PLAN STARK'A
❝ Wczorajszy żal, dzisiaj powinien być tylko wspomnieniem ❞
~~~~<•>~~~~
Wieść o śmierci Natashy, wstrząsnęła każdym. Nawet Loki miał gorszy humor. Uważał, że czarna wdowa to jedyna osoba, z którą mógł normalnie porozmawiać, i która dobrze ukrywała chęć mordu na nim.
Thor na początku nie potrafił w to uwierzyć. Następnie ogarnął go smutek i złość, która pchnęła Odinson'a do Asgardu. Podjął tę decyzję pod wpływem gniewu i jej nie żałował, bo w swoim mieście mógł dowiedzieć się czegoś więcej o bestii.
Pepper Potts musiała być silna, ale strata przyjaciółki mocno w nią uderzyła. Płakała kilka godzin, ale w końcu wyszła ze swojego pokoju z podniesioną głową. Wiedziała, że nie może się załamać. Nat by tego nie chciała.
Clint Barton starał się nie płakać. Starał się powstrzymać łzy, ale gdy znalazł się w swojej sypialni, trzymając w dłoniach koszulkę kobiety, nie potrafił. Przed oczami widział zakrwawioną Natashę i jej oczy, przepełnione pustką. To było dla niego zbyt ciężkie.
Bruce Banner, jak większość avengersów, przyjaźnił się z czarną wdową. Jednak zaraz po łuczniku, był on jej najlepszym przyjacielem. Spędzali ze sobą bardzo dużo czasu. I był do niej przywiązany jak nikt inny, ale w całej tej rozpaczy, jako jedyny dojrzał światełko w tunelu.
Peter Parker był nadzwyczaj wrażliwym nastolatkiem. Płakał jak małe dziecko w ramionach Steve'a, który jako jedyny starał się mu pomóc, i rozumiał jak to jest, gdy boli nawet śmierć mrówki. Rogers wiedział, że to niczyja wina, ale z głowy nie potrafił się pozbyć myśli, że gdyby Barton nie zabrał kobiety na spacer, wciąż by żyła.
Jednak to Tony Stark, był największą zagadką. Gdy dotarła do niego ponura wiadomość, nic nie mówiąc zamknął się w sypialni, z której nie wychodził, przez kilka następnych godzin.
Pozostała trójka, siedziała w salonie, by dodać sobie, choć odrobinę otuchy. Peter siedział wtulony w Rogers'a, a Bucky patrzył się tempo w ścianę. Może nie było tego po nim widać, ale śmierć wdowy też go zbolała.
— Pójdę sprawdzić co z Tony'm — powiedział Barnes, wstając z kanapy.
Sam nie wiedział czy martwi się o Stark'a, czy jest to po prostu odciągnięcie myśli od Nat. Steve spojrzał na niego i kiwnął delikatnie głową. Gdyby nie ta sytuacja, już dawno porozmawiałby z nim o swoich uczuciach, ale teraz nie potrafił o tym myśleć.
James powolnym krokiem szedł w kierunku sypialni Stark'a. Miał nadzieję, że Tony go wpuści bez żadnych problemów. Na szczęście, gdy podszedł do drewnianych drzwi, te były delikatnie uchylone, zupełnie tak, jakby zapraszały do środka. Bucky pchnął je delikatnie, po czym wszedł do środka. Rozejrzał się po sypialni, ale nie ujrzał nigdzie mężczyzny.
Barnes usiadł na łóżku i wtedy z łazienki wyszedł Tony. Miał na sobie szare dresy i nieco przydługą, czarną bluzkę. Pierwszą myślą Buck'a było to, że Stark wygląda nawet uroczo, ale szybko ją odegnał, gdy w ręku zobaczył whisky i opuchnięte oczy mężczyzny.
— Co tutaj robisz? — spytał, podchodząc do niego.
Rzucił się na łóżko obok, ukrywając twarz w poduszce. Chciał w ten sposób ukryć łzy, które pojawiły się już któryś raz, dzisiejszego dnia.
— Przyszedłem spytać, jak się czujesz — oznajmił cicho Bucky. Mówiąc to było mu strasznie głupio i nie miał pojęcia dlaczego.
— Dobrze — powiedział Stark. Jego głos został stłumiony przez poduszkę, ale Buck zrozumiał. Kiwnął głową i wstał z zamiarem wyjścia. No bo, co miał tam robić?
Gdy Tony poczuł, że materac obok niego już się nie ugina, uniósł delikatnie głowę. Spojrzał na odchodzącego Bucky'ego i westchnął cicho.
—Dlaczego wszyscy mnie opuszczają? — Usiadł na łóżku, wpatrując się w komodę przed sobą. Barnes na te słowa się zatrzymał i zdziwiony spojrzał na mężczyznę.
— Co?
Tony powoli zwrócił swój wzrok w kierunku Barnes'a i pchnięty impulsem, zaczął mówić.
— Natasha była dla mnie ważna... — Bucky, słysząc to, zawrócił i usiadł na krześle przy biurku. — Nie traktowałem jej jak inne. Może na początku chciałem się z nią przespać, ale szybko to minęło. Była osamotniona, jak ja i może to sprawiło, że się do niej przekonałem? — spytał sam siebie, zerkając na Buck'a. — Zacząłem traktować ją jak siostrę... A ona mnie opuściła. Tak jak rodzice i Steve, tak on wrócił, ale chyba mu jeszcze tego nie wybaczyłem. Wszyscy, którzy są dla mnie ważni, odchodzą... — mruknął, popijając whisky.
Barnes nie bardzo wiedział co ma powiedzieć. Siedział i patrzył na Stark'a, który z każdą chwilą załamywał się coraz bardziej.
— James?
— Tak, Anthony? — spytał cicho.
— Też mnie zostawisz? — zadał pytanie, obserwując Buck'a, który delikatnie się spiął.
— Nie — odpowiedział, posyłając mu delikatny uśmiech. Tony odwzajemnił go z ulgą.
W tej sytuacji potrzebował zapewnienia.
~~~~<•>~~~~
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top