysyczał miliarder. Zrozumiał już dawno, ale nadal nie potrafił na niego spojrzeć.
— Właściwie cieszę się, że cię widzę — zaczął Barnes, spoglądając w ciemne oczy Starka, który patrzył na niego złowrogo. — Po prostu mnie wysłuchaj i nie przerywaj - dodał, gdy zauważył, że wynalazca otwiera usta. — Proszę.
Tony kiwnął głową pognalająco.
— Myślałem kilka dni temu, że jestem gotowy, aby z tobą porozmawiać, ale teraz, gdy stoję przed tobą wiem, że nigdy nie będę na to gotowy. Chciałem, żebyś wiedział, że żałuję, naprawdę żałuję tego co zrobiłem, nawet jeżeli nie byłem wtedy sobą. To mnie nie usprawiedliwia. Przepraszam Anthony. Wiem, że najpewniej mi nie wybaczysz, ale naprawdę mi przykro. Nie wiem czy ja byłbym w stanie przebaczyć mordercy swoich rodziców, ale przecież ty nie jesteś mną — zakończył pocierając ze zdenerwowania kark. Poplątał się we własnych słowach i sam nie wiele z tego zrozumiał.
Stark prychnął zakładając ręce na piersi.
— Wybaczyłeś mu? — spytał Rogers nieco nerwowo zakładając nogę na nogę, Trochę obawiał się odpowiedzi przyjaciela i zastanawiając się czy to przez Tony'ego, Bucky ostatnio ma gorsze dni.
— Tak — powiedział Stark, a widząc niedowierzające spojrzenie przyjaciela wywrócił oczami. — Mama mi zawsze mówiła, że przepraszanie nie jest ujmą na honorze, a ten, kto wybacza jest wielkoduszny * — dodał wyjaśniając.
Kapitan wstał w tamtym momencie z kanapy i podszedł do Tony'ego.
— Jesteś niesamowity, Tony — poklepał go po ramieniu.
— Tak, tak, wszyscy to wiemy — odpowiedział, dając tym samym uprzejmy znak, że Steve powinien już stąd pójść. Na szczęście Rogers zrozumiał i chwilę później Tony został sam.
Pogrążył się w swoich myślach co jakiś czas popijając szkocką, gdy te stały się zbyt natarczywe. Uświadomił sobie, że nie jest gotowy, by już jutro znów zobaczyć te brązowe oczy.
~~~~<•>~~~~
* cytat z filmu "Czasem słońce czasem deszcz " - jeżeli ktoś lubi wyciskacze łez, nie będącymi równocześnie kolejnym filmem o raku, to naprawdę polecam. Nie da się na nim nie płakać, a po jego obejrzeniu nie sposób patrzeć na niektóre sprawy tak samo. W dodatku jest to także film z humorem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top